Gdyby nie bliska obecność mojego męża, najpewniej rozkruszyłabym się jak biszkopt, zostałyby po mnie tylko okruchy wymieszane z kurzem. I tu nie chodzi nawet o te drobne momenty, by przytulić, uspokoić, zjeść za kogoś warzywa z zupy, ale o taką niezwykle wytrzymałą siatkę bezpieczeństwa utkaną z nitek drobnych gestów, która powoduje, że zawsze wiem, że wszystko się ułoży.
W noc przed ważnym dla mnie wydarzeniem śni mi się plusz. Śni mi się mój pies, na powrót żyjący, pływamy razem w basenie. Śnią mi się rodzice, mówią do mnie czułymi zdrobnieniami. Śnią przyjaciele z beztroskich lat szkolnych i te właśnie czasy. Moja podświadomość jest jak ten kot, który – gdy brakuje mu ręki do rzucania zabawek – sam sobie turla papierową kulkę.
W dzień ważnego wydarzenia dostaję bardzo dużo ważnych wiadomości, od ludzi bliższych mi i dalszych, znajomych i nieznajomych, i oni mówią mi, że są ze mnie dumni, a ja każde takie słowo przyjmuję z czułością, każdej takiej obecności przyglądam się dłużej, by móc ją zapamiętać lepiej i jakby wyraźniej.
A potem wracam do siebie – dosłownie, w przenośni – i śpię do czternastej. Nie mam tego w zwyczaju, bliższe są mi naturalne godziny snu, ale widocznie miałam w sobie bardzo dużo zmęczenia i bardzo dużą potrzebę bezpieczeństwa utkanego ze znanych zapachów, faktur materiałów, mruczącego kota. Przytulam się do Wojtka tak mocno, że boję się, że w pewnym momencie odkształci się jak poduszka, zostanie mu w środku ciała takie krzywe wgłębienie na kształt moich ramion.
Na wszystko, co mam i wszystko, gdzie jestem składają się (w dowolnej kolejności): moja własna praca, talenty, wsparcie bliskich osób. To ostatnie doceniam najbardziej, bo wiem, że wcale nie jest oczywiste. Jestem jak ten pingwin, który bez obecności własnego stada, w ogóle nie wie, gdzie iść i w którym kierunku. I mam wyobraźnię, która potrafi tworzyć wspaniałe obrazy, pisać historie zapętlone na bardzo wiele razy, ale jednego nie jest w stanie pojąć, w ogóle nie potrafię sobie tego wyobrazić, to jest: braku czyjejkolwiek obecności.
Dziś jest ten czas w roku, kiedy Stowarzyszenie “mali bracia Ubogich” po raz kolejny uruchamia tak ważną dla mnie inicjatywę. Można podarować starszej osobie czyjąś obecność i trochę lepsze święta, choć trochę oszukać samotność. O tutaj można: https://www.podarujwigilie.pl/ i bardzo do tego zachęcam. Nikt nie powinien kruszyć się jak biszkopt, zwłaszcza w takim czasie.
2sloma
27 listopada 2017 o 22:14Bardzo ładny tekst i chwalebny powód. Ale zadajmy sobie pytanie: skąd się biorą osoby samotne? Otoz moze nigdy nie mialy dzieci, albo te dzieci nie chca z nimi utrzymywac kontaktu. Bardzo rzadkie sa sytuacje, w ktorych dzieci i malzonkowie poumierali.
Zwykle jest wiec tak, ze ludzie zyja jak wolne ptaki, nie zakladaja rodzin, wydaja kase na przyjemnosci a nie na dzieci. Albo robia takie pieklo dzieciom z zycia, ze te ich nie chca znac.
I teraz sie mi proponuje, ojcu 2ga dzieci, ze mam wyjac kase z budzetu mojej rodziny, odejmowac dzieciom od ust, zeby fundowac wigilie jakiemus pasozytowi. Genialny pomysl !
Teraz smialo, czekam na hejt, jakim to jestem podlym czlowiekiem.
fotolandowski
28 listopada 2017 o 08:25oj tam od razu hejt i podłość 🙂 Zauważ tylko, że przecież nikt tu nie nawołuje, żeby ktokolwiek odejmował sobie czy swoim dzieciom od ust i dawał innym 🙂 Nie mam – nie daję. Mam – czemu nie miałbym pomóc w ten czy inny sposób komuś komu się nie powiodło… czasem z przyczyn niezależnych a czasem z własnych błedów… tylko jakie to ma znaczenie w takiej sytuacji 🙂
2sloma
28 listopada 2017 o 08:30Prosta matematyka wskazuje, zeby komus dac, komus innemu trzeba zabrac.
Pozdrawiam serdecznie i przy okazji zblizajacych sie swiat zycze posiadania duzej ilosci kochajacych dzieci.
fotolandowski
28 listopada 2017 o 08:38OK, to jeszcze raz:
po 1. nikt nikogo do niczego nie zmusza
po 2. “Nie mam – nie daję. Mam – czemu nie miałbym pomóc”
po 3. w większości przypadków przelana na to konto złotówka czy dwie nie zrujnuje budżetu domowego…. a gdyby nieszcześliwie tak właśnie sie złożyło to patrz punkt 2 🙂
A gdy ktoś zapuka do Twoich drzwi w Wigilie (lub inny dzień) to jedzeniem też sie nie podzielisz bo będziesz musiał od ust sobie odjąć? Bo “prosta matematyka” na to wskazuje…
JaninaDaily
28 listopada 2017 o 11:56Właściwie nie mam nic do dodania, Fotolandowski powiedział na ten temat wszystko.
Elżbieta
26 lipca 2018 o 10:56A ja mam do dodania… Proszę sobie wyobrazić, że nie ma większego marzenia w moim życiu niż dzieci i ja, z wielką warząchwią nad garnkiem plus zapach chleba. Wymyśliłam sobie jednak w swoim egoizmie, że do tego obrazka bardzo pasuje mi tata tych dzieci. Na dodatek chciałabym, żeby był to fajny tata. Nie bardzo mam koncepcję, jak sprawić, by pojawił się w moim życiu, więc nie mam tych dzieci. Przy okazji nie żyję jak wolny ptak i nie wydaję kasy tylko na przyjemności, bo myślę o przyszłości. Zegar tyka i po trzydziestce powoli trzeba się godzić z myślą, że marzenie mojego życia się nigdy nie spełni. 2sloma: powiedz mi jeszcze raz to, co napisałeś o egoizmie, w twarz. Krótkowzrocznie myślisz, oj, krótko. Nie każdy, kto nie ma dzieci, tak wybrał, bo chciał być niebieskim ptakiem.
Piąteczka! #4 – Żegnaj, kokonie bezpieczeństwa
23 grudnia 2017 o 14:40[…] słów o tym, czemu posiadanie wieloosobowej, często rozsianej po świecie grupy wsparcia jest najlepsze. Sama bym tego lepiej nie ujęła, więc uśmiecham się tylko do mojego stada rozsianego po całym […]
Elżbieta
27 lipca 2018 o 19:07Ja tam mam do dodania 🙂 Chciałabym powiedzieć, że życie przewrotne jest i chociaż o niczym tak w życiu nie marzyłam jak dom, ja z warząchwią, labrador i dzieci, to nie było mi to dane. Głównie dlatego, że do tego obrazka szalenie pasował mi odpowiedni ojciec tychże dzieci, którego nie spotkałam. Bywa i tak. Jestem kobietą po 30. i powoli godzę się z tym, że marzenie mojego życia się nie spełni. Niechże pan 2sloma cieszy się swoją rodziną i weźmie pod uwagę, że posiadanie dzieci i rodziny nie zawsze jest uwarunkowane zwykłym chceniem.