Królowa Serc i Władca Wzruszeń, czyli o przezwiskach

Mam takiego kolegę na uczelni, co wygląda totalnie jak wiking. On nawet statystuje w tym serialu o wikingach, o zaskakującym tytule „Wikingowie”, i on do tej roli to w ogóle nie musi się charakteryzować, on wysiada z autobusu, narzuca martwego barana na ramiona i hejo, ludzie, gdzie są te wioski, co mam je dziś spalić?

I ja dziś stoję w sali z tym kolegą, co wygląda totalnie jak wiking, i w tym miejscu, by nadać sensu tej całej historii, to ja powiedzieć muszę, że ja od czterech lat posiadam pewną wyrwę w swojej pedagogicznej osobowości, która polega na tym, że ja w ogóle nie mam pojęcia, jakie mam przezwisko wśród swoich studentów. Umówmy się – każdy szanujący się nauczyciel musi mieć przezwisko, taką etykietkę, która rysuje pluszowy obraz jego osoby w studenckich umysłach i jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, „och, a z kim macie ten przedmiot?”, „a, z Janiną, Królową Naszych Serc i Władcą Wzruszeń”.

Znaczy z tą Królową Serc i Władcą Wzruszeń to ja wymyśliłam, bo wcale nie mam pewności, że właśnie tak mówią o mnie moi studenci za moimi plecami, ale oczywiście nie możemy tego wykluczyć. Ewentualnie, w mojej głowie, równie prawdopodobną opcją studenckiego opisu mojej osoby jest: Kapitan Rho Pogromca Rozkładów. No ale tak naprawdę to nie wiem. Choć powiem Wam, że wskazówką może być to, że na przykład dwa lata temu to ja miałam taki semestr-piekło, w czasie którego uczyłam miliona przemiotów jednocześnie, w tym jednego, co był szalenie skomplikowany i wymuszał na mnie około dwudziestu dyżurów w tygodniu, na których ocierałam studenckie łzy, cierpliwie rysowałam wszystkie wzory zupełnie od nowa i tłumaczyłam, że jeszcze wszystko się ułoży, wszystko będzie dobrze, współczynnik regresji to jeszcze nie jest powód, żeby rzucać wszystko i wyjeżdżać do Nowej Funlandii, a tam do końca życia żyć w lepiance z gliny i liści klonowych, a w ogródku hodować łosia o imieniu Jurek.

Łoś Jurek

No i jak ja pracowałam po miliard godzin w tygodniu, to mi się nawet żyć nie chciało, nie mówiąc już o chodzeniu na zakupy, a wtedy nagle zaskoczyła mnie jesień i okazało się, że jedyne sensowne obuwie jakie posiadam na tę porę roku to… kalosze.

Więc ja cały semestr chodziłam na uczelnię w tych kaloszach i przysięgam, że ja mam nadzieję, że oni choć trochę ten fakt wykorzystali, że gdzieś tam po uczelni się niosło, że statystyki to ich uczy kobieta-kalosz, bo jeśli oni nie skorzystali z tak oczywistego pączka rzuconego im przez los, to byłabym człowiekiem szalenie rozczarowanym współczesną młodzieżą.

No ale tak do końca to nie wiem, jak jest z tym przezwiskiem, mogę się tylko domyślać. Znaczy – do dziś musiałam się tylko domyślać. Bo dziś to ja stoję w sali z tym moim kolegą, co wygląda totalnie jak wiking, przychodzą studenci. Przychodzą, patrzą. Ewidentnie potrzebują uzyskać informację od osoby kompetentnej i ewidentnie mają problem z wypełnieniem drugiej części tego zadania. Patrzą na mnie, na niego. Na mnie, jeszcze raz na niego. Kogo wybrać, kogo wybrać? W ich głowach trwa zaawansowana analiza SWOT. Patrzą na mnie, na niego, chwilę to trwa, w końcu jeden nie wytrzymał:

– Who do we ask…? – pyta tego drugiego konspiracyjnym szeptem –

…the viking or Minnie Mouse?

13 komentarzy

  1. Aga D

    6 kwietnia 2017 o 15:36

    No po prostu K U R T Y N A!
    A ja prawie na kolanach z blawochwalczym zachwytem.
    Ale.
    Moja Rodzicielka Osobista (RO) miala bardzo silna osobowosci i taka wrecz charyzme pedagogiczna i ja wcale nie wiem jakie miala przezwisko, ale kiedys bylam swiadkiem, dziecieciem przedszkolnym bedac wracac z nia do domu i na przytanku autobusowym paru jej uczniow recytowalo o niej rymowanke.
    Tak, ze Janino, ksywka to jeden stopien wtajemniczenia nuczycielskiego, ale mysle ze dopoki zaden ze studentow nie recytuje Ci za plecami rymowanki to masz jeszcze troche miejsca na rozwoj osobowosci pedagogicznej 😉
    PS. RO uslyszala rymowanke, ale jako kobieta z poczuciem humoru i dystansem do siebie pokiwala tylko z politowanie mglowa na widok tego jak pardzo po… erm, powiedzmy, ze posiusial sie z przerazenia deklamujacy mlodzian na jej widok…

    Odpowiedz
  2. tenhert

    7 kwietnia 2017 o 11:29

    Przezwiska przezwiskami, ale ja chcę poznać kolegę-Wikinga!

    Odpowiedz
  3. Bożena Zaleska

    8 kwietnia 2017 o 14:53

    Przezwiska są jak psie ogony – każdy pies ma ogon, tylko nie zawsze jest tego świadomy… a jak taki ogon z nienacka wyskoczy i zamerda to pies się może bardzo przestraszyć (albo ucieszyć, jedno z dwojga).
    Sama jestem ciekawa czy ja mam jakieś przezwisko wśród moich brytyjskich uczniów. Jedyne co wiem, to że zwracają się do mnie ‘Bo’, głównie dlatego, że nie są w stanie wymówić mojego imienia. No i oprócz tego to jeszcze widziałam swoje imię pisane w różnych wariacjach – Dozena, Boshena, Bozeena, oraz moja ulubiona wersja zaproponowana przez brytyjski urzad – Pozea.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      9 kwietnia 2017 o 17:58

      Mój mąż, Wojciech, totalnie zna ten ból, Bo 😀

      Odpowiedz
  4. Evi

    9 kwietnia 2017 o 12:04

    Matko, wyobraziłam sobie Wikinga z Minnie Mouse w jednym miejscu i czasie i prychnęłam :D. A te kalosze to były może czerwone w białe groszki? 😀

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      9 kwietnia 2017 o 17:57

      Niestety nie, ale teraz to już totalnie takie chcę, bo ja mam tylko takie nudne kalosze, czarne 🙁

      Odpowiedz
  5. Healthy tastes good

    14 kwietnia 2017 o 09:15

    O wow! Jak to się stało, że ja Cie wcześniej nie znałam. Pokłony Share Weekowemu rankingowi za pokazanie mi Ciebie. Zostaję 🙂
    (też miałam w życiu ambicje na różne przezwiska, a kończyło się na gruźliku, jednorożcu i szparozębnej. To ostatnie w sumie ja wymyśliłam, ale nie chciałabym by zostało)

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      14 kwietnia 2017 o 10:02

      Jednorożec to tak samo wspaniałe jak Minnie mouse!

      Odpowiedz
      • Healthy tastes good

        14 kwietnia 2017 o 10:34

        tak, to moje ulubione, starałam się być skromna 😀

        Odpowiedz
  6. rademachera

    11 czerwca 2017 o 10:24

    Muszą Cię studenci lubić, bo przezwisko sympatyczne 🙂 Jak pamiętam z lat młodzieńczych, to moje nauczycielki miały mniej szczęścia. Była Szpila, Pipeta i Kanapa. Pamiętam też Pana Globusa( wcale nie uczył geografii) i Kutafona. Nawet szkolny konserwator otrzymał nowe miano. Świadczyło dobitnie o jego charyzmie i naszym głębokim szacunku. Mówiliśmy na niego Tai-Pan.
    Podoba mi się tu 🙂 Pozwolisz że się rozgoszczę?

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      12 czerwca 2017 o 16:21

      Ja też chcę mieć przezwisko Kanapa!!!!!

      Odpowiedz
      • rademachera

        12 czerwca 2017 o 16:57

        Nie chcesz. Uwierz mi na słowo…

        Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *