Każde dziecko ma prawo do rzępolenia, a każda foka – do szczęścia

Otworzyłam sobie dzisiaj Internet i jak zwykle była to wspaniała, intelektualna przygoda, podczas której dowiedziałam się, że naszą ojczyzną targa obecnie szereg problemów o charakterze totalnym i ostatecznym, z czego najważniejszym jest to, że Biedroń nie chce kupić choinki. OK, wiem, że teraz część czytelników – ta szczęśliwsza część, która nie dociera do takich zakamarków Internetu, do jakich ja docieram – myśli, że to żart, ale ja zapewniam, że to nie żart, takie rzeczy naprawdę dzieją się tuż obok nas. Człowiek żyje sobie w tym pluszowym, bezpiecznym świecie, hasa po kolorowych łąkach rzeczywistości jak najszczęśliwszy na świecie jednorożec, w ogóle niepomny tego, że gdzieś obok niego rozgrywają się prawdziwe życiowe dramaty, gdzieś tam Biedroń nie chce kupić choinki.

comment_EW2YQjzT2DYtInIvvvjzPorZ1oznKpZMMarek Raczkowski ♥, wiadomo

Tymczasem na naszej zielonej wyspie wzajemnej życzliwości tak dramatyczne wydarzenia nie mają miejsca, zwłaszcza teraz, kiedy mamy święta, które Irlandczycy szczerze kochają. Teraz na pewno zastanawiacie się w jaki sposób człowiek wie, że są święta w tym kraju pozbawionym śniegu, więc ja już tłumaczę, bo przecież ja wypatruję wszelkich mechanizmów psychospołecznych w irlandzkiej rzeczywistości jak sęp padliny na stepie, jestem Waszym Bronisławem Malinowskim, a właściwie to Margaret Mead, bo ona była milsza. Pozwolę sobie więc odpowiedzieć na pytanie jak rozpoznać zimę w Irlandii przy pomocy autorskiej ilustracji:

MIKOLAJ2

Wiadomo, czapka mikołaja zawsze spoko, nawet jeśli twoja praca polega na patrzeniu na tę samą dziurę w drodze przez kolejne sześć miesięcy.

Jeśli chodzi o nas z Wojtkiem, to my też jesteśmy już całkowicie gotowi na Boże Narodzenie, bo choinki co prawda jeszcze nie mamy, ale za to wczoraj pokłóciliśmy się o Całun Turyński. No, a potem przypomnieliśmy sobie, że to nie te święta. Nie zmienia to jednak faktu, że w związku z porą roku chodzenie po irlandzkich ulicach stało się szalenie skomplikowane, bo Irlandczycy w okresie świątecznym uwielbiają zbierać pieniądze na cele wszelakie, o czym przekonałam się ostatnio, kiedy to mój mąż najdroższy, słodycz mojej szarej rzeczywistości, słońce życia mego i księżyc mej nocy, podarował mi kupon zniżkowy na zakup butów.

No to poszłam. Tuż za rogiem napotykam na miłego pana, który pyta mnie, czy nie chciałabym podarować paru monet na lepsze życie schroniskowych psów i by lepiej zilustrować swoją sprawę podsuwa mi jednego z takich psów pod nos, z czego oczywiście wybrał tego najbrzydszego, co mu jeszcze na dodatek brakowało ogona. No więc musicie wiedzieć, że ja nie jestem ze stali, żeby umieć odmawiać psom bez ogona, więc wrzuciłam mu pieniążka i poszłam dalej. Nie zaszłam daleko, bo już kilka metrów dalej czekała na mnie akcja zorganizowana, składająca się z grupy miłych seniorów w czapkach mikołaja, którzy jeszcze zostali wyposażeni w specjalne wiaderka, i trzęsą tymi swoimi wiaderkami, i monety w tych wiaderkach dzwonią, dzyń dzyń. Muszę przyznać, że pan prezes tej fundacji, na którą zbierali, to nieźle to wymyślił, sam się nie pofatygował, ale wysłał na ulicę tych wszystkich miłych seniorów, którzy stoją w tym deszczu, trzęsą się z zimna i mają urok każdej typowej babci i typowego dziadka, więc spróbuj teraz powiedzieć własnej babci, że grosza jej nie dasz, jak ona jeszcze ma czapkę mikołaja i potrząsa tym wiaderkiem, co robi dzyń dzyń. Wrzuciłam, idę dalej. Następnie podchodzi do mnie pan o kulach i bez jednej nogi, no, serio, bez jednej nogi, bo ten bez dwóch najpewniej był akurat zajęty, i pan pyta czy ofiaruję jakąś monetę na fundację ludzi bez nogi, a żeby wzmocnić przekaz, to wciąż nie ma nogi. Wrzuciłam, idę dalej. Teraz czajcie to – pal licho, że kolejny człowiek, który mnie zaczepił, siedział na wózku inwalidzkim, pal licho, że miał chyba ze sto lat, jeszcze mu na dodatek na kolana wsadzili szczeniaczka. Oto rekin wolontaryjnego biznesu.

Wróciłam do domu. Bez butów, bez grosza przy duszy, za to z kalendarzem na rok 2016, bo jeszcze po drodze napotkałam pana strażaka, który sprzedawał charytatywny kalendarz na rzecz swojej remizy, i w tym kalendarzu były zdjęcia jego kolegów strażaków, a wszyscy byli półnadzy. Wiadomo, że wrzuciłam im pieniążka. Przecież mówiłam, że wszyscy byli półnadzy, a zima idzie, muszą się za coś doubierać.

Generalnie rzecz ujmując, to ja nie mam nic przeciwko pomaganiu, korzystając z tej miłej okazji, że posiadam dwie nogi, wiek niejako młody (trzynaście lat do czterdziestki), a najpewniej jakbym była psem, to bym była najpiękniejszym psem w całym schronisku i każdy by mnie chciał adoptować. Oczywiście, że uważam, że trzeba pomagać, niemniej lubię to robić bez odpowiedniej dawki szantażu emocjonalnego, to znaczy, że chciałabym móc w okresie świątecznym przejść się do sklepu po bułki, nie czując się jak skurwiel, za każdym razem, gdy odmawiam wrzucenia pieniążka do jednej z 145 puszek, które napotkam po drodze. Zwłaszcza, że psychotechniki stosowane przez wszelkie fundacje są szalenie wyrafinowane, jak na przykład ta akcja społeczna, z którą ja osobiście się zgadzam, ale dlaczego postanowili sprawić, że już nigdy nie zasnę, to nie wiem:

dziecko

Trochę przerażająca reklama doskonałej fundacji, która zajmuje się zbiórką zabawek dla dzieci uchodźców

Wymyśliłam sobie więc, że rozwiązanie jest jedno – mogłabym się zaangażować w jakieś inne pomaganie, o charakterze nazwijmy to ustrukturyzowanym, tak bym nie musiała rezerwować sobie miejsca w piekle za każdym razem, kiedy odmawiam komuś pieniążka. Nasz pierwszy pomysł był prosty i polegał na tym, żeby wziąć ślub. Jak już wzięliśmy ślub, to wymyśliliśmy sobie, żeby goście nie przynosili kwiatów, a w zamian ofiarowali darowiznę na irlandzkie schronisko dla fok. Postanowiliśmy zebrać pieniądze w ich imieniu, ponieważ foki nie przyjmują gotówki, no bo im się drobne w płetwach rozsypują. Akcja datki, nie kwiatki spisała się doskonale, na przykład ostatnio wsparła jednego foczego bohatera, znalezionego na irlandzkiej plaży, fokę niedożywioną (czyli to jednak nie jest tak, że jaka pani, taka foka), okropnie kaszlącą (tak jest, foki kaszlą) i – jak napisała pani ze schroniska dla fok – taką, która “has not yet mastered the art of eating fish correctly”. W zeszłym tygodniu nasza foka zakończyła rehabilitację i została wypuszczona do morza. Nazywa się Kapitan Ameryka, wiadomo. Patrzcie jak mknie do morza jak strzała!

No dobra, ale to było proste. Wystarczy, że człowiek weźmie ślub, powygląda trochę jak gwiazda, popali skarpety na weselnym parkiecie, a potem już przez najbliższe miesiące zbiera same ranciki, najlepsze skrawki z wielkiego ciasta dobroci swoich gości, gdy przysyłają mu zdjęcia i filmiki uśmiechniętych, ozdrowiałych fok, które już nauczyły się poprawnie jeść ryby.

Wróciłam więc do domu i postanowiłam sporządzić listę rzeczy, które mi w życiu wyszły. Lista wyglądała tak:

  1. Wszystko mi w życiu wyszło
  2. Oprócz utrzymania wagi.

Następnie postanowiłam zastanowić się, dlaczego mi wszystko w życiu wyszłam. Sporządziłam kolejną listę:

  1. Bo mogło.

Bo jak miałam siedem lat i wymyśliłam sobie, że zostanę wielkim muzykiem, to moi rodzice mówili: dobrze, Janinko, zostań wielkim muzykiem, i wedle życzenia zapisywali mnie na lekcje muzyki dla wielkich muzyków, a potem cierpliwie słuchali mojego rzępolenia i mama jeszcze czasem płakała, gdy tego słuchała, i zawsze mówiła, że to ze wzruszenia, ale teraz rozumiem, że najpewniej płakała dlatego, że nikt jej nie ostrzegł, że macierzyństwo wymaga aż takiego heroizmu. A teraz wyobraźcie to sobie – ja mam jeszcze siostrę i brata, i oni też w pewnym momencie swojego życia postanowili zostać wielkimi muzykami, i wszyscy razem rzępoliliśmy, i jeszcze raz w roku nasi rodzice musieli przychodzić na takie koncerty organizowane przez naszą szkołę muzyczną dla wielkich muzyków, gdzie występowało sto różnych dzieci, z czego każde chciało zostać wielkim muzykiem, ale żadne nie potrafiło na niczym grać, i wszyscy rzępoliliśmy na raz, a nasi rodzice tego słuchali i jeszcze musieli klaskać, boże mój, dajcie tym ludziom medal! A jak chciałam się nauczyć jeździć na ośle, to się uczyłam jeździć na ośle, a jak chciałam się uczyć hiszpańskiego, to się uczyłam hiszpańskiego, nawet jeśli większość czasu spędzałam na kochaniu się w koledze z ostatniej ławki i w śmianiu się z tego, że czasownik być po hiszpańsku to ser, wiecie, jak ser, no przecież to przezabawne.

ser-wloszczowski-blok-3,5kg-polowka

A jak powiedziałam rodzicom, że chcę wyjechać na studia do Szkocji to powiedzieli: dobrze, Janinko, wyjedź na studia do Szkocji, a mama to mi jeszcze powiedziała, żebym przypadkiem nie siedziała w samolocie przy oknie, żeby mnie nie zawiało. A potem dzielnie słali mi paczki z kabanosami z rzetelnością godną zegara atomowego, a to były czasy, kiedy kabanosy były wysoko cenione na międzynarodowym rynku w akademiku. A potem to już z górki, wiadomo, już mi wszystko w życiu wychodziło, no bo trudno żeby nie, jak człowiek już umiał jeździć na ośle, rzępolić i zdobył podstawowe doświadczenie biznesowe na niezwykle wymagającym rynku szkockiego akademika. No, właśnie dlatego mi w życiu wyszło – bo mogło.

I pomyślałam sobie, że są takie dzieci, które mają jak najlepsze predyspozycje do tego, żeby osiągnąć rzeczy wielkie, no bo każdy z nas ma, i każdy ma też prawo do rzępolenia, tylko nie każdy ma możliwości. I takim właśnie pomaga Akademia Przyszłości.

Oczywiście to nie jest takie proste, bo spośród całego mnóstwa dzieci, ty musisz wybrać jedno i to może być wybór trudny, chociaż dla mnie akurat był prosty, bo to jest tak, że każde dziecko wypełnia kwestionariusz, gdzie odpowiada na szereg pytań. I tak na przykład jeden mały człowiek napisał, że chciałby, żeby cały świat był ze słodyczy, dom z piernika, łóżko z galaretki, schody z czekolady ♥. I ja od razu wiedziałam, że to jest mój człowiek.

Tak właśnie sobie wymyśliłam, że tyle jest obecnie przykładów fajnego pomagania; można adoptować zwierzątko, pomóc konkretnej rodzinie, można zanieść sąsiadce zakupy na trzecie piętro (ale nie wyjadać z torby nic w trakcie, bo to nie jest mile widziane) i można też uśmiechnąć się do kogoś na ulicy. No, tak sobie właśnie o tym wszystkim teraz myślę, patrząc na swój kalendarz z półnagimi strażakami, nic się nie martwcie, panowie, już wkrótce będziecie mogli sobie kupić jakiś sweter!

Zresztą, koniec końców i tak najlepsi w fundraisingu okazali się moi studenci. Przyszli do mnie dnia pewnego i mówią: would you like to make a donation?, i jeszcze zanim zdążyłam się zastanowić, dodali:

– For every donation you get a cookie.

Shut-up-and-take-my-money

8 komentarzy

  1. heart chakra

    14 grudnia 2015 o 11:08

    Filmik z foką w końcu uświadomił mi jak wyglądam podczas joggingu! <3 Nawet są przerwy na rozejrzenie się, czy psy mkną wraz ze mną! 🙂
    "yczenia zapisywali mnie na lekcje muzyki dla wielkich muzyków, a potem cierpliwie słuchali mojego rzępolenia i mama jeszcze czasem płakała, gdy tego słuchała, i zawsze mówiła, że to ze wzruszenia, ale teraz rozumiem, że najpewniej płakała dlatego, że nikt jej nie ostrzegł, że macierzyństwo wymaga aż takiego heroizmu" wzbudził we mnie wybuch śmiechu, takiego prawdziwego 🙂 dzięki Janinko, jesteś wybitną jednostką:D

    Odpowiedz
    • Janina

      14 grudnia 2015 o 15:19

      Ja lubię myśleć, że moje bieganie ma w sobie wiele gracji i godności. Wyobrażam to sobie tak:
      pie

      Odpowiedz
  2. ja

    14 grudnia 2015 o 19:18

    W razie gdybyś już mogła zasnąć zwracam uwagę, że to dziecko zasługujące na zabawę ma lewą stopę na prawej nodze i vice versa.

    Odpowiedz
    • Janina

      14 grudnia 2015 o 20:16

      Wojtuś zwrócił uwagę dokładnie na to samo. Czyli jednak – też macie bystrość jastrzębia i czujność kreta. Ja za pierwszym razem nie zauważyłam, no ale ja mam 12 biednych, nieodzianych strażaków do oglądania, to się przecież nie rozdwoję.

      Odpowiedz
  3. Dundee

    6 czerwca 2016 o 04:12

    Najbszydszego?

    Odpowiedz
    • Janina

      6 czerwca 2016 o 17:22

      Poprawiłam

      Odpowiedz
  4. Agata Floriańczyk

    28 sierpnia 2016 o 09:23

    Ależ tej foczce wspaniale sadełko faluje, blup blup blup! <3

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      29 sierpnia 2016 o 20:23

      No nie mogłaby być za chuda, bo wtedy inne foki by się z niej śmiały!

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *