Egzamin z życia

Uczelniane biuro egzaminacyjne to takie biuro, które zajmuje się kompleksową obsługą egzaminów tj. ustalaniem daty i miejsca każdego egzaminu, powiadamianiem studentów o tychże datach, drukowaniem egzaminów, drukowaniem egzaminów jeszcze raz, bo wydrukowały się źle, drukowaniem egzaminów po raz kolejny, bo ktoś jednak zapomniał powiadomić studentów i większość nie przyszła, no i przeprowadzaniem owych egzaminów. Takie biuro obsługuje 17 000 studentów na 24 wydziałach, a że pracuje w nim plus minus 5 osób, to łatwo sobie wyobrazić jakie kryteria musi spełniać człowiek do takiej pracy się zatrudniający: przede wszystkim musi nienawidzić swojego życia. Ewentualnie musi wysłać podanie o pracę bez czytania o co w tej pracy chodzi, jak na przykład ja. Ale nie narzekam, bo jest to praca szalenie ciekawa. Co prawda głównie rozwijam w niej swoje ponadprzeciętne umiejętności w konstruowaniu budowli z wszelakich artykułów biurowych, ale czasem – w przerwach od budowania Taj Mahal ze zszywek i spinaczy – udaje mi się też jakiemuś studentowi pomóc. Na przykład ostatnio przychodzi do mnie taki miły, młody człowiek i wita się ze mną grzecznie, i oznajmia: I’m here for my homosexuality exam.

ofcourse

You’re here for your what? – dopytuję uprzejmie, a on powtarza: I’m here for my homosexuality exam i w mig pojmuje moje zaskoczenie, i wyjaśnia: że co prawda zdawał już ten egzamin w maju, ale wtedy napisał go zupełnie źle, bo głównie odpowiadał na pytania na podstawie swoich własnych przemyśleń, a okazało się że to trzeba było się odnosić do literatury i dawać przypisy, no ale teraz jest pełen optymizmu co do tej poprawki, bo całe lato się uczył, całe lato się uczył z koleżanką. O kolego – myślę sobie – jak ty uczyłeś się z koleżanką do egzaminu z homoseksualizmu, to możemy mieć kłopot. Ale nic nie mówię na głos, bo mój szef ostatnio zaproponował mi, że za każdym razem jak chcę coś powiedzieć to żebym zastanowiła się 10 razy, 10 razy! – powtórzył – a najlepiej to by było jakbym jednak na końcu decydowała się nie mówić nic. No to nie mówię, oprócz tego co każdy powiedziałby w takiej sytuacji, kiedy to przychodzi do niego człowiek na egzamin z homoseksualizmu, tj.: let me get my supervisor.

A moja przełożona przychodzi i wysłuchawszy wyjaśnień studenta oznajmia, że: homosexuality exam odbędzie się o godzinie tej i tej, w sali tej i tej, i jeszcze przypomina mu żeby nie zapomniał wziąć legitymacji studenckiej, no i żeby był nauczony. A student mówi, że tak tak, jest na pewno przygotowany, bo przecież wie że to jego ostatnia szansa, w tym roku nie organizują już homosexuality course (oczywiście, że jest jeszcze jakiś kurs) więc nie da się powtarzać roku, a przecież jak znowu nie zda to mama go zabije. A ja ich słucham i w tym samym czasie zastanawiam się, który z moich znajomych i jak wiele zapłacił za to by przeprowadzić na mnie ten żart. Myślę raczej z podziwem, bo jest to żart dużego kalibru – chwilę później jestem już w odpowiedniej sali i trzymam wszystkie dokumenty rzeczonego studenta wraz z jego egzaminem z homoseksualizmu w zapieczętowanej kopercie, a kiedy już mu go wręczam, to student po przeczytaniu pytań informuje mnie, że supertrudny zrobili ten egzamin w tym roku, no ale trudno, he will do his best.

3 i pół minuty. Tyle wytrzymałam zanim zajrzałam do tego egzaminu. Rzeczywiście, trudny. Ja bym nie zdała. Mam tylko nadzieję, że temu miłemu studentowi filologii klasycznej, który pisał dziś egzamin z “homoseksualizmu w starożytnej Grecji” poszło znacznie lepiej.

 

P.S. Sprawdziłam, rzeczywiście w tym roku kurs z homoseksualizmu został wstrzymany. W zamian oferowany jest zupełnie nowy przedmiot, przedmiot pod tytułem “Grecy i Barbarzyńcy”. Wspominając swoje studenckie spotkania o charakterze alkoholowo-towarzyskim z zadowoleniem stwierdzam, że z egzaminem z barbarzyństwa najpewniej nie miałabym większych problemów.

2 komentarze

  1. Magda eM.

    13 października 2014 o 21:06

    Wyobraź sobie Krystynę prowadzącą wykłady z Homoseksualizmu. O, albo Bylicę!

    Odpowiedz
    • Janina

      13 października 2014 o 21:33

      Obawiam się tylko, że w naszej sfeminizowanej grupie kolega Maciek nie miałby się z kim uczyć 🙁

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *