This is Sparta: człowiek-Polak na lotnisku

Wiem, że wielu z Was przychodzi tu dziś po pociechę, albowiem znowu okazało się, że gdzieś pomiędzy trudnymi decyzjami (sernik czy makowiec? kawałek czy trzy?) i ważnymi wydarzeniami (odznaczenie bohaterów, którym udało się przekonać babcię na Wigilii, że już nie są głodni), niepostrzeżenie śmignął bożonarodzeniowy urlop i to śmignął szybko jak pies na delfinie.

GIF-Dog-riding-on-dolphin

Dla wielu koniec urlopu to sytuacja trudna, zmuszająca do niekontrolowanego, spazmowego płaczu, zupełnie tak jak mnie ostatnio zmusił do łez widok dobrze usmażonego kotleta schabowego. W moim jednak przypadku sprawa ma się trochę inaczej, albowiem mój koniec świątecznego urlopu jest równoznaczny z początkiem szalonej intelektualnej przygody, która wiedzie przez meandry w pełni zrozumiałych zachowań społecznych i w której to przygodzie logika jest przewodnikiem, a uśmiech i pogoda ducha jego pomocnikami. Mowa oczywiście o podróży samolotem z ludźmi-Polakami.

Wszystko zaczyna się przed bramką odlotów, kiedy to okazuje się, że samolot wystartuje już za niecałe 5 godzin, czyli czas najwyższy ustawić się w kolejce do wyjścia. 5 godzin przed wylotem to oczywiście czas minimalny, opcja dla tych co lubią żyć na krawędzi, bo generalnie to im wcześniej się ustawisz, tym lepiej. Słyszałam ostatnio, że wprowadzono w rekrutacji do amerykańskich służb specjalnych nowy egzamin zręcznościowy, który polega na tym, że trzeba się ustawić w kolejce przed Polakiem. Jeszcze nikt nie zdał.

Oczywiście takie ustawienie się w lotniskowej kolejce wymaga nerwów ze stali, wiadomo jak jest – z jednej strony oczy zalewa Ci niepokój, sercem targa trwoga, a z każdą mijającą minutą Twoje szanse dostania się na pokład maleją, a z drugiej strony samo ustawienie się w kolejce w ogóle nie jest czynnością tak banalną, jak mogłoby się wydawać. No bo to niby trzeba się ustawić tak, żeby miejsce w samolocie sobie zagwarantować, ale też jednocześnie ustawienie to okrasić należy pewną dozą nonszalancji, tak żeby nikt nie domyślił się, że w tej kolejce stoisz, no bo to trzeba być idiotą żeby ustawiać się w kolejce na 5 godzin przed odlotem.

Najskuteczniejszym sposobem rozwiązania tego problemu jest technika na sokoła, tj. zataczanie kółek. To oznacza mniej więcej tyle, że należy krążyć dookoła bramki i krążyć, przypadkiem czasem rozejrzeć się na boki, popodziwiać ściany i sufity w tym krążeniu swoim, a potem ciach, nagle stanąć przypadkiem tuż przed samą bramką. Czas, który mija pomiędzy momentem, w którym nasz człowiek-sokół stanie przed bramką, a tym kiedy to uformuje się za nim pełna kolejka ludzi, wynosi mniej więcej dwie sekundy, oczywiście o ile nie nastąpią żadne zakłócenia, na przykład w postaci kobiety w ciąży, która będzie uzurpowała sobie prawo do wejścia na pokład bez kolejki, co jest zupełnie absurdalne, no bo skoro zaszła, to niech teraz stoi.

Następnie przychodzi ten moment, kiedy Rajaner postanawia nauczyć nas czegoś o prawdziwej istocie świąt, to znaczy, że święta są po to żeby dawać (im euro), a nie brać (zbyt dużo bagażu ze sobą). Pamiętajcie, że w życiu najważniejszym jest, by ograniczenia bagażowe omijać z godnością, wysoko podniesioną głową i kiełbasą skitraną w butach. Na przykład kiedyś na lotnisku chowałam właśnie trzy paczki kabanosów do czapki, a obok mnie miły pan z wąsami wpychał salami do nogawek spodni, gdy w tym samym czasie pani na bramce złapała jednego pasażera oskarżonego o 200 gram nadbagażu (!!!!). Na widok tego pan z wąsami klepnął mnie porozumiewawczo, wskazał głową na nieszczęśnika i rzekł z pogardą: “Patrz pani, amator!”. No raczej, że amator, spokojnie mógł sobie ten nadbagaż włożyć do rękawów kurtki, bo czymże jest brak możliwości zginania łokci w obliczu przeszmuglowania 200 gram polędwicy sopockiej?

RAJANER

Możecie być jednak pewni, że w trakcie Waszego lotu na pewno znajdzie się jakiś człowiek zbytnio przywiązany do umiejętności zginania łokci i to zawsze jest problem, bo wtedy cały samolot musi poczekać, aż owy człowiek włoży 7 kilo nadbagażu na siebie i przy okazji wyjaśni obcojęzycznej obsłudze lotniska, że są złodziejami, oczywiście wyjaśni im po polsku, mówiąc głośno i powoli, bo wiadomo, że jak człowiek mówi po polsku głośno i powoli, to ludzie obcych narodowości pojmują nasz język w mig, zagadnienia polskiej fonetyki jawią im się jasno jak światło w moim pokoju po tym jak umyłam lampy, a deklinacje to im z ręki jedzą.

Jak już uda nam się przejść przez bramki w ośmiu swetrach i dwóch kurtkach, to teraz czas na odpowiedź na pytanie, które z pewnością trapi Was od wielu lat, a mianowicie: czy warto oddać życie za miejsce przy oknie? A więc już odpowiadam: jak najbardziej, byle nie było to nasze własne życie. Człowiek-Polak w drodze do swojego wymarzonego miejsca staranuje wszystko, co napotka na swojej drodze z subtelnością dinozaura polującego na owcę, niepomny ani łez kobiet i dzieci, ani statystyk rannych i zabitych. Choć ostatnio sprawę trochę utrudnia to, że niektórzy pasażerowie płacą 5 euro za pierwszeństwo wejścia na pokład, a następnie stoją na lotnisku odgrodzeni od całej reszty świata barierką, a jest to barierka-symbol, symbol nierówności klas, metalowe narzędzie polityki nienawiści prowadzonej przez linie lotnicze przeciwko ludziom bez piątaka. Ja pierwszeństwa wejścia na pokład już nie wykupuję, bo widziałam na własne oczy do jakich zrywów społecznych to prowadzi i od tamtego momentu nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że Marks opracował swoją Teorię Konfliktu zaraz po którejś ze swoich licznych podróży Rajanerem.

Bo to było tak, że któregoś razu, gdy leciałam do Polski, rozpoczęto wpuszczanie do samolotu ludzi, którzy pierwszeństwo wejścia na pokład wykupili, a cała reszta musiała czekać na swoją kolej, a ponieważ biednemu to zawsze wiatr w oczy pod górkę w za ciasnych sandałach, to musieli czekać minut pięć. PIĘĆ MINUT. No dajcie spokój, każdemu by puściły nerwy, nawet święty by nie wytrzymał. Ta oczywista niesprawiedliwość losu nie mogła pozostać niezauważona i natychmiast stała się przedmiotem społecznego linczu.

– Oni weszli! Oni weszli! – zakrzyknął inicjator strajku i przytomnie zauważył: – My nie weszliśmy!!! Oni weszli, my nie weszliśmy!!!!

Tłum zawrzał, a nerwowe szepty zmieniły się w pełni uzasadniony krzyk sprawiedliwości.

– JAK MURZYNÓW* NAS TRAKTUJĄ!!! – zdenerwował się ktoś

– JAK ZA KOMUNY!!!! – przypomniał sobie drugi.

– JAK MURZYNÓW!!!!! JAK ZA KOMUNY!!!!!!!! – podchwycił tłum i korzystając z walecznego dziedzictwa naszych przodków, jął forsować barierki i drzwi wejściowe, niczym murzyni komunistyczne barykady w ’89-tym. Skutecznie forsować, dodam, bo na koniec na lotnisku ostałam się tylko ja, zszokowana stewardessa i pewien chiński turysta, który chyba nie bardzo wiedział, co się właśnie wydarzyło, ale możemy być pewni, że do Polski już nigdy nie przyleci.

*przytaczam dialogi tak, jak się zdarzyły, ale pamiętajcie, by nie nazywać nikogo “murzynem”, bo jest to określenie perojatywne i krzywdzące osoby o innym kolorze skóry

Teraz już jest odrobinę lepiej, bo mimo iż wciąż można rzucić swoim rodakom trochę luksusu w twarz poprzez wykupienie pierwszeństwa wejścia na pokład, to i tak każdy pasażer dostaje z przydziału swoje własne miejsce numerowane. To sprawia, że wszystko jest prostsze i bardzo łatwo uniknąć rozczarowań – nie musisz się już w ogóle śpieszyć z wejściem na pokład, albowiem możesz być całkowicie pewnym, że na Twoim miejscu ktoś już siedzi. Czasem chodzi o to, że człowieka, który zajął Twoje miejsce pokonała trudna sztuka rozpoznawania liczb, czasem zaś ta zmiana ma charakter celowy i umotywowana jest powodami osobistymi; a bo to taki człowiek nie chce siedzieć przy oknie, żeby go nie zawiało albo też wręcz przeciwnie – koniecznie musi siedzieć przy oknie, by móc kontrolować czy pilot leci dobrze i dlaczego nie.

Ostatnim razem, po rozwiązaniu najbardziej zagadkowych problemów matematycznych tego świata, to znaczy ustaleniu że po rzędzie 9 następuje rząd 10, a nie – jakby się mogło wydawać – 12, udało nam się z Wojtkiem usiąść na własnych miejscach, z tym że osobno, bo co prawda się kochamy, ale nie na tyle żeby zapłacić 20zł za to, żeby siedzieć obok siebie. Wojtek trafił źle, bo siedział obok pana, który chciał z nim rozmawiać. Szczęśliwie mnie takie sytuacje zupełnie nie grożą, bo ludziom z reguły wystarczy jeden rzut oka na moją osobę by zrozumieć, że z wszystkich możliwych błędów życiowych, rozmowa ze mną nie jest tym, który chcą popełnić. Mnie zaś udało się usiąść koło miłego, starszego małżeństwa, które sprawiło, że ta podróż do Irlandii była wspaniałym, intelektualnym wyzwaniem, to znaczy że pani na przykład mówiła panu o tym, że profesor Zimbardo przyleciał ostatnio do Polski, a pan pytał ją kto to jest ten Zimbardo, a ona mówiła mu: Witek, ale wstyd! i wtedy Witek się wstydził, a ona tłumaczyła mu, że Zimbardo to jest taki profesor, co robi przeszczepy, jak Religa, a ja wtedy się zastanawiałam czy ten Zimbardo to przeszczepia też na przykład mózgi, bo bałam się, że mój w każdej chwili wybuchnie.

Wiecie co jeszcze często wybucha w polskich samolotach? Oklaski. Tak jest, posiadamy najliczniejszą w Europie grupę wolontariuszy-hobbystów zrzeszonych pod nazwę Bardzo Rozentuzjazmowani Amatorzy Wiwatów i Oklasków (BRAWO). Oczywiście, że należy klaskać po wylądowaniu, nie rozumiem skąd w niektórych ludziach tyle niezrozumienia ku tej tradycji – pani kasjerce klaszczemy po wydaniu reszty, lekarzowi klaszczemy gdy receptę wypisze, to pilotowi po wylądowaniu mamy nie klaskać?

0612_dd24_500bezbłędny Jan Koza, wiadomo.

Jak człowiek nie klaszcze to gorzej niżby zapomniał skarpetek do sandałów założyć, karnie powinien wychłostać się kabanosem w ramach pokuty, a następnie swoje polskie obywatelstwo od razu wyrzucić do kosza. Wiem, bo ja też kiedyś zapomniałam przyklasnąć po wylądowaniu. A pani czemu nie klaszcze – przywołał mnie do porządku mój współpasażer – nie podobało się?!

– Podobało się, podobało się bardzo – odpowiedziałam, klaszcząc jak najbardziej zadowolona z życia foka, albowiem pan wyglądał tak, jakby nie należało z nim żartować, przynajmniej w kwestiach najważniejszych, takich jak: przywiązanie do własnego portfela, przywiązanie do własnego zdrowia i życia, no i klaskanie po wylądowaniu. Jest powiem Wam, że jednak coś co w tej tradycji mnie trapi: no bo właściwie dlaczego tylko w samolotach klaszczemy? Dlaczego nie zaczniemy robić meksykańskiej fali?

Dobrze, dobrze, tylko pamiętajcie żeby nie zaklaskać się za bardzo, bo wiadomo, że jeszcze zanim samolot dotknie ziemi, to należy sobie zająć miejsce w kolejce do drzwi wyjściowych. Nie przejmujcie się głową obijającą się o sufit i bagażami spadającymi na twarz – to cena, którą trzeba ponieść by być pewnym, że się wysiądzie z samolotu. Wiadomo jak jest – jak nie zdążysz wysiąść na czas, to samolot zacznie zawracać i ani się obejrzysz jak będziesz lecieć z powrotem. Słyszałam kiedyś o pasażerze o tak słabym refleksie, że trzy razy krążył pomiędzy Katowicami a Edynburgiem, zanim w końcu udało mu się wysiąść. Jeśli jednak ponownie nie zawiedzie Was wasz refleks szachisty, to może uda Wam się spokojnie wysiąść na lotnisku docelowym. Tak, oto nasz lot dobiega końca, samolot jest już na ziemi, otwierają się drzwi i wychodzą: matki z dziećmi, panowie z wąsami, młodzi i starzy, biedni i bogaci, wszyscy wyskakują z samolotu i biegną wspólnie ku nowej, lepszej, irlandzkiej przyszłości. A na końcu z samolotu wychodzę ja:

stracilam nadzieje

50 komentarzy

  1. bartuof

    29 grudnia 2014 o 23:30

    Doskonałe!
    (napisał helpdesk)

    Odpowiedz
    • Janina

      30 grudnia 2014 o 11:20

      Kocham swój helpdesk – nie dość, że naprawia, to jeszcze chwali!

      Odpowiedz
  2. Magda M.

    30 grudnia 2014 o 00:15

    Sooooo true!!! 🙂

    Odpowiedz
    • Janina

      30 grudnia 2014 o 11:12

      Ze mnie taki Bronisław Malinowski w spódnicy. Już zacieram rączki na propozycję doktoratu honoris causa z Zakładu Antropologii PAN.

      Odpowiedz
  3. Elfia

    30 grudnia 2014 o 22:40

    Prawdziwie prawdziwe 😉

    Odpowiedz
    • Janina

      2 stycznia 2015 o 21:17

      To prawda, niczego w życiu nie można być tak pewnym, jak tego że w samolocie lecącym z Polski przy lądowaniu pilota zaskoczy burza. Oklasków. Ale to dobrze, bo te przeloty samolotem, to jedyny stały element mojego szalonego i burzliwego życia 😉

      Odpowiedz
  4. Szems

    31 grudnia 2014 o 16:14

    Jako moją osobistą kontrybucję do rozwoju Nauki (polskiej i niepolskiej, socjologii, antropologii i astrologii) MUSZĘ dodać, że zjawisko rzucania się do wyjścia na sekundę przed wylądowaniem samolotu nie dotyczy li tylko Rajanera, ale jest fenomenem ogólnoludzkim. Podobnie jak włączanie komórek gdy tylko ziemia znajdzie się w zasięgu wzroku, bo bo przecież nie można być oflajn dłużej niż 23 sekundy (bo świat wybuchnie).

    Odpowiedz
    • Janina

      2 stycznia 2015 o 21:20

      Wszystko prawda. Ale zauważyłam, że włączanie komórek i dzwonienie natychmiast po wylądowaniu ma całkiem przekonujące uzasadnienie: trzeba szybko poinformować świat o tym, że: 1. już się wylądowało, 2. jeszcze się nie przeszło przez odprawę paszportową, 3. zadzwoni się, jak się już przejdzie przez odprawę paszportową.

      Odpowiedz
    • lavinka

      27 września 2016 o 20:56

      Ja to mam w pociągu, w autobusie czy metrze kontrolnie stoję blisko wyjścia, przy czym na każdym przystanku wysiadam, wpuszczam taktycznie tłum, wpuszczam drugi z powrotem i dumnie stoję na ostatnim schodku… oj, nie stoję. Stawałam w czasach Ikarusów. Odkąd jeżdżą niskopodłogowce, ta technika jest trudniejsza, bo drzwi się blokują i trzeba dopchnąć ludzi, a nie zawsze się uda. Bezpieczniej stać w głębi i łapać tlen jak ryba. 😉

      Odpowiedz
  5. marek z ulicy generała

    10 stycznia 2015 o 18:19

    Leciałem samolotem wiele raz. Z Gdańska do Modlina. A teraz znalazłem opis moich wspomnień!
    Nie zważając na fakt, że tekst ma ponad tydzień i pewnie Nikt (wielka litera z szacunku do osoby, która tu może jednak zajrzeć) już tego nie przeczyta, chciałbym poinformować wszystkich ateistów, że jest miejsce, gdzie można doznać podobnych doznań – kościół podczas rozdawania komunii. A dla najodważniejszych – procesja! Bo przecież procesji może dla kogoś zabraknąć…

    Odpowiedz
    • Naxster

      22 września 2016 o 02:58

      “Nie zważając na fakt, że tekst ma ponad tydzień i pewnie Nikt (wielka litera z szacunku do osoby, która tu może jednak zajrzeć)”
      Ha! Zgaduj jeszcze raz!

      Odpowiedz
      • Sylwia Sobczak

        4 maja 2017 o 08:33

        Ja tylko powiem, że ten tekst ma już z milijon tygodni, a ja tu ciągle jestem! SZACH MAT!
        Życie na krawędzi.

        Odpowiedz
        • Naxster

          4 maja 2017 o 17:23

          Think again!

          Odpowiedz
          • JaninaDaily

            6 maja 2017 o 21:40

            Ach, małe sukcesy naszej społeczności!

          • Marta Magdalena

            1 czerwca 2017 o 10:56

            Ten tekst jest wiecznie zywy niczym Lenin! Oraz przypomina mi dlaczego juz NIE latam #oksymoron tanimi liniami….

          • JaninaDaily

            1 czerwca 2017 o 22:30

            Ja nie bardzo mam wyjście… Co zrobić, ahoj przygodo!

  6. Człowiek-Polak dostaje Oscara, czyli gorzej być nie może | Janina Daily

    23 lutego 2015 o 20:13

    […] z wieloma obowiązkami. Bycie Człowiekiem-Polakiem to ciężka, odpowiedzialna praca, wymagająca stania w kolejkach, tłumaczenia wszystkim dookoła, że wszystko robią źle i jeszcze niebywałej zręczności w […]

    Odpowiedz
  7. Martyna

    27 maja 2015 o 20:32

    Oj coś tam wiem na temat tego odstania swojego w kolejce do wyjścia. Za pierwszym razem dałam się ponieść tłumowi. Jak najszybciej ustawiałam się do kolejki bo myślałam, że tak trzeba. Potem dopiero dotarło do mnie jaka ze mnie głupia istotka była. Przy kolejnym lądowaniu po prostu wróciłam do lektury książki i odczekałam aż tłum ruszył się z miejsca i rozpoczął wychodzenie. Wyszłam z samolotu jako jedna z ostatnich, bogatsza o dwa rozdziały książki i szczęśliwa bo nikt mnie nie zadeptał.
    Jeśli chodzi o klaskanie… no cóż… nadal klaszczę. Nie dlatego, że trzeba. Po prostu klaszczący tłum sprawia, że facjatka mi się śmieje i sama rozpoczynam to samo. Klaskanie jest fajne, a co! Hobbystką jestem i już 😀

    Odpowiedz
    • Janina

      27 maja 2015 o 23:18

      Bardzo mi się podoba Twoje podejście, Martyno. Jak już człowiek klaszcze, to – jak wszystko w życiu – powinien to robić z godnością i entuzjazmem!!!

      Odpowiedz
  8. Jak zwierzęta. Rzecz o egzaminach i surowym mięsie. | Janina Daily

    22 czerwca 2015 o 19:38

    […] materii i wszystkich możliwych prawach logiki. Nie mówiąc już o tym, że ja dużo latam Rajanerem, a umówmy się, że jak człowiek widział pięć kilogramów mielonki turystycznej zmieszczonej […]

    Odpowiedz
  9. W poszukiwaniu straconego tematu | Janina Daily

    19 lipca 2015 o 21:03

    […] zabroni. Z zadowoleniem widzę, że cała polska emigracja czyta mojego bloga i doskonale wie, jak zachowywać się na lotnisku, albowiem do odlotu jeszcze dwie godziny, a kolejka już sięga Belfastu i powoli zakręca w […]

    Odpowiedz
  10. Człowiek-Irlandczyk popiera, człowiek-Polak wybiera | Janina Daily

    28 grudnia 2015 o 21:56

    […] CZYLI GORZEJ BYĆ NIE MOŻE „PORZUĆCIE WSZELKĄ NADZIEJĘ…”. CZŁOWIEK-POLAK W URZĘDZIE THIS IS SPARTA: CZŁOWIEK-POLAK NA LOTNISKU CZY POPIERASZ POZOSTAWIENIE SZEŚCIOLATKÓW W LASACH PAŃSTWOWYCH, A UCHODŹCÓW SAMYCH […]

    Odpowiedz
  11. Iza

    26 maja 2016 o 11:30

    Ależ się zaczytałam tą Twoją twórczością!
    Prawdziwa perełka. Gdybym była tak utalentowana jak Ty to moje przemyślenia byłyby niemalże identyczne. Choć z wiekiem coś sarkazm mi szwankuje i zamiast eleganckiej i wysublimowanej szydery, na mojej twarzy można zauważyć częściej specyficzny grymas, który dawniej towarzyszył mi jedynie przy przewijaniu chrześniaka.
    Podczas mojej ostatniej podróży z pl do uk (ależ tam zawsze ciekawa gromadka leci!) tak sie wyluzowałam przed bramkami, jako osobnik bardziej praktyczny i inteligentny, że aż prawie udalo mi się nie wsiąść wcale do samolotu.
    Na szczęście rajaner był na tyle uprzejmy że przypomniał mi oficjalnie i głośno, że daje mi ostatnią szansę aby dołączyć do reszty współpasażerów. Więc tak pobiegłam przez ten pusty terminal skupiając swoja osobą sporą część lotniska. Niemniej może to jest sposób bo taki myk ma kilka kluczowych zalet:
    1) zero kolejek, cala obsługa tylko dla Ciebie, ba! Panie sprawdzające Twoją kartę pokladową nawet na Ciebie patrza intensywnie i szeroko się uśmiechają!
    2) szok! Jak wchodzisz do samolotu to wszyscy juz grzecznie usadzeni na miejscach, z pochowanym bagażem w półeczkach, zjadają radośnie kanapki (homemade oczywiście)
    3) Twoje miejsce jest już dawno zajęte ale to nic bo masz dwie wygodne opcje a) znajdujesz to jedno jedyne porzucone przez wszystkich innych miejsce którego nikt już chcieć nie bedzie b) prosisz grzecznie delikwenta żeby jednak oddal Ci Twoje przydzielone siedzenie (ale uwaga na reakcję łańcuchową, bo zanim sie obejrzysz połowa samolotu będzie musiała sie przesiąść)
    Sposób jest o tyle dobry ze przejscie z odprawy do momentu posadowienia swoich czterech liter w samolocie zajmuje jedyne 5 minut, zamiast standardowych 40stu.
    Tak czy siak proszę pisać więcej i więcej bo chyba za szybko czytam te Twoje posty! 🙂

    Odpowiedz
    • Janina

      26 maja 2016 o 16:22

      Ja jestem tym człowiekiem, którego ludzie nienawidzą, bo absolutnie zawsze każe się ludziom przesiadać. Najbardziej lubię te sześcioosobowe rodziny, co to mi tłumaczą, że oni to nawet chwilę myśleli, żeby zapłacić te 5 euro, ale potem pomyśleli sobie, że a może nie, może akurat im się trafią miejsca obok siebie, a ja im na to mówię, że skoro rajaner każdemu wybiera miejsca losowo, to ja bym im mogła nawet policzyć jakie jest prawdopodobieństwo tego, że trafiłoby im się te sześć biletów obok siebie i ono jest tak niskie, że gdyby tak niskie było ciśnienie w kabinie, to wszyscy byśmy zginęli. No, tak im opowiadam i z reguły już gdzieś w połowie tej historii ludzie sami się przesiadają, żeby tylko nie musieć mnie słuchać.

      Odpowiedz
  12. sztuka_przetrwania

    4 sierpnia 2016 o 19:11

    <3

    Odpowiedz
  13. Dorota

    18 sierpnia 2016 o 21:31

    Właśnie wczoraj wróciłam z wakacji, gdzie na jednym, maciupeńkim lotnisku, takim jak nasz Goleniów, albo jeszcze mniejszym połączono pasażerów dwóch lotów: do Warszawy i do Rzymu. Polacy oczywiście karnie ustawili się w kolejkę, a Włosi, równie oczywiście, nie. Porozsiadali się na zwolnionych przez Polaków siedzeniach, powyciągali gitary, zaczeli grać i śpiewać, popijać winko wolnocłowe i w ogóle zachowywać się jakby wcale nie byli na lotnisku i nie czekali na samolot. Polska kolejka syczała z oburzeniem, ale najgorsze miało dopiero nastąpić. Otóż Włosi odlecieli pierwsi!!!!

    Odpowiedz
  14. Radosław Lucjan Stępniewski

    25 sierpnia 2016 o 10:59

    Oni nie klaszczo bez psiczyny. Oni dłonie suszo ze stresa. Dobrze że kapitan tego nie słyszy bo wziąłby do się że ich zestresował zbyt szybką jazdą np.

    Odpowiedz
  15. Daria | Just Breathe

    22 września 2016 o 16:55

    Śmiechłam nie raz.
    Ile wspomnień ożywiłaś.

    Odpowiedz
  16. lavinka

    27 września 2016 o 20:52

    Nie stałaś w kolejkach w PRLu, co? Bo ja stałam. I mam te same odruchy co ten tłum, tyle że ja jestem sprytniejsza, bo do tej kolejki z dopłatą wlazłabym na krzywy ryj niby to dyskutując z pewną panią, pełna kultura, właziło się tak do dziekana na pogawędkę razy kilka, żeby nie tracić pół dnia na stanie w ogonku. Co do klaskania, nie mam pojęcia, ale my Polacy, chyba mamy w sobie taką żyłkę Loży. Loża ocenia, wyszydzi, a jak trzeba to i wyklaska. Bardzo siebie oceniamy nawzajem i bardzo lubimy to okazywać. Szalenie męczące i chyba trochę odchodzące w niepamięć, ale póki co nadal obecne. BTW jak lecieliśmy do Norwegii i okazało się, że w bagażu muszą mi się zmieścić śpiwory i karimaty i gacie na zmianę… to byłam ubrana niemal jak ten pan na obrazku. I oczywiście największe buty na sobie, swetry, bluza i dwie podkoszulki, bo po upakowaniu rzeczy do spania w namiocie do bagażu nie wlazło mi totalnie nic (reszta bagaży jechała busem, ale miały przyjechać rano, a my przez noc jakoś przenocować, w 20 osób w trzech niedużych namiotach). Gadać w samolocie to ja lubię, bo wtedy mniej się boję, że zaraz wszyscy zginiemy. Chyba sporo ludzi tak ma.

    Odpowiedz
  17. Natalia Jaranowska

    3 października 2016 o 20:22

    Fajnie się czytało do porannej kawy, dzięki!

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      4 października 2016 o 21:01

      Dzięki, Natalia, cieszę się, że się podobało, zapraszam ponownie! 🙂

      Odpowiedz
  18. Ida Kwietniowa

    13 stycznia 2017 o 11:31

    Nawiasem mówiąc – nie wiedziałam, że klaskanie po lądowaniu to polska specjalność, za mało razy w życiu leciałam samolotem (boję się, jestem w stanie zrezygnować z wyjazdu z powodu tego, że trzeba będzie lecieć i po wylądowaniu jestem tak szczęśliwa, że nie tylko klaskałabym pilotowi, ale nawet zaproponowała mu małżeństwo albo przynajmniej, że posprzątam mu chatę). Ale zastanawiam się, czy gdyby tak robili Włosi czy Hiszpanie, nie zostałoby to uznane za sympatyczny lokalny zwyczaj, podczas kiedy Polacy klaszczą, to to jest szczyt obciachu i żenady. Really? To takie strasznie, okropnie złe i niedobre? Weźcie mi wyjaśnijcie.

    Odpowiedz
    • Vilk

      6 maja 2017 o 15:58

      Z tego co słyszałam od znajomych obcokrajowców, wszyscy którzy byli świadkami bicia brawa przez pasażerów uznają to za sympatyczny (uroczy) zwyczaj. Mi osobiście zwisa, czy ktoś klaszcze, czy nie – sama tego nie robię. W ramach podziękowania za bezpieczny lot wolę stosować się do poleceń obsługi (czy nie ruszać się z miejsca do zatrzymania się samolotu) i podziękować osobiście z uśmiechem przy wychodzeniu, to chyba lepszy sposób 🙂

      Odpowiedz
      • JaninaDaily

        6 maja 2017 o 21:36

        O, to superklawo powiedziane – że w ramach podziękowania lepiej stosować się do poleceń obsługi. I na przykład nie zachowywać się jak baran w trakcie lotu. I nie zrzucać sobie bagażu na twarz przy lądowaniu. No generalnie mam parę pomysłów na takie podziękowania 😉

        Odpowiedz
  19. klepovsky

    3 lutego 2017 o 23:04

    genialne. Janina jest synonimem wszystkiego co najzabawniejsze z Clarkson’a, Pratchett’a i Feynman’a w jednym, a po “Wiadomo jak jest – jak nie zdążysz wysiąść na czas, to samolot zacznie zawracać i ani się obejrzysz jak będziesz lecieć z powrotem. Słyszałam kiedyś o pasażerze o tak słabym refleksie, że trzy razy krążył pomiędzy Katowicami a Edynburgiem, zanim w końcu udało mu się wysiąść”, zrzuciłem komputer z kolan, prawie. Gdybym dysponował podobnym talentem to byłbym bardzo bogatym człowiekiem ;] okej, idę śmiać się dalej, dzięki Janina!

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      4 lutego 2017 o 19:47

      Ale czadowy komentarz, no przecież to jest ptyś na moim talerzu rzeczywistości! Bardzo dziękuję, zapraszam do czytania!

      Odpowiedz
  20. Ola | kilkasrokzaogon

    30 marca 2017 o 21:15

    Lub biegną wspólnie do świetlanej, nowej, lepszej i szwedzkiej przyszłości… Ale to mały szczegół – co do reszty to wszystko się zgadza 😀
    A tak btw jeśli kiedyś uda mi się napisać tekst w 10% tak dobry jak Twoje to umrę spełniona 😀

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      31 marca 2017 o 13:36

      Proszę nie być dla siebie tak surową, Ola! pisanie można ćwiczyć, ja też wciąż ćwiczę!

      Odpowiedz
      • Ola | kilkasrokzaogon

        31 marca 2017 o 14:08

        Aż boję się myśleć co z tych Twoich ćwiczeń wyniknie!
        Ja tam wolę się za bardzo nie nadwyrężać 😛

        Odpowiedz
        • Sylwia Sobczak

          4 maja 2017 o 08:34

          Proszę za dużo nie ćwiczyć, bo to się można podobno spocić od tego.

          Odpowiedz
          • JaninaDaily

            6 maja 2017 o 21:41

            Ja się dzisiaj spociłam, ale to dlatego, że nalałam sobie zbyt gorącej wody wanny. To jest trochę taki sport, który jestem gotowa uprawiać.

  21. Natalia Jaranowska

    3 maja 2017 o 20:45

    Przeczytałam test wieku temu i dziś znowu sprawiłam sobie trochę radości. Jak zawsze – <3

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      6 maja 2017 o 21:41

      Ja serduszka chętnie przyjmuję zawsze i wszędzie, i wielokrotnie! Ze mnie taki łasuch zarówno na węglowodany, jak i serduszka!

      Odpowiedz
  22. Eley Triste

    7 maja 2017 o 20:02

    Kiedy jest mi smutno, źle i mam ochotę narzekać na podróże EIC i EIP (o pociungach myślę), to sobie ten post czytam. I przypominam sobie mój pierwszy raz w tanich liniach, kiedy poza stewardessą byłyśmy z siostrą jedynymi kobietami w samolocie do Norwegii pełnym energicznej i doświadczonej życiem “młodzieży” męskiej, było bardzo wesoło, chociaż ja nie do końca doceniłam zapach kiełbasy. Może dlatego, że nie miałam kiełbasy i zazdrościłam. Ale z powrotem to już było lepiej, bo na lotnisku prawie wszyscy byli pijani i w samolocie spali, więc ja już nie miałam ochoty się upić (lub wyskoczyć). I obiecywałam sobie, że ja już nigdy tanich linii, będę latać jak krezus, będę płacić te setki złotych, ale była konferencja we Wrocławiu, 20 zł za samolot, dam radę z Modlina. Leciałam z wycieczką miłych i niezmiernie podekscytowanych dzieci ze szkoły podstawowej. Wróciłam pociągiem. Za dużo więcej (niż tanie linie), ale jakoś tak… w ciszy, spokoju, nikt nie próbował mnie stratować. I nawet dawali paskudną kawę, jak w drogich liniach lotniczych. I było mi lepiej. I żaden miły pan przy kontroli bezpieczeństwa, kiedy tłumaczyłam obmacującej mnie strażniczce, że bramka dzwoni, bowiem mój biust (obfity, mea culpa) podtrzymuje arcydzieło sztuki gorseciarskiej z solidnych prętów zbrojeniowych, nie mówił “ho! ho!” ani “to może sprawdzę!”, ani nawet “no, jest na co popatrzeć!”. I może dobrze, bo słyszałam, że jak kobietę wiozą z aresztu do sądu, to nie dostaje kawy. A jak ją potem sądzą za morderstwo, to też w tych policyjnych samochodach kawy nie ma. Więc już bym kawy w podróży nie piła.

    Odpowiedz
  23. Monika Herain

    10 maja 2017 o 23:30

    Janina, a w Polski Bus umiesz? To jest taki rajaner polskich szos. I nie ma numerowanych miejscowek. Tam w ‘kolejce’ do drzwi wejściowych nie mają ulg nawet rodzące kobiety. Ja nie wiem czy to tak trudno ponumerować k€$#@ te siedzenia, czy to kwestia braku budżetu na numerki czy co. Tak czy inaczej – znam te dantejskie sceny 😐

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      12 maja 2017 o 09:04

      No ja właśnie nigdy nie jechałam Polskim busem i czuję, że bardzo dużo tracę!!!!

      Odpowiedz
  24. Wit Witek

    29 stycznia 2019 o 10:32

    A ja chyba jestem człowiekiem-nadPolakiem. Kiedyś starałem się wziąć udział w wyścigu do miejsca siedzącego w strefie przygejtowej. Jakoś tak to było zorganizowane (to na pewno były tanie linie), że najpierw były sprawdzane bilety, potem siadało się na krzesełkach i czekało na zaproszenie do samolotu.
    Rywalizację przegrałem.
    Wchodzę i konstatuję, że wszystkie miejsca siedzące już zajęte, a za to w rzędzie obok sporo wolnych. Nie rozumiejąc, dlaczego niektórzy stoją pomiędzy już zajętymi miejscami, przecisnąłem się do sąsiedniej, całkiem luźnej strefy. Przejście było bardzo wąskie i niewygodne, bo ławki były zestawione bardzo ciasno i utrudniały komunikację, więc oczywiście nie omieszkałem myślowo zwyzywać lotniskowych ustawiaczy ławek, którzy uniemożliwiają ludziom korzystanie z krzesełek.
    Zadowolony ze swego sprytu zawołałem żonę, która z ociąganiem w końcu przyszła. Wyraźnie skrępowana szepnęła mi do ucha: “mężu, chyba właśnie ukradliśmy pierwszeństwo wejścia na pokład…”

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *