Nowy semestr to ten smutny moment, kiedy studenci wracają na uczelnię i tym samym muszę przestać zachowywać się jak zwierzę w miejscach publicznych, a także porzucić moje sandały z rzemyków i swetry plecione z liści kasztanowca na rzecz stylówki odpowiedzialnego człowieka, ewentuanie każdego innego człowieka, który nie wygląda jak bezdomny. Zwłaszcza, że w tym semestrze przyszło mi uczyć zupełnie nieznaną mi jeszcze studencką grupę, ja jestem dla nich taką niezapisaną kartką papieru ze śmiesznym akcentem, oni jeszcze nic o mnie nie wiedzą, nie słyszeli o tych moich spektakularnych występach pedagogicznych, kiedy to tak się podjarałam opowieścią o standaryzacji zmiennych, że w sposób spektakularny zleciałam z podestu w samym środku wykładu, co moim zdaniem było wspaniałym zobrazowaniem upadku wiarygodności modelu regresji w przypadku braku takiej standaryzacji, niemniej bardzo niewielu moich studentów doceniło tę subtelną metaforę.
No, serio. Ja sama w szoku.
Szalenie byłam podekscytowana tym nowym rozdziałem swojej pedagogicznej historii, ja już totalnie wyobrażałam sobie, jak wspólnie hasamy po metodologicznych pastwiskach niczym najbardziej zadowolone z życia owce, jak dech im zapiera na widok tych wszystkich świeżych pąków statystycznych faktów, owoców spuchniętych od słodkiego nektaru teorii, nieśmiałych przebiśniegów pierwszej estymacji odchyleń standardowych. Trzęsłam się z ekscytacji jak nóżki w galarecie, gdy tylko myślałam o tym autorytecie, który budować zacznę już od pierwszych zajęć, a oni potem będą wracać do domów i opowiadać swojej rodzinie, że ach, wiecie, my mamy zajęcia z taką Janiną, ależ to jest światły człowiek, ależ dorosły, klasy i elegancji to uczyła się od Kate Middleton, a Michelle Obama im przyklaskiwała.
No, tak to sobie wymyśliłam, a potem przyszłam do sali na pierwsze zajęcia i wiecie, jak to czasem jest, gdy słuchacie sobie muzyki na telefonie, a potem wyjmujecie z niego słuchawki, ale zapominacie najpierw tej muzyki wyłączyć i tym samym cały autobus wie, że akurat słuchaliście I symfonii C-dur op. 21 Ludwiga van Beethovena? No, ja też nie wiem. Bo musicie wiedzieć, że wśród wielu moich zalet nie ma gustu muzycznego, najpewniej gdy w niebie rozdawano subtelną wrażliwość na rozkosz wyrafinowanych melodii, to ja akurat stałam w kolejce po watę cukrową, i tym samym ja wchodzę do sali, a tam siedzi te dwadzieścia niezapisanych jeszcze kart mojej pedagogicznej historii, patrzą na mnie wzrokiem zaintrygowanym, jeszcze jawię im się jako wielki znak zapytania, jeszcze nie wiedzą, co mają o mnie myśleć, i ja wchodzę, wyjmuję słuchawki z telefonu, a wtedy w całej sali słychać szalenie wymowny refren właśnie słuchanej przeze mnie melodii –
– I AM NOT A GIIIIIIIIIRL… – zawodzi Britney Spears – NOT YET A WOMAAAAAAN
I teraz pomyślelibyście, że gorzej być nie może i ja też tak przez chwilę myślałam, ale to było zanim okazało się, że moi studenci, rocznik 2000 i trochę wcześniejsze, w ogóle nie wiedzą, kto to jest Britney Spears.
Trudno, co zrobić. Do tej trumny, do której idę się teraz położyć, jednak nie zabiorę godności osobistej.
Paweł Terpiłowski
23 stycznia 2018 o 12:04Przynajmniej Cię zapamiętają, nie będziesz kolejnym bezimiennym belfrem :).
JaninaDaily
24 stycznia 2018 o 15:10Mogliby mnie też zapamiętać, że moje niezwykłe i poandprzeciętne osiągnięcia naukowe… OH WAIT.
Bonnie Hil
23 stycznia 2018 o 18:31Naprawdę nie wiedzą?!
Anyway, piosenka bardzo pasująca zarówno na pierwsze spotkanie z niezapisanymi kartami, jak i na zapoznanie w klubokawiarni.
Na okoliczność kolejnego spadnięcia z podestu, przyszykuj “Oops!… I did it again!”
http://www.tamaluga.wordpress.com
JaninaDaily
24 stycznia 2018 o 15:07O, dobry pomysł!
Ewa Szadkowska
23 stycznia 2018 o 19:11A myślisz, że wiedzieli by kto to był Ludwig van Beethoven?
JaninaDaily
24 stycznia 2018 o 15:07Myślę, że wiedzieli 🙂
Ewa Szadkowska
24 stycznia 2018 o 15:42No to chyba tylko ci, którzy oglądali w dzieciństwie filmy o Bernardynie ale i na to mogą być za młodzi.
litermatka
23 stycznia 2018 o 19:50Och, jak cudnie, że nie tylko ja zaliczam gleby w klasie! Miałam kiedyś taki zwyczaj, że jak nawijałam do uczniów, to opierałam się półdupkiem o pierwszą z brzegu wolną ławkę. No i raz się oparłam o taką z zepsutymi nogami i poleciałam razem z nią na spotkanie z przeznaczeniem… Trzeba oddać moim chłopakom, że zanim wybuchnęli gromkim śmiechem, najpierw zapytali, czy żyję 🙂
JaninaDaily
24 stycznia 2018 o 15:05To jest klasyk, to jest jakaś cała linia szalenie podstępnych ławek!!!!
Erynia w trasie
9 lutego 2018 o 18:30Hehe… Podobny numer zaliczyłam na praktykach studenckich w moim dawnym LO, prowadząc lekcję dla klasy maturalnej (z wykształcenia jestem romanistką). Jeszcze po dwóch latach absolwenci witali mnie z (a jakże!) szerokim uśmiechem, przypominając, że oni z TEJ klasy 😉
JaninaDaily
21 lutego 2018 o 16:28Oho, czyli to jednak prawda – współczynnika regresji to nie rozpoznają nawet jak im się rzuci na twarz, ale nasze upokorzenia to złotymi głoskami zapisują w sercach!!!
Hrabina Weltmeister
24 stycznia 2018 o 00:47Pokolenie milenialsow ominęły najlepsze rzeczy, takie jak Britney, Spice Girls i Backstreet Boys.
Milena | milenakrecisz.com
24 stycznia 2018 o 13:24Wlasnie, nie znaja Backstreet Boys! Biedni ludzie 🙁
JaninaDaily
24 stycznia 2018 o 15:01Pamiętam, jak moja koleżanka w podstawówce płakała, gdy dowiedziała się, że Brian ma wadę serca. Ach, to takie wspaniałe dziecięce miłości!
JaninaDaily
24 stycznia 2018 o 15:03I mini playback show na koloniach!!!!
Milena | milenakrecisz.com
24 stycznia 2018 o 13:25Rocznik 2000 na studiach… spadlam z krzesla…
JaninaDaily
24 stycznia 2018 o 14:52Mam nadzieję, że wprost do trumny!
TabulaRazor
25 stycznia 2018 o 19:26Dziwny jest ten świat…
Piotrus
28 stycznia 2018 o 23:29Mój xiaomi, jak mu się wyjmie słuchawki, wyłącza muzykę. Sam. Myślałem, że to standard.
Wyspy Kultury
6 lutego 2018 o 15:16Moi studenci nie wiedzieli co to U2. A w poprzednim semestrze, w nowej grupie, zapomniałam wyłączyć głos w telefonie. Poranna grupa, wiec mogłam być zaspana i zapomnieć. Prowadzę ćwiczenia i nagle „Shake it off” i Taylor. Oni patrzą na mnie, ja na nich i mówię: „Lubię Taylor, deal with it. A teraz muszę was na chwilę przeprosić, bo to dzwonek na moją mamę, a ona nigdy do mnie nie dzwoni, zwłaszcza rano. Ćwiczenie numer 5”.
Agnieszka
11 lutego 2018 o 14:38Za kilka dni mam egzamin z metodologii badań edukacyjnych i sobie myśle “aaa porelaksuję się trochę w internetach i tak nic nie rozumiem z tej metodologii” Trafiłam tu i zrozumiałam, że przed metodologią nie ma ucieczki.
JaninaDaily
21 lutego 2018 o 16:26Ha ha! No to rzeczywiście trochę niekorzystnie i ja nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, oprócz tego, że chciałam usprawiedliwić metodologię, że ona potrafi być bardzo miła i pluszowa!
Magdalena
10 lipca 2019 o 11:42W kwestii “do trumny”. Kolega na zajęcia z analizy matematycznej przyszedł z rosyjskim podręcznikiem z własnych studiów, bo tam fajne zadania są podobno Jakieś dziecko z pierwszego rzędu zobaczyło i zawołało “panie doktorze, pan zna rosyjski? Nie pan coś powie!” Klap, opadło wieko.