Trauma posiadania hobby, czyli szydełkowanie jako gwałt na godności osobistej

Jak każdy człowiek, który zyskał nagle nowe, zupełnie astronomiczne pokłady wolnego czasu, postanowiłam wykorzystać swoje zwolnienie lekarskie do gruntownego przemeblowania swojego życia. Wymyśliłam to sobie tak: na początek trochę kołczingu mentalnego, szybki szkic i analiza mojego koła życia, potem krótka dyskusja z samą sobą o tym, dokąd zmierzam, kilka stron Heideggera przeplatanego wierszami Puszkina w oryginale, a na końcu może trzasnę jakiś biznesplan mojego startapu, co to go po drodze wymyślę. Właśnie tak to wyglądało w mojej głowie, no i co Wam powiem, minął ledwie tydzień mojego zwolnienia lekarskiego, a moja przemiana życiowa doprowadziła mnie już do oszałamiających wniosków, na przykład okazało się, że jak człowiek siedzi przed fejsem 10 godzin dziennie i go odświeża co trzy minuty, to tam na tym fejsie niewiele się zmienia.

giphy (12)

Po dojściu do szokującej konkluzji, jakoby liczba śmiesznych kotów w internecie była jednak skończona, postanowiłam podjąć kolejną próbę wzrostu osobistego, wykorzystać dany mi wolny czas na nabycie nowych, niezwykle cennych umiejętności twardych, które wpisane do mojego CV rozjaśnią je jak gwiazda betlejemska wśród całego nieboskłonu byle jakich życiorysów, co znaczy mniej więcej tyle, że zdecydowałam się nauczyć szydełkować i wydziergać sowę. Ta sowa to był wyraz mojej konsekwencji tematycznej, wszak w trakcie swojego ostatniego zwolnienia lekarskiego nauczyłam się piec trójwymiarowe ciasteczka w kształcie zwierzątek dżungli. Załączam zdjęcie, bo z tego osiągnięcia to ja jestem bardzo dumna, zwłaszcza z tych małych żyraf, bo im to się ciągle szyje łamały, w pewnym momencie mieliśmy w kuchni wysoce wyspecjalizowany oddział żyrafiej ortopedii.

ZWIERZATKA2
ZWIERZATKA1

No, ale dobra, teraz miałam wdziergać sowę, więc poszłam do sklepu za rogiem, w którym czułam się jak mój mąż w drogerii, to znaczy, że w ogóle nie wiedziałam co do czego służy, ale wiedziałam na pewno, że nic tam nie jest jadalne, a więc trochę smutno. I wyjaśniłam pani: że nie umiem szydełkować, ale bardzo chcę się nauczyć i znalazłam taką instrukcję jak wydziergać sowę, i ja bym bardzo chciała wydziergać tę sowę. Pani rzuciła profesjonalnym okiem na mnie, na sowę i jęła mi znosić: wełny, muliny, na brzuszek, na skrzydło, watę do wypchania i jeszcze plastikowe oczy, mój boże, cóż to za wspaniały sklep, profesjonalny sklep dla ludzi, którzy chcą stworzyć swoje pierwsze w życiu wypchane zwierzę.

Wróciłam do domu, rozłożyłam instrukcję z wyrysowaną sową i jeszcze na dodatek włączyłam jutjuba, na którym bardzo miła pani babcia, szalenie wiarygodna, bo totalnie wyglądała tak, jak wyglądają wszystkie babcie, uczyła ludzi szydełkować, i rozpoczęłam prace, w zamyśle rozpoczęłam swoje szydełkowanie, a w praktyce – swój festiwal upokorzeń. Sprawa wyglądała tak, że pani na jutjubie wykonywała kilka ruchów, a pod jej palcami natychmiast powstawała najpiękniejsza włóczkowa łąka pełna wełnianych maków, kwiatów polnych i dzierganych małych kucyków machających wesoło grzywami, a potem ja powtarzałam dokładnie te same ruchy i wtedy pod moimi palcami powstawał bliżej niezidentyfikowany węzeł. No, dokładnie tak to wyglądało: pani robi trzy ruchy i ciach, ma wydziergany kwiatek. Ja powtarzam dokładnie te same trzy ruchy i ciach, związane trzy palce i noga. Pani robi kilka ruchów i oto już jest, najpiękniejsza wydziergana wieża Eiffla z muliny, a potem ja powtarzam dokładnie te same ruchy i ciach, przywiązałam się muliną do krzesła.

13613131_1800969733472185_9104722201287228863_o

Efekt 40 minut mojej pracy. Jak widać, całkiem nadążam za panią na jutjubie. 

Na początku jeszcze uważałam to za szalenie zabawne, ale z czasem, to Wam powiem, że powoli zaczynało mi brakować słów do opisu tej sytuacji, głównie tych niecenzuralnych, a potem było jeszcze gorzej, bo ja sprawdziłam instrukcję dziergania tej sowy i tam na tej instrukcji pisało dużymi literami: 8+ i ja jeszcze przez chwilę myślałam, że to oznaczenie odnosi się do wymaganych lat doświadczenia, ale okazało się, że nie, że miły pan producent informował mnie, że to dzierganie sowy to jest zabawa dla wszystkich dzieci powyżej ósmego roku życia i ja w tym miejscu chciałam serdecznie pozdrowić wszystkich członków swojej komisji doktorskiej.

Dwie godziny później sprawa wciąż nie wyglądała optymistycznie, bo pani na jutjubie kończyła już dzierganie swetrów dla połowy populacji Islandii i właśnie się zabierała za ogrzewacze na kopytka dla ichniejszych owiec, a ja tymczasem trzymałam w rękach dwa kawałki włóczki związane razem za pomocą kilkunastu niezidentyfikowanych węzłów i może być też tak, że w przypływie desperacji użyłam też trochę kleju. A wtedy Wojtek wrócił z roboty i zobaczył mnie wśród tej włóczki, i zobaczył moje dzieło, i spytał, co ja tu porabiam, pruję wszystkie nasze swetery?

Nie, Kitku, chwilowo tylko własną godność osobistą.

A potem mu opowiedziałam: o tym jak bardzo się nudzę, o tych kompetencjach twardych, sowie o wypchanym brzuszku, nawet mu plastikowe oczy pokazałam, naszkicowałam mu piękny obraz moich kolejnych dni na zwolnieniu, kiedy to całymi dniami w skupieniu pracuję nad delikatnymi oczkami sowiego brzuszka, poskramiam palcami włóczkę, dziergam nowe światy, a na końcu powstaje z tego wypchana sowa, a Wojtek wysłuchał mnie, a potem zadał mi jedno, nasuwające mu się w tamtej chwili pytanie:

– Ale po co ty to wszystko robisz – spytał – internet nam odcięli?

Mój boże, ten człowiek jest taki mądry. Dość tego fju bździu, że prawdziwe hobby i wypoczynek na świeżym powietrzu, wracam do internetu. Swój w pocie czoła wydziergany węzeł zostawiam sobie na pamiątkę jako metaforę swojego życia. A w tym internecie jest całkiem spoko, bo musicie wiedzieć, że moja produktywność ostatnio oszalała, wyskoczyła w górę, przebiła sufit, minęła stratosferę, zakręciła się trzy razy wokół Plutona i do teraz nie wróciła, albowiem wymyśliłam sobie, że założę instagrama!!!!

Następnie zaś, bo to jeszcze nie wszystko, umieściłam tam 11 (słownie: jedenaście) zdjęć!!!!!

No, serio. A już Wam się wydawało, że ten dzień nie może być lepszy. A więc proszę, zapraszam, oto Wasz prezent, kto lubi fotograficzne kwadraty albo potrzebuje nowego sposobu na marnowanie czasu w internecie, to tędy: https://www.instagram.com/janina.daily/

A jak ktoś ma szalony pomysł, że może by tak wyszedł z internetu i pobawił się w prawdziwe życie, na przykład rękodzieło, to ja nie polecam, bo to się zawsze kończy tak samo, to znaczy, że człowiek walczy, próbuje, dzierga i splata, a po trzech godzinach orientuje się, że siedzi cały obwiązany włóczką na krześle i co prawda sowy z tego nie będzie, ale zawsze to można się pobawić w ubogą wersję „50 twarzy Greya”.

28 komentarzy

  1. marktansky

    26 lipca 2016 o 21:50

    Włóczka włóczką, ale rozpacz widoczna w obliczu rozpartycypowanego ciasteczkowego lwa przywodzi na myśl szok samoświadomości potwora Frankensteina 🙂

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      27 lipca 2016 o 11:49

      Spojrzałam, trochę prawda, trochę przerażony ten lew. No bo też byś nie był zadowolony, gdybyś pewnego dnia obudził się bez włosów i nóg!

      Odpowiedz
  2. Justyna W-R

    27 lipca 2016 o 10:38

    Ciastkorzątka ze zdjęcia myślą do mnie i to nie są miłe, bezglutenowe myśli. *Umrzyj* *Dostań praktykantów*
    Zrobię takie dziecku jak będzie niegrzeczne. Dzięki za pomysł.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      27 lipca 2016 o 11:47

      Coooo? Że niby zwierzątka wyglądają na niemiłe? To są bardzo miłe, kolorowe zwierzątka, które dostały nawet własny baobab w postaci bazylii. Nikt, kto ma własny baobab, nie narzeka na życie i nie życzy nikomu źle!

      Odpowiedz
      • Justyna W-R

        29 lipca 2016 o 12:58

        Tak.

        Odpowiedz
        • JaninaDaily

          29 lipca 2016 o 17:04

          WSPANIAŁE. Sto serc!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

          Odpowiedz
      • Cotez

        11 maja 2023 o 12:30

        Może jednak jakaś książkę by Pani napisała? Bo pióro wyśmienite, a jeszcze humor przedni. Uśmiałam się szczerze, a akurat niedawno szydełko wzięłam do ręki po raz pierwszy w życiu… szlam na kurs dziergania czapki bo widziałam ładna za 139 zł i postanowiłam sama zrobić. Kurs kosztował 150;) No i przed kursem dostałam instrukcje ze jest on dla tych co już trzymali szydełko w ręce. No to kupiłam jedno i trzymałam:) Miłego dnia!

        Odpowiedz
        • Janina

          20 czerwca 2023 o 09:01

          A dziękuję bardzo, cieszę się, że zgadzamy się w poczuciu humoru! Książki napisałam już dwie i w nich również jest mnóstwo anegdotek kluczowych dla rozwoju ludzkości – “Statystycznie rzecz biorąc. Czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla” i “Statystycznie rzecz biorąc 2. Czyli jak zmierzyć siłę tornada za pomocą gofra”. Zapraszam do czytania! 🙂

          Odpowiedz
  3. Okularnica

    27 lipca 2016 o 13:14

    Janina, ja Cię normalnie ajlovju! Już obserwuję ten profil magiczny i lajkuję wszystkie 11 fot.

    Odpowiedz
  4. Al.F_Aleksandra Filipczak

    28 lipca 2016 o 06:55

    Ja kocham rekodzieło wszelakie ale dzierganie to tez dla mnie czarna magia!!!

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      28 lipca 2016 o 08:06

      Serio, ja tak bardzo podziwiam te panie na jutjubie i tak bardzo chciałabym tak umieć, ale jak na mój gust to serio wymaga habilitacji i certyfikatu NASA!

      Odpowiedz
      • Al.F_Aleksandra Filipczak

        28 lipca 2016 o 09:04

        Zacznij od czegoś prostego np. masy polimerowe (tj. modelina) ewentualnie scrapbooking!!

        Odpowiedz
        • Janina

          28 lipca 2016 o 21:08

          Nie jestem przekonana – ostatnio jak robiłam kota z masy solnej, to sobie zlepiłam trzy palce i trzeba było mnie rozkuwać.

          Odpowiedz
  5. jamaska

    28 lipca 2016 o 20:38

    Ja na ten przykład szyję dziecinie ciuchy. Kroję, szpilkuję, maszynuję. Wychodzi koślawo nieco, ale dramat jest zawsze przy mierzeniu: ZA MAŁE! Zawsze, jakbym nie mierzyła, w trakcie szycia co się dziwnego musi dziać, ale jeszcze nie wiem co 😛

    Odpowiedz
    • Janina

      28 lipca 2016 o 21:07

      Może za długo szyjesz i w trakcie dziecię rośnie?

      Odpowiedz
  6. Aleksandra Worek-Skupien

    26 sierpnia 2016 o 23:40

    <3

    Odpowiedz
  7. Kasia Denkowska

    29 sierpnia 2016 o 17:04

    Zasępiłam się trochę nad pierwszym zdjęciem zwierzątków. Te takie fragmenty, co to następne zdjecie wyjaśnia, że to nóżki, to w kontekście słowa “ortopedia” przywiodły mi na myśl bardzo makabryczne skojarzenia. Trochę też przypomniały mi się rysunki z dzieciństwa, którymi raczył mnie mój wujek. I rysując mniej więcej coś takiego, co tworzyło nogi Twoich zwierzątek, oraz dwa półkola po bokach oraz ogon mówił mi, że to słoń od tyłu.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      29 sierpnia 2016 o 20:21

      Ach, klasyk! Niech pierwszy rzuci kamień, kto nie miał takiego wujka, a w konsekwencji – takiego słonia!

      Odpowiedz
      • Kasia Denkowska

        29 sierpnia 2016 o 22:05

        Od tego wujka miałam jeszcze syrenę w kapeluszu. Troszku straszno, troszku śmiszno.

        Odpowiedz
  8. Hania

    5 stycznia 2018 o 03:56

    Rety, Janina, pomyślałam, że będziesz chciała to wiedzieć. Ja to nie mam zapędów takich żeby się brać za dzierganie jak internet działa, więc siedzę i czytam wszystkie Twoje posty od 2015, no i teraz kliknęłam, że Cię lubię też instagramowo. A wiesz co on na to, ten instagram?! Podpowiedział mi, że jak lubię Janinę, to pewnie spodoba mi się też Anna Lewandowska. Brak mi słów.

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      14 stycznia 2018 o 21:47

      Mam nadzieję, że zgłosiłaś to już na policję, Hania?!?!?!?

      Odpowiedz
  9. Eliza

    14 stycznia 2018 o 20:51

    O bosze, mój atak śmiechu ściągnął dzieci przekonane, że się duszę!!! Tak tutaj cudnie!!! Dziękuję!

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      14 stycznia 2018 o 21:40

      Ale czadowo, że do nas dołączyłaś, Eliza!

      Odpowiedz
      • Eliza

        15 stycznia 2018 o 01:50

        Jasne 😉 dziękuję za odzew, za istnienie i masę innych rzeczy, których wypisywanie zajęło by mi tyle czasu, że w tym czasie mogę poczytać cudne Janinowe wpisy!!!

        Odpowiedz
    • Janina

      14 stycznia 2018 o 21:44

      Ale czadowo, że do nas dołączyłaś, Eliza!

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *