Mój pierwszy prymus

Pierwsze zajęcia w roku akademickim są zawsze trudne. Najpierw trzeba zacząć od sprawdzenia obecności, a to zawsze trauma, bo z jakiegoś powodu Amnesty International wciąż nie chce przyznać, że nazywanie dzieci Aoibheann, Caoilfhionn czy Feidhlimidh jest wyrazem polityki nienawiści prowadzonej przez Irlandczyków wobec innych narodowości. Choć tak po prawdzie to to nie jest jakiś ogromny kłopot, bo czytanie irlandzkich imion wymaga li i jedynie odrobiny intuicji. Na przykład takie przyjemne imię jak Méadhbh czyta się dokładnie tak jak się widzi, tj. Maeve, no bo dlaczego nie. O tym fakcie poinformował mnie zresztą kolega Toirdhealbhach, czyli kolega o imieniu które ma piękne, historyczne pochodzenie – to znaczy nie mam żadnych wątpliwości, że po celtycku Toirdhealbhach znaczy dręczący naród polski.

No ale dobrze, w pewnym momencie nadchodzi ten moment, kiedy należy zatrzymać potoki wewnętrznych łez nad utraconą godnością, tj. odłożyć na bok listę obecności i przejść do głównego tematu zajęć. Więc tłumaczę moim studentom, co będziemy robić i jak będziemy to robić: obliczmy i zanalizujmy sobie jakąś korelację, narysujmy jakiś miły wykres rozrzutu i jeszcze, żeby było sympatyczniej, każdy może sobie wybrać swoje własne zmienne! Oh, that’s so exciting! – chwalę sama siebie, a studentów pytam czy mają jakieś pytania?

anigif_enhanced-buzz-32002-1378499914-35

I jest, ktoś się zgłasza! Ktoś ma pytanie! Oto mój pierwszy prymus nowego semestru, patrzcie jak się rwie do odpowiedzi, by jak najszybciej wdać się ze mną w intelektualną potyczkę, napoić swój chłonny jak gąbka umysł życiodajnym płynem statystycznej wiedzy, a ja przy tym wszystkim muszę zachować całkowity spokój i zachowywać się jak gdyby nigdy nic, jakby ta ręka w górze to była najbardziej typowa mi sytuacja na świecie i wcale nie jarała mnie jak truskawka żółwia. Tak, przypomnijmy sobie jeszcze raz tą wzruszającą scenę: korelacje, wykresy rozrzutu i so exciting!, a wtedy zgłasza się miły młody człowiek z ostatniej ławki i mówi: I have a question…

…do you know the meaning of the word exciting?

OK, muszę przyznać że to było całkiem zabawne. Całkiem zabawne, choć zupełnie fatalne posunięcie. Biedny student z tylnej ławki nie wiedział, że ja w ogóle nie lubię takich ludzi jak on, takich ludzi którym miast ludzkich, ciepłych uczuć i zwykłej życzliwości przewodzi szyderstwo, cynizm i głupie teksty. Nie przepadam za takimi ludźmi, bo ja generalnie bardzo źle znoszę konkurencję.

2 komentarze

  1. Kate

    20 września 2016 o 20:45

    A mówią, że w polskim jest za dużo liter… Nie martw się, Amerykanom wcale nie idzie lepiej z irlandzkimi imionami 😉 https://www.youtube.com/watch?v=uUteMtNhe3g

    Odpowiedz
  2. Michał Sobiech

    29 lipca 2018 o 21:10

    Klub Ironii i Szydery zwykle przewidziany jest na jedną osobę 😉 Robię drugie kółko po wpisach (tym razem po kolei) i bawią jak za pierwszym razem 😀

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *