Delegacja intelektualna z mojej planety-matki

Ostatnio w pracy przytrafiło mi się coś ekstremalnie rozkosznego, tylko trochę mniej pluszowego niż ten moment, gdy mój szef przyniósł mi dwanaście muffinów pozostałych po konferencji i trochę bardziej niż ten, gdy w połowie konsumpcji powiedział mi, że one są z zeszłego tygodnia. Otóż: przyjechała do nas delegacja! Przyjechała do nas delegacja intelektualna z innego uniwersytetu, i ja jak tylko o tym usłyszałam, to natychmiast zrobiłam to, co co robię zawsze w przypadku wszelkich wizytacji i audytów, to jest poszłam do biblioteki wypożyczyć dużo książek, żeby następnie poustawiać je sobie na biurku i wyglądać na mądrą.

No i przyjechała jednoosobowa delegacja, w postaci bardzo miłej pani profesor, a musicie wiedzieć, że życie to mnie ostatnio miło łaskocze po piętach, bo jak mój szef przyszedł mi ją przedstawić, to jakimś cudownym zbiegiem okoliczności faktycznie miałam na ekranie jakieś tabelki i dane, a nie że alpaki w wiankach.

Następnie zaś pani spytała, czy chcę zostać jej najlepszym przyjacielem, trzymać jej dziecko do chrztu i przyjść do niej na Wigilię, to znaczy – tak to brzmiało w mojej głowie, jakbyśmy właśnie wylały fundamenty przyjaźni na całe życie i wzniosły mury świątyni wzajemnego przywiązania, a tak naprawdę to ona spytała, czy mogłabym jej pokazać, gdzie tu można coś zjeść, bo jest trochę głodna.

I idziemy do kawiarni, i rozmawiamy, i ja jej opowiadam, że najbardziej na świecie to mnie jarają wszystkie zagadnienia metodologiczne związane z badaniami ankietowymi, o mój boże, mnie to tak bardzo jara, że jak ja czasem widzę ankieterów na ulicy i oni mnie akurat nie zaczepią, to ja chodzę tam i z powrotem kilka razy, krążę dookoła nich niczym sokół, dopóki mnie nie zauważą i nie ze chcą przeprowadzić ze mną tej ankiety, a ta miła pani mówi, że ona też totalnie kocha badania ankietowe i jeszcze pyta jaki jest mój ulubiony błąd poznawczy, a ja mówię, że efekt społecznych oczekiwań, bo uważam, że ludzie darzą jakąś nieuzasadnioną uwagą efekt ankietera, a mnie się wydaje on aż nazbyt oczywisty, a ona mówi, że totalnie, jej też efekt ankietera wydaje się nazbyt oczywisty, a ja jej jeszcze mówię, że najbardziej na świecie lubię, jak ludzie mnie proszą o wypełnienie jakichś swoich ankiet i ja je zawsze wypełniam, a potem spisuję listę rzeczy, które zrobili w tej ankiecie źle i im wysyłam, ale nikt mi nigdy nie odpisuje i mnie zawsze jest bardzo przykro, a ona mi mówi, że ona też tak zawsze robi, no i generalnie to my się tak wspólnie taplamy w tych wodospadach łez wzruszenia i jesteśmy jak takie bliźniaki metodologicznego entuzjazmu odnalezione po latach, i my tak się nawzajem jaramy, a wszystkiemu temu przygląda się mój student, w ciszy, tak sobie je bułkę i patrzy, on tak patrzy, jakby właśnie wylądował na dzikim lądzie i po raz pierwszy w życiu zobaczył hipopotama, i nie mógł zrozumieć kto i dlaczego tak utuczył tego kota. I w końcu ja mówię tej miłej pani, że muszę iść, bo muszę przygotować prezentację, a ona mnie pyta o czym ta prezentacja, a ja mówię, że o operacjonalizacji zmiennych, a ona mówi, że uwielbia operacjonalizację zmiennych, NO RACZEJ!!!!!!!

Poszła, ja zostałam. Student też został, on wciąż stoi, patrzy na tego hipopotama rzeczywistości, żuje tę swoją bułkę, mówi:

– That was the saddest thing I’ve ever seen.

A potem pyta mnie, czy mam wolną chwilę, trzy minutki mi zajmie, a ja mówię, że mam, a on wtedy mówi, żebym poszła za nim, więc idziemy, kilka metrów przeszliśmy, do drzwi wyjściowych, i wychodzimy na kampus, stoimy, on pyta:

– You see that?
– What exactly? – proszę o doprecyzowanie, a on wtedy robi taki zamaszysty ruch ręką nad całym akademickim krajobrazem, on pokazuje mi te wszystkie uczelniane włości jak Mufasa w “Królu lwie”, w końcu oświadcza:

– Real life. You should try it some time.

6 komentarzy

  1. Katarzyna S

    16 sierpnia 2017 o 20:28

    Uf, w końcu wyszłam na prostą z czytaniem wszystkich postów. Niedawno odnalazłam tego bloga i zaczęłam jak należy – czyli od początku. Czyli mniej więcej od takiego momentu kiedy mój mózg wolny był jeszcze od labradorów, Wojtków i grawitacji kanapowej. Po tej długiej podróży przez posty ostatnich lat mogę z całą stanowczością stwierdzić, że mój świat był do tej pory totalnie bezsmakowy, jak lody po znieczuleniu u dentysty. Dzięki Janina że jesteś. Masz nową oddaną fankę 🙂

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      16 sierpnia 2017 o 22:19

      Jak lody po znieczuleniu u dentysty!!! <3 TO NAJWSPANIALSZE PORÓWNANIE, dziękuję!

      Odpowiedz
  2. e-milka

    26 sierpnia 2017 o 07:49

    Real life is totally overrated!

    Odpowiedz
  3. Claude

    28 sierpnia 2017 o 14:15

    Janino, pomóż! Jakiś czas temu zaliczyłam 2 semestry z metodologii i do tej pory nie potrafię sobie poradzić psychicznie z utratą wiary w “badania naukowe”. Jak czytam prasę, albo oglądam telewizję śniadaniową i słyszę o “badaniach naukowych” które dowodzą, że: (i tu następuje opis niezawodnego, bo popartego odkryciami zagranicznej myśli naukowej, sposobu na raka lub owocny związek), to dostaję nerwowej czkawki. Zanim poszłam na studia, nikt mnie przed tym nie ostrzegał. Jak żyć?

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      28 sierpnia 2017 o 23:19

      To to złe zajęcia z metodologii były, jeśli utraciłaś wiarę w badania naukowe. Powinnaś była utracić wiarę w ŹLE PRZEPROWADZONE badania naukowe i myśleć z jeszcze większą czułością o tych prawidłowych metodologicznie.

      Odpowiedz
      • Claude

        29 sierpnia 2017 o 10:09

        No właśnie tam dowiedziałam się, że badania prawidłowe metodologicznie są rzadsze niż student, który coś zrozumiał z zajęć i jak mi się na przykład wydaje, że ankieta jest przyzwoicie przeprowadzona, to najpewniej dlatego, że jestem niedouczona. Teraz już żadnym badaniom nie wierzę, dopóki nie przeczytam jakiegoś budzącego zaufanie (objętością i ilością sylab w wyrazach) opracowania na ten temat. Najlepiej żeby było po niemiecku. A trudno tak żyć, jak już nawet amerykańskim naukowcom nie można wierzyć na słowo, że nie wspomnę o takich upadłych autorytetach, jak Polskie Towarzystwo Stomatologicze. ._.
        Trudno, tej traumy nic już nie cofnie (może spróbuję ubiegać się o jakąś rentę), ale może by chociaż na kogoś wpłynąć, żeby umieszczali ostrzeżenia na podaniach na studia? Może mniej studentów by wtedy wybiegało z płaczem z sal wykładowych?

        Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *