Gołębie umiłowane w malarstwie i rap o zderzanych hadronach [Dorodne sztuki nauki – odcinek #3]

Dzień dobry, Statystyczne Świry! Jak Wam się podobał zeszłotygodniowy odcinek cyklu #SztukiNauki? Wiecie, TEN KTÓREGO NIE BYŁO. To znaczy – zawsze znajdą się jacyś psychopaci, którzy stwierdzą, że go po prostu nie napisałam, ale ja proponuję Wam taki eksperyment myślowy, który polega na tym, że może ja go nie napisałam, a może napisałam, a może to po prostu jest taki post, którzy widzą tylko osoby, które twierdzą, że jak oni jedzą ryż, a sąsiad kapustę, to średnio jedzą gołąbki? Dajcie spokój, niech chociaż sobie coś poczytają, skoro już i tak resztę wieczności spędzą w piekle.

Niemniej w tym tygodniu wróciłam i to nawet tak całkiem dosłownie, albowiem wróciłam już definitywnie do kraju naszego ojczystego, rosołem i kabanosem płynącym, i tym samym znowu mogę zaprosić Was na wycieczkę po najwspanialszych ścieżkach tej naukowej dżungli. I skoro już jesteśmy przy dżungli, to porozmawiajmy o najdzikszych drapieżcach naszej fauny, predatorach łańcucha pokarmowego i  najwaleczniejszych rycerzach zwierzęcego świata. Mowa oczywiście o gołębiach umiłowanych w malarstwie.

Badanie naukowe tygodnia

Dobra wiadomość dla wszystkich, którzy na samą myśl o pójściu z rodziną do muzeum zaczynają wycinać swoją podobiznę z kartonu, żeby ją postawić przed pierwszym obrazem w sali i wmawiać wszystkim dookoła, że totalnie przez trzy godziny stali i kontemplowali sztukę (patent nie sprawdza się w przypadku muzeów na świeżym powietrzu, bo karton moknie i to potem bardzo trudno wyjaśnić rodzinie, dlaczego pod wpływem deszczu nagle odpadła Ci twarz). Od dziś w zastępstwie za swoje osoby możecie wysłać dowolnego gołębia!

W 1995 roku naukowcy z japońskiego uniwersytetu Keio opublikowali artykuł o cudnym tytule “Pigeons’ discrimination of paintings by Monet and Picasso“, który dowodzi, że gołębie – po odpowiednim treningu – były w stanie rozróżnić, czy pokazywany im obraz został namalowany przez Moneta czy Picassa, nawet gdy nigdy wcześniej konkretnego obrazu nie widziały. W sensie czaicie – pokazano im kilka obrazów Picassa, a potem kilka obrazów Moneta, a potem pokazywano jeszcze inny obraz któregoś z nich, którego te miłe gołębie nigdy nie widziały (no chyba, że kiedyś dziobały bułkę w Luwrze), a one były w stanie wskazać, kto jest jest autorem.

Na zdjęciu gołąb biorący udział w badaniu ocenia zamaszystość pędzla autora

 

Niestety okazało się, że mimo na tym kończy się gołębie docenianie sztuki, albowiem żaden z badanych ptaków żadnego obrazu do swojego salonu nie kupił. Najpewniej dlatego, że gołębie nie mają salonu. No i że wcześniej wydały całe kieszonkowe na precle.

Wykres tygodnia

A jak już jesteśmy przy arcydziełach, to przyjrzyjmy się przez chwilę naszemu wykresowi tygodnia. Gdyby ten wykres był produktem spożywczym, to najpewniej byłby tajemniczym bigosem cioci Heleny, w którym jest absolutnie wszystko, ale tak do końca to nikt nie wie co i czy przypadkiem nie zaginiony zeszłego lata chomik.

Wykres pojawił się na grupie FB “Statystyczne Świry”, ale niestety nie udało nam się ustalić jego źródła, a szkoda, bo bardzo chcielibyśmy wysłać autorowi nagrodę w postaci licencji na MS Painta

 

Och, odbijają się w tym wykresie utracone marzenia autora o karierze malarskiej, który to spędzać miał wieczory na malowaniu delfinów na tle zachodu słońca na deptaku w Międzyzdrojach, a w zamian pozostało mu tylko czułe kolorowanie wykresu na tysiące kolorów, z czego wszystkie te kolory pochodzą z tej samej palety odcieni, to jest „co jeden to brzydszy”. Z drugiej strony oszałamiająca czytelność wykresu dowodzi, że człowiek ów cierpiał na pewną nadczynność kategorii i umiłowanie do bardzo małych procentów, pewnie gdyby był biologiem to zbierałby wszystkie najmniejsze chrabąszcze spod kamienia, ale że akurat utknął w dżungli grafiki komputerowej, to pozostała mu zabawa z wartościami rzędu 0.17%, ewentualnie 0,00%. To wszystko zaś zostało okraszone słodką kruszonką nostalgii za najdoskonalszą sztuką projektowania graficznego wykonanej w Wordzie. Właściwie to na tym obrazku brakuje tylko animowanych GIF-ów, ale to najpewniej dlatego, że w urzędzie się drukarka zepsuła i jak Krysia z działu kadr sobie te wszystkie animowane motyle wydrukowała, to potem i tak nie chciały się ruszać.

Książka tygodnia

Teraz czas na absolutne przeciwieństwo powyższego wykresu – prawdziwą wadowicką kremówkę literatury popularnonaukowej. Mowa o mojej ulubionej ksiażce na świecie, którą od polecam absolutnie wszystkim, wliczając w to ludzi przypadkowo spotkanych na ulicy i wszystkie okoliczne wróble (no bo gołębie są zajęte oglądaniem Picassa, wiadomo) – „Factfulness” Hansa Roslinga.

Ten wspaniały biostatystyk, który zasłynął bieganiem za wykresami na swoich TED talkach, wraz ze swoim synem i synową napisał ksiażkę o tym… że wszystko jest dobrze. Wziął na tapet najważniejsze statystyki światowej demografii, po czym rozpakował je delikatnie i z miłością niczym najwspanialszą z czekoladek, by przekonać nas, że hej, świat nie jest taki zły (to dobra wiadomość), niemniej my bywamy fatalni w interpretacji doniesień dotyczących świata (to nie najlepsza wiadomość).

Wiecie, w gruncie rzeczy dość szybko zrozumiałam, że ten kotek co leży na jezdni płasko jak naleśnik, to najpewniej wcale nie ucina sobie drzemki, a także wcale nie jest prawdą, że nasz królik uciekł w nocy przez okno na piknik ze swoimi puchatymi przyjaciółmi. Więc gdy co jakiś czas słyszałam, że umarł ktoś znany, kto bliski był moim emocjom, na przykład Wisława Szymborska albo Leonard Cohen, to tak wzdychałam, jakby trochę głośniej, ale jednak wciąż ze zrozumieniem, że tak to się w życiu dzieje, że kotki są przejeżdżane, a ludzie umierają.

Niemniej w dniu kiedy dowiedziałam się, że umarł Hans Rosling, mój boże, przysięgam, że serce mi wtedy pękło dokładnie na sześć części, niczym najdoskonalszy rozkład normalny. Bo to był taki człowiek, który kochał statystyki i to z wzajemnością, on opowiadał o tych liczbach tak, że po jego wykładach każdy natychmiast pragnął córki, by móc ją nazwać Estymacja, a potem kupić jej jamnika, co wabi się Wskaźnik.

Oczywiście, że nie byłam zadowolona z tego, że Hans Rosling tak nagle spakował swoje statystyczne zabawki i opuścił naszą piaskownicę, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zostawił po sobie najdoskonalszą rzecz na świecie – książkę, która mnie oszołomiła. Ma tytuł “Factfulness”, a słowo to definiowane jest najdoskonalej na świecie: “factfulness: the stress-reducing habit of only carying opinions of which you have strong supporting facts”. Bo to nie jest książka o statystyce i nie jest o liczbach, to jest książka o myśleniu i o tym, jak robić to lepiej.

I pomyślałam, że oszaleję jeśli Wam jej nie polecę, bo to jest najmilsze co się przytrafiło mojemu mózgowi od bardzo długiego czasu, to jest absolutny ptyś dla intelektu, napisany przez człowieka o którym – nie bez powodu – mówiono “the man who made data sing”.

I ja rozumiem, że ten opis to niekoniecznie sprawia, że na samą myśl o lekturze jaracie się jak lampion w roraty, niemniej Hans Rosling to wszystko opisał w sposób tak emocjonujący, że gdyby ta książka miała zostać zekranizowana, to jej głównego bohatera – statystykę – najpewniej grałby Chuck Norris, a w roli czarnego charakteru (złej interpretacji) wtórowałby mu Steven Seagal. Osobiście nie mogę się owej ekranizacji doczekać, ale w oczekiwaniu na seans kinowy pełen gwałtownych wzruszeń i uniesień serc, polecam książkę, bo serio, każdy powinien ją przeczytać.

I teraz wersja krótsza tego postu, dla tych którzy nie lubią czytać: Hans Rosling, “Factfulness”. Taka pomarańczowa książka. Kupcie ją koniecznie.

Hans Rosling “Factfulness: Ten Reasons We’re Wrong About the World – and Why Things Are Better Than You Think” / “Factfulness. Dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy, czyli jak stereotypy zastąpić realną wiedzą”. Wydawnictwo Media Rodzina.

Najgłupszy nagłówek tygodnia

Jest coś ironicznego w tym, że oto na portalu o nazwie Bezprawnik pojawia się artykuł, który aż się prosi o zgłoszenie do prokuratury.

Bezprawnik oparł swój artykuł na badaniach, które ujawniły zaskakującą korelację pomiędzy uśmiechaniem się w robocie a piciem po tejże robocie alkoholu. To znaczy – okazało się, że jak komuś w życiu jest źle, ale w pracy musi udawać przed klientami, że wszystko spoko, to po robocie pili więcej niż ludzie, którzy w owej pracy śmiali się szczerze, bo rzeczywistość akurat obrzucała ich pluszem i brokatem.  Co doprowadziło redakcję Bezprawnika do jedynego słusznego wniosku, jakoby uśmiechanie się w pracy prowadziło do alkoholizmu. Wiadomo.

Standardowe lupy i lornetki zawiodły. Zwróciliśmy się do rządu Stanów Zjednoczonych z prośbą o wypożyczenie teleskopu Hubble w celu odnalezienia logiki w tym ciągu myślowym autora artykułu.

Piosenka na dziś

Przygotowania do włączenia Wielkiego Zderzacza Hadronów przypominały trochę lekcje tańca dla nowożeńców – kilka osób na sali świetnie się bawi, a cała reszta nie ma pojęcia, co się dzieje, o co chodzi i za jakie grzechy. By trochę sprawę ułatwić kilkoro pracujących tam naukowców kilka lat temu napisało, wykonało i nagrało rapowany utwór, który wyjaśniał czym się w CERNie zajmują.

No i to już wszystko w dzisiejszym cyklu “Sztuki nauki”, który ma przekonać jak najwięcej osób, że nauka jest wspaniała. Nie mówiąc już o tym, że w dzisiejszym odcinku przy okazji podsunęłam Wam brawurowy pomysł na piosenkę na pierwszy taniec; nie dość, że melodia ładna, to i choreografia układa się sama, para młoda może tańczyć w środku niczym najdoskonalsze w świecie atomowe jądro, a cała reszta gości biegać dookoła jak chmura elektronowa.

Jeśli jest coś, co uważacie, że powinno się tutaj znaleźć –  brawurowe badanie, cudna książka, głupi nagłówek ub oszałamiający wykres – to koniecznie wyślijcie mi swoje propozycje na adres janina@janinadaily.com w tytule maila wpisując: “Uprzejmie donoszę…”

Koniecznie pamiętajcie o nas w nadchodzącym tygodniu, gdy będziecie szukać gołębia, który zastąpi Was w cotygodniowej wycieczce do Muzeum Narodowego. A kto przegapił poprzednie części cyklu, to tu:


Bibliografia

Gołębie umiłowane w malarstwie: Watanabe, S., Sakamoto, J., & Wakita, M. (1995). PIGEONS’DISCRIMINATION OF PAINTINGS BY MONET AND PICASSO. Journal of the experimental analysis of behavior63(2), 165-174. Artykuł dostępny on-line: kliku kliku

Najwspanialsza książka wszechświata: Rosling, H., Rosling, O., & Ronnlund, A. R. (2018). Factfulness: Ten Reasons We’re Wrong About the World – and Why Things Are Better Than You Think”.

Hans Rosling goniący za wykresami na własnym wykładzie: 10 najlepszych wykładów mojego statystycznego mistrza można obejrzeć tu: kliku kliku

Do artykułu “Bezprawnika” nie linkuję, bo nie zasługuje on na niczyją uwagę i kliki.

6 komentarzy

  1. drwal78

    4 sierpnia 2019 o 13:12

    A mnie zafascynował clean code. Dzięki za podpowiedź!
    Ps. Moje dzieciaki jedzą “kanabosy”.

    Odpowiedz
  2. juliagoesaway

    6 sierpnia 2019 o 11:49

    A jaki stosunek mają gołębie do starszych mistrzów? Na przykład malarstwo holenderskie?

    na pewno któryś się kiedyś załapał i został uwieczoniony na zimowych pejzażach!

    Odpowiedz
  3. jolaln23

    7 sierpnia 2019 o 16:59

    Jakieś dwa tygodnie temu przeczytałam ‘Factfulness’ – genialna, otwierajaca oczy na interpretacje wydarzeń na świecie, ksiażka.

    Odpowiedz
  4. Patryk Tarachoń (@PatrykTarachon)

    21 sierpnia 2019 o 23:24

    Takie podsumowanie tygodnia, z wypisaniem różnych ciekawostek to niezły pomysł na posty na blog. Dzięki za pomysł.

    Odpowiedz
  5. Jak technologia zmieni pracę ekspertów? - wrażenia z lektury “Przyszłość zawodów”. - Tomasz Palak. Nie tylko prawo

    7 grudnia 2019 o 20:33

    […] To jedna z dwóch, które najbardziej zostały mi w głowie w tym kończącym się roku (druga to „Factfulness” z polecenia Janiny). Właściwie nie ma żadnych wad. Jest napisana niesamowicie rzetelnie i w zasadzie nie ma tam […]

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *