Festiwal Ludzi, Którzy Mają Szwagra

Byłam sobie dziś w szpitalu, w poradni nie związanej z ortopedią, ale tak się złożyło, że akurat jak tam siedziałam, to mi wypadł bark, co się generalnie ostatnio dość często zdarza, no ale że akurat zdarzyło się w szpitalu, to pomyślałam sobie, że jak to się wspaniale składa i że prawdopodobieństwo jest wspaniałe. W sensie bayesowskie, bo klasyczne to fiat multipla statystyki, jamochłon analizy, wiadomo i szanujmy się.

A skoro już byłam w tym szpitalu, to stwierdziłam, że pójdę na SOR, no i poszłam, a tam Festiwal Ludzi, Którzy Mają Szwagra.

W sensie, że ludzi bez palców i ciągłości skórno-mięśniowej człowieka, i ja to totalnie wyobrażam sobie tak, że ostatnie zdanie, jakie ci wszyscy ludzie wypowiedzieli przed przyjazdem tutaj, brzmiało:

„Nie no, Szwagier, nie potrzebujemy do tego fachowca”.

Myślę sobie: bez sensu, co ja tu będę ludziom głowę zawracać, zwłaszcza że części z nich ewidentnie zaraz ta głowa odpadnie, a u mnie to jednak ciągłość skórno-mięśniowa jest zachowana, a i krew mi krąży tam, gdzie trzeba, w sensie że w środku Janiny, a nie że na zewnątrz. Podbijam więc do pielęgniarki i mówię, że sytuacja jest taka, że mój bark opuścił typową dla siebie destynację, ale go w ogóle nie trzeba nastawiać, ja to wiem, bo to nie moje pierwsze rodeo, w końcu też mam Szwagra.

– Więc – tłumaczę dalej – go tak trzeba tylko trochę popchnąć za łopatką i on sam wskoczy, i wtedy wszyscy rozejdziemy się w radości i spokoju ducha, więc pytanko mam takie, czy ona mogłaby mnie tak tylko trochę popchnąć?

A ona chwilę myśli, ewidentnie szuka w pamięci kodu NFZ na popychanie pacjentów, ale że nie znalazła, to dopytuje się, czy że ona dobrze rozumie, że ja chcę żeby ona mnie popchnęła, a ja mówię, że tak. I jeszcze, że ja to już przerabiałam wielokrotnie i nawet sama potrafię to zrobić, tylko nie lubię tego robić, bo to boli, a jednak ewolucja tak to mądrze wymyśliła, że rządzą nami dwie siły niestworzone, to jest: chęć unikania bólu i chęć nie unikania pączków z różą, ewentualnie karpatki. I że to w sumie jak z depilacją woskiem, że to człowiek sam może sobie zrobić, ale jednak mu trudno tak samemu sobie sprawić ból.

A ona mówi:

– Jak z depilacją woskiem.

A że ona tak to powiedziała, że z kropką na końcu, a nie znakiem zapytania, to ja już wiedziałam, że raczej się nie dogadamy i że owszem, niedługo mnie przyjmie na oddział, ale raczej nie ten, do którego aspiruję. No i że mnie raczej nie popchnie. I słuchajcie, ze mnie to jednak wróżbita Maciej i dajcie mi program w telewizji, bo sekundę później ta pani dokładnie to mówi, w sensie że ona nie będzie mnie popychać i wtedy następuje zwrot akcji na miarę tego, jak Grażynka w „Klanie” powiedziała Rysiowi, że na obiad będą placki ziemniaczane, a jednak zrobiła kotlety, bo za mną ktoś się odzywa i mówi:

– Spoko, ja panią popchnę.

Patrzę: miły, młody człowiek o wymiarach szerszych niż dłuższych i masie mięśniowej dorodnego indyka w Lidlu, on ewidentnie 10 ostatnich lat trenował pod Żabką, pytając ludzi, czy mają jakiś problem, no i proszę bardzo, w końcu napotkał na Janinę, która faktycznie ma.

No i teoretycznie problem rozwiązany i to stosunkowo szybko, a nie że przez pięć odcinków, jak w „Klanie”, ale wtedy odzywa się ta pielęgniarka i mówi, że nikt tu nie będzie nikogo popychał, więc zrobiliśmy to, co zrobiłby każdy dorosły człowiek w takiej sytuacji, to jest poczekaliśmy aż się odwróci i wtedy on mnie popchnął. I wskoczyło!!!

– Widzi pani – postanawiam radośnie wyłożyć tej miłej pani trochę medycyny – popchnął i wskoczyło!

A ona coś tam pisze, coś przybija, nawet głowy nie podniosła, żeby na mnie spojrzeć, mówi:

– Dobra, to niech teraz ten pan pani nogi woskiem zrobi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *