Niebezpieczne kanty dorosłego życia

Wpis powstał w ramach akcji informacyjnej #dziękiubezpieczeniom Polskiej Izby Ubezpieczeń

Psychologia rozwojowa, a dokładniej rzecz ujmując pan Kohlberg, twierdzi, że w toku swojego życia przechodzimy przez trzy stadia rozwoju moralnego. Pierwszy przytrafia nam się w dzieciństwie i polega na tym, że jak się czegoś bardzo chce, ale mama nie pozwala, to nie można. Drugi – że jak się czegoś bardzo chce, ale człowiek wie, że się nie powinno, to nie wolno. No i ja jestem obecnie w tym trzecim stadium, które polega na tym, że jeśli się czegoś bardzo chce, ale nie można, ale się odpowiednio długo jęczy, to w końcu mąż pozwala. I w ten właśnie sposób dorobiliśmy się kota.

Wraz z rozpoczęciem naszej nowej kocierzyńskiej przygody, podjęliśmy szereg ważnych decyzji, dotyczących rozwoju naszego puchatego członka rodziny, na przykład mój mąż to postanowił, że musimy tego naszego kota okropnie utuczyć, bo jak on będzie bardzo gruby, to będzie mu trudniej od nas uciec. Ja zaś to czasem mam takie miłe myśli, że może jednak nie jestem najgorszym opiekunem na świecie. Że no dobrze, być może czasem dorosłość mnie chłoszcze, a odpowiedzialność pogania od tyłu, ale jest jeszcze nadzieja, jeszcze trochę dorosnę, ustatkuję się, nauczę się odróżniać kwotę netto od brutto, i kto wie, jak kiedyś przytrafi się nam Wojcieszek junior, to może nawet zdąży z nami trochę pobyć, zanim odbierze nam go sanepid.

No, tak sobie czasem myślę. A potem wchodzę do salonu, a tam mój kot bawi się nożyczkami do paznokci.

I w takich chwilach to mieliśmy czasem takie rozkminy, żeby może tego naszego kota ubezpieczyć, ale potem patrzyliśmy na tą naszą kocią słodycz i myśleliśmy sobie, że mój boże, on przecież jest taki wspaniale puchaty, to jest w ogóle niemożliwe, żeby z taką puchatością dało się poobijać o ostre kanty życia.

I to był ten jedyny raz w moim małżeństwie, kiedy okazało się, że nie mam racji.

Bo chwilę później nasz kot zachorował i nie czuł się najlepiej, a potem my zobaczyliśmy rachunek za leczenie i nagle też poczuliśmy się zdecydowanie gorzej. Mimo iż próbowaliśmy bardzo wielu rzeczy, żeby tego wszystkiego uniknąć, na przykład ja chciałam potraktować tego kota jako pojazd lądowy i wrzucić w koszty w ramach OC/AC, a Wojtek to miał taki pomysł i bardzo gorąco do niego przekonywał panią weterynarz, że generalnie to on rozumie, że to prześwietlenie jest ważne, ale może dałoby się po prostu tego kota tak podstawić pod światło?

I piszę Wam o tym wszystkich z dwóch powodów: po pierwsze, to chciałam powiadomić swoją rodzinę, by nie jarali się za bardzo prezentami świątecznymi w tym roku, albowiem może być tak, że każdy z nich dostanie garść szyszek i koronę z burger kinga, no bo musieliśmy prześwietlić i wyleczyć kota. Po drugie, w ramach akcji informacyjnej #dziękiubezpieczeniom, a także mojej prywatnej akcji “mądrzejsi od Janiny”, chciałam namówić Was do tego, by czasem pomyśleć o tym, że za kilkanaście monet miesięcznie świat może stać się naszą ostrygą, a wszelkie ostre krawędzie rzeczywistości – zarówno nasze, jak i naszych bliskich – otulić możemy miękką watą ubezpieczenia od ryzyka. Wraz z Polską Izbą Ubezpieczeń nie chcemy przekonywać Was do żadnej konkretnej firmy, ale do samej idei: że warto się ubezpieczać – na życie, na zdrowie i na wszelki wypadek.

Bo wiecie, człowiek tak chojrakuje, a potem okazuje się, że za błędy trzeba bardzo słono płacić, bo na przykład jego kot jest czarny i nawet pod światło nie widać, co ma w środku.


5 komentarzy

  1. Lena MadHatter

    10 grudnia 2017 o 15:51

    Tjaaa, Miśko przyjechał ze schronu 5 sierpnia. Bez badań, bez niczego… Miśko jest stary, więc ja co chwilę czuję się gorzej jak mi pani wet mówi ile 😉
    No cóż, się chciało, się ma 😉

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      14 stycznia 2018 o 21:53

      Ale wspaniale, że Miśko ma już swojego człowieka! Niech Miśko chowa się zdrowo!

      Odpowiedz
  2. Kamila - Z kapelusza wzięte

    1 stycznia 2018 o 14:40

    Jaki słodziak z tego Waszego kotka. Myślę, że myśl z jego utuczeniem ma w sobie sporo plusów, będzie on potem jak taka puchata kuleczka, krąglutki i puszysty 😀 Byle nie przesadzić, bo jak będzie chory to będziecie go musieli nosić a im bardziej krągły tym cięższy.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      14 stycznia 2018 o 21:48

      No właśnie problem jest taki, że on już jakby rośnie i zaokrągla się niczym najpiękniejsza w świecie kula, ale wciąż bardzo lubi, gdy się go nosi na rączkach i niekoniecznie chce słuchać, że może już wystarczy, bo ja się co prawda na kocierzyństwo pisałam, ale nie na noszenie tony puchatego kota!

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *