Najlepszy nauczyciel na świecie, najlepszy student na świecie

Dziś muszę zacząć od wprowadzenia bałaganu w Wasze uporządkowane życia i poprosić Was o zaktualizowanie swoich google calendars, bo wygląda na to, że musimy zrezygnować z poniedziałkowych wpisów, z szalenie istotnego powodu, jakim jest fakt, że ostatnio w poniedziałki jestem szalenie niezabawna, ale to tak niezabawna, że jak opowiadam żart to usychają wszystkie pobliskie kromki chleba, a pod mój dom schodzą się wszystkie konie z okolicy. Jeszcze nie ustaliłam, w które dni konkretnie jestem najzabawniejsza, dlatego przez chwilę musicie funkcjonować jak hipisi, nigdy nie znając dnia ani godziny, kiedy Waszym światem zatrzęśnie moja kometa komedii.

Dzisiaj będzie o wyborach, bo w niedziele wszyscy byliśmy na wyborach, oczywiście oprócz 52% ludzi-Polaków, którzy myśleli, że głosowanie odbywa się poprzez lajczki na fejsbuniu pod zdjęciem odpowiedniego kandydata, a zmiana społeczna poprzez przekazywanie pani z warzywniaka tajnych informacji politycznych, jakoby za komuny było lepiej, a za Gierka to płoty z kiełbasy stawiano. My też z Wojtkiem byliśmy głosować, choć nie bez strachu, bo my z reguły unikamy większych skupisk ludzi-Polaków za granicą, przynajmniej od czasu pamiętnego koncertu Grzegorza Turnaua w Dublinie, kiedy to rzeczony Grzegorz Turnau musiał zrobić przerwę w śpiewaniu i poczekać, aż pan z pierwszego rzędu wraz z panem z ostatniego rzędu głośno wyjaśnią sobie zawiłości gramatury warzyw i ryb, tj. ustalą między sobą, który jest większym burakiem, a który leszczem.

leszcz

Leszcz, ale nie ten z koncertu Grzegorza Turnaua

A u mnie na uczelni też wybory! Na Nauczyciela Roku. To świetna nagroda, bo jak się ją odbiera, to przy okazji można wypić dużo darmowego wina i zrobić sobie zdjęcie z rektorem, choć wiem z doświadczenia, że zalecana jest raczej odwrotna kolejność. Nagrodę Nauczyciela Roku przyznają studenci, najsurowsi z wszystkich sędziów, czyli ludzie, którzy nawiasu w równaniu nie zauważą choćbyś i rzucił im go w twarz, ale których bystre, sokole oko nigdy nie przegapi takich pedagogicznych grzechów, jak skarpetki niepasujące do reszty ubioru albo ten sam żart opowiedziany dwa razy. W zeszłym roku wygrałam ja i chociaż lubię myśleć, że przyczyniły się do tego moje wyborne dowcipy, to może być też tak, że jak już mili bracia Irlandczycy oddali Polakom połowę swojego kraju, majątku, zasiłków i bonów zniżkowych na tramwaj, to z przyzwyczajenia wszelkie nagrody też.

So this year – westchnął mój szef na zebraniu instytutu – it looks like Janina won again – westchnął jeszcze głębiej, po czym poczuł się w obowiązku wyjaśnić wszystkim zebranym: I don’t know how it happened. Apparently, students think, and I quote, “Janina is the nicest person ever”. – Oh yes I am – mówię na to ja. – No you’re not – mówi na to on, a potem jeszcze mówi, że w uzasadnieniu studenci napisali coś o jakiejś grze i czy on ma przez to rozumieć, że uprawiam na zajęciach jakiś hazard, a ja mówię, że technicznie rzecz ujmując to tak, bo każde moje zajęcia to spore ryzyko – ze strony moich studentów, że jak zaczną płakać, to już nigdy nie przestaną, a z mojej, że w końcu wyjdę z sali i już nigdy nie wrócę. Niemniej tym razem moi studentom chodziło o inną grę – o statystycznych “Milionerów”.

Och, to była doskonała gra! Oczywiście musiałam dostosować trochę formułę programu do okoliczności, tj. zrezygnowałam z koła ratunkowego w postaci pytania do publiczności, no bo publiczność składała się z pozostałych moich studentów, czyli generalnie była bezużyteczna, i z koła ratunkowego w postaci telefonu do przyjaciela też zrezygnowałam, po tym jak jeden ze studentów chciał wykorzystać to koło po to, żeby zadzwonić do tej knajpy, gdzie sprzedają burrito na wynos, bo usilnie starał się mnie przekonać, że pan u którego zamawia się burrito na pewno będzie wiedzieć, co to jest przedział ufności. Do dziś żałuję,że posiadam jakikolwiek kręgosłup moralny – tam mają doskonałe burrito. Generalnie to wszyscy się doskonale bawili i pewnie mielibyśmy i drugą edycję tego konkursu, gdyby nie to, że doszło do małego nieporozumienia, tj. moi studenci myśleli, że na zwycięzcę czeka nagroda pieniężna, a ja myślałam, że najlepszą im nagrodą będzie to, że się czegoś nauczyli.

A wtedy mój szef mówi, że to prawdziwie oszałamiajaca historia, zwłaszcza z tym burrito, ale w temacie smutnych wiadomości, to powiedzieć chciał, że to wszystko nie ma większego znaczenia, bo w tym roku nie stać uczelni na żadne nagrody, a wtedy kolega obok pyta jakie były nagrody w zeszłym roku, a ja mówię, że medal, a on mówi, że to zupełnie bez sensu, no bo po co komu medal, a ja mówię, że to wcale nieprawda, bo taki medal ma szereg praktycznych zastosowań – można go sobie na przykład zakładać na szyję, co bardzo często uskuteczniam, najczęściej wtedy, kiedy to w Dublinie odbywa się jakiś maraton, bo ja wtedy chodzę sobie koło mety z tym medalem u szyi i udaję, że cokolwiek w życiu przebiegłam.

Z jednej strony, nie miałam żalu za to, że w tym roku medalu nie będzie, bo od czasu jak dostałam ten poprzedni, to i tak celuję w nagrodę w zupełnie innej kategorii, najchętniej Best Foreign Comedy. Z drugiej strony, to byłoby całkiem klawe mieć dwa medale, bo wkrótce u nas maraton, to mogłabym się na przykład wałęsać po mecie z dwoma medalami u szyi, żeby ludziom było głupio, że oni zdążyli ten maraton przebiec w wyznaczonym czasie tylko raz, a ja dwa. Taki sukces sportowy całkiem by mi się przydał, bo muszę przyznać, że mój tytanowy kręgosłup postanowień sportowych został mocno nadwyrężony podczas mojej ostatniej wizyty na siłowni, na której był nowy pan trener, który to pan trener już w sposób definitywny utwierdził mnie w mojej diagnozie, jakobym cierpiała na wrodzony niedorozwój mięśni ramion, co u mojej osoby jest jeszcze dodatkowo połączone z przerostem mięśni tłuszczowych okolic brzucha, a jakby ktoś jeszcze był zainteresowany moimi innymi upośledzeniami fizycznymi, to jeszcze na dodatek nie umiem zrobić fikołka.

tumblr_msrvlwBlIm1rrdiwlo1_500

Okazało się jednak, że mój szef w ogóle nie był w ogóle zainteresowany czarna kartą mojej biografii usłaną nieudanymi fikołkami, tylko powiedział, że skoro już jesteśmy przy ewaluacjach, to może byśmy się tak zajęli mniej korzystnymi opiniami studentów, na przykład koleżanką, której student napisał, że jedyne co mu się udało osiągnąć na jej wykładzie, to przejść pięć planszy w Angry Birds. I mój szef mówi, że uważa to za dość niepokojące, a ja mówię, że uważam to nawet za szalenie niepokojące, że na naszej uczelni – ponoć nie najgorszej w kraju – studiuje ktoś, kto potrzebuje aż godziny na przejście pięciu plansz w Angry Birds, a mój kolega obok mówi, że akurat jeśli chodzi o te zielone ptaki, które zawracają, to one robią co chcą i ich się w ogóle nie da opanować, a mój szef mówi, że doskonale zna to uczucie. A wtedy koleżanka, na której przedmiocie student rzucał ptakami, samokrytycznie mówi, że ona nie ma żalu do tego studenta, bo przecież ona wie, że jest tak nudna, że po 10 minutach własnych zajęć ona już sama siebie nie słucha.

Aha, nuda! Błąd amatora. Wszak wszyscy wiedzą, że studenci są jak koty i to nie tylko dlatego, że pomimo pierwszego wrażenia bycia słodkimi i puchatymi, są gotowi w każdej chwili rzucić ci się na twarz. Przede wszystkim chodzi o to, że to prawdopodobieństwo ataku na twarz niebezpiecznie wzrasta, kiedy taki kot/student się nudzi.

tumblr_inline_no57buARcI1qce30r_500

Bo w gruncie rzeczy uważam, że największym grzechem współczesnych nauczycieli jest brak polotu. Wiem to, bo ostatnio sama zostałam na powrót studentką, co otworzyło mi oczy na wszystkie pedagogiczne grzechy – zapisałam się mianowicie na lekcje języka hiszpańskiego. Dajmy na to taki temat: zwierzątka. Nuda. Pies, kot, królik. Zanim się człowiek zdąży podjarać, że zaraz dojdziemy do ciekawych zwierzątek typu kuna, to już koniec lekcji. Nudziłam się tak strasznie, że natychmiast zaczęłam szukać rozrywek alternatywnych, a uczę wystarczająco długo, by moi studenci mieli możliwość zaopatrzenia mnie w katalog takowych. Od prób sterowania zachowaniem gołebi zza okna siłą woli, przez ukrywanie kindle’a w podręczniku i udawanie, że to rozdział o analizie mocy testów tak rozbawia ich do łez, do oczywistej pogardy wypisanej na twarzy pomieszanej z milczącą dezaprobatą, kiedy to nie mam żadnych wątpliwości, że to moimi zajęciami będą straszyć dzieci, kiedy nie będą chciały jeść brukselki. Niemniej jako człowiek-nauczyciel wiem jakie to trudne całe życie rywalizować o uwagę z kotami przebranymi za pszczoły, więc nie chciałam uciekać się do takich sztuczek, w zamian wymyśliłam sobie indywidualny tok nauczania.

No to zaczęłam sama się uczyć zwierzątek, które wydały mi się interesujące. Nauczyłam się: el castor (bóbr), el unicornio (jednorożec), la cabra montés (kozica górska), el dragón (smok), el pájaro carpintero (dzięcioł). No i jeszcze: Estoy buscando a Juan (szukam Jana). Wszystko zmierzało ku lepszemu – czułam się coraz lepiej przygotowana do wyjazdu do Hiszpanii, tak długo jak ci mili ludzie będą otwarci na wszelkie dyskusje dotyczące szukania różnorodnych zwierzątek i nic więcej.

Tak, czułam się ze sobą doskonale. Taki ze mnie świetny nauczyciel, taki świetny student i jeszcze na dodatek ostatnio moja koleżanka zrobiła sobie operację plastyczną nosa na wzór mojego nosa. Czy jest coś, co mi w życiu nie wyszło? Oprócz fikołków, to oczywiste. Moje dobre samopoczucie trwało od godziny 15:30 w piątek do godziny 10:00 rano w sobotę. Bo o 10:00 rano w sobotę była klasówka z hiszpańskiego. Mieliśmy napisać wypracowanie o naszej wycieczce do parku, używając jak najwięcej słownictwa, którego się nauczyliśmy. A skąd miałam wiedzieć jak powiedzieć po hiszpańsku “Byłam wczoraj w parku i jak zobaczyłam bobra bawiącego się z dzięciołem, to aż z wrażenia spadłam z jednorożca?”.

5 komentarzy

  1. Catherine Wolf

    14 maja 2015 o 13:05

    Gratulacje Janino, ale mam nadzieję, że skoro medalu nie będzie to chociaż tego darmowego wina dadzą więcej.
    Co do kotów przebranych za pszczoły to mój prywatny mruczek pozdrawia wszystkich studentów https://instagram.com/p/xlpV8uHDpf/?taken-by=thewolfpalace

    Odpowiedz
    • Janina

      17 maja 2015 o 09:32

      Nie do podrobienia! Czyto kot przebrany za pszczołę czy to pszczoła przebrana z kota?!

      Odpowiedz
  2. simplife.pl

    15 maja 2015 o 22:59

    “jak opowiadam żart to usychają wszystkie pobliskie kromki chleba, a pod mój dom schodzą się wszystkie konie z okolicy” – wygrałaś 🙂

    Odpowiedz
    • Janina

      17 maja 2015 o 09:34

      Myślę, że to nasze wspólne zwycięstwo – moje i wszystkich koni!

      Odpowiedz
  3. Szems

    19 maja 2015 o 14:42

    Gratulacje – może chociaż będzie wspólny filmik z Rektorem albo chociaż Dziekanem dostępny na jutubie albo gdzieś?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *