Festiwal Ironii i Palonego kalosza, czyli coś o szczycie klimatycznym i o statystyce

Zakończył się międzynarodowy Szczyt Klimatyczny w Katowicach, zwany również Festiwalem Ironii. Jako człowiek, który ma serce z węgla czule wyciosane dzieciństwem na Śląsku, z radością przyjmowałam kolejne doniesienia, jakoby poważnych przedstawicieli szczytu, przypomnę, klimatycznego, witały czułe dźwięki orkiestry górniczej, tak jest – GÓRNICZEJ. Co ma totalny sens, bo to z pewnością dobrze komponowało się z torbami konferencyjnymi, w których – totalnie tak to sobie wyobrażam – każdy delegat znaleźć mógł symboliczną bryłkę węgla, a także zapałki i jednego kalosza, bo to był taki polski zestaw DIY: ogrzej się zimą. Ponadto wszystkim zgromadzonym z dumą pokazywano ostatnie pomiary stężenia pyłu w powietrzu, z nadzieją, że się nie kapną i pomyślą, że to nasze PKB.

Niemniej wiadomo, jak jest: tam gdzie dobra wiksa, tam zawsze znajdzie się jakiś oburzony Mariusz, który cały wieczór będzie sączył sok z kiszonych ogórków, bo zdrowy na nerki, i pokazywał wszystkim swój klaser ze znaczkami, i co prawda raz to w tej swojej towarzyskiej frywolności nawet jakiś tłusty bit zapuści, niemniej chwilę później już będzie dzwonił na policję, że halo? Proszę przyjechać, ktoś mi tu przełączył „Rzekę marzeń” Beaty Kozidrak!!!!

No i z okazji naszego festiwalu ironii i palonego kalosza, który odbył się w Katowicach, to natychmiast znalazł się taki oburzony Mariusz, którzy przypomniał tweeta Pana Prezydenta i milion tweetów mu podobnych, w których to ludzie piszą o tym, że ha ha, ale wszyscy oszukują z tym globalnym ociepleniem, skoro za oknem jest zimno, ha ha.

I teraz na pewno zastanawiacie się, co jest nie tak w tym stwierdzeniu, oprócz tego, że wszystko. Otóż wymyśliłam sobie, że kwestie geograficzno-biologiczne zostawię ekspertom i ja sama nie będę tutaj gwiazdorzyć o różnicy między pogodą a klimatem, i o tym, że chmury wcale nie są z waty cukrowej (choć szkoda).

Niemniej tak sobie pomyślałam, że oto jest wspaniała okoliczność, by przedstawić Wam istnego eklerka wśród błędów wnioskowania, najpuchatszą z owiec tego statystycznego pastwiska, błąd tak wspaniały, że gdyby on kiedyś wystąpił w „„Rolnik szuka żony”, to by totalnie jakąś znalazł. A chodzi, moi drodzy, o błąd ekologiczny rozumowania.

I to jest taki błąd, który polega na nieuzasadnionym przenoszeniu wniosków z korelacji lub obserwacji grupowych na jednostki wchodzące w skład tej grupy, i ja wiem, że tutaj to większość z Was usłyszała, że bla bla bla, chyba że akurat jesteście labradorem, to z tego wszystkiego zrozumieliście tylko tyle, że „jednostki” wspaniale rymują się z „kostki”, i już jesteście przy misce. Ale tak po ludzku to chodzi o to, że jeśli istnieje jakaś zależność wysokiego poziomu, na przykład, że im bogatszy kraj, tym większa średnia długość życia jego mieszkańców, to wcale nie oznacza, że wystarczy, że opanierujecie się w banknotach niczym krokiet w bułce, i w ten sposób staniecie się nieśmiertelni. Albo że jak ktoś sobie przeczytał, że im biedniejszy kraj, tym większa średnia długości penisa (Tatu Westling, 2011), to teraz warto pod koniec każdego trudnego miesiąca stać w łazience z linijką i dużą dozą nadziei.

To, że coś jest faktem na poziomie kraju, społeczności czy mieszkańców danego miasta, wcale nie oznacza, że tak sobie możemy po prostu wziąć i skopiować te wnioski na poziom indywidualny.

Niemniej jeśli komukolwiek się zdarzyło taki błąd wnioskowania popełnić (bez strachu, mnie też się zdarzyło), to mam dobre wiadomości – jesteśmy w brawurowym towarzystwie samego Pana Prezydenta, a także Emila Durkheima, przez wielu uznawanego za cesarza statystyk społecznych. Co oznacza mniej więcej tyle, że jak ktoś kiedyś studiował jakiekolwiek nauki społeczne, to na bank o tym panu słyszał, no chyba że nigdy nie dotarł na żaden wykład, bo w drodze na zajęcia rozkojarzyły go guziki w windzie.

No i teraz kłopocik jest taki, że za przykład takiego błędu uznaje się jedno z najsłynniejszych badań Emila Durkheima z XIX wieku – to, w którym analizował różne statystyki dotyczące samobójstw. I w tym miejscu to ja mam taką śmieszną anegdotkę, że kiedyś spytałam swojego szefa, o czym mam poprowadzić swoje absolutnie pierwsze zajęcia na uczelni, a także absolutnie pierwsze zajęcia tych miłych studentów, świeżaczków takich, co to na pierwszym roku byli i w pierwszym dniu studiów, a on mi na to powiedział, że mam im opowiedzieć o tych statystykach samobójstw. No i opowiedziałam. Połowa studentów się potem z tych zajęć wypisała. Ja w sumie też chciałam, ale okazało się, że nie można się wypisać z zajęć, gdy się je samemu prowadzi.

No i na przykład w tym badaniu, to nasz przyjaciel Emil zrobił tak, że przeanalizował dane dotyczące śmierci samobójczych w pruskich prowincjach i odkrył, że istnieje silna pozytywna korelacja pomiędzy samobójstwami a odsetkiem protestantów zamieszkujących dane tereny (Emil Durkheim, 1897). Czyli: im więcej protestantów w danej prowincji, tym więcej samobójstw. I to jeszcze było spoko odkrycie, ale wniosek, który na tej podstawie wysnuł – że oto protestanci częściej odbierali sobie życie niż katolicy, już nie był spoko i już dawno poinformowałam o tym fakcie statystyczną policję.

Bo słuchajcie, ta korelacja grupowa nie oznaczała wcale, że protestanci częściej odbierali sobie życie! Rzeczywiście – większość samobójstw była popełniana w prowincjach zasiedlonych przez protestantów, ale samobójstwa popełniała tam głównie… nieprotestancka mniejszość (najpewniej z przyczyn nieprzystosowania i wykluczenia).

KABOOM!

Ale Wam sprzedałam klawą anegdotkę do opowiedzenia przy wigilijnym stole, nie?

Więc pamiętajcie, wnioski to nie postanowienia noworoczne, że je tak można cały czas kopiować i wklejać w nowe konteksty.

Wnioski to raczej takie karpie statystycznego świata – trzeba je traktować z pewną ostrożnością, bo generalnie to są pycha, ale miewają ości i Was co prawda te ości nie zabiją, ale mnie kiedyś z pewnością tak. Dajcie spokój, jak ja ostatnio przeczytałam w internecie poniższą złotą myśl, to potem przez trzy dni leżałam na podłodze w pozycji embrionalnej i tłumaczyłam mężowi, że to nie łzy, to deszcz.

A tym z Was, którzy się rzeczoną ciekawostką podjarali (czyli wszystkim) przypominam, że jeśli chcecie się dowiedzieć, jakie jeszcze błędy wnioskowania miałyby szansę wygrać program „Rolnik szuka żony”, to tę i podobne anegdotki naukowe znajdziecie w mojej książce “Statystycznie rzecz biorąc. Czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla”. Jest wersja papierowa, e-bookowa, audiobook i nie jestem pewna, ale śpiewana chyba też. Można też kupić z autografem. Albo bez autografu tu:

15 komentarzy

  1. Tajemnicza wielbicielka

    12 grudnia 2018 o 20:12

    (Emil Durkheim, 1987) – czy to nie miało być przypadkiem 1897?

    Odpowiedz
    • Janina

      12 grudnia 2018 o 20:56

      Tak jest, poprawiłam, dzięki 🙂

      Odpowiedz
  2. e-milka

    12 grudnia 2018 o 20:47

    A ja mam np. taking problem, że choć świadoma jestem różnicy między kauzacja a korelacja, to lubię takie podmianki, takie quiz pro quo, ktore są pożywka teorii spiskowych. O na przykład taka anegdota – z moim dzisiejszym mężem żyłam ongiś w konkubinacie i pod panieńskim nazwiskiem. A nazwisko panieńskie mam rzadkie, żaden Kowalski czy Müller. No i wielkie kiedyś wprowadziliśmy się z konkubentem do wieżowca i tak powoli się urządzaliśmy, aż, kilka tygodni później zadzwoniła do drzwi sąsiadka. Rzuciła mi na wycieraczkę stosik listów adresowanych do mnie i powiedziała, że to bezczelność listonosza, że jej te listy do skrzynki wrzuca i że sobie wyprasza. A się okazało, że akurat ta sama ma nazwisko jak ja. I była przekonana, że to spółdzielnia, ba, pewnie poczta i może nawet UB jej na złość mnie “wprowadzili”. Do tej samej klatki schodowej. Oczywiście myślałam, że jej, mówiąc oględnie, tabletki się skończyły. No ale kilka miesięcy potem wprowadziła się para gejow, a jeden miał nazwisko jak mój mąż, a mój mąż to też żaden Wiśniewski czy .Szulc. No i kiedyś zamówiłam paczkę niespodzianka dla męża i dotarła do tych sąsiadów, którzy niewiele myśląc ja rozoakowali. I na tych szczątkach niespodzianki, wyklulo się we mnie przekonanie, że rzeczywiście ta spółdzielnia, poczta i UB muszą być w zmowie. Dodam, że ludzi o naszych nazwiskach nie było ani w innych klatkach ani w blokach obok. Czyli sprawa jest jasna chyba. Nic mi nie mów o korelacji.

    Odpowiedz
    • Janina

      12 grudnia 2018 o 20:57

      To jest przepiękny przykład prawdopodobieństwa!!!!! <3

      Odpowiedz
  3. Katowiczanka

    13 grudnia 2018 o 10:46

    Dziwne, bo z tego co wiem jeszcze się nie zakończył – trwa do 14 grudnia. Wszystko fajnie, ale warto sprawdzać podstawowe informacje.

    Odpowiedz
    • Janina

      3 stycznia 2019 o 19:16

      To faktycznie zmienia w tym wpisie absolutnie wszystko!

      Odpowiedz
  4. ja

    13 grudnia 2018 o 10:55

    Co do pitolenia “he, he, jakie ocieplenie skoro taki mróz” doszedłem do wniosku, że jak najbardziej dowodem na ocieplenie jest właśnie takie pitolenie. Skoro kilkanaście zim było nienormalnie ciepłych, a w końcu jedna była normalna, to młodszym (czyli najczęstszym) autorom ww. pitolenia wydawało się, że -15 stopni to jakiś antarktyczny mróz, a nie zwyczajna w polskim klimacie zimowa fala mrozu.

    Odpowiedz
  5. Paweł W.

    13 grudnia 2018 o 11:43

    Co do pitolenia i dawnych zim, to zimniejsze i cieplejsze zdarzały się w miim dzieciństwie (1966-1986). Gdyby stosować analogiczne rozważania do badań nad zmianami klimatu, to jak pogodzić podobno ocieplenie w czasie ostatnich lat z dłuższą perspektywą? Kiedyś nie było tylu czujników pogody jak teraz a i tak dzisiaj oceany są słabo kontrolowane. A przecież zajmują większość powierzchni ziemi. Z kolei z materialnych dowodów przeszłości (fizycznych i pisanych) wiemy, że ziemia przechodziła przez epoki chłodniejsze i cieplejsze a ludzi i bydła było mało nie mówiąc już spalaniu węglowodorów. Zygmunt III Ważą mógł pojechać do domu saniami przez Bałtyk…

    Odpowiedz
    • ja

      16 lipca 2019 o 21:03

      Skoro jakimś cudem artykuł z komentarzami z grudnia 2018 wskoczył do czerwca 2019 to się ustosunkuję. No może i faktycznie kilkanaście ciepłych zim z rzędu to jeszcze zbyt krótka seria, żeby uznać to za efekt globalnego ocieplenia. Albo mamy bardziej przerąbane niż się wydawało i to jednak są pierwsze objawy.
      Nie zmienia to faktu, że -15 zimą w Polsce to jest zupełnie normalna temperatura.

      Odpowiedz
  6. seoulbeast

    13 grudnia 2018 o 17:21

    Janino, „Kiedy nie ufać statystkom?”Ja np nie ufam im w ogóle, kręcą się po tych planach filmowych udając że mają coś do roboty, zupełnie jak większość moich znajomych z pracy. A tak na poważnie, może kilka zestawów fiszek podrzucić proepidemikom? W ramach pracy u podstaw 😉

    Odpowiedz
  7. Janina

    13 grudnia 2018 o 17:24

    W ramach pracy u podstaw wysłałam ostatnio do biblioteki szkolnej. Tam mają szansę zdziałać znacznie więcej niż w dyskusjach o tym, że to wszystko spisek. Obawiam się, że już straciłam złudzenia.

    Odpowiedz
  8. Nic nie jest gorsze dla zdrowia niż zbytnia troska o nie: #prawda_czy_fałsz_33 – Piotr Bucki BLOG

    25 grudnia 2018 o 12:24

    […] dowodu anegdotycznego, czyli Błąd ekologiczny (ang.ecological fallacy). Pisała o nim doskonale Janina Bąk w tym tekście. Polega on na nieuzasadnionym przenoszeniu wniosków z korelacji grupowych (dokonywanych na danych […]

    Odpowiedz
  9. Ministerstwo Gadżetów

    21 stycznia 2019 o 14:53

    Bardzo dobra ta anegdotka 🙂 Tak samo jak cały artykuł!

    Odpowiedz
  10. Art

    7 lipca 2019 o 15:42

    “…błędu ekologicznego rozumowania…” – jak rozumiem chodzi Pani o “błąd ekologiczny rozumowania”.
    przymiotnik “ekologiczny” odnosi się do błędu (z ang. ecological fallacy), a nie do rozumowania.

    P.S. Co do owych studentów, to Irlandczykom zajmuje trochę czasu przyzwyczajenie się do akcentu
    obcokrajowców, dlatego zwłaszcza jeśli zajęcia nie dotyczą bezpośrednio ich głównego przedmiotu
    studiów, to je sobie odpuszczają zanim są wstanie zrozumieć ten słowiański “inglisz” (sami zresztą mówią
    z zabawnym akcentem).

    Odpowiedz
    • Janina

      4 października 2019 o 08:43

      Tak, oczywiście masz rację! Dziękuję, poprawiam!

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *