Jest sobie w statystyce taki współczynnik Rho i w sumie to w ogóle nie jest istotne, co on robi, najważniejsze jest to, że ja go sobie ostatnio liczyłam i jak już policzyłam, to przy okazji wymyśliłam brawurowy dowcip, ale trzymajcie się krzeseł, bo on jest taki zabawny, że zaraz wszyscy z nich pospadacie. Bo wiecie, normalnie to jak angielskojęzyczne lewy chodzą po świecie, to one ryczą: Roar! Roar! a mój dowcip to był taki, że wiecie jak ryczy lew, który lubi statystykę? Otóż odpowiadam: Rho! Rho!
Lew na statystycznych schodkach. Sama naszkicowałam!
O mój boże, w mojej głowie to było takie zabawne, że jak to wymyśliłam, to potem trzy godziny płakałam ze śmiechu, a potem poszłam do kolegi z ekonometrii i spytałam go, czy wie, jak ryczy lew, który lubi statystykę, a on nie wiedział, więc ja mu powiedziałam, że rho! rho!, a on powiedział, że to przezabawne i krzyknął do kolegi spod okna czy wie, jak ryczy lew, który lubi statystykę, a tamten też nie wiedział, więc on mu odkrzyknął, że ten lew to robi: rho! rho! i on też się zaczął strasznie śmiać, a potem jeszcze chcieliśmy opowiedzieć ten żart reszcie naszych przyjaciół, ale nie mogliśmy, bo przypomnieliśmy sobie, że nie mamy żadnych przyjaciół, w sumie powoli zaczynam rozumieć dlaczego.
No więc my te lwy i rho! rho!, ta karuzela śmiechu nie chce się zatrzymać, taki tam dzień z życia publicznego uniwersytetu – ludzie, którzy płacą podatki w Irlandii mogą odetchnąć, wasze pieniądze są pożytkowane dobrze. A wtedy przychodzi do mnie mój szef, ja już go dostrzegam z daleka i widzę, że nie bardzo jest szczęśliwy, co oznacza, że najpewniej przychodzi poprosić mnie o coś, czego ja nie będę chciała zrobić i to zawsze to samo, ja mu będę tłumaczyć, że nie, nie, akurat teraz nie mogę się tym zająć, akurat bardzo jestem w tej chwili zajęta, szalenie zajęta, omójboże jak zajęta, i jeszcze na wszelki wypadek dodam trzy wykrzykniki: !!!, a poza tym to irlandzka nauka jest zbyt słaba by przyjąć na siebie dodatkowy cios mojej nieobecności, a on wtedy powie, że na litość boską, Janina, przecież widzi, że właśnie przeglądam wycieczki na farmę lam w Wexford, a ja mu wtedy powiem, że to nie lamy, to alpaki, a on powie, że w ogóle go nie interesuje co to jest za zwierzę, on tylko chce żebym coś zrobiła, no i taka to dyskusja z człowiekiem, który nawet nie odróżnia lamy od alpaki. Ja już totalnie spodziewam się takiego dialogu i wtedy on przychodzi, i rzeczywiście mówi, że musi coś ze mną przedyskutować, a ja mówię, że to się w sumie świetnie składa, że przyszedł, bo ja też chciałam go o coś zapytać, a mianowicie: czy wie jak ryczy lew, który lubi statystykę?
Słuchajcie, no mój szef jakoś tak za bardzo to się nie śmiał, choć ja lubię sobie myśleć, że bardzo się śmiał w sobie, w środku, niemniej bardzo dużo wzdychał. Westchnął. Westchnął. Znów westchnął.
– Janina… – powiedział. Przerwał. Westchnął jeszcze raz. Spróbował znowu:
– Please tell me you drink in the morning. There needs to be an explanation.
No a potem powiedział mi o co chodzi i chodziło o to, że przyjeżdża do nas miły pan z zagranicy i ktoś się musi nim zająć, oprowadzić po uniwersytecie, zaznajomić z zasadami irlandzkiego ruchu drogowego, czyli brakiem zasad, opowiedzieć o roli ziemniaka w życiu narodu irlandzkiego, i mój szef tak mi właśnie opowiada, a ja natychmiast myślę o tym nikłym pulsie irlandzkiej nauki i jeszcze o tych alpakach na farmie, a on wtedy jeszcze mówi, że no i później, to zabiorę tego gościa na jakiś lunch, a ja pytam, że na co, a on mówi, że na lunch, i w mojej głowie te alpaki nieśmiało zaczynają przebierać kopytkami, więc jeszcze się upewniam, czy ten lunch to będzie z deserem, a on mówi, że z deserem i wtedy alpaki galopują na złamanie karku i znikają za horyzontem, i ja mówię, że zgoda. I jeszcze pytam, jak się ten człowiek nazywa, a on mi mówi, jak się nazywa i ja wtedy umieram z zazdrości.
Mieliście kiedyś takie poczucie, że Wasze imię w ogóle nie oddaje sprawiedliwości złożonej mozaice waszej osobowości? Że w zbyt powszechnej zbitce liter płowieją wszystkie płomienne barwy waszej kolorowej duszy? Że powinniście się nazywać Zarządca Niewieścich Serc i Władca Wzruszeń, a matka przy chrzcie zdecydowała, że Jędrzej? Wiecie, taki totalny błąd rzeczywistości w nazywaniu waszej osoby. No. To ja dziś tak miałam. Gdy okazało się, że ten człowiek, co przyjedzie, to ma na nazwisko Couchman.
***
Odpowiadając na liczne zapytania miłośników statystycznych lwów, z przyjemnością informuję, że owy lew jest już dostępny na koszulkach, kubkach i torbach, o tutaj: [klik]
Jestem zakochana w Twoim poczuciu humoru, a lew nad wyraz miziasty! Zupełnie nie rozumiem tych brakujących przyjaciół.
Pewnie odeszli na chwilę, wyśmiać się do końca. Wrócą, jak się skończą śmiać, ale to może trochę potrwać, bo to jest jednak przezabawny żart!!!
Bez wątpienia! A jak wrócą, będą prosić o obrazki lwów, żeby powiesić sobie na ścianie i codziennie wspominać, jak przezabawnie lew robił Rho! Rho!
Miałam kiedyś statystykę. Na moich pierwszych studiach. Bosze, kiedy to było. No ale nie ważne. I moje zajęcia prowadził pan, który głównie gapił się studentkom w cycki albo na tyłki. Przysięgam, raz w życiu nałożyłam do niego na zajęcia bluzkę z dekoltem (no lekkim dekoltem, nie że wszystko na wierzchu) i jak wyszłam, podzieliłam się spostrzeżeniem na ten temat z kolegami. Na co jeden z nich (dał mi ściągnąć i zdałam statystykę 😉 ) ‚no właśnie nie wiedziałem, co on się tak patrzy w tym kierunku’. Także tak. Ale do sedna. Janino, przy Tobie to jestem pewna, że polubiłabym statystykę, BA, nauczyła się jej. Naprawdę. Lew boski. I nie martw się, my z kolegami z obecnych studiów śmiejemy się z tasiemców pukających do siebie przez zastawkę krętniczo-kątniczą. I wielu dziwniejszych rzeczy. Pozdro 😉
Och, ten kolega to na pewno wspaniale by się śmiał z mojego lwa!!!! Ja tam wierzę, że wszyscy uczymy się wspólnie statystyki, na przykład teraz już całe mnóstwo ludzi wie, że jest w statystyce takie coś jak rho! Co prawda nikt jeszcze nie wie, co znaczy, ale to może następnym razem.
To ja jeszcze dorzucę żart dla ekonometryków:
-za co przebiera się ekonometryk w halloween?
-za heteroskedastyczny epsilon.
(kurtyna :P)
P.S. Przyłączam się do ogólnie szerzącego się uwielbienia dla Twojego bloga. Big fan! Pozdrowienia 🙂
To jest czadowe, bo ja też kiedyś pisałam o strachu i heteroskedastyczności, choć w trochę innym kontekście: https://janinadaily.com/rozgrzana-patelnia-instynktu-macierzynskiego/
Jestem pod wrażeniem Twojego lwiego talentu!!!
Prawda? Niektórzy krytykowali, że grzywa rozczochrana, łapy krzywe… ale ja twierdzę, że to piękny lew, co wspaniale wchodzi po schodach!
Ci co krytykuja nigdy sami lwa nie narysowali! A jeszcze takiego co rho! ryczy to już wcale! Janinolew jak sie patrzy! ?
Prawda? Ja też tak myślę, Magda!!! I on tak pięknie ryczy, tak dumnie: Rho! Rho!
Ha, zbieżne nieco z humorem bankowym: http://x3.cdn03.imgwykop.pl/c3201142/comment_fgYiTdS8PoDaWo14OhRcflJIrCcawUVz.jpg
Ach, takie przelwy, to wszyscy chcemy mieć w stadzie! 😀
Nie wiem czy tylko ja, czy może również #zupełnieinniprzypadkowiczytelnicy widzą w niektórych miejscach podobieństwo do stylu Mikołajka w polskim przekładzie?
Ja tam widzę i podoba mi się to.
Wielu ludziom kojarzy się różnie i w różnych miejscach widzą podobieństwa. Ja akceptuję wszystkie tak długo, jak są miłe!
przewykurwisty lew, że nie wspomnę o pisarskiej frazie – fajnie piszesz, podoba mi się; rho! rho!
Ha ha, dzięki, Paweł! Rho, rho!
Przepraszam, że znów komentuję, ale muszę, bo ja po mężu nazywam się „ta co nie pracuje w niedzielę”, tylko po ormiańsku brzmi to lepiej.
To najpiękniejsze z nazwisk? Czy są też takie na pozostałe dni tygodnia?
To jest bardzo dobre pytanie, ale chętnie przygarnęłabym po jednym na każde dzień tygodnia, nawet jeśli miałabym już nigdy nie zmieścić się w żadną urzędową rubryczkę i musiałabym mieć paszport w rolce.