Pędzący rydwan czasu i eksperymenty na gołębiach

Nie mam żadnych wątpliwości, że zastaję Was skąpanych w fontannie własnych łez, z sercem roztrzaskanym na tysiące małych kawałków, walczących resztkami sił o ostatnie okruchy radości życia, rozdziobywane przez bezwględne kruki rzeczywistości. Rozumiem to doskonale, wszak przez ostatnie dni życie zafundowało Wam istny festiwal emocjonalnej chłosty. Po pierwsze, trudno nie płakać na wspomnienie nierównych walk z podpałką do grilla i kiełbasą podwawelską, które wypełniły długi weekend tysiąca Polaków, który to długi weekend od wielu lat pozostaje dla mnie niezrozumiały, no bo dlaczego w Polsce obchodzi się Święto Pracy skoro tam nie ma pracy? Drugi kopniak od losu przyszedł z zupełnie nieoczekiwanej strony, bo ze strony Waszego komendanta komedii, komandora ubawu, siły napędowej tej karuzeli śmiechu, czyli że mnie. W poniedziałeczek nie było wpisu i nie mam żadnych wątpliwości, że mam z tego powodu na sumieniu wiele połamanych żyć, smutny to musiał być czas dla wszystkich moich czterech czytelników. No i już ostatnią, trzecią chłostą od losu, zupełnie najgorszą, było to, że w zeszłym tygodniu Kate Middleton urodziła dziecko i – jak wszyscy wiemy – parę godzin po porodzie wyglądała tak:

kate-middleton4--a

Ostateczny dowód na to, że życie nie jest sprawiedliwe wzięłam stąd

No ja tam zupełnie nie byłam zadowolona z tego zdjęcia, zwłaszcza że wiadomość ta zastała mnie w bardzo trudnym momencie mojego życia, to jest wtedy, kiedy to byłam w trakcie przegrywania bardzo nierównej walki z Tesco i jego promocją na 4 lody za 2 euro. Szczęśliwie jednak w ogóle nie miałam czasu by popadać w kompleksy, bo – jak zawsze w tak trudnych momentach – zwróciłam się z pomocą do mojego najlepszego kolegi i niezłomnego pocieszyciela: Internetu. A tam przeczytałam, że:

kate2

Tym samym od tamtego momentu modlę się żarliwie o tak zniekształcone nogi po jakimkolwiek porodzie, a najlepiej jeszcze przed, ale póki co moje modły pozostały niewysłuchane, najpewniej dlatego, że mnie nikt nigdy nie słucha, na czele z moimi studentami i Wojtkiem, chociaż ten ostatni to twierdzi, że słucha mnie zawsze, tylko że nie rozumie, bo seplenię.

Mój szef też nie chciał mnie w ogóle ostatnio słuchać, kiedy to wezwał mnie do siebie, by wyjaśnić pewną skargę, którą to złożył na mnie student, który to student wysłał mi maila, w którym zawiadamiał mnie, że cały rok nie chodził na moje zajęcia i teraz boi się egzaminu, i w związku z tym pyta czy mam dla niego jakąś radę, na co odpisałam mu, że mam dla niego doskonałą radę, radzę mu mianowicie cofnąć się w czasie i zacząć chodzić na moje zajęcia, z poważaniem, Janina. W sumie nie dziwię się, że mój szef mnie do siebie wezwał, to był tak wyborny żart, że aż wymagał osobistych gratulacji. Ale okazało się, że mój szef wcale nie chce mi pogratulować, tylko zadać mi szereg podchwytliwych pytań, na przykład spytał mnie, czy słyszałam kiedyś o kimś, kto umarł od tego, że powstrzymał się od komentarza? A ja mu na to powiedziałam, zresztą zupełnie zgodnie z prawdą, że nie słyszałam, ale jeśli gdzieś na świecie jest jakiś pomnik ofiar sarkazmu, to ja chętnie złożę pod nim kwiaty, a on mówi, że nie ma takiego pomnika, bo nikt jeszcze na tym świecie nie umarł od tego, że kiedyś powstrzymał się od komentarza i że poleca mi serdecznie kiedyś tego spróbować, a ja mu na to powiedziałam, że może kiedyś się skuszę, ale to nie teraz, bo teraz jestem szalenie zajęta i to akurat była prawda, bo właśnie byłam w trakcie planowania zaawansowanego eksperymentu z udziałem moich studentów i losowo wybranych gołębi.

To wszystko dlatego, że wymyśliłam sobie ostatnio, że w tym roku przygotuję moim studentom najprostszy egzamin na świecie, ale to tak prosty egzamin, żeby nie tylko wszyscy zdali, ale i żeby ich wszystkie mamy spuchły z dumy nad tym, jak mądre mają dzieci, no bo ja wiem jak ważne dla rozwoju psychospołecznego nastolatka jest dumna mama, mówię to z całą świadomością człowieka, któremu Mama całe życie powtarzała, że jest najmądrzejszym Króliczkiem na świecie. Okazało się jednak, że stworzenie najprostszego egzaminu na świecie jest zadaniem szalenie skomplikowanym, o czym przekonałam się boleśnie w zeszłym tygodniu, kiedy to dałam moim studentom do rozwiązania bardzo proste zadanie o irlandzkich podatkach, po policzeniu którego doszli do jedynego słusznego wniosku, jakoby w tym kraju płaciło się podatki na poziomie 0.27%.

oh dear

Och, to musi być piękny stan umysłu, kiedy to jeszcze wydaje ci się, że podatki płaci się na poziomie dziesiętnych procenta. Niemniej ten incydent nauczył mnie dwóch rzeczy: po pierwsze, że po swojej pierwszej wypłacie moi studenci mogą się trochę zdziwić. Po drugie, że proste zadania matematyczne to pojęcie szalenie względne. Rozwiązanie tego problemu było oczywiste: postanowiłam mianowicie przetestować swoje potencjalne pytania egzaminacyjne na reprezentatywnej próbie gołębi, z bardzo silnym przekonaniem, że nie puszczę egzaminu do druku dopóki nie osiągnie wymaganego poziomu prostoty, tj. dopóki nie zda go chociaż 8 na 10 gołębi (błąd pomiaru: 1 gołąb).

I być może jeszcze przez chwilę miałam wątpliwości czy porównanie moich studentów do gołębi jest najtrafniejszym z możliwych, ale to było zanim dotarłam na zajęcia, gdzie wszyscy moi studenci zgromadzili się dookoła jednego komputera jak ptaki dookoła pajdy czerstwego chleba, z tą tylko różnicą, że w ich przypadku pokarmem dla ich duszy nie był chleb, a tablica dystrybuanty rozkładu normalnego. Nie, żart. Właśnie domalowywali koledze spod okna piracki kapelusz w MS Paincie.

Jacyś podejrzanie zadowoleni byli moi studenci tego dnia i już na wstępie oznajmili mi, że mają dla mnie niespodziankę, zupełnie oszałamiającą niespodziankę, wiec ja ich spytałam czy to miła niespodzianka, a oni powiedzieli, że szalenie miła niespodzianka, a ja spytałam czy to oznacza, że przygotowali się do zajęć, a oni mówią, że w żadnym wypadku, ale za to przygotowali mi piosenkę.

– You work with what you have – wzruszyłam ramionami – bring it on
– A song! – ucieszył się kolega spod okna
– A SOOOOOOOOOOOOOONG! – zawył mój najlepszy kolega Rudy, żywy dowód na to, że niektórym ludziom kofeina powinna być sprzedawana na recepty
– You’ll like it soooo much – doprecyzowała koleżanka z pierwszej ławki – it’s from your childhood!

I puścili:

Jakby ktoś był zainteresowany, to chciałam tylko nieśmiało powiedzieć, że w chwili nagrania tego utworu miałam minus dziewięć lat, dziękuję bardzo. Ale nie mogę mieć do swoich studentów zbyt wielkich pretensji, tę nierówną walkę z pędzącym rydwanem czasu przegrywałam od dawna. Swoje pierwsze przymiarku do grobu rozpoczęłam wtedy, kiedy to opowiedziałam moim studentom brawurowy dowcip o Spice Girls, a oni nie tylko się nie zaśmiali, ale też jeden baran z pierwszej ławki podniósł rękę i spytał kto to są Spice Girls?

Potem było już tylko gorzej – wtedy, kiedy to upuściłam na ziemię swój nowy telefon służbowy (nokia 3310, rocznik 2001), co szalenie zaniepokoiło mojego studenta (rocznik 1996), który spytał mnie czy nie boję się, że przez ten upadek telefon się popsuł, a ja mu powiedziałam, że o to bym się nie martwiła, martwiłabym się raczej o to, że właśnie wywołałam wstrząsy sejsmiczne w Dublinie i okolicach, a on mi powiedział, że rzeczywiście, ten telefon wygląda na dość duży i stary, jakiego on w ogóle używa programowania, najstarszego Androida?!

Więc na wszelki wypadek potwierdziłam, bo jeszcze nie czułam się gotowa przyznać do tego, że jestem człowiekiem który żył i pamięta erę B.A. (Before Android), ale od tamtego czasu rozpoczęłam poszukiwania pracy na uniwersytecie III wieku, bo tam powinnam się czuć mniej staro niż na obecnym. Zresztą, jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ostateczy gwóźdź do trumny swoich młodzieńczych lat wbiję sobie sama;

Wiecie jak jest, gdy nadchodzi ten jeden moment w życiu, kiedy to nagle, z zupełnie niezrozumiałych dla siebie powodów, wypowiadasz zdanie, które z reguły mówią STARZY LUDZIE. Na przykład przypadkiem przy obiedzie mówisz mężowi, że ziemniaki może zostawić, ale mięsko niech zje, albo przypominasz swojemu współlokatorowi, że dom to nie hotel. No, ja też tak miałam. To było wtedy, gdy mój student postanowił oddać zadanie, które gwałciło wszelkie zasady matematyki, mojego dobrego samopoczucia i dobrego smaku, więc byłam zmuszona spytać go w którym momencie swojego życia uznał, że to jest dobry pomysł by liczyć średnią z płci, a on powiedział, że nawet myślał, że to niedobry pomysł, ale potem rozmawiał z Johnem i John mu kazał to zrobić, no i on zrobił.

– Acha – powiedziałam na to – A gdyby John kazał ci skoczyć z okna, to też byś skoczył?

[*]

Nie musicie nic mówić, jak tylko sama siebie usłyszałam, to zrozumiałam, że już najwyższy czas iść położyć się do grobu. I tylko moich zajęć i studentów mi szkoda. Oni zdolni, ale leniwi.

19 komentarzy

  1. ja

    7 maja 2015 o 19:45

    Czy jeśli zamienić “Spice Girls” na np. “One Direction” to dowcip nadal jest śmieszny?

    Odpowiedz
    • Janina

      7 maja 2015 o 20:19

      NAJGORZEJ. Życie mnie chłoszcze z wszystkich stron. Musiałam wygooglować ‘One direction’… 🙁

      Odpowiedz
  2. ja

    7 maja 2015 o 19:52

    Naszła mnie refleksja natury ogólniejszej. Biorąc dużą poprawkę na sarkazm – jakie warunki trzeba spełnić, żeby studiować na takiej uczelni, a po paru latach dostać gustowny dyplom, bon zniżkowy do sklepu z ramkami i prawo używania tytułu magistra?

    Odpowiedz
    • Janina

      7 maja 2015 o 20:27

      Czy ten bon zniżkowy do sklepu z ramkami to prawda? JESTEM ZAINTERESOWANA. Nigdy nie sprawdzałam jakie kryteria muszą spełnić moi studenci, by brać udział w moich przezabawnych zajęciach, ale na podstawie trzyletniego doświadczenia pedagogicznego domyślam się, że najpewniej wygrać wyścig z pudlem i rozwiązać rebus.
      Za moich czasów (!!!!!) zaś przyjmowali na zagraniczne uniwersytety na podstawie dobrych ocen z licencjatu i egzaminu z angielskiego, ale nie jakiegoś supertrudnego, no bo ja go na przykład zdałam, a wciąż nie umiem wypowiedzieć słòwka ‘entrepreneurship’.

      Odpowiedz
      • ja

        8 maja 2015 o 17:16

        Bon to najprawdziwsza prawda (sam go wymyśliłem).
        Niestety ontłepłenołszip (które okazuje się prawdziwym słowem) i dobre oceny z licencjatu zamykają sprawę. Dobili by mnie pytaniem o nazwę współczesnego boysbandu, innego niż ten o którym słyszałem.
        A co do dowcipu: czy to może był “dlaczego David Beckham nie reklamuje Old Spice?”

        Odpowiedz
        • Janina

          8 maja 2015 o 18:07

          Żart był sytuacyjny i na dowód tego jak bardzo był przezabawny powiem tylko, że ja w nim byłam Mel C., tj. ta wysportowana. Dlaczego David Beckham nie reklamuje Old Spice?

          Odpowiedz
          • Szems

            11 maja 2015 o 07:35

            No przyznaję, że trochę zgubiłem się w wielowymiarowym świecie, gdzie sarkazm przenika się z czarnym humorem, a poczucie przynależności do świata odchodzącego kłoci się z datą urodzenia. Ponieważ się pogubiłem, więc narażając się na szyderstwa wyjaśniam: Old Spice to BARDZO oldschoolowy zapach męski a David Beckham jest mężem Victorii Beckham (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa). Ponieważ wiem, że Janina to wie, a Jej pytanie było czystą prowokacją, niniejszy wpis dedykuję osobom urodzonym po roku 1988 😀

          • ja

            11 maja 2015 o 10:34

            Podpowiedź dla “urodzonych po 1988 roku” uzupełnijmy o kluczową informację, że Victoria była członkinią girlsbandu “Spice Grils”.

      • Ewa Adamska

        29 lipca 2016 o 23:32


        :v

        Odpowiedz
        • JaninaDaily

          1 sierpnia 2016 o 19:35

          To o mnie.

          Odpowiedz
        • Antoni

          13 lutego 2018 o 15:58

          Jaja sobie robicie. Jest takie słowo?!

          Odpowiedz
          • Ewa Adamska

            13 lutego 2018 o 20:05

            😀

  3. Magda M.

    7 maja 2015 o 21:16

    😀

    Odpowiedz
  4. Monika

    7 maja 2015 o 22:16

    Uffff. Wiec to nie tylko ja tak mam? Sposob oceniania i testowania wiedzy w Irlandii (na jakimkolwiek poziomie nauczania), stanowi dla mnie od lat wielu niewyczerpane wrecz zrodlo radosci. Poniewaz nikogo tu nie interesuje moj “level” edukacji, uzyskany w Polsce, wiec, po urodzeniu drugiego dziecka, zaczelam sobie “studiowac”. Cos chyba ze szesc kursow machnelam (nie bralam zasilku, ale mialam szczesliwy status bezrobotnej), az w koncu postanowilam isc na powazna uczelnie. Po pierwszych trzech tygodniach wykruszyla sie polowa klasy – bylo dla nich za trudno, a teraz konczy nas chyba 18 z poczatkowych 54. Jakaz bylam przerazona ze musze zdam exams na …. 40 procent. CZTERDZIESCI. I to wliczajac grupowe assignments, ktore sa przecietnie (jakby z nawyku) oceniane na jakies 70, wiec z samego testu wiele jus nie potrzeba. Siedze teraz nad legislacja i system prawnym Irlandii i wlasnie doczytalam na stronie mojej uczelni, ze jak z jednego przedmiotu dostane tylko 35 procent, ale za to z innego co najmniej 50 to mi te 5 procent jakos “podciagna”. No to sie przestalam uczyc. I pisze to co teraz pisze. Pozdrawiam serdecznie

    Odpowiedz
    • Janina

      8 maja 2015 o 18:27

      Niestety, nie wszyscy nauczyciele wypełniają swoje obowiązki tak rzetelnie jak ja i wielu z nich przeprowadza egzamin bez wczesnego przetestowania go na gołębiach. Skutki bywają opłakane, tj. okazuje się, że w takiej sytuacji człowiek, który nic nie umie, oblewa. Cieszy mnie, że są uczelnie, które postanowiły temu zaradzić i wprowadziły wypożyczalnie punktów. Ale teraz tyle pytań: czy jak ktoś pożyczy punkty z innego egzaminu to potem musi oddać z oprocentowaniem? Czy można pożyczyć punkty od kolegi? Czy punkty można wymieniać na nagrody, np. na zniżki na sałatę, jak w Tesco?

      Odpowiedz
  5. Maja

    8 maja 2015 o 18:31

    Co to za promocja na lody?! (mieszkam w Dublinie)

    Odpowiedz
    • Janina

      8 maja 2015 o 19:55

      W Tesiu 4 magnum (smaki: klasyczny, migdałowy, miętowy) albo 4 rożki cornetto (klasyczny i truskawkowy) za 2euro!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

      Odpowiedz
  6. W poszukiwaniu straconego tematu | Janina Daily

    19 lipca 2015 o 20:45

    […] wypuściłam w świat kolejną turę swoich studentów i tym samym sprawdziłam, że moje rzetelne testy na gołębiach zdały egzamin, jako i wszyscy studenci go zdali. Tak jest, odebrali swoje wyniki egzaminów, prace […]

    Odpowiedz
  7. Najsmutniejszy człowiek świata na tym życiowym dansingu | Janina Daily

    24 czerwca 2016 o 10:11

    […] nie wiem jak to się stało, nie pytajcie mnie. To by zdał każdy gołąb, nawet gdyby go w trakcie tego egzaminu rozkojarzyć kromką […]

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *