Janina i Czara Goryczy

Po pierwsze to wiem, że we wtorek wszystkim Wam stanęły serca ze strachu, kiedy to okazało się że Janina Daily nie działa. Janina Daily nie działała, bo okazało się że zaczęło nas czytać znacznie więcej czytelników niż się spodziewaliśmy, a spodziewaliśmy się piętnastu. Dokładniej rzecz ujmując to spodziewaliśmy się jednej mamy (pozdrawiam!) czytającej z 15 różnych adresów IP. I co prawda mój informatyk twierdzi, że powód niedziałania strony był zupełnie inny, podobno chodziło o jndsfsasoidjhgfancbwsuabdas albo też przynajmniej tak to zrozumiałam, ale ja tam jednak lubię myśleć, że to mama zaszalała z adresami IP.

Od poniedziałku płyną do mnie również liczne głosy wsparcia w związku z niezjedzoną przeze mnie tego dnia zupą. Za wszystkie te wyrazy wsparcia serdecznie dziękuję, ale następnym razem pamiętajcie, że istnieje wiele pocieszaczy znacznie lepszych od dobrego słowa. Na przykład gotówka. Jeśli zaś chodzi o poniedziałkową zupę to nie ukrywam, że ta rana najpewniej już nigdy się nie zagoi, ale śpieszę poinformować, że wczoraj zjadłam zupę z pora. Co prawda za 2.65 euro, ale masło było. Ta zupa to dlatego, że już mnie przyjęli z powrotem do pracy, co łatwo poznać po tym, że dziś już przeprowadziłam zajęcia. Na owe zajęcia przyszedł pewien student, usiadł, westchnął i oświadczył: oh my god, this class is like the worst punishment ever. Do dziś nie wiem jak to się stało, że przeczytał mi w myślach.

Nie nie, taki żart, ja lubię moich studentów. Oczywiście oprócz tych, których nie lubię. Najbardziej lubię tych studentów, którzy przynoszą mi karmelki na dyżur i tych, co mówią z brytyjskim akcentem. Na przykład kiedyś miałam takiego studenta, który nie dość że mówił z brytyjskim akcentem to jeszcze na dodatek wyglądał jak Benedict Cumberbatch:

Cumberbatch tired of Ôposh-bashing'

Boże, jaki to był zdolny człowiek! Cokolwiek mówił i cokolwiek pisał, to był w tym pierwiastek geniuszu; wszystkie jego eseje odkrywały zupełnie nowe poziomy natury wszechrzeczy, dokopywały się do sedna otaczającej nas rzeczywistości i z zegarmistrzowską precyzją dekonstruowały najstarsze zagadnienia filozoficzne tego świata. To znaczy no, trudno orzec czy naprawdę był geniuszem czy też po prostu w momencie jak mówił coś do mnie z brytyjskim akcentem, to cała moja energia kierowała się ku gaszeniu moich płonących lędźwi i już nie starczało jej na zarządzanie mózgiem. Dość powiedzieć, że wciąż mam spisane jego imię i nazwisko, tak na wszelki wypadek jak mój narzeczony mnie kiedyś zostawi, czyli generalnie zaraz po tym wpisie.

Ja zupełnie nie wiem dlaczego studenci nie przepadają za moimi zajęciami. Jedna z moich teorii mówi, że to dlatego że nie wyglądam jak Benedict Bumberbacht. Druga zaś, że to dlatego że uczę statystyki. Studenci lubią ten przedmiot tak bardzo, że jakbym dała im do wyboru przyjście na zajęcia albo zjedzenie szczura z grilla, to najpewniej natychmiast pobiegliby do Tesco po podpałkę i ketchup. Włącznie z tym, że w zeszłym roku w połowie zajęć jedna ze studentek się rozpłakała, powiedziała że pierdoli i wyszła. Znaczy no dobrze, nie powiedziała że pierdoli, ale to chyba tylko dlatego że nie mówiła po polsku. Całe biuro się ze mnie śmiało przez trzy miesiące, bo tak właśnie runął mój wizerunek najbardziej zadowolonego człowieka tego departamnentu, kiedy to mój szef zawsze wzywał mnie na okazania wszystkim gościom, na dowód tego że stan psychiczny jego kadry jest doskonały, dumnie wypychał mnie na środek sali i mówił: This is Janina, hippie of our department, she’s always happy, a ja wtedy dygałam uprzejmie i okazywałam zadowolenie, jak na hipisa przystało.

Ale moi koledzy z biura śmiali się odrobinę za głośno, bo na tyle żeby informacja dotarła do miłej pani z biura ds. dobrobytu studentów czy coś w podobnym, absurdalnym stylu, gdzie owej miłej pani dwie godziny musiałam tłumaczyć, że to absolutnie nie moja osobista osoba doprowadziła ową studentkę do płaczu, że winić za to należy raczej współczynnik Pearsona, a wtedy ta miła pani spytała mnie czy posiadam jakiś namiar na owego Pearsona i tylko milimetry przyzwoitości dzieliły mnie od zasugerowania jej żeby próbowała pod pearson1857@gmail.com, bo numeru telefonu akurat nie pamiętam.

W każdym razie mój szef zapewnił mnie wczoraj osobiście, że z pracy mnie jeszcze nie zwalnia, a musicie wiedzieć, że mój szef jest superklawy. Na pierwszy rzut oka człowiek poważny, stateczny i wymagający, ale tak naprawdę jest to człowiek o sercu szlachetnym i pięknym – na przykład jak w zeszłym roku były Walentynki, to ufundował nam wszystkim dwugodzinne szkolenie z wstawiania przecinków w języku angielskim i jeszcze dał po czerwonym długopisie na własność, żebyśmy sobie popoprawiali błędy w naszych doktoratach. No, mój szef to dobry człowiek, więc nie wiem skąd w nim ostatnio tak wiele sadystycznych zapędów. Bo gdy już wydawało mi się, że gorzej być nie może, że ten nigdy niewykorzystany Dzień Zupy, ta zupa-symbol, to kwintesencja mojego życiowego koszmaru w tym kraju pozbawionym wszelkiej logiki, wtedy to postanowiłam udać się do łazienki. Pamiętacie moje dramatyczne walki z kodem do maszyny do ksera? Teraz patrzcie na to:

lock

Kod pięcioznakowy. Trzy litery alfabetu, dwie cyfry od 0-9. Jedno wyjście do łazienki, 1423656 kombinacji. Moje życie to piekło.

Powyższe i inne zdjęcia Benedicta można znaleźć na stronie sherlocked. Enjoy!

5 komentarzy

  1. Elfia

    25 października 2014 o 17:02

    1423656 kombinacji?! Irlandczycy muszą mieć pojemne pęcherze i dużo cierpliwości, żeby pokonać tyle przeszkód na drodze do najprostszych potrzeb.
    Te pancerne drzwi z kodem mają chronić przed dostępem studentów, którzy mogliby zakłócić chwile spokoju swoim wykładowcom?

    Odpowiedz
    • Janina

      25 października 2014 o 20:27

      Elektroniczne zamki zostały założone, bo studenci palili papierosy w łazienkach. Teraz wykładowcy palą papierosy przed owymi łazienkami, ze stresu że się nie mogą do nich dostać 🙁

      Odpowiedz
  2. Trudne życie i jeszcze gorsze metafory | Janina Daily

    9 marca 2015 o 20:49

    […] na temat tego, komu ile razy student rozpłakał się na zajęciach i okazało się, że mój jeden płaczący student jest jedynie kroplą w oceanie studenckich łez wywołanych przez pozostałych nauczycieli. Na […]

    Odpowiedz
  3. Grazyna Talebe

    14 czerwca 2016 o 19:11

    My w robocie mamy mini klodke na szafe z prowiantem, bo nam grupa matek uczacych sie niemieckiego podkradala. I teraz wez kierwa ustawiaj paznokciem 0000, pewnie mniejszych nie bylo, a jak o pol milimetra nie trafisz, to nie otworzysz dziadostwa!

    Odpowiedz
  4. Magda

    24 lutego 2022 o 00:28

    Wtf is kowariancja?!
    Niech mnie ktoś przytuli…

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *