Uwielbiam umysł mojego męża, bo jeśli mózg całej reszty ludzi wygląda tak, jak te okropne preparaty w formalinie, że szary, wyblakłym jakby brudny, to mózg mojego męża świeci się wszystkimi kolorami tego świata i jeszcze najpewniej opatulony jest czule migającymi lampkami na choinkę. Gdy cały świat jedzie sobie spokojnie dwupasmówką logicznego rozumowania, to mój mąż ciach, objazd trzaśnie, na rondzie dwa razy w drugi zjazd i potem kieruj się na północny-zachód, aż wylądujesz na samym środku pola marchewek i nikt nie wie dlaczego, w tle słychać diaboliczny chichot wynalazcy GPS.
No i wczoraj: pandemia, świat w kryzysie, gospodarka pikuje w dół jak rybitwa, co dojrzała śledzia. Na bieżąco czytam wiadomości i rozporządzenia, analizuje dane, i oczywiście, że stosuję się do zaleceń #zostańwdomu, bo to szalenie ważne. I dużo myślę o różnych rzeczach, z dużym zainteresowaniem (to nie wyklucza frustracji i świadomości powagi sytuacji!) obserwuję skutki społeczno-gospodarcze, o których najpewniej byśmy nie pomyśleli w pierwszej kolejności. Na przykład: rozumiem mechanizm, ale raczej nie spodziewałabym się, że jedną z pierwszych społecznych reakcji na pandemię będzie… tak tłumne wykupienie „Dżumy” Camusa, że aż pojawiła się znów na liście bestsellerów empiku.
I jeszcze dużo uśmiecham się do ludzi. To ostatnie jest zwłaszcza istotne w stosunku do tych, którzy pracują teraz jakby sto razy ciężej i zostać w domu nie mogą – lekarki i lekarze, pielęgniarki i pielęgniarze, ratowniczki i ratownicy medyczni, wszelkie ekspedientki i ekspedienci, farmaceutki i farmaceuci, kurierki i kurierzy… i jeszcze wiele innych osób. Myślę o nich ciepło, mój podziw jest nieskończony i jak tylko mogę – ułatwiam im pracę. Na przykład wczoraj poprzez krzyczenie na męża na samym środku Lidla, że jezuchryste, odłóż to natychmiast, naprawdę nie potrzebujemy pięciu słoików oliwek i ośmiu wiaderek śledzi, wraz z miednicą łuskanego grochu i trzech szklanek soku z ogórków kiszonych. Tylko jak zrobiliśmy zapas 25 opakowań smaczków dla Kitku no to nie krzyczałam, bo wiadomo, to są ważne rzeczy.
Tymczasem wczoraj: za oknem wszystko płonie, trwa rzeczywistość, jakiej jeszcze nie znamy, aktualizacje złych wiadomości liczone w sekundach. Przychodzi mój mąż, oznajmia:
– Stało się coś strasznego.
No i słuchajcie, w tych okolicznościach to to nie jest zdanie, które ja chcę usłyszeć, jak mi mąż przychodzi i szalenie smutnym tonem mówi, że stało się coś strasznego, a za oknem akurat trwa pandemia i koniec świata, to to nie jest komunikat, który powoduje, że przed oczami konfetti, a w głowie to mi gra la la la, radosna melodyjka.
– Stało się coś strasznego – powtarza mój mąż
Pytam: “jezu, co”. Pytam tonem cichym, jakby już pozbawionym nadziei, cała już się zbroję na kolejne trudne wiadomości. Mój mąż kontynuuje:
– Czy wiesz, ile jest kurczaków na tym świecie?
– Nie wiem – odpowiadam
– No właśnie. Ja też nie – mówi smutno Wojtek – a kiedyś wiedziałem.
I poszedł.
***
Hope
14 marca 2020 o 09:47Teraz bardziej niż zwykle potrzebujemy takich wpisów i takich pluszowych ludzi!
Całkiem Ja
14 marca 2020 o 11:25Ja też zauważyłam tę Dżumę w Top Empik ? jeszcze niedawno miejsce 51! Jakby nie patrzeć – podium ??
O kurczakach nie wiem nic, więc jak Wojtuś się dowie/sobie przypomni, to proszę o aktualizację postu??
Chciałam jeszcze dodać – zgadnij co wczoraj wrzuciłam do koszyka empikowego…no np. Dlaczego śpimy – Radek polecił, to więcej nie było mi trzeba, Wirus Paniki – mhmm, Janina polecała, nie wiem czy kojarzysz, Więcej niż DNA, to pewnie z podsłuchu wpadło, bo rozmawiałam o tym z mężem. No i grę planszową (podobno b.super – Detektyw).
I tyle?
Żartowałam, wrzuciłam też Statystycznie rzecz biorąc ?❤
To teraz siedzę w domu, zacieram rączki i czekam ?
Hannah
14 marca 2020 o 12:49Teraz jeszcze Dekameron musi dobic do pierwszej trojki. W sumie daje wiecej nadziei niz Camus i przynajmniej sie czlowiek posmiac moze. A i swiadomosc ze pewne rzeczy sie nie zmieniaja a ludzkosc przetrwala to bardzo cenny bonus.
Emmaline
14 marca 2020 o 12:5423,7 miliarda. Jur łelkom. ?
Erynia w trasie
14 marca 2020 o 19:32Hehe…. Mój Chłop przywlókł do domu “Zarazę” Jerzego Ambroziewicza – o ospie we Wrocławiu.
blotosmetek
15 marca 2020 o 11:02Otóż ja Twojego męża doskonale rozumiem, bo kiedyś miałem doskonałą pamięć i pamiętałem mnóstwo różnych takich dupereli, np. jak się nazywał pradziadek Aragorna, z kim graniczy Uganda, kto wynalazł puszki z piwem i ile kilometrów ma żółty szlak z Morskiego Oka do Pięciu Stawów. A teraz nie pamiętam żadnej z w/w rzeczy, co samo w sobie nie jest problemem w epoce gugla, ale jako symptom pogarszającej się z wiekiem pamięci budzi mój spory niepokój.
KK
14 maja 2020 o 09:53I to jest dla mnie fenomen którego pojąc nie mogę! Jak to możliwe że mężczyźni (statystycznie najczęściej właśnie mężczyźni, bo u mnie się to sprawdziło.. 😀 😉 ) zapamiętują te wszystkie szczegóły i szczególiki niepotrzebne nikomu do niczego a ja ich przyswoić nie mogę choćbym chciała bardzo. Szufladek odpowiednich mi w mózgu brakuje? Potem słyszę od męża “przecież Ci mówiłem!.. jesteś ignorantką!” No może jestem… 🙂
km
16 marca 2020 o 10:24A ja polecam “Elantris” Brandona Sandersona.
km
17 marca 2020 o 07:38A ja polecam “Elantris” Brandona Sandersona!