Najbardziej kochane dzieci marketingu

Ej, znacie takich ludzi, co to są najbardziej kochanym dzieckiem wszelkich ekspertów od marketingu, albowiem oni idą do sklepu po chleb, masło i żółty ser, a wracają z zestawem chińskiej porcelany po oszałamiająco niskiej cenie, trzymetrowym rododendronem, bo miał fajną doniczkę, i wypchaną kozą, bo gratis dodawano do niej śmieszny ołówek z gumką? No, to totalnie jesteśmy my z Wojtkiem.

My idziemy do sklepu i rzucamy się na pstrokate pudełeczka jak słoń na jarzębinę, płaczemy ze wzruszenia nad każdą nalepką “50% ceny” i czule przytulamy się do wszystkich znaków, które stanowią, że jak kupimy milion zestawów tych felg samochodowych, to dostaniemy choinkę zapachową gratis i jeszcze będziemy mogli sobie sami wybrać zapach, SAMI WYBRAĆ ZAPACH!!!!

Oczywiście ponieważ jesteśmy dorosłymi i odpowiedzialnymi ludźmi, to już dawno wypracowaliśmy względem siebie odpowiednie mechanizmy samokontroli, za każdym razem gdy chcemy przytulić do serca coś spoza naszej listy zakupowej, to zadajemy sobie dwa kluczowe pytania, to jest: czy naprawdę jest to nam potrzebne, a także jak często będziemy tego używać, a potem dumni ze swojego krótkiego epizodu bycia dorosłym człowiekiem, biegniemy po drugi koszyk, ponieważ w jednym to nie pomieszczą nam się te wszystkie kremy do stóp w śmiesznych opakowaniach i jeszcze, że kup 300, a ostatni dostaniesz za 50% ceny.

No i ostatnio, uwaga, wkraczamy do świątyni swobód finansowych i aksjologicznej wydmuszki konsumpcjonizmu, to jest do galerii handlowej, i to aż człowiek nie wie, gdzie patrzeć, bo po jednej stronie ciastka w ośmiu smakach, po drugiej wypchana żyrafa naturalnych rozmiarów, a po środku tego wszystkiego my, a oczy mamy jak talerze, w serduszkach zaś plusz zmieszany z brokatem. I mąż mój patrzy na to wszystko, patrzy, w końcu mówi to, co każdy dorosły mężczyzna powiedziałby w jego sytuacji:

Janinko – mówi nieśmiało – zostawisz mnie w zabawkach i pójdziesz zrobić zakupy, a potem po mnie wrócisz?

No dobrze, więc zostawiłam swojego męża na dziale z zabawkami, bo każdy ma swój własny park rozrywki, a mój to akurat był po drugiej stronie sklepu, na dziale z pączkami, a gdy wróciłam po dłuższym czasie i skończonych zakupach, to mąż mój przeżywał właśnie najlepszy czas swojego życia wraz ze swoimi nowopoznanymi kolegami o średniej wieku w okolicach lat siedmiu, a dookoła siebie miał szereg zgromadzonych dóbr i artefaktów jego dobrze wykorzystanego czasu na dziale z zabawkami.

Zobaczył mnie, ucieszył się niezmiernie, po czym wziął do ręki swoją najwspanialszą zdobycz i oświadczył, że patrz, Janina, jaka świetna piłka, ale czadowa piłka, i taka kolorowa jest, i okrągła, i się świeci, i czy może ją sobie kupić, on prosi, prosi, prosi, bo będzie się nią tak wspaniale bawił, i on podrzuca tę piłkę, szalenie jest szczęśliwy, a ja patrzę na niego z czułością, myślę przez chwilę, a następnie mówię – a staram się to powiedzieć najdelikatniej jak to tylko możliwe:

– Wojtuś, ale to jest zabawka dla psa.

***

A jeśli ktoś zawodowo zajmuje się wychowywaniem takich najbardziej kochanych dzieci konsumpcjonizmu jak my z Wojtkiem, to w najbliższą środę można mnie spotkać na konferencji I love marketing & social media, gdzie wystąpię wraz z Kamilem Koziełem (???), mój boże, ja uwielbiam tego człowieka, ale nie mam pojęcia jak on się deklinuje 🙁

Biletów na konferencję już nie ma, ale wciąż można wykupić live streaming, a jeśli będziecie tam osobiście, to koniecznie podejdźcie się przywitać, chyba że akurat będę jadła kanapkę i będziecie chcieli gryza, to wtedy nie podchodźcie. 

11 komentarzy

  1. 2sloma

    24 października 2017 o 09:13

    Tak się kończy, jak sie nie ma dzieci. Samemu się dziecinnieje.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      24 października 2017 o 13:41

      Jak dla mnie spoko, nie mam nic przeciwko!

      Odpowiedz
      • fotolandowski

        28 listopada 2017 o 08:48

        I dobrze! Gdyby tak każdy czasem ‘zdziecinniał’ na chwilę chociaż…

        Odpowiedz
    • fotolandowski

      28 listopada 2017 o 08:49

      I bardzo dobrze! Gdyby tak każdy czasem ‘zdziecinniał’ na chwilę chociaż…

      Odpowiedz
  2. Wiedzma Jesienna

    24 października 2017 o 10:05

    Niech bierze, kot sie ucieszy!

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      24 października 2017 o 13:41

      Ale ta piłka jest trzy razy większa od kota!

      Odpowiedz
      • Wiedzma Jesienna

        24 października 2017 o 16:24

        Moj kot wczoraj przyniosl krolika do domu. Zywego. Takze tego, do pilki dorosnie, a gwiazdka tuz za rogiem XD.

        Odpowiedz
        • JaninaDaily

          15 listopada 2017 o 22:15

          Ha ha! Masz szczęście, że żywego. Mój też kiedyś bohatersko upolował królika miniaturkę sąsiada, ale gdy owy królik do nas dotarł, to już niewiele dało się dla niego zrobić

          Odpowiedz
          • Wiedzma Jesienna

            20 listopada 2017 o 10:49

            Tez mialam tlumaczenie sie przed sasiadem, jak jeden z kotow poszedl sie w rybka z akwarium przywitac >_<. Jak byly mniejsze (bo ja mam dwa futra) to wiecej zdechlakow przynosily. Teraz u nas wiekszosc ptakow/myszy/krolikow jest teraz targana zywa do domu. Taka wersja czy kolega moze sie ze mna w domu pobawic. No czasem zdarza sie ze sama glowa ptaka dotrze, ale to czasem. Oba farocle maja dzwoneczki i sa karmione, tylko ze natury nie pokonasz. Moment kiedy kot przyniosl zywa mysz do domu, po czym bawili sie w ganianego po salonie to bylo co prawda przegiecie….

  3. Sialua

    30 października 2017 o 12:37

    Lama! Dziękuję :). Jakby ktoś, coś, gdzieś dodawał w gratisie (nawet alpakę) to biere.

    Odpowiedz
  4. Jestem na diecie plus LINKI TYGODNIA - VADEMECUM BLOGERA

    3 listopada 2017 o 09:36

    […] U nurcie marketingowym u Janiny Daily Najbardziej kochane dzieci marketingu […]

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *