"Porzućcie wszelką nadzieję…". Człowiek-Polak w urzędzie

Piszę do Was jako człowiek całkowicie zniszczony, głuchy na wszelką radość życia, wyjałowiony z wszelkiej nadziei. Gdy przechadzam się ulicami, to psy przestają machać ogonami, rodzice zasłaniają dzieciom oczy, a przechodnie pytają na jaki numer wysłać SMS-a, żeby mi pomóc. Na pewno zastanawiacie się, co takiego zdołało pokonać mnie, człowieka zahartowanego przez życie, przyzwyczajonego do codziennych tortur losu w postaci studentów dzielących przez zero i szkoleń z wyszukiwania informacji w google. Przewlekła choroba? Ciężki wypadek samochodowy? Katastrofa ekologiczna? Nie, polska rzeczywistość.

Wszystko – no oczywiście – przez Wojtka. Nie wiem czy pamiętacie, ale kiedyś w kinach leciał taki film o magicznym pierścieniu, który powodował, że ludzie i hobbity znikały. Ja na filmie nie byłam, bo sama taki magiczny pierścień od Wojtka dostałam, który po założeniu mi na palec sprawił, że zniknął mi mózg. Żegnajcie gorące dysputy na ważkie tematy polityczne czy chwile filozoficznej zadumy nad aksjologicznym stanem współczesnego świata! Moje intelektualne istnienie zredukowane zostało do pytań ważkich i trudnych typu: jakie kwiatki do bukietu wybrać? a także: ile kwiatków do bukietu wybrać?

Ponieważ jednak potrzebowałam odzyskać choć część swoich intelektualnych zasobów, albowiem bardzo bym już chciała skończyć doktorat, by móc wejść w długo przeze mnie wyczekiwany etap mojego zawodowego rozwoju, tj. bycie utrzymanką, to wymyśliliśmy sobie ostatnio z Wojtkiem, że udamy się do Urzędu Stanu Cywilnego i zaklepiemy termin ślubu, no bo dlaczego nie?

Teraz już wiem, że jest tak wiele powodów by nie.

Urząd Miejski, godzina 8:50. Jesteśmy szalenie podekscytowani. Swoją radosną przygodę w urzędzie postanawiamy rozpocząć od wizyty w Informacji, żeby dowiedzieć się czy posiadamy przy sobie wszystkie dokumenty niezbędne do załatwienia sprawy. Pani w Informacji mówi, że mamy iść się pytać do pokoju 109, bo ona nie udziela informacji. Nie wiemy czym dokładnie zajmuje się pani w Informacji jeśli nie udzielaniem informacji, ale najpewniej sprzedażą drożdżówek.

Chwilę później. Okazuje się, że w kolejce do pokoju 109 czekają tylko trzy osoby, więc mówię Wojtkowi, że to się doskonale składa, pewnie wszystko szybko pójdzie, rachu ciachu, góra piętnaście minut, a wtedy pan po mojej lewej stronie prawie zabija mnie śmiechem. Cóż to za wesoły człowiek! – myślę sobie – i jaki miły kraj! W końcu w irlandzkich urzędach nie sposób kupić drożdżówki.

45 minut później. Kolejka nie ruszyła się ani o pół człowieka, ale udało nam się zobaczyć panią urzędnik. Pani urzędnik wytłumaczyła nam, że jest dużo ludzi, więc jest kolejka, więc trzeba czekać. I poszła. Nie wiem gdzie dokładnie, ale szybka ocena jej umiejętności analizowania związków przyczynowo-skutkowych i wyciągania wniosków pozwala mi domniemać, że najpewniej aplikować o pracę do policyjnego wydziału śledczego.

10 minut później. Jest pierwszy bohater, czyjaś sprawa została rozpatrzona! Okazuje się, że w pokoju znajdują się dwie panie, ale pracuje tylko jedna. Nie wiemy dlaczego, ale najpewniej ma ku temu ten sam ważny powód, co pani w Informacji ku nie udzielaniu informacji.

15 minut później. Zaczynamy rozumieć z Wojtkiem, że te liczby 7:30-15:30, które pierwotnie wzięliśmy za godziny otwarcia urzędu, tak naprawdę odnoszą się do przybliżonego czasu oczekiwania na załatwienie sprawy.

10 minut później. Nie żebyśmy się źle bawili w tej miłej kolejce, ale wymyśliliśmy sobie, że zanim spędzimy w niej kolejną godzinę naszego życia, to upewnimy się czy na pewno mamy ze sobą wszystkie potrzebne dokumenty. Okazuje się, że mamę oszukasz, życie oszukasz, ale pani w urzędzie nie oszukasz – pani w Informacji wciąż nie udziela żadnych informacji.

5 minut później. Pani, która była w kolejce przed nami wstała, powiedziała: no kurwa i wyszła. Pani w kolejce za nami zaczyna płakać.

5 minut później. Czuję, że drastycznie spada mi poziom cukru we krwi, więc pytam Wojtka czy mógłby się przejść do Informacji i kupić mi jakąś drożdżówkę, chyba że pani sprzedaje też ptysie, to wolałabym ptysia, ale Wojtek odmawia, bo mówi, że za każdym razem jak rozmawia z tą panią, to jest przerażony i to tak przerażony, że ostatnim razem był tak przerażony, gdy oglądaliśmy “Toy story 3” i zabawki walczyły o życie w spalarni śmieci.

5 minut później. Zastanawiam sobie, czy skoro już i tak spędzimy w tym urzędzie najbliższy tydzień, to czy by nie wykorzystać tej miłej okazji i nie załatwić wszystkich możliwych spraw, np. ślubu i trzech aktów urodzenia na poczet naszych potencjalnych dzieci, tak na zapas.

10 minut później. Wojtek mówi, że już nie chce brać ślubu.

5 minut później. Przeczytaliśmy już wszystkie możliwe karteczki i rozporządzenia wywieszone na drzwiach pokoju 109. Okazuje się, że wśród nich wszystkich jest jedna, której ewidentnie brakuje:

tumblr_n13n4vUD6h1qc2nduo1_500

5 minut później. Czy ktoś mógłby zadzwonić do Orwella i powiadomić go, że zrobił w swojej książce literówkę? Nie mam żadnych wątpliwości, że pisząc o pokoju 101, tak naprawdę miał na myśli pokój 109 w Urzędzie Stanu Cywilnego pewnego śląskiego miasta.

10 minut później. Długo się z Wojtkiem zastanawiamy, ale jednak nie potrafimy sobie przypomnieć dlaczego właściwie chcemy wziąć ten ślub.

5 minut później. Nasza kolej. Wchodzimy do środka!!!!!!!!!!!!!!!!!!

3 minuty później. Jesteśmy w środku, nic się nie dzieje.

2 minut później. Wciąż nic się nie dzieje. Szybko zaczynamy rozumieć, że żeby rozpocząć procedurę załatwienia sprawy należy podać tajne hasło. Wojtek mówi: “dzień dobry”, ale okazuje się, że to nie jest prawidłowe hasło.

3 minut później. Podejmuję kolejną próbę nawiązania interakcji. Mówię: “chcielibyśmy…”, ale to hasło okazuje się jeszcze bardziej nieprawidłowe niż poprzednie.

Kolejne kilka minut później. Wciąż nie wiemy jakie jest prawidłowe hasło konieczne do rozpoczęcia procedury zainteresowania naszymi osobami, ale nabieramy coraz większej pewności, że najpewniej chodzi o: “przepraszam, że żyje” .

Ponad dwie godziny od wejścia do urzędu później. Pani na nas spojrzała!!!!!! Korzystając z tak sprzyjających okoliczności mówimy pani o co nam chodzi, a chodzi nam o to, że jest teraz taka ustawa, Pan Prezydent osobiście podpisał, i ta ustawa pozwala wziąć ślub poza urzędem stanu cywilnego, i my byśmy chcieli się na takie rozwiązanie skusić. Pani mówi, że wie, że jest teraz taka ustawa, ale to że Pan Prezydent się na to zgadza, nie znaczy, że ona się na to zgadza, a przecież Pan Prezydent nie będzie jej mówił co ona ma robić, więc ona na nic się nie zgadza.

Myślę sobie, że skoro już straciłam w tym urzędzie ponad dwie godziny swojego życia, to po co wychodzić z pustymi rękami, może przynajmniej skuszę się na jakiś akt zgonu, z tym że nie potrafię się zdecydować czy swój własny czy tej miłej pani z urzędu. Wojtek za to, człowiek szalenie dobrze wychowany i szarmancki, pyta panią czy byłaby tak miła i łaskawie wyrwała gdzieś jakiś skrawek swojego cennego czasu i w dogodnej chwili, w całej swej uprzejmości, powiedziała nam czemu właściwie się nie zgadza, a pani na to mówi, że z powodu takiego, że nie.

A nie, to przepraszam, bo ja przez chwilę miałam wrażenie, że jest ku temu jakiś zupełnie absurdalny powód, ale skoro tak się sprawy mają, to dziękuję, przepraszam, wszystko cofam. Biegnę poinformować Pana Prezydenta, że nic nie wie o życiu. Przy okazji zahaczę o Ministerstwo Edukacji, niech wprowadzą poprawki do listy lektur. Nie mam żadnych wątpliwości, że Hemingway kłamał, gdy pisał, że człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Albo po prostu nigdy nie załatwiał sprawy w polskim urzędzie.

49 komentarzy

  1. marek z ulicy generała

    2 marca 2015 o 23:20

    Tytuł z “Boskiej komedii” a w środku “Chłopaki nie płaczą”. Magia.
    Ale nie zgadzam się na rewidowanie ponadczasowych prawd. Król Sedesu mówił, pokazując na studnię przeszłości, że wszystkim wojnom zawsze towarzyszy kupa. Czyż wizyta w urzędzie nie jest wojną, w której towarzyszy… no właśnie – pani z urzędu? To jest życie! Życia nie oszukasz! Co było do udowodnienia.

    Odpowiedz
    • Janina

      4 marca 2015 o 21:30

      To wszystko dlatego, że pomyślałam sobie w poniedziałek rano, że nie mam o czym napisać i miałam nadzieję na coś zabawnego w urzędzie lub okolicach, jeśli by trzeba było byłam gotowa owa śmieszność wywołać żartem lub piosenka. Ale nie trzeba było, wszystkie piosenki na nic!

      Odpowiedz
  2. Magda M.

    3 marca 2015 o 00:21

    Umarłam ze śmiechu. Sooo trueeee!!

    Odpowiedz
    • Janina

      4 marca 2015 o 21:34

      Wstrzymałabym się z umieraniem ze śmiechu, bo możesz się naczekać na akt zgonu. Zwłaszcza w czwartki, w czwartki przybliżony czas oczekiwania na załatwienie sprawy wynosi 7:30-17:30.

      Odpowiedz
  3. Patka

    3 marca 2015 o 09:47

    Weszłam, przeczytałam, pokochałam Ciebie i Twój styl pisania. 😀

    Odpowiedz
    • Janina

      4 marca 2015 o 21:22

      Bardzo się cieszę, zapraszam w każdy poniedziałek! Ja wiodę tak oszałamiajaco ciekawe życie, że tematòw nigdy nie zabraknie 🙂

      Odpowiedz
    • Grzegorz

      5 października 2021 o 12:35

      każdy obywatel powinien mieć prawo raz w roku bezkarnie zastrzelić niekompetentnego urzędnika.
      To teoria mojego znajomka, nagle nabiera głębokiego sensu

      Odpowiedz
  4. ja

    5 marca 2015 o 17:33

    Pierścień zapewne uniemożliwił Ci skonstatowanie faktu, iż wedle nowych uregulowań prawnych możecie sobie pójść do innego, konkurencyjnego Urzędu Stanu Cywilnego. Przynajmniej teoretycznie.

    Odpowiedz
    • Janina

      5 marca 2015 o 19:44

      Niestety nie końca, to znaczy – jeśli chcemy wziać ślub w plenerze w miejscowości X, to może nam go udzielić tylko urzad w tej właśnie miejscowości.

      Odpowiedz
  5. Człowiek-Polak dostaje Oscara, czyli gorzej być nie może | Janina Daily

    15 listopada 2015 o 14:54

    […] Inne, podobne: „PORZUĆCIE WSZELKĄ NADZIEJĘ…”. CZŁOWIEK-POLAK W URZĘDZIE THIS IS SPARTA: CZŁOWIEK-POLAK NA […]

    Odpowiedz
  6. Człowiek-Irlandczyk popiera, człowiek-Polak wybiera | Janina Daily

    28 grudnia 2015 o 14:28

    […] Inne, podobne: CZŁOWIEK-POLAK DOSTAJE OSCARA, CZYLI GORZEJ BYĆ NIE MOŻE „PORZUĆCIE WSZELKĄ NADZIEJĘ…”. CZŁOWIEK-POLAK W URZĘDZIE THIS IS SPARTA: CZŁOWIEK-POLAK NA LOTNISKU CZY POPIERASZ POZOSTAWIENIE SZEŚCIOLATKÓW W LASACH […]

    Odpowiedz
  7. Marta

    18 lipca 2016 o 10:37

    Janina bezbłędna jak zawsze!!

    Odpowiedz
  8. Anna Tess Gołębiowska

    9 sierpnia 2016 o 13:48

    Ja byłam składać wniosek o zmianę imienia, na co się dowiedziałam, że pani z urzędu odrzuca wszystkie wnioski o zmianę imienia bez czytania, bo gdyby wyraziła zgodę, to byłby precedens, a wtedy, cytuję: “wszyscy zmienialiby sobie imię co miesiąc!”. No tak, bo człowiek nie marzy o niczym innym jak staniu w kolejkach w urzędach oraz płaceniu za wymianę dokumentów.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      9 sierpnia 2016 o 20:58

      Ja bym co tydzień chodziła zmieniać, tylko po to, żeby zirytować panią!

      Odpowiedz
      • Anna Tess Gołębiowska

        10 sierpnia 2016 o 01:03

        Przejrzała Cię i przez to nadal mam Małgorzata w dowodzie!

        Odpowiedz
  9. Kaffu

    13 sierpnia 2016 o 12:40

    Mnie się zawsze przypomina: https://www.youtube.com/watch?v=3UmU5UgQlvs 😀

    Odpowiedz
  10. Blogierka

    24 sierpnia 2016 o 00:57

    jełam! :DD <3
    ps. Czy Ty wiesz ze dzisiaj na job interview rekrutantka chwaliła Twoj blog?:)

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      24 sierpnia 2016 o 12:42

      Ha ha, co Ty mówisz, jak to?! To co to była za robota – na komendanta komedii? 😀

      Odpowiedz
  11. Radosław Lucjan Stępniewski

    26 sierpnia 2016 o 11:54

    Obecna władzia mi i mojemu ukochanemu “narzeczonemu” ten czarny scenariusz łaskawie oddala w mokre mroki średniowiecza które nas czeka i wykolonym, matczynym okiem czule łypie. Dzięki bogu bo na taką uroczystość nie mam co na siebie włożyć a kaftanów bezpieczeństwa w rozmiarze XXCL nie szyją. Chyba że lajkrę zaczną dodawać to może wtedy ?…

    Odpowiedz
  12. Jerzy Ambroszczyk

    22 września 2016 o 09:26

    Cóż, ja niedawno się zdecydowałem na podobny krok z moją – już – małżonką. Tylko że nie kombinując, jak ludzie-ludzie, popełniliśmy ten akt w USC. Cały proces przeszedł bezboleśnie, szybko i przyjemnie. Polecam urzędy w małych miasteczkach i wsiach. Tam nie czytano Orwella. Albo może nie bierze się go za podręcznik instruktażowy.

    Odpowiedz
  13. Magdalena “Marshalka” M

    27 września 2016 o 22:18

    Dziękuję Ci pięknie za ten post! Aż boję się teraz pójść do urzędu składać peiery z moim narzeczonym, on obcokrajowiec, więc pewnie też będzie ciekawie. 😀

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      29 września 2016 o 21:12

      O kochana, to to będzie wspaniała, intelektualna przygoda!

      Odpowiedz
  14. Nicole - Samorozwijalnia

    30 września 2016 o 13:06

    Dopiero tu przyszłam, pierwszy raz jestem. I śmiałam się z 5 razy czytając Twój post. Teraz już się mnie nie pozbędziesz 🙂
    A co do ślubu poza urzędem- niestety, mam podobne doświadczenia. U nas było tak, że facet zapewnił, że nam go udzieli w ogrodzie za restauracją, w której miało się odbyć przyjęcie, ale “trochę jeszcze ustawę doczyta”. No i, pół roku przed, gdy zadzwoniliśmy ustalić godzinę (na jego wyraźne polecenie) odmówił i powiedział, że udzielić nam może wprawdzie poza urzędem, ale w sali. Bo jest kierownikiem Urzędu i może się nie zgodzić, a w ogrodzie to nie wypada, bo tak nieurzędowo (?!) Bo tak. I żaden inny urzędnik też nie będzie mógł się zgodzić, bo on jest szef wszystkich szefów. Dla ciekawostki- Pani urzędnik z miejscowości oddalonej o 10 km bez wahania powiedziała “tak”. Nie wiem po co ta ustawa, skoro i tak wszystko zależy od widzimisię urzędnika.

    Odpowiedz
    • Wit Witek

      1 lutego 2019 o 21:49

      A od czego ma zależeć, jeśli nie od “widzimisię” urzędnika??? Nie wyobrażam sobie sporządzenia wytycznych do stosowności miejsca, w którym ślub zostanie udzielony. Biorąc pod uwagę słuszność idei dowolności miejsca, która to daje swobodę i pole do odczuwania rozmaitej radości z życia i zawierania związku małżeńskiego, to od razu powinna powstać obawa o bezpieczeństwo urzędnika w zetknięciu z fantazją ludzką. Z tej perspektywy oczywista staje konieczność furtki ratunkowej dla urzędnika w postaci “nie, bo nie”. Całkowicie go rozumiem, z czysto ludzkiego punktu widzenia, że w niektórych miejscach swej pracy wykonywać nie będzie chciał. Wystarczy wyobrazić sobie masarnię, sztolnię w kopalni czy mniej drastycznie dno jakiegoś jeziora lub ogród restauracji obok cementowni.
      Jak to sobie wyobrażasz, przyjdą tacy żądni wrażeń narzeczeni i urzędnik ma bez dyskusji lecieć gdzie sobie zażyczą??

      Odpowiedz
      • Janina

        2 lutego 2019 o 08:35

        Chodziło o ogród.

        Odpowiedz
  15. Hipis

    18 grudnia 2016 o 23:25

    Nie drożdżówkami. Cebulą. Przynajmniej u mnie na wsi. To nie metafora, jak ostatnio byłam w Urzędzie Gminy, natknęłam się na stojące w poczekalni wiadro cebuli, wyraźnie będącej na wyposażeniu owego urzędu.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      22 grudnia 2016 o 22:27

      Pewnie wykorzystują je do robienia Orderu Cebuli dla tych pracowników urzędu, którzy danego dnia zniszczą najwięcej żyć innym ludziom.

      Odpowiedz
  16. Sabina Milewska

    24 marca 2017 o 21:49

    Śmiać się, czy płakać? 😀
    Widzę, że moja historia z salonu Orange (9 stanowisk/”okienek”, 6 osób oczekujących przede mną i mimo wszystko półtorej godziny czekania) kompletnie wymięka.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      26 marca 2017 o 11:45

      Teraz się śmieję, ale jak wyszłam z tego urzędU to serio się rozpłakałam…

      Odpowiedz
  17. Marzena T

    25 marca 2017 o 18:31

    Mam nadzieję, że uda się Tobie wziąć ślub w wymarzonym miejscu. Baba jest najwidoczniej zazdrosna albo co 😛

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      25 marca 2017 o 19:22

      To było dwa lata temu i po wielu przebojach udało się 🙂

      Odpowiedz
  18. Monia

    7 czerwca 2017 o 21:26

    Pani Janino, najszczersze wyrazy współczucia! Niestety życie nie jest kolorowe, oj ja już wiem coś o tym, proszę ja Ciebie. I ostatnio byłam świadkiem sytuacji równie smutnej, gdzie jeden Pan przepraszał, że żyje i że robi zakupy. A było to tak, że stałam sobie w kolejce po bułki w miejscu zwanym piekarnią, a przede mną zakupy robił Pan. I Pan zrobił zakupy na jakieś 16 zł i zapłacił banknotem 100zł. Pani ekspedientka wylała na niego wiaderko (o pojemności ok 5 l) pretensji żali i krzyków, że Pan niepoważny jest, że chyba mu się coś pogorszyło, bo jak on to śmie z banknotem 100 zł przychodzić i robić u niej zakupy! No i ten biedny Pan przeprosił, że zyje i że zrobił zakupy no i wyszedł.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      7 czerwca 2017 o 22:22

      Aaaaaaa, tego to ja tak bardzo nie lubię!!! To jest jakaś zmora naszego kraju, już nie wspominając o tych grosikach, jakbym ja miała kiedyś pobrać dług ze wszystkich grosików, które wiszą mi panie w spożywczakach, to miałabym miliony!!!!

      Odpowiedz
  19. Milena | milenakrecisz.com

    9 czerwca 2017 o 14:22

    Esencja polskiego urzednictwa. Przypomina mi sie dzien skladnia wniosku o nowy paszport. Odnioslam wrazenie ze Panie urzedniczki maja 8 godzinna przerwe na lunch.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      12 czerwca 2017 o 16:22

      One mają przerwę na lunch do 65 roku życia, a potem ciach i na emeryturę.

      Odpowiedz
    • Quant

      7 listopada 2017 o 21:23

      Hahaha skoro tak, to zapraszam do pracy w urzędzie 🙂
      Urzędnik

      Odpowiedz
      • Milena | milenakrecisz.com

        10 listopada 2017 o 21:46

        Oczywiscie bez urazy, zapewne sa wyjatki 🙂

        Odpowiedz
        • Quant

          10 listopada 2017 o 23:06

          Jaka tam uraza? Wszyscy jesteśmy tylko niewolnikami procedur. Jeśli coś musi być załatwione na piśmie w terminie 7 dni, to tak będzie. I nie narzekać mi tu 🙂

          Odpowiedz
          • JaninaDaily

            15 listopada 2017 o 22:08

            Ja tam narzekam, gdy ktoś jest niemiły, nieuprzejmy, nie wykonuje swojej pracy i wymyśla własne procedury.

  20. Goddammit

    7 listopada 2017 o 21:20

    Ja w polskim urzędzie usiłowałam załatwić ślub z obcokrajowcem z kraju nie należącego do UE. 🙁 Ale za to zaliczyłam dzięki temu moja pierwszą rozprawę sądową i było prawie jak na filmie. 😀

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      15 listopada 2017 o 22:11

      Czy to była sprawa sądowa za morderstwo?

      Odpowiedz
      • Goddammit

        16 listopada 2017 o 10:28

        Niby nie, ale mogła być. Nawet było blisko, kiedy już po tym, jak znalazłam tłumacza przysięgłego z własną działalnością gospodarczą, pani sędzina, przeglądają dokumenty, powiedziała, że właściwie to mogłaby prowadzić rozprawę po rosyjsku.

        Odpowiedz
  21. Weronika Buczynska

    7 listopada 2017 o 21:26

    Doskonały był pomysł z załatwianiem spraw na przeszłość, szczególnie aktów urodzenia! No że ja na to nie wpadłam. A gdy urodziło nam się trzecie dziecko, mój mąż pojechał do urzędu, żeby dowiedzieć się, że o to należy się umówić w takiej sprawie na konkretną godzinę. No więc umówił. Przyjechał raz jeszcze. Przed nim weszło kilka nieumowionych osób i wreszcie z nagromadzonych emocji (jasne, że po urodzeniu dziecka rodzice się nudzą i szukają zajęcia) pokonał Panią Urzędniczkę i dostąpił zaszczytu otrzymania aktu urodzenia potomka. Jeszcze przez kilka tygodni nie mógł spokojnie tego opowiedzieć….

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      15 listopada 2017 o 22:12

      A bo się zachciało kolejne dziecko mieć i pani urzędnik głowę zawracać…

      Odpowiedz
  22. Ewa Brańka

    7 listopada 2017 o 23:38

    Jestem tu po raz pierwszy, ubawiłam się 😀 Już wiem, gdzie praktyki mają panie z dziekanatu, a byłam pewna, że w ZUSie

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      15 listopada 2017 o 22:10

      Najpewniej w piekle.

      Odpowiedz
      • Anka Skakanka

        2 grudnia 2019 o 03:25

        Na mój gust praktyki w piekle mają panie z ZUS-u. Same demony. A płomienie od nich tak buchają, że dym idzie oknami.

        Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *