Pomnik z draży, a uszy z pralinek, czyli dlaczego warto robić doktorat

Dziś przychodzę do Was z bardzo miłą wiadomością, albowiem po pięciu latach wreszcie znalazłam odpowiedź na pytanie, dlaczego warto w życiu zrobić doktorat. Bo wiecie, mam takiego kolegę na uczelni, który uczy muzykologii i znacie takie powiedzenie, że muzyka łagodzi obyczaje? No więc to totalnie nie jest o nim. On ma cierpliwość labradora w fabryce kiełbasy, on najpierw mówi, a dwa lata później myśli, a jego nazwisko widnieje na większej liczbie skarg niż moje na fakturach na ciasteczka do biura, oczywiście pomijając ten moment, kiedy pracowaliśmy razem i przyszedł do nas nasz szef i spytał, dlaczego my nic nie robimy, a całą pracę wykonuje za nas kolega Ashmit, a myśmy na to powiedzieli, że my się po prostu bawimy w światową gospodarkę, to jest outsourcujemy wszystkie swoje usługi na Indie i ja do dziś uważam, że to był bardzo śmieszny żart, to znaczy myśmy się śmiali, nasz hinduski kolega się śmiał i tylko pani z komisji etyki się nie śmiała.

No i ostatnio ja spotkałam się w sali egzaminacyjnej ze swoim kolegą z muzykologii, bo musicie wiedzieć, że egzaminy w Irlandii wyglądają zupełnie inaczej niż te w Polsce, które ja pamiętam tak, że ja szłam na egzamin, a chwilę później salę akademicką wypełniała słodka melodia poprawnych odpowiedzi, a pan wykładowca bardzo był zadowolony, bardzo usatysfakcjonowany i mówił, że pani Janino, doskonała odpowiedź, wszystko bardzo dobrze, to będzie 3.0, a ja pytałam, czemu 3.0, a on mówił, że to dlatego, że nie kupiłam jego najnowszej książki, nie przyniosłam jego podobizny wystruganej z mydła, a na dodatek to ja mam dokładnie tak samo na imię jak koza sąsiada, co mu kiedyś zjadła sandała i podeptała gerbery, więc jemu się źle kojarzy.

By uniknąć studenckich samookaleczeń wywołanych nieudolnym struganiem podobizn swoich wykładowców z mydła, w Irlandii egzaminy są zarządzane przez zewnętrzne biuro egzaminacyjne, wystandaryzowane, anonimowe, a na samym egzaminie wykładowca danego przedmiotu nie może być obecny, żeby przypadkiem nikogo nie faworyzował. Oczywiście w moim świecie ta koncepcja jest zupełnie bez sensu, no bo ja jestem poważnym człowiekiem, oczywiście że nie kazałabym studentom strugać swojej podobizny z mydła, oni lepiliby mój pomnik z kokosowych draży, a włosy to chciałabym mieć z waty cukrowej, a uszy z pralinek.

Niemniej przez pierwsze 15 minut egzaminu wszyscy wykładowcy danego przedmiotu muszą być obecni w sali, na wypadek gdyby był jakiś problem z naszymi pytaniami, i to wygląda tak, że w jednej sali odbywa się 60 egzaminów z najróżniejszych dyscyplin i my stoimy, i czekamy, a wtedy okazuje się, że któryś tam wykładowca nie wpisał słowa bez którego całe pytanie nie ma sensu, komuś się wzory źle wydrukowały, ktoś tam zapomniał alfabetu i pyta czy poprawną odpowiedzią jest a, b, e czy h, no generalnie to w trakcie tych 15 minut z reguły wychodzi na to, że nie jesteśmy zbyt bystrzy.

No to jesteśmy w sali, 2000 studentów, 60 różnych egzaminów i tyle samo wykładowców stoi i czeka. Większość to z niepokojem czeka, oczywiście oprócz mnie, no bo ja co roku zadaję na egzaminie dokładnie te same pytania, słowo w słowo takie same, a jak człowiek zadaje od czterech lat dokładnie takie same pytania, to daje mu całkiem sporo czasu na ich dopracowanie, więc na efekty mojego geniuszu pedagogicznego nie trzeba było długo czekać, w tym roku zrobiłam tylko trzy literówki.

Stoimy, czekamy. Rozmawiam sobie z kolegą z muzykologii, a co rusz się okazuje, że któryś z wykładowców gdzieś tam popełnił błąd w swoim egzaminie. Filozofia zrobiła literówkę w imieniu Sokrates, to znaczy, że napisali Skrates i teraz dwustu studentów jest skonfundowanych i nie wie co to za filozof. Historia pomyliła daty i pyta o powstanie w 1918 roku, ale to w sumie nie był aż tak duży problem, bo tylko połowa studentów się zorientowała, że takowego nigdy nie było, a cała reszta już zdążyła napisać na jego temat trzystronicowy esej. Fizyce szło nieźle, bo kolega z fizyki to mi opowiadał, że oni to nawet mieli taki pomysł, żeby przeczytać ten egzamin (!!!) i sprawdzić, czy wszystko gra (!!!!!), no ale potem przypomnieli sobie, że istnieje internet i koty z chlebem na głowie, skutkiem czego jednak nie zauważyli, że wzory to im się wydrukowały tylko do połowy i do góry nogami.

No i my to tak obserwujemy ten pogrom pedagogicznego autorytetu, a im bardziej my to obserwujemy, tym bardziej denerwuje się mój kolega obok. On bardzo głośno się denerwuje, oto człowiek nieskrępowanie ekspresyjny jeśli chodzi o wyrażanie uczuć negatywnych, on mi opowiada, że boże mój, przecież to są wykładowcy akademiccy, WYKŁADOWCY AKADEMICCY, a nawet egzaminu nie potrafią porządnie napisać, wydrukować i sprawdzić, co to jest za banda baranów, przecież gdybyśmy kiedyś wszyscy znaleźli się na bezludnej wyspie, to wszyscy natychmiast byśmy pomarli, bo jeden by się zgubił na wycieczce dookoła palmy, a drugiemu źle by się wydrukowała instrukcja obsługi kokosa.

I on się tak strasznie denerwuje, przez piętnaście minut się denerwuje, a potem przychodzi do nas kolejny człowiek i pyta, czy możemy mu pomóc, bo tu jest taki egzamin, że studenci nawet nie wiedzą jak zacząć, bo pal licho pytania, tutaj to nawet polecenie nie ma sensu. No i ja czytam, i rzeczywiście, jest to dość skomplikowane, tam to było zdanie tak wielokrotnie złożone, że ja sama nie umiałabym takiego napisać (!!!), a logika w tym zdaniu to była taka trochę kulawa, a trochę pijana, w sensie, że odpowiedz na dwa pytania z pierwszej sekcji, ale tylko jeśli chodziłeś na zajęcia we wtorki, a jeśli chodziłeś w środy to wybierz sobie dowolne pytanie z sekcji trzeciej, a potem jeszcze obróć się trzy razy w lewo i stań na głowie, no generalnie bardzo to było skomplikowane i aż się prosiło o moją profesjonalną opinię, rzekłam więc:

– It makes no sense.

I tego było już dla mojego kolegi z muzykologii zbyt wiele. Ten oto egzamin był ostatecznym wiadrem soli w gorzkiej zupie irlandzkiej edukacji wyższej, on już w ogóle przestał nad sobą panować, you know why it makes no sense?! – krzyczy i macha rękoma – because the person who wrote this exam is a fucking moron, fucking moron!!!!! I on się tak denerwuje, i z pasją kartki przerzuca, żeby tylko dotrzeć do pierwszej strony tego egzaminu, na której napisane jest imię tego nieszczęśnika, który jeszcze chwilę temu miał rodzinę, labradora, plany na przyszłość, a już za chwilę spłonie na stosie własnej niekompetencji, który to stos osobiście rozpali mu mój kolega, jak tylko skończy przeklinać jego rodzinę do pięciu pokoleń wstecz.

FUCKING MORON!!! – krzyczy dalej i przerzuca te kartki, przerzuca, szuka imienia tego fucking morona, aż w końcu przerzucił, my patrzymy, a tam na pierwszej stronie… jego własne nazwisko.

I właśnie dla tego momentu, moi drodzy, warto było robić doktorat.

19 komentarzy

  1. Ruda Blondynka

    12 maja 2017 o 11:09

    Tak bardzo mocno czułam, że tak się ta historia skończy :D.
    Jako student z już blisko 9-letnim doświadczeniem (nie, nie jestem mądrym człowiekiem robiącym doktorat, ja po prostu po 3 latach jednych studiów, postanowiłam je pieprznąć i pójść na kolejne, dla odmiany 6- letnie, od ukończenia których dzieli mnie już niecałe 2 miesiące i 4 egzaminy), bardzo obśmiałam się z wystandaryzowanych egzaminów. CHOCIAŻ powiem szczerze, że z perspektywy starego człowieka widzę, że i na naszych egzaminach niektórzy studenci zadają pytania na temat kropki nie w tym miejscu i im jestem starsza, tym więcej takich artystów spotykam.
    A ludzi na doktoratach to ja podziwiam. Jest jedna rzecz, którą sobie poprzysięgłam. NIGDY WIĘCEJ STUDIÓW 😀

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      15 maja 2017 o 15:56

      Ja też sobie tak przysięgłam i podziwiam ludzi, którzy studiują jako dorośli ludzie, bo mnie by się nie chciało, a im się chce! Ale u Ciebie to już widzę końcówka, dobra robota!!!

      Odpowiedz
  2. Asia

    12 maja 2017 o 14:05

    Bezcenne 😀 I nie uwierzę, że ktoś ktoś Ciebie przebił, jeśli chodzi o zdania wielokrotnie złożone 😛 Impossible!

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      15 maja 2017 o 15:54

      Ja wiem, ja sama w szoku!!!! Nic się nie bójcie, w następnym wpisie się odkuję!

      Odpowiedz
  3. Hipis

    12 maja 2017 o 17:13

    Na moim kierunku doktorzy to bardzo smutny gatunek wiecznie niewyspanych istot, ciągnących za sobą dzieci/studentów/kawę/wózek z niesprawdzonymi wejściówkami i wiecznie piszących po nocach jakieś artykuły. Szczerze mówiąc, są najlepszą antyreklamą wybrania kariery naukowej, jaką widziałam. Jestem pewna, że nawet panowie śmieciarze się nad nimi litują i cieszą, że jednak nie poszli na studia :/
    Za to profesorowie przeważnie są zupełnie wyluzowani albo mają sto lat, a przeważnie obydwa naraz. Podejrzewam, że osiągają jakieś złączenie z absolutem czy coś.
    Najgorsi są ziomkowie, którzy właśnie piszą doktorat. Jeżeli przypadkiem powiesz tezę, którą oni rozwijają w tym nieszczęsnym doktoracie, masz przerypane, przemaglują cię na miliard sposobów. Przez jednego takiego, co pisze o ironii, cały rok przestał używać słowa “ironia” D:

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      15 maja 2017 o 15:54

      Profesorowie są wyluzowani, bo mają tenure. Też bym była wyluzowana, gdybym wiedziała, że do końca życie nie można mnie zwolnić 😉

      Odpowiedz
  4. Natalia

    12 maja 2017 o 20:51

    Janino, powiem Ci tak, od wczoraj czytam Twojego bloga i jestem dopiero na czwartej stronie, ale już tak bardzo czuję, że jakbyśmy się znały na żywo, to byśmy były najlepszymi przyjaciółkami na świecie i plotłybyśmy sobie bransoletki z muliny! Tak czytam Twoje wpisy ciągle i czytam te najprzezabawniejsze fragmenty mojemu chłopakowi vel narzeczonemu i on właśnie powiedział, że trzeba mi zrobić janinowencję (interwencję w sensie), no bo ile można, przecież ja jestem już totalnie Twoim stalkerem i psychofanem!

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      15 maja 2017 o 15:52

      Tak trzeba żyć, Natalia!!!! Ale jak akurat będziesz mnie stalkować pod moim oknem, to bardzo proszę przynieść trochę ptysi, żeby nam się milej stalkowało i było stalkowanym!

      Odpowiedz
      • Natalia

        15 maja 2017 o 20:08

        A teraz to już w ogóle czuję się zaszczycona, że mnie na obiad zapraszasz i tym samym zadajesz bardzo ważne pytanie, na które moja odpowiedź jest oczywiście twierdząca, a zatem możesz odetchnąć z ulgą, ponieważ tak, będę trzymała Twoje dziecko do chrztu.
        Przyjdę z workiem ptysi i moim labradorem (z gumową kurą w paszczy!!!), wrzucam zdjęcie poglądowo, żebyś wiedziała jakiego puchatego się spodziewać. Pozdrowienia serdeczne dla Ciebie i Wojtka!
        https://uploads.disquscdn.com/images/8b7406ea5bafae6a7578a6b5a8ed932c6b6e741f3f18cca6c3169b93fdb1606c.jpg

        Odpowiedz
  5. Aga

    15 maja 2017 o 09:18

    szybki test dla psychofanow Janiny, czy ktos pamieta nazwe sklepu gdzie Janina zakupila bluze z jednorozcem :)? To bardzo wazne pytanie!
    z gory dziekuje za wszelka pomoc i obiecuje ze nastepny komentarz bedzie smieszny, dzis jest poniedzialek rano, nie dalo rady inaczej

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      15 maja 2017 o 15:51

      Ale ja nie mam bluzy z jednorożcem… Czy chodzi o bluzę “sarcasm”? To jest sklep Fesswybitnie.com, ale tam już nie mają tych bluz, niestety 🙁 Niemniej mają wiele innych super wzorów, polecam!

      Odpowiedz
  6. Ola | kilkasrokzaogon

    17 maja 2017 o 09:27

    Może aż zacznę ten doktorat 😛

    Odpowiedz
  7. Magdalena Felczyńska

    17 maja 2017 o 13:19

    Ja od jakiegoś czasu już wiem po co mi były studia na Informatyce i ekonometrii.
    Żeby rozumieć statystyczne żarty Janiny! <3

    Odpowiedz
  8. Daria | Mistrzyni Codzienności

    30 maja 2017 o 18:31

    Chyba Cię przedstawię mojej promotorce, bo to jest PRAWDZIWA motywacja. Wracam do pisania.

    Odpowiedz
  9. Milena | milenakrecisz.com

    9 czerwca 2017 o 14:02

    A ja sie zastanawiam czy warto robic magistra. Jako ze w Anglii to moze i mi sie przyda.

    Odpowiedz
  10. Ania

    17 września 2020 o 05:53

    Jak to fajnie miec kolegow z podobnym poczuciem humoru! Kolega Ashmit od razu podbil moje serce!!

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *