Polityka nienawiści wobec kanapy i niepełnosprawność sportowa

Pierwszych podejrzeń co do tego, że jestem adoptowana nabrałam gdzieś w okolicach 8 roku życia, kiedy to rodzice postanowili wysłać nas na kolonie. Sami nam pozwolili wybrać na jakie kolonie chcemy pojechać, najpewniej po to, żeby upewnić się, że na pewno pojedziemy, bo muszę Wam powiedzieć, że mnie się zawsze wydawało, że rodzicom to jest strasznie smutno, kiedy my tak wyjeżdżamy na dwa tygodnie, ale z perspektywy czasu nabieram podejrzeń, że mogłam się mylić. No, więc wybraliśmy sobie te kolonie i tak właśnie moje rodzeństwo, sztuk dwa, pojechało razem na obóz przetrwania, gdzie wspinali się po skałach, budowali szałasy w lesie i zbierali jagody na obiad, a ja pojechałam na obóz teatralny z językiem angielskim, w czasie którego chodziliśmy sobie po ogrodzie i czytaliśmy Shakespeara w oryginale. No, serio. Dwa tygodnie tak chodziliśmy i to były najlepsze dwa tygodnie mojego życia, już później na żadnej imprezie w akademiku nie bawiłam się tak dobrze jak wtedy, albo też przynajmniej tak będę opowiadać moim dzieciom. No i przy okazji był to też pierwszy moment, kiedy zrozumiałam, że z moim rodzeństwem jest coś nie tak. Że są jacyś dziwni.

tumblr_mkvb9qBWoy1r65rk6o1_500

Teraz to jest jeszcze gorzej. Wiecie co robi moje rodzeństwo? Biega. BIEGA. Żeby oni tylko biegali, jak każdy normalny człowiek, po browary do sklepu! Ale nie, oni mijają sklep i biegną dalej, a nawet jak gdzieś w końcu dobiegają, to wracają bez browarów. Nic nie zmyślam, tak właśnie jest. Jak zwierzęta. No i w tej rodzinie jestem jeszcze ja. Jakbym była ze sportem w związku na fejsbuku, to mielibyśmy relację “to skomplikowane”, ale to i tak byłoby nadużycie. Ja chodzę na siłownie i cierpię. Ja robię skłon i natychmiast czuję, że coś we mnie umiera. Podnoszę ciężarek i nabieram myśli samobójczych. A próbowałam, przed ślubem próbowałam, bo wymyśliłam sobie, że dobrze by było gdyby na zdjęciach ślubnych Wojtek poślubiał tylko mnie, a nie mnie i moje dwa podbródki. I wszyscy mówili – zobaczysz, pochodzisz, poćwiczysz i wejdzie ci w nawyk, mięśnie, kilometry, satysfakcje, a dupa tam.

Pierwszy miesiąc ćwiczyłam i cierpiałam. Drugi miesiąc ćwiczyłam i cierpiałam. W trzecim też cierpiałam i to nawet bardziej, raz to nawet już cała byłam w dresie, już stałam przed tą siłownią, ale jak w końcu miałam na nią wejść, to się rozmyśliłam i poszłam na obiad. Żeby było jeszcze gorzej, to okazało się, że na recepcji uczelnianej siłowni pracuje moja studentka, co szalenie utrudniało mi ucieczki z godnością. Raz nawet musiałam się zaczaić za rogiem i dopiero jak wyszła na chwilę, to uciekłam do domu. Oczywiście ten cały czas kiedy to kitrałam się za rogiem, spokojnie mogłabym przeznaczyć na kilka przysiadów, ale z doświadczenia życiowego wiedziałam, że to ryzykowne, bo jak ja sobie 27 lat temu przysiadłam na kanapie, tak do teraz nie wstałam.

tumblr_ms5xqfLqUH1sg7ck2o1_500

No, mijały miesiące i muszę Wam powiedzieć, że ja ani razu nie wpadłam na tę siłownię z okrzykiem radości, ale za to jak po trzech miesiącach diety wpadłam do Tesco, to do dziś mam zakaz wchodzenia do ich działu ciasteczek, gdzie spędziłam dwie godziny robiąc sobie selfie z każdym napotkanym pączkiem i przemawiając czule do drożdżówek cynamonowych.

W ostatnim akcie desperacji próbowałam też iść na jakieś zajęcia zbiorowe, gdzie chodzą też inni ludzie i jest pan, który na ciebie krzyczy, bo wymyśliłam sobie, że tam trudniej mi będzie oszukiwać. Na zajęcia poszłam w ciemno, bo te wszystkie nazwy to i tak mi nic nie mówią, a jak poszłam w ciemno, to okazało się, że to są takie ćwiczenia na linach, co to te liny wiszą z powietrzu. Wygląda to dokładnie tak:

TRX-pic_copy

Chociaż muszę Wam powiedzieć, że ja tam wyglądałam trochę inaczej. Umówmy się – to było zadanie z góry skazane na niepowodzenie, ale niestety te zajęcia były za darmo, a normalnie kosztują osiem euro, więc to łatwo policzyć, że będąc tam właściwie zarabiałam osiem euro, a osiem euro za robienie z siebie idioty to  znów nie tak mało, więc postanowiłam się skusić. Inną sprawą jest to, że żeby wyjść stamtąd niezauważona musiałabym się wyczołgać, a sama czynność czołgania również wymaga pracy mięśni, których nie posiadam. Wtedy jeszcze nie wpadłam na to, że właściwie mogłabym się też wyturlać, bo do tego to ja warunki fizyczne mam w sam raz. Na początku zajęć pan kazał nam robić pajacyki i to było jeszcze całkiem spoko, chociaż jeśli chodzi o pajacowanie to ja wolę inne, sprawdzone formy, to jest na przykład opowiadanie dowcipów o Radomiu, bo to jednak człowiek mniej się poci.

Zresztą z pana to też był niezły komediant, bo potem pan nam kazał wsadzić nogi w te liny i zrobić nie jedną, nie dwie, ale trzy pompki, więc ja – jako że jestem człowiekiem-determinacją – postanowiłam spróbować wykonać to polecenie i jak spróbowałam, to potem pan mi już do końca zajęć nic nie kazał robić. Znaczy mówił na przykład, że teraz wszyscy robią cośtam i dwanaście powtórzeń, po czym wskazywał na mnie i mówił: “you, take a break” i to się bardzo dobrze składało, bo akurat z robieniem sobie przerw to ja sobie radzę doskonale. No, muszę Wam powiedzieć, że bardzo mi się podobały te zajęcia, wiele się nauczyłam. Dręczy mnie tylko kwestia techniczna – czy skoro już pewne jest, że cierpię na swoisty rodzaj niepełnosprawności sportowej, to czy to znaczy, że przysługuje mi jakaś renta?

giphy (18)

Tak właśnie, ja uważam, że panuje ostatnio dramatyczna w skutkach polityka nienawiści wobec osób, które urodziły się z naturalnymi predyspozycjami do nieuprawiania sportu (to ja). Wiecie, człowiek siedzi sobie w domu i robi to, co zawsze robi w sobotę, to znaczy dokleja się w paincie do zdjęć swojej rodziny z różnorakich biegów, a tu go na przykład pytają, ile ostatnio zrobił skłonów, a ja przecież nie jestem słoniem, żeby pamiętać, co robiłam dwadzieścia lat temu.

Na poparcie swojej tezy o szerzącej się polityce nienawiści wobec osób niepełnosprawnych sportowo posiadam wiele argumentów logicznych. Załóżmy na przykład, że ktoś nie lubi rodzynek. A inni lubią rodzynki. No to czy ci co lubią rodzynki, to latają po ulicy i śmieją się z tych, nie jedzą rodzynek? Czy dzwonią do nich i mówią: “hej, ja już trzy razy w tym tygodniu jadłem rodzynki, może też byś zaczął?”. Czy wrzucają na fejsbuka skriny z aplikacji rodzynkomondo, by rzetelenie poinformować świat ile rodzynek zjedli w tym miesiącu? No, tak właśnie myślałam. To się zdarza się, ale rzadko.

Tak sobie właśnie wymyśliłam i nawet jestem gotowa stanąć na czele takiego antysportowego ruchu, z tym, że nie na długo, bo to jednak wysiłek i ja długo nie wystoję. A potem wróciłam do domu opowiedzieć o tym wszystkim Wojtkowi, który wykazał dla mnie pełne zrozumienie:

– I bardzo słusznie, ja uważam, że sport i dieta są ci zupełnie zbędne – powiedział – żona nie jest gruba dopóty, dopóki mąż może ją objąć i wciąż mu się stykają ręce z tyłu.

Słuchajcie, polecam wszystkim ten system pomiarów, sprawdziliśmy to z Wojtkiem. Okazuje się, że mam niedowagę.

24 komentarze

  1. Szems

    19 stycznia 2016 o 20:17

    Rodzynkomondo (albo może RaisinBook?) to jest mega pomysł! Zrób to!!!

    Odpowiedz
    • Janina

      20 stycznia 2016 o 13:45

      Mnie mąż zabrania jedzenia rodzynek, myślę że mija już około pięć lat odkąd jadłam sernik z rodzynkami i może być tak, że to było pięć najgorszych lat mojego życia! 🙁

      Odpowiedz
  2. ja

    19 stycznia 2016 o 20:45

    Hej, w piątek zjadłem 11 pączków. A Ty?

    Odpowiedz
    • Janina

      20 stycznia 2016 o 13:52

      Ja jestem trochę do tyłu, bo w piątek do 15:30 byłam na diecie, a później w sobotę byłam na diecie od 12:00-14:15, a później w niedzielę od 9:30 do 10:00. Niemniej ja jestem godnym przeciwnikiem, jeśli chodzi o pączki pojedynkuję się na siatki, nie na sztuki.
      Jezu, dwie siatki pączków. Tyle szczęścia.
      labrador

      Odpowiedz
  3. gosiamir12

    19 stycznia 2016 o 22:30

    No zapisuję się do tego ruchu ! I nawet mogę – na krótko- Cię w tym staniu na czele zastąpić. Może się jeszcze kto zgłosi to będzie nam lżej, jak się tak powymieniamy!!!! 😀 😀 😀
    Pozdrawiam Cię . Dzięki Tobie mój dzień dzisiaj był tylko w 5/8 fatalny ! No i sport uprawiałam dzięki Tobie ! Ćwiczyłam mięśnie śmiechowe 😀 😀

    Odpowiedz
    • Janina

      20 stycznia 2016 o 13:54

      Mięśnie śmiechowe to najważniejsze mięśnie w całym człowieku! Oczywiście zaraz po mięśniach przełykowych, bo jak człowiek nie ma mięśni przełykowych, to nie da rady zjeść wuzetki, czyli trochę koszmar.

      Odpowiedz
  4. MonotematycznaOna

    20 stycznia 2016 o 13:05

    😀 jeszcze o takiej metodzie pomiarów nie słyszałam,ale no jest po prostu genialna! 😀 i koniecznie ją opatentujcie coby wam nikt nie postanowił podkraść 😉 Na pewno znajdzie się wiele pań, które bardzo, bardzo będą chciały spojrzeć w lustro z dokonującym pomiaru partnerem i powiedzieć widzisz lustro widzisz mam niedowagę! Nie znasz się! 😉

    Odpowiedz
    • Janina

      20 stycznia 2016 o 13:56

      Sprawdziłaś już? Też masz niedowagę???

      Odpowiedz
      • MonotematycznaOna

        20 stycznia 2016 o 14:11

        I to ogromną 😛 Czas więc coś przekąsić 😉

        Odpowiedz
        • Janina

          20 stycznia 2016 o 17:33

          No raczej!
          swinka

          Odpowiedz
          • fuxiatka

            26 maja 2017 o 11:12

            Też mam niedowagę 😀 A w ogóle to chciałam powiedzieć, że żeby całe życie przeżyć w satysfakcjonującym małżeństwie należy wyjść za człowieka o bardzo długich rękach. Mój przyszły małżonek ręce ma na tyle długie że będę mogła sobie spokojnie korzystać z uroków węglowodanów, tym bardziej, że chociaż moją relację z takim np. bieganiem zdecydowanie określiłabym statusem “to skomplikowane”, to mój z związek z węglowodanami, a najbardziej z cukrami prostymi w postaci takiej np. czekolady, tudzież z tłuszczami w postaci masła to byłaby WNM <3

  5. ja

    21 stycznia 2016 o 16:39

    Ale jak to? Zabronił (pośrednio) jedzenia SERNIKA!?

    Odpowiedz
    • Janina

      21 stycznia 2016 o 21:09

      O nie, nie, szczęśliwie ja w tym domu piekę wszystkie ciasta, więc ja jestem głównym komendantem dywizji serników, ale są rzeczy które przysięgałam Wojtkowi przed ołtarzem, to jest: miłość, wierność, brak rodzynek w serniku, i teraz okazuje się, że to była poważna sprawa, a nie tylko takie gadanie żeby szybciej dostać tort.

      Odpowiedz
  6. ja

    22 stycznia 2016 o 14:42

    Tak na marginesie dodam, że zapisywać się na mistrzostwa w jedzeniu pączków na czas można tylko do 29.01.2016. Zawody 1 lutego. http://poznan.eska.pl/newsy/mistrzostwa-poznania-w-jedzeniu-paczkow-audio-najsmaczniejsze-zmagania-w-miescie/102858

    Odpowiedz
    • Janina

      25 stycznia 2016 o 14:51

      O MÓJ BOŻE, mam podejrzenia, że w tej dyscyplinie sportowej mogłabym być multimedalistką!!!

      Odpowiedz
  7. ja

    2 lutego 2016 o 17:53

    Rekord wszechczasów nadal nie pobity: http://wtkplay.pl/video-id-23269-ile_potrzeba_czasu_na_zjedzenie_10_paczkow

    Odpowiedz
    • Janina

      2 lutego 2016 o 20:25

      No co ci ludzie, nawet pączków jeść nie potrafią?!?!?!?!?!

      Odpowiedz
  8. Grazyna Talebe

    12 czerwca 2016 o 13:32

    Haha, Janino Kochana! Wczoraj przez Rysiowa tu przyszlam i cudnie piszesz i masz podobne zapatrywania do mnie 😀 Ja jestem antyrodzynkowcem i antysportowcem. Nie lubie i nie umiem. Jak mialam skierowanie na sport rehabiltacyjny ( bo moze sie pani wciagnie i potem zdecyduje np. na silownie ) to ja cierpialam. Moze z 6 razy poszlam, ale tylko myslalam, kiedy bede mogla wyjsc i zadne adrenaliny i endorfiny mi sie nie robily od tego. Potem musialam to odkrecac i lgac, ze mi godziny nie pasuja ze wzgledu na dzieci i prace, bo z kasy chorych mialam dostac 50 godz. tego szczescia, to jakas wiecznosc!!!

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      12 czerwca 2016 o 20:15

      O to to, mój człowiek! To jakiś totalny mit z tymi endorfinami, ja jeszcze nigdy żadnej endorfiny na siłowni nie widziałam!

      Odpowiedz
      • Wit Witek

        21 lutego 2019 o 22:27

        Z tymi endorfinami – o których wiecznie opowiadają entuzjaści fitnessu – to jest trochę taka połprawda: owszem, wydzielają się, ale dokładnie wtedy, kiedy przestaje się ćwiczyć.

        Odpowiedz
  9. Anna Litwinek

    19 czerwca 2016 o 22:05

    A ja lubię sport. I bieganie. Jest wiele powodów, dla których można lubić bieganie: bo trzeba zjeść przed żeby mieć siłę, bo trzeba zjeść od razu po żeby organizm nauczył się jak wykorzystać to przyspieszone spalanie i potem myślał za każdym razem jak zjesz, że za chwilę pójdzie biegać a potem szybko dostanie jeść i nie trzeba wobec tego odkładać. I tak w kółko. A I na shopping trzeba chodzić bo to się człowiek dużo poci i szybko te ciuchy niszczy. No nie ma rady.

    Odpowiedz
    • bezczas

      17 lipca 2016 o 02:44

      Nienawidzę biegać, a nie stronię od aktywności fizycznej, ale bieganie to jest dla mnie katastrofa. Mam ochotę płakać.

      Odpowiedz
      • JaninaDaily

        17 lipca 2016 o 16:44

        Bo to strasznie nudne jest – człowiek biegnie i nic się nie dzieje, czyli w sumie jak na kanapie, z tym, że tam nic się nie dzieje, a człowiek się nie męczy, czyli jednak lepiej!

        Odpowiedz
  10. Magda

    2 stycznia 2019 o 13:24

    Mój ty świecie!! No to przecież ja z tego samego rodu!! Kto by pomyślał, że jest nas więcej!! To ja bym się tak nie czuła głupio, nie ukrywała! 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *