(stan mojego kota ze zdjęcia powyżej jest bardzo tożsamy z moim obecnym stanem życiowym)
Proszę państwa, sprawa ma się tak, że ja dnia wczorajszego wróciłam do Dublina i jak ja się przez dwa tygodnie panierowałam w upałach i temperaturach nieludzkich, to teraz jestem przeokropnie chora, przeziębiona w sensie. I to mnie wcale nie dziwi, ja nie mam żadnych wątpliwości, że to dlatego, że jak na początku życia wszyscy ludzie stali w kolejce do szczęścia, to ja akurat ustawiłam się w kolejce do nielimitowanych voucherów na piekło na ziemi, bo tam mi obiecali smażoną kiełbaskę w zamian za sprzedanie duszy i ja do dziś nie żałuję niczego.
Tyle dobrego, że byłam w Warszawie, a nie że na przykład w temperaturach tropikalnych na Bora Bora, bo wtedy na bank wróciłabym z zapaleniem płuc i najpewniej odmrożeniami palców u stóp. Niemniej żeby zarysować Wam, jak bardzo poważny jest mój stan, to ja powiem tylko, że obecnie godzina 10 rano, a ja jeszcze nic dzisiaj nie jadłam, albowiem NIE JESTEM GŁODNA.
No i sami widzicie, że jak ktoś ma ochotę jeszcze kiedykolwiek spotkać się z moją obłą osobą, to musi się dość śpieszyć, albowiem kostucha to już mnie łaskocze w pięty, a agonia jej kibicuje. A najbliższa okazja ku temu będzie już za dwa tygodnie, kiedy to poprowadzę szkolenie z tego, jak zostać demonem sceny i szatanem prezentacji – tych dużych i tych małych, tych na konferencjach dla miliona osób i tych przed własnym szefem, by w końcu przekonać go, że wprowadzenie dnia wolnego od pracy z okazji piąteczku-węglowodaneczku to naprawdę pilna sprawa jest. Z Kamilem to szkolenie poprowadzę, tym samym, co to co prawda nie umie wypowiadać słowa “labrador”, ale poza tym to miły chłopak, może na rasach psów się nie zna, ale na prezentacjach tak.
Więc jeśli ktoś musi co jakiś czas zawodowo oszałamiać konferencyjne publiczności, albo chce by na kolejnym spotkaniu sprzedażowym pan klient wyskoczył z kapci, albo chce by po każdym jego wykładzie studenci robili meksykańską falę, to wciąż można się zapisać i przyjść, i uskutecznić ostatnie pożegnanie z moją chorą osobą, a Kamila spytać o to, jak się nazywają te biszkoptowe psy o trójkątnych uszkach i nosku jak węgielek.
Prosiliście o więcej terminów, więc są dwa, bo to jest właśnie to “więcej” na miarę mojego lenistwa:
30-31 sierpnia, Warszawa (ostatnie 4 miejsca)
1-2 października, Warszawa
O tym, czego dokładnie się od nas nauczycie i dlaczego będzie klawo przeczytacie tu:
Ja ze swojej strony powiem tylko, że oszałamianie publiczności, to jest taka umiejętność, która przyda się każdemu, nieważne czy chcesz zachwycić szefa, klienta, studenta, czy też – tak jak ja – po prostu skorzystać z okazji i wyświetlić setkom ludzi na konferencji zdjęcie ryby na dywanie.
R.
18 sierpnia 2018 o 14:29A ja byś ściała takie szkolenie w Krakowie na ten przykład. Albo w Rzeszowie. Buuuu.
Janina
23 sierpnia 2018 o 16:48Chwilowo z przyczyn logistycznych będzie tylko Warszawa, więc w razie potrzeby trzeba będzie się zaprzyjaźnić z PKP!
Brehia
19 sierpnia 2018 o 20:33Czemu w Warszawie!! Czemu nie w Katowicach?!! Hańba!!! HAŃBA powiadam!
Janina
23 sierpnia 2018 o 16:47Bo w Katowicach są hałdy, a na nie trzeba wchodzić, a to jednak wysiłek!
EwaGenewa
21 sierpnia 2018 o 10:30A może by tak online? 🙂
Janina
23 sierpnia 2018 o 16:44Też będzie, ale jeszcze trochę będzie na niego poczekać 🙂