Mój mąż, najpiękniej wyrośnięta drożdżówka z mojego piekarnika życia, cechuje się niezwykłym dla mnie poziomem cierpliwości i opanowania. On jest jak taka kaczka, co to jest już po lekturze wszystkich najważniejszych dzieł filozofii stoicyzmu, krótkich lekcjach jogi i całodziennych kąpielach w wiadrze z melisą, i ta kaczka to tak sobie całymi dniami chlup chlup pływa, spokojnie nóżkami przebiera, pozostaje niewzruszona nawet wśród największych sztormów tego życiowego jeziora, a pisząc o sztormach w życiu Wojtka, mam na myśli głównie jego żonę.
Prawdą jest, że Wojtek cierpliwy był zawsze, niemniej kiedyś jeszcze walczył, kiedyś jeszcze, gdy na niego krzyczałam, to szedł do komputera i ostentacyjnie pisał swoje anonse na portale randkowe, stukał w klawiaturę i głośno mi czytał, co pisze: PAN POZNA PANIĄ – czytał mi głośno – PRZYSTOJNY, ZADBANY, SPRZĄTA – tu głos zawieszał i patrzył na mnie wymownie. Następnie kontynuował: SUKINSYN, ALE CZUŁY.
Teraz zaś – jak ta kaczka, co się naczytała Zenona z Kition. Niewzruszony. Więc jeśli wyobrazimy sobie, że – podobnie jak w tym filmie „W głowie się nie mieści” – emocje to są takie kolorowe kulki gumy do żucia i na przykład złość jest brudnoczerwona i smakuje spaloną brukselką, a radość jest jasnoróżowa i ma smak karmelowej czekolady, to w głowie mojego męża istnieją takie równe, wspaniale wypoziomowane półki, a na nich słoje, a w każdym słoju emocje posegregowane kolorystycznie, a potem jeszcze w kolejności od najczęściej do najrzadziej używanej. No i to byłby mój mąż, a później jestem też ja i w mojej głowie to już nie ma, że wszystkie emocje leżą grzecznie poukładane, tam to już sceny dantejskie i człowiek-Polak, gdy przecenią karpia w Lidlu, tam to jedna kulka szturcha drugą, trzecia daje kolejnej w pysk, a jeszcze inna zaczyna płakać, bo właśnie sobie przypomniała, że w 1998 roku w tramwaju linii 28 w Inowrocławiu ktoś spojrzał na nią krzywo i ona nie wie dlaczego, ale najpewniej dlatego, że wyglądała grubo.
I tak to właśnie wygląda w mojej głowie, tam to na bank nie ma żadnych słoików, bo nawet jeśli kiedyś sobie wymyśliłam, że pojadę po nie do IKEI, to pewnie i tak w pewnym momencie rozkojarzyłam się klopsem. Więc powiem Wam, że generalnie to sytuacja nie jest zbyt korzystna, że najpewniej przez ten tramwaj w Inowrocławiu i te klopsy, to mi czasem te kulki za bardzo w głowie skaczą i ja wtedy krzyczę, bardzo długo krzyczę, z reguły w tym czasie ze trzy razy zapominam o co mi chodzi i dwadzieścia sześć razy zmieniam zdanie o co mi chodzi, a Wojtek wtedy nic tylko słucha, jak ta kaczka co sobie tak chlup chlup pływa, człowiek spokojny, żywa reklama akcji społecznej „kocham, nie focham”.
No i na przykład ostatnio siedzę na kanapie i jestem bardzo zła. Już nie bardzo pamiętam czemu jestem zła, ale pamiętam, że było to ważne i że miałam rację, i że to było coś, co sprawiło, że byłam nie byle jak zła, ale że bardzo zła, no więc jestem bardzo zła, siedzę i jestem zła. Bardzo. Wojtek zaś, przezornie, uciekł. Widocznie jak miał do wyboru zostać wychłostanym przez życie we własnym salonie lub dostać po pysku od małpy w grze komputerowej, to siłą rzeczy wybrał to drugie. Siedzę i jestem zła, ale też trochę mam nadzieję, że Wojtek jednak przyjdzie zaraz mnie przeprosić za to, co zrobił, co ja nie pamiętam co zrobił, bo już się powoli nudzę i myślę, że całkiem spoko byłoby porobić coś fajnego, film o zwierzątkach obejrzeć, a teraz to nie możemy niczego obejrzeć, no bo jestem bardzo zła, a w sumie im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej jestem ciekawa o co właściwie jestem zła, no i ja tak sobie właśnie siedzę i rozmyślam, o co mi właściwie chodzi, i wtedy wraca Wojtek.
Nie, że tak od razu wraca, nie jest aż tak nieustraszony. Sprawę postanowił rozegrać taktycznie. Drzwi uchylają się nieznacznie, przez dłuższy czas nic się nie dzieje, aż w pewnym momencie, powoli, zza drzwi wysuwa się ręka mojego męża z niewielkim, acz obiecującym pakunkiem, zatrzymuje się nagle, najpewniej by złapać moją uwagę, w tle słychać nieśmiałe pytanie Wojtka:
– Ptyś pokoju?
Następnie zaś zza drzwi wysuwa się dalsza część mojego męża, do jakże miłego ptysiowego pakunku dołącza głowa Wojtka, on tak patrzy nieśmiało zza tych drzwi i na wszelki wypadek, jakbym się jeszcze wahała w swojej decyzji, podpowiada mi:
– Jezus by mi wybaczył…
Anna Tess Gołębiowska
19 września 2016 o 13:48Wojtek jest CU-DO-WNY! <3 Na szczęście nie jestem ani trochę zazdrosna, ponieważ mam swojego Adama, który po naszej ostatniej kłótni, która była daaaawnoooo zapukał do pokoju i potem nieśmiało przyniósł śniadanie do łóżka. Wspaniały jest świat, w którym mężczyźni wiedzą, że zanim wejdą do pokoju, przed nimi powinno wejść jedzenie!
JaninaDaily
19 września 2016 o 21:10Och, śniadanie do łóżka to każdy by wybaczył, na czele z Jezusem!
Urszula Mocarska
19 września 2016 o 13:49Mistrz!!! 😀 jakie to jest genialnie rozładowujące. Muszę kiedyś tego argumentu użyć! 😀
JaninaDaily
19 września 2016 o 21:04Totalnie. Jak się na kimś wzorować, to na najlepszych!
Kamila - Z kapelusza wzięte
19 września 2016 o 17:04Hahahaha…. “Ptyś pokoju” – muszę to wykorzystać 😀 Słyszałam kiedyś od jakiejś koleżanki, że jej chłopak rzucał w nią czekoladkami ze sporej odległości i dopiero jak zjadła pytał czy już jest ok. Słodkie zawsze działa ;P
JaninaDaily
19 września 2016 o 21:02To prawda, nic nie działa na kobietę tak jak Węglowodany Porozumienia!
Marrus
21 września 2016 o 10:52Ja bym też nie pogardziła Diamentami Porozumienia!
Kamila
21 września 2016 o 11:36Jesteś cudna! Pięknie to napisałaś. O swoich emocjonalnych bojach napisałabym kropka w kropkę to samo, zmieniając Wojtka na Benka, a ptysia na wino (gdybym tylko umiała pisać, oczywiście).
JaninaDaily
21 września 2016 o 17:20Taaaaak, Wino Pokoju działa równie dobrze, co ptyś! 🙂
Spotkanie #DrużynaJanina i Blog Forum Gdańsk | Janina Daily
29 września 2016 o 17:21[…] W każdym razie z tych wszystkich osób, które przyszły, oddziałowi CSI:Janina udało się zawęzić krąg podejrzanych o uprowadzenie ptysia do trzech osób, a następnie po szeregu tortur, w postaci zmuszenia ich do potęgowania liczb pierwszych, wymusić przyznanie się do winy. I człowiek już myśli, że oto ptysiowych przestępców dosięgnie żelazna ręka sprawiedliwości, ale wtedy okazuje się, że sam ludziom oręże walki w dłoń wsadził, albowiem przyparci do muru (metaforycznego, rzecz jasna, albowiem przyparcie dosłowne wymagałoby wysiłku) ptysiowi przestępcy wytłumaczyli mi, że… Jezus by im wybaczył. […]