Kochałam Angela z "the Kelly Family"

Kiedyś, dawno temu, w telewizorze moich rodziców, co miał 15 cali i trzy piloty w zestawie, to jest siostrę, brata i mnie, zobaczyłam jak Angelo z “the Kelly Family” śpiewa piosenkę o tym, że chciałby być aniołem, takim ze skrzydłami, i wznieść się wysoko do nieba, by móc dotknąć chmur. Płakałam wtedy ze wzruszenia jak stado bobrów na stypie, panierując swoją miłość w okruszkach herbatników be-be i andrutów przekładanych wyrobem czekoladopodobnym, a fajerwerki uczuć strzelały w moim sercu jak wibowit na języku. Dajcie spokój, spójrzcie tylko na tę twarz, rzeźbioną perfekcyjnym dłutem natury na wzór fizjonomii największych antycznych bohaterów.

angelo3

To była miłość, której równać się mogło tylko uczucie mojej koleżanki Agi, która płakała tydzień, bo dowiedziała się, że Brian z “Backstreet boys” ma chorobę serca. Ach, młodości!

Wszyscy tak mieliśmy – tapetowaliśmy swoje pokoje i serca wizerunkami chłopców o pszenicznych włosach, które – zależnie od gustów muzycznych – tańczyły z wiatrem jak grzywa konia w galopie, ewentualnie posłusznie okalały czaszkę właściciela, zamkniętę w rygorystycznej formie garnka. Dajcie spokój, niech pierwszy rzuci kamień, kto do dziś nie wspomina Nicka Cartera za każdym razem, gdy musi ugotować makaron.

72699e6c697c4ee28cb7b91b09e32e77

Niestety, minęły już stare, dobre czasy, kiedy Twoją pozycję społeczną wśród kolegów z trzepaka wyznaczała wygrana w mini plejbak szoł na koloniach w Głuchołazach. Już dawno zdewaloryzowała się niegdyś bezcenna waluta karteczek z “Królem lwem”, za którą można było sobie kupić bezgraniczny podziw grupy równieśniczej, porównywalny do tego prestiżu, kiedy to ciebie pani poprosiła o zmoczenie gąbki w trakcie lekcji. Angelo zszedł ze sceny nastoletnich serc, a jego miejsce zajął Justin Bieber. Czy Justin Bieber wzbudza we mnie podobne emocje jak irlandzki chłopiec o puchowych włosach? No nie. Ale to raczej dlatego, że odkąd jestem dorosła i przekonałam się, że firma Mama&Tata w pewnym momencie kończy świadczenie usług w zakresie zdobienia wnętrza lodówki jedzeniem, to moje serce wprawiają w szybszy ruch zupełnie inne rzeczy, typu: wniosek urlopowy, ulga podatkowa i cena żółtego sera w promocji. Niemniej są tacy, których Justin Bieber kręci i jest sobie teraz taki filmik w internecie, i tam pewna nastolatka tonie w wodospadzie własnych łez wzruszenia, bo dotknęła ręki Justina Biebera, i jara się tym jak opętana, i zdania składa jak ja meble z IKEI, czyli nic do niczego nie pasuje, i piszczy, i generalnie Rada Internet osądziła, że żenua.

Tam gdzie słychać pisk antylopy, tam możemy być pewni, że znajdą się żądne krwi lwy. Na co dzień zajęci czytaniem Heiddegera w oryginale i aktywną działalnością w stowarzyszeniu miłośników poezji orientalnej, a w wolnym czasie komponowaniem fug na organy i klawesyn, teraz ruszyli na żer, by przywrócić intelektualny porządek świata w internetowych komentarzach. Piszą (pisownia oryginalna):

Niedojebanie mózgowe

CO ZA KURWA AMEBA

Pierdolnij się w łeb tempa blacharo

Ty tępa dziwko bez szkoły i przyszłości

Masakra. Wyruchać i zabić

Do utylizacji

I to mnie nie dziwi. No niestety, nie dziwi. Ja już kiedyś zawędrowałam w bardzo ciemne meandry internetu, gdy pisałam o tym, że nie należy kopać muzułmanów ani rzucać balonami z wodą w homosekualistów, więc to mnie nie zaskoczyło. Zaskoczyło mnie, co innego – ten równoległy, niby stonowany, niby bardziej dorosły, ale jednak wciąż – hejt. Że głupiutka nastolatka, ha ha jakie śmieszne, jakie żenujące, jaka głupia, a za moich czasów, a dzisiejsza młodzież, i dokąd zmierza ten świat, mój boże, nie chcę już żyć na tej planecie. Tymczasem ja chciałam powiedzieć coś innego: hej, to OK płakać nad spotkaniem z Justinem Bieberem.

Macie coś takiego, takie marzenie, sama myśl o którym dech Wam zapiera? Mam nadzieję, że macie. Mam nadzieję, że czasem też tracicie opanowanie i rozsądek, bo o to w spełnianiu marzeń chodzi. Wszyscy tracimy czasem rozum, a jeśli tego nie robicie, to gorąco do tego zachęcam. Nie musimy rozumieć cudzych marzeń, ale to jeszcze nie powód, by przepuszczać je przez maszynkę własnej pogardy i siekać na kawałki. Płakanie nad spotkaniem z Justinem Bieberem jest fajne!

A na koniec znalazłam film sprzed kilku lat, na którym widać mój obłęd w oczach, bo po raz pierwszy w życiu zobaczyłam fokę. Foki są moim Bieberem, nawet, gdy ktoś uważa to za głupie. To był dla mnie obezwładniący moment, a piękniej byłoby już tylko wtedy, gdyby obok tej foki dryfował sobie w kapoku Angelo z “the Kelly Family”.

(Musicie poczekać aż film załaduje się do końca i wtedy zadziała ten trójkąt w kółku, co to go włącza)

***

Wpis został zainspirowany akcją Filozoficzne Rozmówki Ambicjonalne Janiny & Radomskiej (w skrócie: FRAJeR), bo okazało się, że Radomska wie wszystko na każdy temat i wie wszystko najlepiej, czyli zupełnie tak samo jak ja, a dziś akurat wiemy wszystko o miłości do Justina Biebera.

Źródła zdjęć: Angelo i Nick

32 komentarze

  1. Grazyna Talebe

    19 listopada 2016 o 18:24

    Jeszcze wyplyna 😀

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      19 listopada 2016 o 19:27

      To takie filozoficzne, nie? “Jeszcze wypłyną…”. Czarna plansza.

      Odpowiedz
  2. Justyna W-R

    19 listopada 2016 o 18:32

    We mnie też ten filmik wzbudził ogólną sympatię, to znaczy jego pierwsze dziesięć sekund. Warto w ogóle pamiętać, że nawet Justin Bieber ma swojego wyśnionego Justina Biebera, jak i Justin Bieber Justina Biebera też ma swojego Justina Biebera. Ja jestem Justinem Bieberem Hannibala Lectera. Hannibal Lecter jest Justinem Bieberem… czyimś na pewno. Chyba zrobię z tego grę typu domino, akurat sezon świąteczny to się sprzeda.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      19 listopada 2016 o 19:26

      “Nawet Justin Bieber ma swojego Justina Biebera” – o to, to, w punkt!

      Odpowiedz
  3. Ruda Blondynka

    19 listopada 2016 o 19:42

    Mnie kiedyś dotknął perkusista zespołu IRA. Jako, że w tamtym czasie miałam do niego totalną słabość, byłam urzeczona. Jednak jedyną rzeczą, którą zrobiłam, było udanie omdlenia z wrażenia przed moją ówczesną przyjaciółką. Pośmiałyśmy się i poszłyśmy do szatni.
    Wspomniana dziewczynka, bo kiedyś zapuściłam się w ciemne zakątki internetu i próbowałam obejrzeć ze 2-3 jej filmy, jest dla mnie niestety dowodem na to, co robi ta ‘era jutubera’ dzieciakom i jak to wszystko dramatycznie odbiega od prawdziwego życia i tego, jak rozwiązuje się im problem z firmą Mama&Tata. Z reszta obserwowałam to na jutiubie od dłuższego czasu u ludzi w różnym wieku, nie tylko nastolatek. Choć im robi to najwięcej krzywdy imho. Ale to dłuższa historia i przemyślenia, które mają już chwilkę. Z resztą jak wiadomo #jestemstaraimamzazłe oraz mnie za pracę na etat po 6 latach studiów nie będzie stać na 1/5 tego co stać dzieciaki z jutuba, więc to pewno ZAZDROŚĆ ;). Filmik sam, bez znajomości tej oprawy, jest dla mnie dokładnie tym o czym piszesz. Ot, dziecko się cieszy ;).
    Bosze Janino, jak Ty się pięknie fokami zachwycasz :D.
    Potrzymaj za mnie kciuki we wtorek, bo na egzamin idę, ok? 😀
    Buźka!

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      19 listopada 2016 o 19:58

      Jasne! A z czego egzamin?

      Odpowiedz
      • Ruda Blondynka

        19 listopada 2016 o 20:28

        Praktyczny z pediatrii – muszę zebrać wywiad lekarski, zbadać chore dziecko i potem jeszcze w miarę mądrze porozmawiać z panią asystent 😀 (nie dziękuję, żeby nie zapeszyć, aż bardzo wdzięcznam!)

        Odpowiedz
  4. Karolina Likus

    19 listopada 2016 o 21:01

    Vibovit ne strzelał! Visolvit był strzelający. Zawiodłam się na Twej pamięci. Za karę dziesięć ptyśków, ale małych!

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      19 listopada 2016 o 22:46

      Kurczę, właśnie inni też tak mówią. A ja w ogóle nie pamiętam Visolvitu, tylko vibovit!!!

      Odpowiedz
      • lavinka

        22 listopada 2016 o 12:02

        Może ci się zdaje. Vibovit był żółty, rozpływał się w ustach. Visolvit był bardziej pomarańczowawy i niestety nie dawało się go jeśc na sucho.

        Odpowiedz
  5. Isia

    19 listopada 2016 o 21:16

    Kelly Family <333333

    Odpowiedz
  6. JaninaDaily

    20 listopada 2016 o 10:23

    Czy zaczęłaś nucić “Sometimes I wish I were an aaaaaangel, sometimes I wish I were youuuuuu”? Po latach to wciąż trafia w samo serce!!!

    Odpowiedz
    • Maria

      20 listopada 2016 o 14:30

      Trafia mocno! Ale nucić zaczęłam sobie:
      “And I love you, I want you, I want to talk to you
      I wanna be with you
      And I love you, I want you, I want to talk to you
      I wanna be with you ”
      To był HIT!

      Odpowiedz
      • JaninaDaily

        22 listopada 2016 o 11:18

        Niemniej wciąż nie mam pojęcia o co chodzi w tej piosence, w której się zakochali w kosmicie…

        Odpowiedz
  7. Dorota Dębicka

    20 listopada 2016 o 14:03

    Hm, Bieber to zdecydowanie nie moja bajka, ale tak Bogiem a prawdą sama do dziś pamiętam (i nawet gdzieś mam uwiecznione) moje pełne wzruszenia chlipanie i smarkanie, kiedy Klaus Meine owinął się na zakończenie koncertu wykonaną przeze mnie flagą – a trzeba nadmienić, że wtedy bliżej było mi już do wieku, w którym wspomniana przez Ciebie ulga podatkowa winna wywoływać większe emocje, niż dziarski 70-latek owinięty dodatkowym kawałkiem materiału 😀 Także kto jest bez winy… 😉

    Odpowiedz
  8. Magdalena Kaluszynsk

    21 listopada 2016 o 11:52

    Wczoraj miałam to samo, pierwszy raz w życiu zobaczyłam na żywo raniuszka (mały biały ptaszek) i to nie jednego, tylko od razu całe stadko. To było takie moje marzenie, od kiedy naoglądałam się ich zdjęć. Stałam pod drzewem z opadniętą szczęką i łzami wzruszenia w oczach… także, tego, no rozumiem 🙂

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      22 listopada 2016 o 11:18

      Ale czad, Magda! Musiałam wygooglować co to raniuszek, ale już wiem – piękny!

      Odpowiedz
  9. JaninaDaily

    22 listopada 2016 o 11:17

    Coooooo? To on tak niedawno grał w Polsce i ja nic o tym nie wiedziałam?!?! Też byłabym pod sceną, cała we łzach!!!

    Odpowiedz
  10. lavinka

    22 listopada 2016 o 12:01

    Kto to jest Nick Carter? Ja chyba jestem z innego pokolenia jednak. 😀

    Odpowiedz
  11. lavinka

    22 listopada 2016 o 12:03

    Do tej pory można, ale niestety w aptekach jest głównie truskawkowy. Pomarańczowy smakuje podobnie, ale oryginalny był chyba waniliowy.

    Odpowiedz
    • Janina

      22 listopada 2016 o 19:12

      Ja pamiętam pomarańczowy!!! Ale może tylko mi się wydaje, chwilowo to niczego nie jestem pewna, oprócz tego, że Angelo chciał być aniołem.

      Odpowiedz
  12. Marta | Pracownia Pocztówek

    24 listopada 2016 o 14:35

    No dobra, śmieszki śmieszkami, ale prawda jest taka, że zachowywałabym się podobnie do tej dziewczyny, jakby mnie dotknął Neil Gaiman. Mimo iż jestem w takim wieku, że dostaję ataku dzikiej radości na widok dodatniej liczby w rubryce “podatek do zwrotu”. Także tego.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      25 listopada 2016 o 06:54

      Tak, ja też mam parętakich osób na widok/dotyk których bym oszalała. I to jest fajne!

      Odpowiedz
      • Marta | Pracownia Pocztówek

        25 listopada 2016 o 08:59

        OBORZEJANINAMIODPISAŁA!
        Achem, to tak w temacie pisków 😀 Ale tak, to jak najbardziej jest fajne. I tak mnie wczoraj naszła myśl – po krótkiej rozmowie z nieznajomą osobą z internetów, która to osoba też się zachwyca jednym takim facetem z książki dla młodzieży – że powstrzymuję się przed dzikim zachwycaniem się tą fikcyjną postacią, bo się boję, że ludzie pomyślą, żem głupia. I tak mnie to wczoraj uderzyło, tak prosto między oczy, że cholibka, czemu ja się tym przejmuję i odmawiam sobie radości? Więc niech sobie piszczy kto chce na Biebera, albo na foki, albo na pączki. Zawsze to trochę więcej radości na świecie ^^

        Odpowiedz
  13. Sandra

    16 grudnia 2016 o 17:44

    teraz dopiero przeczytałam ten tekst! Czyli okażesz mi wyrozumienie jak w poniedziałek na Twoj widok zacznę krzyczeć płakać i tuptać nóżkami! 😉

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      22 grudnia 2016 o 22:32

      Totalnie. Mam nadzieję, że tak się właśnie stało!

      Odpowiedz
  14. Ekwipartycja

    7 maja 2017 o 09:58

    Największą przyjemność czerpię ze spotkań z ukochanymi aktorami/śpiewakami/etc., więc żeby trochę zwolnić tempo ich ucieczki, kiedy widzą mnie – dajmy na to – czwarty raz w ciągu tygodnia na tym samym spektaklu w teatrze (jeden to nazwie chorobą psychiczną, inny miłością, a i tak na jedno wychodzi), zawsze przynoszę ciasto. Nie dość, że na widok ciasta nie uciekają, to przy odpowiedniej ilości ciasta i częstotliwości karmienia, później uciekać będą wolniej! 😀

    Odpowiedz
  15. Naturalna Kofeina

    29 maja 2018 o 11:45

    Jak Kelly Family było popularne byłam gdzieś w pierwszej połowie podstawówki (tej ośmioklasowej) i nienawidziłam ich całym swoim dziecięcym jestestwem. Z dwóch powodów: po pierwsze fascynacja muzyką była dla mnie zawsze niezrozumiała i do dzisiaj nie odczuwam potrzeby słuchania czegokolwiek, a na pytania o preferowany rodzaj muzyki dla świętego spokoju odpowiadam (dzisiaj, po trzydziestce) rzucając słowo “woodstock” w nadziei że dadzą mi żarcie od krysznowców. Nieumuzykalnienie było kolejnym z miliona powodów do nierozumienia reszty klasy i nie wiedziałam dlaczego akurat miałabym się zachwycać tym blondynem a nie tamtym drugim, przecież to wszystko to samo i dlaczego jak specjalnie obejrzałam jakieś “Disco Polo Live” czy “30 ton listę przebojów”, żeby w końcu móc cokolwiek odpowiedzieć na pytanie o ulubioną piosenkę i żeby mi dali święty spokój, to się śmiali, że sobie losowo wybrałam piosenkę niewłaściwą, chociaż była równie nudna jak wszystkie pozostałe. A drugi powód mojej nienawiści… dziewczyny w klasie zgodnie orzekły, że jestem podobna do jednego z tych cudownych muzykalnych dzieci z Kelly Family. I nijak nie szło im przetłumaczyć, że porównywanie koleżanki do Paddy’ego Kelly może sprawiać jej przykrość, bo ona jest dziewczynką, a on nie.

    Odpowiedz
    • Janina

      2 czerwca 2018 o 10:44

      Trochę to rozumiem – Kellyego to się jednak znacznie lepiej kochało niż się nim było!

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *