O człowieku uczulonym na pasztet

Rzeczy, które robimy rutynowo, bez chwili namysłu, to nawyki, tak właśnie mówię moim studentom. Opowiadam im, że już wkrótce dojdą do takiej wprawy, taki sobie nawyk wyrobią, że na sam widok zmiennych danego rodzaju będą wiedzieć, jaki przeprowadzić test statystyczny. No, tak im mówię, a oni zgodnie kiwają głowami, a potem razem mamy ubaw i nie da rady zatrzymać tej karuzeli śmiechu.

giphy

W życiu codziennym nauczyłam się ostatnio, że w sposób zupełnie nawykowy jestem perfekcyjną żoną. Otóż mąż mój – słońce życia mego, masło mojej kanapki, nadzienie pączka mego – wrócił wczoraj od lekarza i poinformował mnie, że:

1. pani doktor okropnie śmiała się z jego dowcipów, ale to tak okropnie się smiała
2. dostał antybiotyk (!!!)
3. a jak będzie go bolało, to pani doktor kazała mu pić dużo alkoholu i jeść dużo parówek.

No, tak powiedział: że dostał zalecenie lekarskie, żeby pić dużo alkoholu i jeść dużo parówek. I – obczajcie to – tam w tych moich neuronach nic nie klika, światło się nie pali, trybiki nienaoliwione, innymi słowy – ani przez sekundę nie przyszło mi do głowy, że coś jest nie tak w tej historii. Lekarz każe, trzeba wykonać – buty ubrałam, czapkę ubrałam, schodzę na dół do sklepu po kratę browarów i parówki. Mówię Wam, perfekcyjna żona z nawyku.

Wchodzę do sklepu, kupuję dużo piwa, bo bardzo kocham Wojtka i nie chcę żeby umarł, patrzę w stronę lodówki a tam… pusto. Żadnej parówki. Ani pół parówki, która ma uratować życie mężowi mojemu – tonacji mojej melodii, ziemniakowi mięsa mego, karpiowi mojej Wigilii. Szczęśliwie, na wypadek takich kryzysowych sytuacji, posiadam znajomych lekarzy. Dzwonię. Ja dzwonię, trybiki wciąż się nie kręcą. Nie, że do byle jakiego lekarza dzwonię, wszak sprawa jest poważna, mąż mój zasługuje na najlepszą jakość opieki medycznej, do doktora habilitowanego nauk medycznych dzwonię i mówię mu tak:

że Wojtek jest chory, że dostał zalecenie od lekarza żeby pić dużo alkoholu i jeść dużo parówek i teraz sprawa jest taka, że w sklepie nie ma parówek, więc czy jest coś, czym ja mogę zastąpić te parówki, co ma podobne działanie?

A on na to przeprowadza profesjonalny wywiad medyczny o charakterze pogłębionym, to jest pyta mnie: co?

No to powtarzam: że Wojtek chory, że zalecono mu te parówki na ból, że nie ma, że szukam zamienników.

A on mi na to mówi, i nawet sekundę się nie zastanowił, nawet się nie zająknął, on mi na to mówi, że mogę zastąpić pasztetem, ale to musiałabym dostosować dawkę i to tylko jeśli Wojtek nie jest uczulony.

Pomyślelibyście, że wtedy coś mi zaczęło świtać. Ale nie. To dopiero za parę minut, gdy dotarłam do domu. Z tym pasztetem, z tym browarem, z tą dramatyczną myślą, która towarzyszyła mi przez całą drogę po schodach i która przytrafia się każdej kobiecie na pewnym etapie małżeństwa – a co jeśli przeliczę dawkę źle i Wojtek przedawkuje pasztet?

2 komentarze

  1. ja

    19 lutego 2016 o 11:37

    Wkręcał wilk razy kilka, wkręcili i wilka?

    Odpowiedz
    • Janina

      19 lutego 2016 o 12:49

      Wolałabym wersję z “ponieśli i wilka”, bo jakby mnie tak nosili, to bym nie musiała chodzić i to zawsze się człowiek mniej zmęczy.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *