Czego Jezus uczy nas o glazurnictwie?

Sokrates, Dalajlama, Marcin Najman. Na życiowym zakręcie często zwracamy się ku duchowym przywódcom. Ja również, zwłaszcza, gdy ów zakręt wyłożony jest kaflami o krawędziach ostrych niczym riposty wujka Staszka po przeterminowanym rosole i trzech rozchodniaczkach, i to tak zupełnie dosłownie wyłożone, bo w tym wszystkim chodziło o to, że zjawiłam się w hotelu, a tam akurat spora część posadzki odkryła w sobie tożsamość polskiej gospodarki, to jest: znajdowała się w stanie zaawansowanego rozkładu.

Jest więc lej tam, gdzie miała być podłoga. Obok zaś: Glapiński usług glazurniczych, człowiek w ubraniu roboczym, co próbował przywrócić podłogę do użyteczności z pomocą dziwnego urządzenia, no i słuchajcie, może i było brudno, ale przynajmniej głośno. I jeszcze na samym środku – niczym dyrygent jedynej w swoim rodzaju orkiestry wkurwionych turystów – recepcjonista. Człowiek znany mi, bo bywam w tym hotelu często, do tego stopnia, że ostatnio to absolutnie każda z pracujących tam osób witała się ze mną po imieniu, wiecie, że „dzień dobry, pani Janino”, „oczywiście, pani Janino”, „w czym mogę pomóc, pani Janino”, no i jak tak wszyscy w hotelu znali moje imię, to totalnie myślałam, że to dlatego, że oto awansowałam na celebryckim nieboskłonie, może nie na gwiazdę, ale przynajmniej na jakiegoś meteroida sukcesu, ale to było zanim do mnie dotarło, że przez cały dzień nosiłam po prostu konferencyjny identyfikator na szyi z gigantycznym napisem: JANINA.

W każdym razie: w holu hotelu dzieją się rzeczy niestworzone i pan recepcjonista bardzo jest przejęty, i bardzo przeprasza, i mówi, że nie wie jak długo to wszystko jeszcze potrwa, ale to totalnie nie szkodzi, bo ja i tak jestem stoicką kaczką na tych wzburzonych falach życiowego jeziora, albowiem w tym właśnie momencie przypomniałam sobie słowa mojego duchowego przewodnika, które to słowa przyniosły mi ukojenie i spokój.

W sensie ten odcinek „Ojca Mateusza” sobie przypomniałam, jak był remont na plebanii, które się okropnie przedłużył i sufit się sypał, okna zabite, nie było prądu i wody, Natalia nawet nie miała nawet jak klusek zagotować, i ten kierownik budowy bardzo ojca Mateusza przepraszał za tę Sandomorę i Gomorę, a wtedy ojciec Mateusz spojrzał na niego dobrotliwie i rzekł:

– Nie szkodzi. JEZUS SIĘ RODZIŁ W GORSZYCH WARUNKACH.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *