Płonąca ryba i inne palące problemy tego świata (+ rysunek zebry)

Dziś o mały włos wpisu by nie było, a to z powodu takiego, że ZAPOMNIAŁAM NA ŚMIERĆ, ŻE DZIŚ PONIEDZIAŁEK. Znajduję dwie potencjalne przyczyny takiego stanu rzeczy. Pierwsza to taka, że jestem okropnie chora, co bardzo niepokoi mojego szefa, mimo iż cały czas mu tłumaczę, że to nie wina eboli, a raczej koleżanki Sharon i jej ryby, którą to rybę postanowiła odgrzewać odrobinę zbyt długo, jak na mój gust to mniej więcej o dwie godziny godziny zbyt długo. Okazało się zresztą, że nie jestem osamotniona w swoich kulinarnych przeczuciach i że alarm przeciwpożarowy się ze mną w zupełności zgadza, skutkiem czego ostatnio przez prawie godzinę stałam w deszczu w samym swetrze, czekając aż ryba przestanie się palić, a alarm dzwonić.

Z pewnością zastanawiacie się dlaczego właściwie stałam w samym swetrze. A to dlatego, że z jakiegoś zaskakującego powodu okazało się, że miłość moich studentów do mojej osoby kończy się tam, gdzie zaczyna się zagrożenie ich życia, co oznacza mniej więcej tyle, że nikt nie chciał wrócić do płonącego budynku po moją kurtkę. Prawdą jednak jest, że tę sytuację rozegrałam w zupełności źle, albowiem gdy chwilę potem przypomniałam sobie, że w budynku zostały również listy obecności z całego semestru, to nagle wśród moich studentów uformowała się pełna jednostka ochotniczej straży pożarnej.

Drugi potencjalny powód mojej niedyspozycji umysłowej może być związany z faktem, że wczoraj byłam w polskim sklepie, gdzie natrafiłam na zupełnie rozkoszną promocję, więc natychmiast zadzwoniłam do Wojtka i poinformowałam go, że oto w sklepie sprzedają przeterminowane piwa, za jedynego euracza za puszkę, i w związku z tym zapytuję go ile puszek kupić, a on westchnął nad moją amatorszczyzną w byciu człowiekiem-Polakiem i powiedział, że tyle ile uniosę, co w sumie – jak tak sobie teraz o tym myślę – rzeczywiście było jedyną słuszną odpowiedzią.

Niestety wciąż nie wiadomo jaki wpływ na organizm człowieka ma przeterminowane piwo, bo z jakiegoś dziwnego powodu żaden z wielkich naukowców tego świata nie pochylił się jeszcze nad tym zagadnieniem, i tym samym do końca nie wiem co tak naprawdę jest winne temu, że chwilowo cierpię na deficyty uwagi godne małego labradora wpuszczonego do pokoju pełnego parówek – czy to wina tej ryby i godziny w deszczu w towarzystwie moich wyjałowionych emocjonalnie studentów, czy też raczej chodzi o to przeterminowane piwo za euracza – symbol triumfu człowieka-Polaka nad kapitalistyczną, emigracyjną rzeczywistością. Pewne jest natomiast to, że owa niedyspozycja umysłowa uniemożliwia mi dziś pisanie i w związku z tym realizuję postulat naszego czytelnika Michała <3, który poinformował mnie ostatnio, że wszystko spoko, ale może bym też czasem coś narysowała zamiast tylko pisać, bo on z reguły czyta nas w wannie, a w wannie na telefonie mu się ciężko przewija strony. Pamiętajcie, że wszystkie Wasze maile niezmiernie nas cieszą, ale cieszą dwa razy bardziej, gdy nie dzielicie się w nich szczegółami na temat tego, gdzie dokładnie nas czytacie. A teraz obrazek:

Love_on_the_rocks_by_janinkowo2

kliknij na obrazek żeby powiększyć

2 komentarze

  1. Jolka J

    1 lipca 2016 o 10:01

    dlatego uważam, że jedyna prawdziwa miłość to miłość do jedzenia – ono nigdy nie będzie dla Ciebie zagrożeniem.
    no chyba, że przeterminowany Redd’s – been there, done that …

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *