Gerber na głowie, trauma w muzeum i człowiek-syrena

Najbardziej w życiu to mnie zawsze przerażały niemowlaki z kwiatkami na głowie. Nie, serio, przecież to nie ma żadnego sensu, jak widzę takiego niemowlaka z gerberem na czole, to od razu myślę sobie o tym, że to nie może być zdrowe, ludziom z reguły nie rosną gerbery na głowie, a jeśli rosną, to chyba wcale nie jest dobrze. Korzystając z okazji, chciałabym też zaznaczyć, że wsadzanie niemowlaka do koszyka też nie jest spoko.

GERBER
Niemowlaki, gerbery i koszyki stąd i stąd

Jak się nad tym zastanowić, to poradzenie sobie z tą fobią nie było wcale takie proste, bo wymagało ode mnie unikania miejsc, gdzie występują niemowlaki z kwiatkami na głowach w natężeniu znacznym, czyli głównie internetu. To trochę smutek, bo osobiście uważam, że pomimo pewnych zagrożeń w postaci roślin na głowie, internet posiada też szereg zalet, na przykład w postaci kotów czeszących się porem.

kotpor

Chojrakowałam do czasu. Do czasu aż natrafiłam w tymże internecie na coś jeszcze straszniejszego od dziecka udającego roślinę, to jest wegańskie bezy. Musicie wiedzieć, że wegańskie bezy robi się z wody po cieciorce i gdy się o tym dowiedziałam, to – musicie mi uwierzyć – była to najsmutniejsza rzecz, jaką słyszałam w życiu. Potem było jeszcze gorzej. Jak już myślałam, że najstraszniejsze, co mnie w życiu może spotkać, to niemowlak z kwiatem na głowie i wegańską bezą w ręce, to wtedy okazało się, że istnieje też trzecia rzecz, którą muszę dopisać do listy rzeczy na tym świecie, które napawają mnie obezwładniającym lękiem. A mianowicie: sztuka współczesna.

Podstawowy problem ze sztuką współczesną polega na tym, że najczęściej występuje w muzeach. Wiecie co jeszcze występuje w muzeach? Na pewno nie odpowiednia liczba krzeseł. Jedzenie też rzadko. Czyli w sumie jak na siłowni, z tym że w muzeach nie wolno biegać, czyli jednak lepiej. A że do odważnych świat należy, to korzystając z naszego pobytu w Norwegii wyciągnęłam swojego najszczęśliwszego na świecie męża ze śnieżnej zaspy, odkułam go od rzeźby lodowej, przerwałam mu żmudny proces lepienia armii bałwanów, i udaliśmy się do muzeum Edvarda Muncha. Munch to jest ten koleś, który namalował sporo t-shirtów z krzyczącym człowiekiem, a ostatnio też trochę memów w internecie.

Optymistycznie założyliśmy, że to muzeum jest miejscem poważnym, a więc i sztuka będzie poważna, żadne tam kółko na kwadracie, które symbolizuje brutalizm współczesnego kapitalizmu w kruszonce transcendentnej zgnilizny ludzkiej moralności.

10312310853
László Moholy-Nagy, obraz pod zaskakującym tytułem “Yellow Circle

No dobra, jesteśmy w tym muzeum. Na samym wstępie zostaliśmy poinformowani, że to jest taka wystawa łączona i że owszem, znajdziemy tutaj obrazy Muncha, ale wymieszane z pracami trochę bardziej współczesnego artysty, który z samym Munchiem ma wiele wspólnego, na przykład: Munch malował autoportrety, a ten artysta robił dużo selfie. Nic nie zmyślam, tak właśnie napisali. Tylko zapomnieli jeszcze dodać, że ten człowiek to te selfie robił sobie najczęśniej nago i najczęściej z bardzo dziwnymi przedmiotami w miejscach, w których z reguły te przedmioty nie występują. Dobra, nazwijmy rzecz po imieniu – generalnie to ten miły człowiek miał wszystko w dupie i to nie jest metafora.

Cała idea wystawy polegała na tym, że wymieszali te prace tak, żeby człowiek nigdy nie wiedział na co zaraz trafi i nigdzie nie mógł czuć się bezpiecznie. Wyglądało to mniej więcej tak: “Madonna” Muncha – butelka w dupie – “Niepokój” Muncha – dwie butelki w dupie. Na szczęście mąż mój, człowiek niezwykle wrażliwy na piękno, został całkowicie pochłonięty przez obraz kwiatków w wazonie na samym początku wystawy i w tamtym momencie uśmiechał się do nich czule, zupełnie nieświadomy tego, co zobaczy dalej. Tymczasem ja trafiłam na pracę tego drugiego pana, zdjęcie pod tytułem “Bez tytułu 3”, a musicie wiedzieć, że to był tylko element serii, bo były tam też zdjęcia “Bez tytułu 1” i “Bez tytułu 2”, czyli ostateczny dowód na to, że jak człowiek zbyt dużo czasu spędza na zabawach z butelkami w różnych częściach ciała, to potem mu czasu na wymyślanie tytułów nie starcza. Długo się zastanawiałam w jaki sposób przybliżyć Wam piękno tego dzieła sztuki za pomocą niedoskonałego kruszca słów. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to zadanie z góry skazane na porażkę, bo brutalność języka często przegrywa w konfrontacji z delikatną pajęczyną znaczeń artystycznych wypowiedzi. No, ale postaram się. Zdjęcie wyglądało tak:

na zdjęciu był jeden goły pan, który – jak wynikało ze zdjęcia – przypadkiem usiadł na skórzanym pejczu i tam też mu ten pejcz został, a drugi goły pan na tym zdjęciu bardzo niefortunnie zaplątał się w łańcuchy i skórzane paski, zupełnie tak jak żółwie morskie w plastikowe reklamówki, z tym, że ten pan to akurat zaplątał się w te łańcuchy jądrami. Wiem co sobie teraz myślicie – zastanawiacie się w jaki sposób piękno duchowej relacji artysta-odbiorca ma się obronić przy takim natężeniu surowej brutalności. Otóż nie, nie, już tłumaczę – na tym zdjęciu można było też odnaleźć delikatne nawiązania do koncepcji eudajmonologicznego dobra, co oznacza mniej więcej tyle, że pan w łańcuchach w najlepsze dawał panu z pejczem w tyłku buziaka w siusiaka.

Rozejrzałam się za swoim mężem. Na szczęście wciąż pozostawał przy obrazie kwiatków w wazonie i moglibyście by pomyśleć, że to dlatego, że sparaliżowało go jego piękno, ale ja raczej podejrzewam, że zasnął na stojąco. Ja zaś stałam przed tymi panami, pejczami, łańcuchami, a obok mnie – też przed tymi panami, pejczami, łańcuchami – ojciec z na oko dziewięcioletnim synem, który na owe dzieło sztuki spojrzał, palcem wskazał na zdjęcie i zadał ojcu jedyne słuszne w tej sytuacji pytanie: “Dad, what are they doing?”.

Ojciec milczał. Twarz miał kamienną, ale nie miałam żadnych wątpliwości, że w środku płakał potokami łez. Miałam ochotę go przytulić i powiedzieć mu, że wiem, że w tej chwili trudno mu w to uwierzyć, ale jeszcze kiedyś wszystko się ułoży. Pochylmy się na chwilę z podziwem nad losem tego anonimowego bohatera. Człowiek wstał rano z heroicznym postanowieniem, by przybliżyć synowi kawałeczek lepszego świata, tego co najlepszego w człowieku – piękno, mądrość, wartości malowane pędzlem cudzego talentu. Mógł kazać mu czytać biografie malarzy na wikipedii, ale nie, wybrał trudniejszą drogę, wybrał się z synem do muzeum. Błąd, którego najpewniej już nigdy w życiu nie popełni.

Słuchajcie, Europa nigdy nie wyjdzie z kryzysu demograficznego, jeśli będziemy rzucać rodzicom, cichym bohaterom codzienności, kłody pod nogi w postaci takiej sztuki. Wiem o tym, bo gdy zobaczyłam kątem oka, że mój delikatny jak sernik mąż skończył już obcować z kwiatkami w wazonie i zbliża się do mojej części wystawy, to też musiałam interweniować. Rzuciłam się na niego jak lwica i przygwoździłam go do ściany. Nie chcesz tam iść, Wojtuś – wyjaśniłam mu – to jest taka część muzeum, gdzie panowie robią dziwne rzeczy, gdzie rozpadają się rodziny, gdzie ojcowie zaczynają żałować, że te kilka lat wcześniej nie chciało im się skoczyć na stację benzynową po prezerwatywy. W tej części muzeum – wyjaśniłam Wojtkowi – jest sztuka współczesna.

Tyle dobrego, że obecnie nie musimy się ograniczać do przestarzałych form artystycznych w postaci obrazów, by nakarmić dusze łaknące artystycznego przeżycia. Mamy przecież sztukę filmową i mamy też performensy artystyczne, mamy artystów, którzy sami w sobie są manifestem o godności sztuk wyższych. Na przykład ostatnio włączyłam telewizję, a w telewizji akurat występował pan, który myśli, że jest syreną. No, serio. Pan był półnagi, od pasa w dół ubrany w rybi ogon, na chuderlawe obojczyki zarzucił sieć rybacką w pasującym kolorze i z gracją leżał na tewałenowskiej kanapie, opowiadając o tym, że jest wegetarianinem, no, wegetarianinem jest, bo – jak tłumaczył – “mam ogon, więc ciężko żebym zjadł rybę”.

No wiadomo.

Syren-Ariel

Zdjęcie człowieka, który jest syreną, no bo dlaczego nie, wzięłam stąd

No ale dobra, pal licho, że koleś myśli, że jest syreną, niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy nie utożsamiał się z żadnym morskim stworzeniem. Ale koleś sobie tak leży na tej kanapie w tewałenie, syreną sobie jest, a na przeciwko niego siedzi dwójka dziennikarzy, których akurat bardzo szanuję, i przeprowadzają z nim profesjonalny wywiad.

– W mitologii syreny były jednak złymi stworzeniami… – pyta, zupełnie poważnie, Marcin Prokop – czy ty też masz w sobie ten mroczny pierwiastek?
– Nie, nie
– uspokaja go syren Ariel – mamy już XXI wiek, syreny się ucywilizowały, już nie zjadamy żeglarzy.

OK, czy to już oficjalne? Czy już skończyli nam się na tym świecie artyści, którzy mają coś do powiedzenia? Ludzie, z którymi warto porozmawiać? Wywiady, po których człowiek nie ma ochoty zadźgać się szpikulcem do lodu, bo to i tak mniej boli niż to, co właśnie przed chwilą zobaczył? Czy epilog do gimnazjalnych podręczników z Wiedzy o Kulturze już się pisze?

Rozdział 1. “Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu” – Horacy

Rozdział 2. “Czymże jest poezja, która nie ocala Narodów ani ludzi?” – Czesław Miłosz

Rozdział 3. “Mam ogon, więc ciężko żebym zjadł rybę” – Syren Ariel.

39 komentarzy

  1. Stały Czytelnik Bartuof.

    21 lutego 2016 o 18:06

    Powiedziałbym, że wpis do cna doskonały, ale za bardzo przybiła mnie koncepcja bezy z wody po cieciorce.

    Odpowiedz
    • Janina

      21 lutego 2016 o 19:39

      Myślę, że gdyby ten Syren Ariel wsadził sobie gerbera na głowę, a następnie spałaszował wegańską bezę na wizji tewałenu, to by oficjalnie była najsmutniejsza rzecz jaką zobaczyłam w życiu.

      Odpowiedz
      • Jakoby

        13 czerwca 2016 o 21:55

        Jeszcze mógłby obwiazac sobie łańcuchem.
        Aaaaa…. nie, nie mógłby…
        przecież jest syreną.
        Ale ja gluuuupi.

        Odpowiedz
        • JaninaDaily

          14 czerwca 2016 o 11:52

          Łańcuchem chyba nie, bo ciężko mu będzie znaleźć taki po kolor ogona i tej narzutki z sieci rybackiej.

          Odpowiedz
  2. Agata

    21 lutego 2016 o 19:16

    Dla znających język naszego zaborcy polecam https://www.youtube.com/watch?v=B0dUh_RmpTE
    Właściwie w te 2 minuty aktorzy przekazali całe moje zdanie o sztuce współczesnej 😉

    Odpowiedz
    • Janina

      21 lutego 2016 o 19:39

      O nie! Ja nie znam języka zaborcy 🙁

      Odpowiedz
      • Agata

        21 lutego 2016 o 20:18

        To polecam w takim razie polecam cały film ( http://www.filmweb.pl/film/O+czym+rozmawiaj%C4%85+m%C4%99%C5%BCczy%C5%BAni-2010-557734 ). Na bank cudowny internet posada go w wersji przystępniejszej dla białego człowieka 😉

        Odpowiedz
        • Janina

          21 lutego 2016 o 21:53

          Próbowałam znaleźć ten fragment w wersji językowej innego zaborcy i przez przypadek trafiłam na film kołczingowy “O czym rozmawiać z mężczyzną na randce by zbudować więź i być bardziej atrakcyjną”. Pięć lat związku i dopiero teraz pan mi wyjasnił, że “mężczyzna też czuje, bynajmniej czasami”. Przyznaję mu honorowego gerbera na głowę.

          Odpowiedz
          • Agata

            25 lutego 2016 o 21:01

            Postanowiłam, że znajdę dla Ciebie ten fragment. Nie udało mi się to do końca, bo nie znalazłam fragmentu, a cały film: http://reseton.net/video/201/o-czym-rozmawiaja-mezczyzni-caly-film-2014-komedia
            Fragment o sztuce współczesnej jest gdzieś w okolicach 1:04;25.Pomimo smutnego lektora to polecam jednak obejrzeć całość, żeby chociażby dowiedzieć się po co ludziom potrzebni faszyści.
            Sama nie wiem dlaczego postanowiłam szukać tego filmu. To chyba trochę dlatego, że ten film mnie bawił, a na tego bloga odesłała mnie koleżanka z hasłem “masz poczytaj, jakby Ci było źle, to zobaczysz, że Janina zawsze ma gorzej” i tak się już w moim małym móżdżku zakodowało

          • Janina

            26 lutego 2016 o 15:27

            “Jakby Ci było źle, to zobaczysz, że Janina zawsze ma gorzej” to jest najlepsza rekomendacja na świecie!!!! T-shirty reklamowe już się drukują.
            Film obejrzę, jak skończymy z Wojtkiem oglądać cykl dokumentalny o słoniach, które zostały sierotami.

  3. Ola D.

    21 lutego 2016 o 22:42

    Jeszcze dziecko z kwiatkiem na głowie zdzierżę, ale syren Ariel? Nie ogarniam. I już chciałam rzucić kamieniem, gdy dotarłam tu: “No ale dobra, pal licho, że koleś myśli, że jest syreną, niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy nie utożsamiał się z żadnym morskim stworzeniem.” Przywołam moje zmagania na basenie, które przypominają walkę o przetrwanie ociężałej (=ciężarnej) foki i cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak odłożyć kamień i przybić piątkę Arielowi.

    Odpowiedz
    • Janina

      21 lutego 2016 o 23:08

      Wspaniale,możesz już wybierać outfit na kanapę tewałenu! Będę tam na Ciebie czekać jako kulawa żaba: https://janinadaily.com/psycholog-slub-zabawa-i-kulawa-zaba/

      Odpowiedz
      • Ola D.

        22 lutego 2016 o 17:42

        Hmmmm teraz zastanawiam się czy moje dzisiejsze basenowe zmagania przypominają bardziej napompowaną fokę, która mimo starań nie pójdzie na dno, czy jednak kulawą żabę, ale ok, w zielonym mi średnio, więc odpuszczę… Co do outfitu sądzę, że nie mogło być tak źle z Twoim kostiumem. Wyobraź sobie ciężarówkę wciśniętą w jednoczęściowy strój kąpielowy, zakupiony przez mamę, która twierdziła, że na pewno się zmieści, bo wzięła największy… No cóż, dobrze, że umiem pływać tylko kulawą żabką, więc nie martwiłam się, że brzuch wypycha mi biust, który z kolei uderza mnie w brodę…

        Odpowiedz
        • Janina

          22 lutego 2016 o 21:49

          Ależ foki są wspaniałe! Ja kocham foki i wspieram je duchowo i finansowo, więc podaj tylko numer, na który trzeba wysłać SMS-a, żeby Cię wesprzeć, to wyślę!
          q7C3dE8

          Odpowiedz
          • Ola D.

            23 lutego 2016 o 13:01

            Uwielbiam Cię! 😀 ♥

  4. ja

    22 lutego 2016 o 13:05

    Bardzo ładne kółko. Takie żółte i okrągłe. Trochę niepokojąco wygląda ten sześcian wnikający w tył tego kółka, ale nie bądźmy drobiazgowi.

    Odpowiedz
    • Janina

      22 lutego 2016 o 20:25

      Przejrzałam inne prace tego autora. Tu aż trzy kwadraty atakują kółko:
      kolko1
      a tu to w ogóle pogrom:
      Laszlo Moholy-Nagy-876865

      Odpowiedz
  5. ja

    22 lutego 2016 o 16:52

    http://www.opensubtitles.org/pl/subtitles/3868894/o-chyom-govoryat-muzhchiny-en
    Scena od 1:01:53. Nie ma za co.

    Odpowiedz
    • Janina

      22 lutego 2016 o 20:30

      Dosko, ustawię ten film w kolejce filmów do obejrzenia, ale jeszcze zanim, to muszę obejrzeć film o chorych owcach, film o molestowanych dzieciach i film o eutanazji. Moje piąteczki to istne YOLO.

      Odpowiedz
  6. Ogłoszenie pasterskie | Janina Daily

    24 lutego 2016 o 09:35

    […] dowiedzieliśmy się ostatnio, najbardziej w życiu boję się dzieci z gerberami na głowach, wegańskich bez i sztuki współczesnej. I jeszcze jednej rzeczy – wszelkich konkursów się boję, bo przegrywanie to mi wychodzi w […]

    Odpowiedz
  7. Lidka

    8 marca 2016 o 18:08

    Muzeum Muncha…. Byłam rok temu… Trafiliśmy na połączenie z Melgaardem. Po dziś dzień mam wypalone piętno tego miejsca w zakamarkach swej płaczącej duszy. Chciałabym by ten dzień ktoś wymazał z mej pamięci

    Odpowiedz
    • Janina

      9 marca 2016 o 11:35

      O JEZU, czyli oni to ciągle robią, człowiek nigdzie nie może być bezpieczny!!! Nam połączyli Muncha z panem Mapplethorpe, to jest takim panem, który bardzo lubi gołych panów, a najlepiej to jak pan jest goły i z erekcją. Muzeum napisało, że Mapplethorpe ma dużo wspólnego z Munchem, bo na przykład Munch malował autoportrety, a ten drugi robił dużo selfie, i Munch namalował raz diabła, a Mapplethorpe sfotografował człowieka przebranego za diabła, najpewniej dlatego, że już mu się skończyli sadomasochistyczni mężczyźni z erekcją.

      Odpowiedz
  8. Kasia Ku

    30 lipca 2016 o 10:17

    Byłam ostatnio w Zachęcie, było tak samo 😀

    Odpowiedz
  9. Magdalena Borodynko

    3 sierpnia 2016 o 08:42

    Janino dziekuje Ci za tego posta 😀 Uratowalas moj dzien (kolejny ciezki po kolejnej od 10 mcy nieprzespanej nocy dzieki mojemu pacholeciu). ściskam

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      3 sierpnia 2016 o 17:10

      Cieszę bardzo, Magda! Może pacholęciu też spróbuj czytać? Jak się tak wyśmieje za wszystkie czasy, to się może zmęczy i będzie spało?

      Odpowiedz
      • Magdalena Borodynko

        4 sierpnia 2016 o 10:22

        pacholecie za male i jeszcze nie kuma
        na razie dluzej niz 2 minuty slucha tylko taty grajacego na gitarze albo BBKinga :/
        a zmeczenie malego dziecka niestety czasem przychodzi dopiero po tym jak juz ty padniesz na twarz

        Odpowiedz
  10. twojezwyciestwo

    25 sierpnia 2016 o 22:25

    Pisałam już kiedyś, jak bardzo Cie uwielbiam?

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      26 sierpnia 2016 o 20:58

      Och, wyrazy uwielbienia to ja zawsze lubię dostawać! 🙂 Ponadto lubię też, gdy rzuca się we mnie pieniędzmi i drobnymi upominkami.

      Odpowiedz
  11. Mamamuffin

    26 sierpnia 2016 o 15:54

    Jestem tu pierwszy raz i chyba zagoszczę tu na dłużej. P.S. Moja Córa profilaktycznie chowa się przy sesji pod kapelusz. Kontestuje wszystkie koszyki, gerbery i syreny w TV razem wzięte. Czołem!

    Odpowiedz
  12. Aleksandra Worek-Skupien

    26 sierpnia 2016 o 20:29

    Jako weganka nie rozumiem problemu z wegańską bezą, ale ponieważ mam już swoje lata i zorientowałam się, że są ludzie, którzy m.in. nie lubią galaretek w czekoladzie, wiem ze muszę zaakceptować różne ekstrawagancje :))). Solidnie się uśmiałam :))). Dzięki :)))

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      26 sierpnia 2016 o 20:55

      Mój boże, to ja już się nie mogę zdecydować, co straszniejsze i komu ufać mniej – niemowlakom z gerberami na głowach czy ludziom, którzy nie lubią galaretek w czekoladzie!

      Odpowiedz
  13. Natalia Jaranowska

    13 października 2016 o 20:22

    Janina, mój Boże, jakby to ująć najprościej. Nawet nie wiesz ile wprowadzasz uśmiechu w moje życie 🙂

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      16 października 2016 o 15:56

      Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, Natalia! 🙂

      Odpowiedz
  14. Erynia w trasie

    24 marca 2017 o 18:56

    Działy Sztuki Współczesnej w muzeach z zasady omijamy z daleka – jak widać, nie bez przyczyny. Cudny wpis. Z jednej strony zaśmiewałam się do łez, z drugiej zaś mam poważne obawy, że ten syren obwinięty łańcuchem, wróć – siecią, będzie mi się śnił po nocach. Pal diabli syrena, gorzej gdy przyśni się tych dwóch panów… Tak sugestywnie to opisałaś 😉

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      26 marca 2017 o 11:47

      Tak zupełnie serio, to bardzo bym chciała, żeby mi ktoś kiedyś wytłumaczył o co w tych obrazach chodzi i jaki tam był zamysł, bo ja tak bardzo tego nie rozumiem, a bardzo bym chciała!

      Odpowiedz
  15. Ekwipartycja

    6 maja 2017 o 00:12

    To ja Ci powiem taką ciekawostkę, że człowieka-syrenę znam osobiście (tak, to nie jest tak, że sobie w telewizji postanowili pośmieszkować z widzów i że podstawili aktora – on naprawdę istnieje), sporo czasu z nim spędziłam. Ta historia jednak nie kończy się „I żyli długo i szczęśliwie, i pływali po bezkresnych oceanach”. Gość bynajmniej nie zyskuje przy bliższym poznaniu. Cytując złotą myśl Pawła Opydo: „Jest taki rodzaj człowieka, któremu chce się po prostu powiedzieć: „Stary, ty może nie mów, bo jak się odzywasz, to spada mi poziom IQ””.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      6 maja 2017 o 21:38

      Cooooo? Ale splendor, totalnie musisz to sobie wpisać do linkedina, że znasz człowieka-syrenę!!! Nie znam człowieka, nie oceniam, ale przysięgam, że do dziś mam mózg na ścianie, że ktoś chodzi sobie po telewizjach i opowiada, że nie je ryb, no bo jest syreną.

      Odpowiedz
      • Ekwipartycja

        6 maja 2017 o 21:51

        To totalnie przy okazji Twojej wizyty w Poznaniu trzeba zaaranżować spotkanie z Arielem – nie dość, że sława, zaszczyty i dodatkowa pozycja w linkedinie, to jeszcze niezapomniane wrażenia ?

        Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *