Ballada o rozkoszy pedagogicznego spotkania

Z licznych profesji, którymi trudnię się w życiu, wciąż najbardziej cieszy mnie pluszowa rozkosz pedagogicznego spotkania, ten moment niemal mistyczny, kiedy to spragnione studenckie umysły łapczywie pożądają kropel z dydaktycznego strumienia i wyciągają ku nim gliniane naczynia własnej ciekawości, oni tak wybiegają na te akademickie pastwiska jak owce na pierwszą wiosenną trawę po zimie, dech im zapiera na widok tych wszystkich świeżych pąków statystycznych faktów, owoców spuchniętych od słodkiego nektaru teorii, nieśmiałych przebiśniegów pierwszej estymacji odchyleń standardowych.

I oto jestem ja wśród tych intelektualnych jagniątek pierwszego roku studiów, urodzonych – tak swoją drogą – w roku 2000, co nie ma zupełnie związku z tą historią, ale bardzo chciałam Wam o tym napisać, na wypadek gdybyście wciąż jeszcze sypiali w łóżkach, a nie w trumnie jak każdy stary człowiek, co zasypia tuląc się do gromnicy, na poduszce zrobionej z własnego testamentu.

I ja najbardziej lubię ten moment, kiedy to maluję im oszałamiające pejzaże naszej wspólnej uczelnianej drogi, cierpliwie opisuję wszystkie piękne miejsca statystycznych wzruszeń, które odwiedzimy, precyzyjnie plotę finezyjny ścieg równań, teorii i współczynników, które na końcu ułożą się w obezwładniająco piękny kształt statystycznego wnioskowania. No, bardzo lubię ten moment, on zawsze mnie wzrusza, już pod koniec tej opowieści to ja łzy przełykam, emocje to mam wyrysowane na policzkach jakby grubym mazakiem, ja tak opowiadam i potem zawsze jest ten jeden moment, kiedy ktoś ma pytanie, i ja przerywam na chwilę ten brawurowy sonet statystycznych wzruszeń, ja zwalniam na chwilę przyśpieszone bicia słuchających mnie serc, rzeczywiście już mówię godzinę, więc może czas na piękną kropkę nad tym koronkowym zdaniem, a wtedy ten człowiek mówi, że on bardzo przeprasza, ale musi wiedzieć – w jednym semestrze, to ile można mieć nieobecności?

9 komentarzy

  1. _hola.paola_

    18 września 2017 o 08:40

    Kluczowe pytanie.

    Odpowiedz
  2. Justyna Niewęgłowska

    18 września 2017 o 11:36

    No wiadomo, to i “Lectio prima brevis est vel nulla” (albo “Lectio prima lectio ni ma” ehehe żarty łacinników) to podstawa rozpoczęcia roku akademickiego.

    Odpowiedz
    • e-milka

      19 września 2017 o 17:00

      No i musialam sobie sprawdzic w gtranslatorze, czy to ten cytat oznacza to co mysle (brevis mi sie jednak kojarzylo, wiadomo vita brevis). Jak ten blog Janiny i komentarze pod nim ubogacaja intelektualnie! A ja, ze tak powiem, stopien nizej w systemie edukacji i zaczelam z kopyta, by grupe od razu ujarzmic i pokazac im, gdzie jest ich miejsce. Ale jak juz bede kompetentna nauczycielka, tzn. ujarzmiac bede sama wiedza o przedmiocie, to zastosuje sie do tej maksymy. 🙂

      Odpowiedz
  3. Ewa Szadkowska

    18 września 2017 o 14:03

    Ale ogólnie to dobrze, że ludzie… studenci zadają pytania.

    Odpowiedz
  4. Magdalena

    18 września 2017 o 19:47

    Moim ulubionym pytaniem jest “Czy są wejściówki na tych laboratoriach?”. Bo wiem, że to tricky pytanie na które odpowiedź na zawsze określi moje miejsce wśród prowadzących (cool, spoko, robi wejściówki) i miejsce przedmiotu na liście “najmniej pluszowe zajęcia w tym roku”.

    Odpowiedz
  5. Ruda Blondynka

    18 września 2017 o 23:08

    Ja przepraszam, że tak może luźno związane z tematem, ale JAK MI SIĘ CIEPŁO I PLUSZOWO na serduszku mym zimnym zrobiło, że utraciłam już status studenta. Co prawda teraz mnie będą trudne pytania zadawać, ale jak mnie ten awans społeczny w tyłek kopnął, to wiem tylko ja. Przez całe studia mnie tyle szacunku nie spotkało, co w ciągu ostatniego miesiąca przy odbieraniu/załatwianiu papierów do roboty. Byłam w szoku :D.
    Ale spokojnie, w sobotę mam taki wielki, wyjechany w kosmos egzamin ‘z całej radosnej sześciolatki’, podobno czeka nas plejada atrakcji, znowu mi zapobiegawczo pokażą, gdzie moje miejsce! (kciuki mile widziane, nie żebym się bardzo dopominała, ale umówmy się – egzamin w SOBOTĘ to już trzeba foki w sercu nie mieć).
    Oraz – dzie moja gromnica, właśnie miałam się kłaść…

    Odpowiedz
  6. ladyM

    21 września 2017 o 11:13

    W 2000 roku?! Biorę się za spisywanie testamentu 🙁

    Odpowiedz
  7. Beata Redzimska

    22 września 2017 o 08:40

    Bo statystycznie, w gronie rozanielonych sonetow, zawsze znajdzie sie jakis pragmatyk i wrzuci taki malutki bemol. Az zrobi sie niesmaczny dysonans. Pozdrawiam serdecznie Beata

    Odpowiedz
  8. ja 2.0 (bo zapomniałem hasła)

    26 września 2017 o 16:17

    Kiedyś nie mogłem znaleźć obrazka o optymalizacji mycia naczyń, a teraz przypadkiem się sam znalazł. Tzn. nie obrazek tylko “artykulik” z obrazkami – pewnie dlatego nie mogłem wtedy znaleźć: http://joemonster.org/art/21127/Prosty_trik_dla_osob_ktore_nienawidza_zmywac_naczyn Nie bardzo chce mi się szukać tamtej notatki, ale do leniwych studentów też pasuje.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *