Tabletki ze smalcu i geny, czyli determinanty okrągłości

Zdając sobie sprawę z tego, że dla wielu z Was pełnię funkcję życiowego autorytetu w zakresie niezdrowego żywienia i unikania wysiłku fizycznego, przychodzę dziś do Was z szalenie rozczarowującą wiadomością. To będzie rozczarowanie podobne do tego, jak gdybyście przypadkiem natknęli się na swojego przyjaciela-weganina tarzającego się w surowym mięsie, czyli trochę smutno, że hipokryta, a trochę zazdrość, no bo niech pierwszy rzuci kamień, kto nigdy o tym nie myślał. Ja jednak nie o tarzaniu w surowym mięsie chcę dziś mówić, ja o czymś znacznie mniej przyjemnym, to jest o tym, że – teraz trzymajcie się krzeseł – jestem na diecie!!!! Znaczy nie, że cały czas, raczej na pół etatu, bo z reguły codziennie rozpoczynam dietę w godzinach porannych, a kończę w okolicach 15, kiedy to wyczerpują się we mnie wszelkie pokłady determinacji i zaczynam pisać listy z przeprosinami do irlandzkiego oddziału Stowarzyszenia Miłośników Węglowodanów, żeby przyjęli mnie z powrotem w swoje szeregi, bo nigdy nie powinnam była ich opuszczać, a już na pewno nie rezygnować z posady prezesa.

kot

No ale nic to, #DrużynaJanina, ja się nie poddaję, wszak jak mówi nasze hasło motywacyjne:

“Poprzeczkę zawieszaj sobie zawsze wysoko, bo wtedy przechodząc pod nią nie musisz się schylać”

Oczywiście każdy, kto był kiedyś kobietą, wie, że taka dieta to nie bułka z masłem i to zarówno w sensie dosłownym, bo w sensie dosłownym dieta to brokuł, rozpacz i łzy, ale też w sensie metaforycznym, co oznacza mniej więcej tyle, że wszelkie czynności zmierzające do zmniejszenia objętości własnego ciała muszą być poparte rzetelnymi przygotowaniami. Po pierwsze, powszechnie wiadomo, że jeszcze nie schudł z sukcesem nikt, kto zaczął dietę w dzień inny niż poniedziałek. Jeśli chodzi o rozpoczęcie aktywności fizycznej, to podobną funkcję pełni dzień tygodnia zwany “jutro”. Po drugie, każdą dietę należy rozpocząć od znalezienie winnego tego stanu rzeczy, kiedy to sweter oversize z zeszłego lata teraz przywiera do ciebie jak naleśnik do patelni, a w sensie formy bliżej mu raczej do kostiumu kąpielowego, na dodatek dwa numery za małego. Technik szukania winowajców generalnej okrągłości ciała jest wiele, ale ogólna zasada jest stosunkowo prosta: winnych należy szukać wszędzie, tylko nie w sobie.

Oczywiście zawsze znajdą się jacyś fanatycy, którzy powiedzą, że gwałtowne poszerzanie ciała zaczyna się wtedy, kiedy budujesz kolejkę linową z lodówki na kanapę, by woziła ci jedzenie wiadrami, ale w moim przypadku to nieprawda, ja nagetsów z kurczaka zagryzanych masłem nie biorę pod uwagę, bo przecież kradzione nie tuczy, a ja to wszystko kradłam z Wojtkowego talerza. Znaczy najpierw jadłam własne, a potem kradłam Wojtkowi, no ale to się wciąż liczy. Chociaż muszę Wam powiedzieć, że miałam nawet taki szalony pomysł, by iść do dietetyczki, ale to okazało się niemożliwe, bo wyliczyłam sobie, że to musiałaby być taka pani w okolicach osiemnastego roku życia, nie starsza, bo inaczej, jakbym jej zaczęła wymieniać, co jadłam w zeszłym tygodniu, to by mi przerwała w połowie i powiedziała, że musimy kończyć, bo właśnie jej się zaczęła emerytura.

I właśnie z tego powodu, jak również z okazji tego, że nie mogłam dziś zacząć diety (bo dziś wtorek), ani ćwiczeń fizycznych (bo dziś dzisiaj), to postanowiłam skupić się na szukaniu winnych swojego zaokrąglenia.

Opcja 1: to geny!

Na początku zdecydowałam, że wszystkiemu winne są geny, bo to wymówka typu klasycznego, mała czarna wymówek, Sofokles winowajców. Zresztą to nawet miało sens, bo Mama to mi zawsze powtarzała: “genów widelcem nie wydłubiesz!”, a to ta sama Mama, która kiedyś wytłumaczyła mi, że mamę w życiu oszukam, tatę oszukam, ale legginsów nie oszukam. Mamo, ja i świat dziękujemy Ci za tę lekcję. No a jak już zdecydowałam, że to wszystko przez geny,  to postanowiłam zadzwonić do swojej starszej i przy okazji 47-kilogramowej siostry, żeby ostrzec ją, że mamy grube geny. Okazało się jednak, że moja 47-kilogramowa siostra w ogóle nie była zainteresowana tematem, bo powiedziała, że właśnie biegnie piętnasty kilometr tego dnia, a siedemdziesiąty kilometr tego tygodnia, czyli zajmowała się dokładnie tym, czym zajmowałabym się ja, gdybym tylko miała na to czas, ale nie mam czasu, no bo jestem zajęta analizowaniem swojego garnituru genetycznego.

Udałam się więc przejrzeć swoje zdjęcia z dzieciństwa w celu odtworzenia sekwencji tłustych genów w moim życiu. Analiza przebiegła pomyślnie – wszystko wskazywało na to, że w wieku lat trzech jeszcze nie uaktywniły się moje tłuste geny, w wieku lat dziesięciu też nie, za to w wieku lat kilkunastu moje geny tłustości przebudziły się gwałtownie, tak wnioskuję, że to było koło tego momentu, ale trudno mi orzec dokładnie, bo na tym akurat zdjęciu część mojej sylwetki przysłania wata cukrowa wielkości mojej głowy.

No mówiłam, geny. Zachęcona swoimi sukcesami, postanowiłam szukać dalszych winowajców mojego okrągłego stanu rzeczy, bo to jednak im mniej człowiek musi dźwigać odpowiedzialności, tym mniej się człowiek zmęczy.

giphy (5)

 To ja, gdy robię przysiad.

Opcja 2: to przez tabletki!

Leki to wymówka o charakterze wybiórczym, winowajca typu: karp w Lidlu, to znaczy, że każdy chciałby skorzystać, ale załapią się tylko nieliczni.  Oczywiście istnieją takie leki na tym świecie, które rzeczywiście powodują tycie lub wzmożony apetyt (jeśli ktoś nie ma tyle szczęścia co ja, żeby się z takim urodzić), niemniej okazuje się, że lista leków od których człowiek człowiek zaczyna kupować spodnie szersze niż dłuższe, jest znacznie krótsza niż ta, którą deklaruje populacja kobiet. Otóż na przykład ja codziennie przyjmuję witaminę C i ostatnio wyczytałam, że witamina C ma stosunkowo niewielką zawartość tłuszczu, chyba że obtoczymy ją w bułce tartej i usmażymy w głębokim tłuszczu, ewentualnie popijemy szklanką smalcu.

Oczywiście w takim momencie to człowiek może podupaść na duchu i zacząć zastanawiać się, czy istnieje jakiś związek między ogólną obłością jego ciała, a faktem, że ostatni raz biegał w ’93-cim, a i to tylko dlatego, że matka zabrała mu batonika i rzuciła w krzaki, żebyś w końcu zszedł z kanapy i do czegoś w życiu zaczął dążyć, nawet jeśli tym czymś ma być niedojedzony batonik pozostawiony w krzakach. Jednak w moim przypadku to w ogóle nie jest tak, ja nie mogę uprawiać sportu z szalenie praktycznego powodu, to jest słyszałam, że nie należy jeść co najmniej na godzinę przed wysiłkiem fizycznym, a co jeśli ja jem co godzinę?

c91c6932417de6a7_tumblr_mja35bnZUl1rc1qnto1_500.xxxlarge

Na szczęście dla tych, którym nie jest dane łykać tabletek ze smalcu, powstała jeszcze wymówka trzecia, labrador wśród wszelkich winowajców, bo wszyscy ją kochają i każdy może mieć.

Opcja 3: Nie mam czasu!

To oczywiście jest bardzo sensowna wymówka, bo powszechnie wiadomo, że różnym ludziom podarowano doby o różnych zasięgach godzinowych, na przykład doba mojej siostry ma 24 godziny, więc to ma w sam raz czasu żeby się przebiec, a moja doba miała kiedyś 24 godziny, ale to było zanim odkryłam w internecie zdjęcia kotów z chlebem na głowie. Poza tym oczywistym jest, że dieta zajmuje mnóstwo czasu, no bo gryzienie takiej marchewki to jednak trwa i trwa, bo to człowiek się musi strasznie dużo nagryźć, znacznie więcej nagryźć niż przy szejku z makdonalda. Wymówka z brakiem czasu jest więc  w moim przypadku szalenie uzasadniona i to całe szczęście, bo jako człowiek-emigrant, który je sałatkę z banknotów na lancz i ma odleżyny od spania na pieniądzach, nie mogę korzystać z wymówki numer 4, to jest tłumaczyć wszystkim, że dieta jest droga. Choć technicznie rzecz ujmując jest to najlogiczniejsza z opcji, nawet to policzyłam:

Jeśli człowiek potrzebuje 2000kcal dziennie (co wyczytałam na opakowaniu po ciasteczkach), to jeden brokuł ma 100kcal, to człowiek musi zjeść 20 brokułów dziennie, koszt jednego brokuła to 1.5 euro, czyli taka dieta kosztuje nas 30 euro dziennie. Teraz czekolada. Jeśli jedna czekolada ma 500kcal, a kosztuje 2 euro, to potrzebujemy dziennie czterech czekolad i 8 euro, to czysta matematyka, z matematyką nie wygrasz – poprzez zrezygnowanie z diety oszczędzasz 22 euro dziennie!!!!!

giphy6

Wszystko układało się w jedną całość. Leżałam na kanapie i kontemplowałam swoją okrągłość, spowodowaną niefortunnymi zrządzeniami losu w postaci grubych genów i krótszej doby, o wysokotłuszczowej witaminie C nie wspominając. Choć przez chwilę to nawet miałam moment heroizmu i sprawdziłam sposób na pozbycie się nadmiernej szerokości ciała, ale okazało się, że sposobem na to jest umiarkowanie w jedzeniu i piciu, O MÓJ BOŻE.

Postanowiłam więc wybrać inną opcję, to jest pooglądać odchudzających się ludzi w telewizorze. Całkiem okrągła pani w telewizorze akurat płakała i tłumaczyła nam, dlaczego jest okrągła. – To przez geny – tłumaczyła – i leki, i brak czasu… Po czym zrobiła przerwę, zastanowiła się chwilę i dodała: i jeszcze przez mojego męża!

Przecież to doskonałe. Tak właśnie powiem panu w kasie kina, gdy kiedyś powie mi, że już bez przesady, muszę kupić osobny bilet dla swojego drugiego podbródka;

– Proszę pana – powiem mu – to nie moja wina!

To wszystko przez moje geny, moje tabletki z witaminą C i smalcem, przez mój brak czasu… No i jeszcze przez męża tej pani z telewizji.

36 komentarzy

  1. ja

    5 kwietnia 2016 o 20:27

    Chciałem zaproponować licytację kto ma większe BMI, ale potem zobaczyłem te obliczenia kalorii. Przecież dzienne zapotrzebowanie kaloryczne to co najmniej 6 czekolad.

    Odpowiedz
    • Janina

      6 kwietnia 2016 o 10:13

      Licytacja na BMI to trochę bez sensu, myślę że lepiej nazwać to “loterią, w której każdy los wygrywa”, bo przecież jak człowiek całe życie tarza się w czekoladzie, to totalnie wygrał życie!

      Odpowiedz
  2. Steffi Blick

    6 kwietnia 2016 o 12:43

    Ja też uważam, że przytyłam przez męża. Wczoraj np. kiedy to leżałam sobie na kanapie oglądając odchudzających się ludzi (oj lubię to) mój małżonek usiadł obok mnie, otworzył pakę chipsów i zjadł wszystko w 10 minut (duża paka była, małe pochłania w minutę i tak, mierzę mu czas). W takich chwilach myślę sobie, że on może mnie nie kochać. :/

    Odpowiedz
    • Janina

      6 kwietnia 2016 o 15:03

      Ależ bardzo kocha! Sam zjadł żeby Cię nie kusiło!!!! Jakich odchudzających się ludzi oglądasz?

      Odpowiedz
    • Ela Kocowska

      18 stycznia 2017 o 18:31

      Mój otworzył czipsy i piwo, a przecież wie, że od 2 dni jestem na diecie 🙁 Na szczęście od piwa rośnie biust, a podczas odchudzania, wiadomo że maleje, więc podczas diety jest bardzo wskazane (chyba)

      Odpowiedz
      • JaninaDaily

        19 stycznia 2017 o 11:09

        Piwo robi się z chmielu, a chmiel to roślina, więc technicznie rzecz ujmując piwo to sałatka. A sałatka na diecie to spoko, wiadomo.

        Odpowiedz
  3. Anonim

    24 maja 2016 o 22:48

    Janina, jeszcze się przez stres tyje! Ty na obczyźnie, pracująca w trudnych warunkach (ze studentami)…Ty musisz być zestresowana!!!Ty masz prawo tyć!

    Odpowiedz
    • Janina

      25 maja 2016 o 19:02

      Mnie krawcowa, która szyła mi suknię ślubną, tłumaczyła, że ze stresu wszystkie panny młode chudną. Cały czas mi tak tłumaczyła,że tak tutaj mocniej zepniemy, tutaj naciągniemy, bo przed ślubem to i tak ten stres, wiadomo, wszystkie panny młode chudną, schudnę i ja. Cztery przymiarki mi tak tłumaczyła i tylko na ostatniej była jakby dziwnie milcząca. Chociaż w sumie ja też nie zagadywałam, bo akurat jadłam pączka.

      Odpowiedz
      • Ruda Blondynka

        18 stycznia 2017 o 20:34

        A gówno prawda, że wszyscy ze stresu chudną. Ja stres zażeram. Pozdrawiam moje dramatyczne ostatnie 3 lata i 20 kg mać…

        Odpowiedz
        • JaninaDaily

          19 stycznia 2017 o 11:05

          Ja też tak mam. Chociaż, jak się nad tym zastanowić, to ja nawet nie potrzebuję stresu, żeby zażerać 😉

          Odpowiedz
  4. Karolajna

    2 czerwca 2016 o 08:34

    Proponuję zacząć jeść na stojąco, jak ja. Ponoć na stojąco więcej wejdzie i równomiernie się rozłoży. A z aktywności to oglądam ćwiczenia na youtubie i od razu czuję się jakbym ćwiczyła razem z nimi. Mel B moją faworytką bo przy okazji pośmiać się można.

    Odpowiedz
    • Janina

      2 czerwca 2016 o 20:15

      Przed ślubem ćwiczyłam z Mel B. Po ślubie… no cóż, ona wciąż ćwiczy 🙂

      Odpowiedz
      • Karolajna

        3 czerwca 2016 o 06:41

        Ja przed ślubem kupiłam body wyszczuplające. Żeby się w nie upchnąć musiałam użyć paru mięśni, więc było zaliczone jako ćwiczenia 😀
        A jako człowiek- biolog wtrącę tylko, że popieram całym sercem wszystkie tezy 🙂

        Odpowiedz
  5. Grazyna Talebe

    11 czerwca 2016 o 22:29

    Ja kiedys chcialam zwalic na tarczyce, bo kolezanki okragle z niedoczynnoscia, a ja okragla ze zdrowa tarczyca…

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      12 czerwca 2016 o 09:34

      Tarczyca to zawsze dobry pomysł, ale tarczyce niestety zawsze można zbadać i wtedy cały plan się sypnie. Lepiej iść w geny, krzyczeć do ludzi spod swojego Mount Everestu frytek: “to geny!!!!”, no bo genów nikt nie sprawdzi.

      Odpowiedz
      • Grazyna Talebe

        12 czerwca 2016 o 13:34

        Ale u mnie naprawde cala rodzina od strony ojca jest gruba. Kuzwa, w roznej rozciaglosci, ale szcuplakow nie ma. Chyba, ze wszyscy na geny zwalaja, bo ja probuje sobie ograniczac koryto, zeby nie tyc dalej. Wiem, ze to profanacja, ale w tygodniu nie jem slodkiego, tylko w weekendy w umiarkowanych ilosciach.

        Odpowiedz
  6. Driving nuts

    12 lipca 2016 o 14:37

    Mój narzeczony również znacząco zerka na portfel za każdym razem, gdy wspominam coś o zdrowym odżywianiu. Twierdzi, że podczas tych dwóch najgorszych-w-naszym-życiu tygodni, gdy jedliśmy zdrowo pod przymusem, który sama nałożyłam, wydaliśmy kilkukrotnie więcej, niż normalnie, gdy żywimy się carbonarą i słodyczami z Lidla.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      12 lipca 2016 o 19:33

      BIAŁA CZEKOLADA Z TRUSKAWKAMI Z LIDLA!!!!!!! To jest to, za co oddałabym nerkę, męża i całą godność osobistą!

      Odpowiedz
  7. Kasia Ku

    30 lipca 2016 o 10:31

    Ten tekst jest o mnie!

    Odpowiedz
  8. Magdalena Far

    29 października 2016 o 09:04

    Świetny tekst – czuje się wysoce zmotywowana ☺

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      29 października 2016 o 11:47

      Mam nadzieję, że zmotywowana do leżenia, Magda! Nie chciałabym być odpowiedzialna za czyjeś szalone pomysły na temat WYSIŁKU FIZYCZNEGO, bo to jednak męczy!

      Odpowiedz
  9. Lena MadHatter

    18 stycznia 2017 o 18:51

    ojtam ojtam 😀 5km dziennie spacerem i od razu Ci się poprawi, ale odradzam spacery po Warszawie, bo tu SMOG, który spokojnie można dopisać do listy winowajców 😛

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      18 stycznia 2017 o 19:35

      Hej, ze mnie taki bohater, że nawet do pracy chodzę piechotą!!! Do pracy mam 500 metrów, no ale wciąż, endomondo szaleje!

      Odpowiedz
  10. Bartosz Kwiatkowski

    18 stycznia 2017 o 20:07

    Diety są fajne generalnie. Ja jak się decyduje to od razu na dwie albo trzy na raz! Jedną nigdy nie jestem się w stanie najeść, a oni zawsze piszą żeby nie chodzić głodnym. Poza tym te geny to przekleństwo, ja mam na przykład gen miłości do makaronu… I co tu poradzić? Z biologią nie wygram…

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      19 stycznia 2017 o 11:08

      Mój boże, ja też mam ten gen!!! Może jesteśmy spokrewnieni, Bartosz???

      Odpowiedz
  11. Ruda Blondynka

    18 stycznia 2017 o 20:38

    Od roku nie jem produktów odzwierzęcych. To mi akurat przyszło łatwo i skończyłam mieć migreny. Ale obecnie usiłuję stosować plan na życie ‘żryj połowę tego co dotychczas i ruszaj się więcej słoniu’, bo już niestety mam na visus bliskich krewnych wśród trąbalskich… Mój brat na przykład bardzo schudł, jak się wyprowadził od mamusi. Problem jest tylko taki, że ja sama sobie gotuję… Jak żyć Janino?
    Łączę się w bólach diety.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      19 stycznia 2017 o 11:04

      Żyć należy szczęśliwie! Tak, żeby człowiek był zadowolony!

      Odpowiedz
  12. Aga/@agnesonthecloud

    18 stycznia 2017 o 21:48

    Że przez męża to mówią statystyki: jak się człowiek zakocha i razem zamieszka, to w ciagu kilku lat przybywa mu kilka kilo. A tak w ogóle to dieta jest niehumanitarna, bo przecież trzeba się głodzić i walczyć ze sobą. A w życiu chodzi o to, żeby nam było dobrze. A jak nam nie jest dobrze, to nawet foka tego nie uratuje. Więc ze względu na dobro fok, żeby im nie było smutno, bo nam jest smutno, to może rzucić tę diety już w południe?

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      19 stycznia 2017 o 11:03

      Ja dzisiaj miałam być na diecie, ale chyba jednak muszę zrezygnować, albowiem mam ku temu szalenie istotny powód, to jest – mam ochotę na drożdżówkę z cynamonem!

      Odpowiedz
      • Aga/@agnesonthecloud

        19 stycznia 2017 o 13:01

        To jest szalenie ważny powód, którego absolutnie nie powinno się ignorować;-) tez bym natychmiast rzuciła te diety;))
        Serdeczności:)

        Odpowiedz
  13. Ania [PKNDL]

    27 marca 2017 o 13:42

    Do brokułów i łez, polecam dodać szczyptę rozczarowania – mhhmm, pychotka!
    Napisałabym coś więcej, ale muszę coś zeżreć. No i ten… Nie mam czasu.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      27 marca 2017 o 17:29

      Tylko zjedz coś, co nie jest przyprawione rozczarowaniem, Ania. Węglowodan jakiś, ewentualnie węglowodan panierowany tłuszczem.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *