Listy od tych, którzy nie mogą zostać w domach

Siódmy dzień kwarantanny. Dzwoni do mnie mój przyjaciel Kamil, najpiękniej ubita śmietana na szarlotce mojego zawodowego życia, i mówi, że coś tam, coś tam i on ma taki pomysł, że coś tam i on napisze coś tam, a ja mu mówię, że to faktycznie wyborny pomysł, niemniej ja już od dwunastu lat słyszę, że on to napisze, mniej więcej raz w tygodniu mi o tym opowiada, więc może by w końcu to zrobił, a on mówi, że no tak, ale wcześniej to okoliczności były inne, bo on miał tę, no, nie wiem czy pamiętam, że istnieje coś takiego – PRACĘ.

– Pracę mieliśmy, Janina – mówi mi – pieniądze, nadzieję…

Ale ja nie miałam pojęcia, o czym on mówi, bo ja z okazji pokładów wolnego czasu szastam własnym rozwojem osobistym na prawo i lewo, skutkiem czego co rusz odbijam kartę z dodatkowymi punktami IQ, nowymi umiejętnościami miękkimi, twardymi, taplam się w nieznanych mi dotychczas sadzawkach wiedzy – historia semantyki wyrazu, kwantowy model atomu, teatralna teoria dramatu, rodzaje i funkcje aminokwasów egzogennych. Nie wiem, o czym mówisz, Kamil – mówię – bo ja nie marnuję czasu, ja po tej całej kwarantannie to totalnie będę Janiną 3.0, nowy wymiar intelektualny człowieka, diament kluczowych kompetencji społecznych, a teraz bardzo Cię przepraszam, ale muszę kończyć.

Film na youtubie, jak obciąć żywopłot w kształt pudla sam się nie obejrzy.

Nie mówiąc już o tym, że  ledwie chwilę po tym, jak żywopłot na YouTubie nabrał miłego kształtu psa puchatego jak chmurka, to ja już w głowię trzaskałam nowy biznesplan, otóż postanowiłam otworzyć zapisy na kurs on-line robienia zabawek dla Kitku.

Zapewniam, że moje są równie dobre jak te sklepowe – Kitku zupełnie tak samo je ignorują.

Niemniej wiecie – prawda jest taka, że ja sobie poradzę. Być może, gdy świat się uspokoi, to będzie inaczej, może przez chwilę trudniej, ale w chwili obecnej najważniejsze i zupełnie bezcenne jest to, że teraz mogę być w domu, nie wychodzić, być bezpieczną. A nie wszyscy mogą.

Myślę tutaj o lekarkach i lekarzach, ratowniczkach i ratownikach, farmaceutkach i farmaceutach, ale również kurierkach i kurierach, kasjerkach i kasjerach, i wielu, wielu innych, którzy nie mogą zostać w domu, a jeszcze dodatkowo w czasie pracy wciąż mają kontakt z ludźmi. Wczoraj odebrałam maila, a u mnie na skrzynce mieszają się wszelkie sprawy (prywatne, zawodowe), wszystkie emocje (pozytywne i te, które nigdy nie powinny się zdarzyć), tematy mniej lub bardziej poważne (zdjęcie foki i… dokładnie te wiadomości, które wklejam poniżej). Wklejam te maile w całości, oczywiście za zgodą autorek, ale wklejam w całości, bo myślę, że tu nie ma nic do dodania. Zapraszam, przeczytajcie, spróbujmy trochę ułatwić ten szalenie trudny czas tym, którzy nie mogą zostać w domach.

Asia pisze:

“Przeczytałam przed chwilą ogłoszenie o zamknięciu Urzędu Miasta w mojej miejscowości w związku z zagrożeniem epidemiologicznym. Urzędnicy chronią siebie i swoich bliskich, i słusznie. Niestety, nie jestem urzędniczką. Jestem kasjerką w Biedronce. My nie możemy zamknąć sklepu i chronić się tak, jak robią to urzędnicy. Nasze bezpieczeństwo i bezpieczeństwo klientów zależy od rozsądku i odpowiedzialności każdego, kto wchodzi do sklepu. Chciałabym, by klienci używali rękawiczek sięgając po pieczywo i owoce, chciałabym, by zachowywali odległość i nie próbowali szeptać mi w twarz numeru telefonu, gdy poproszę o kartę Biedronki, można go przecież napisać na kartce i nosić w portfelu, jeśli się nie chce podawać fizycznie tej karty. Chciałabym, żeby nie ślinili palców, by otworzyć reklamówkę, a następnie nie podawali mi tymi oślinionymi rękoma pieniędzy, żeby zapłacić za zakupy. W ogóle najlepiej gdyby zechcieli płacić kartą lub telefonem, a już najbardziej proszę, by klienci nie podawali mi pieniędzy na dłoni, bym z niej wybierała sobie jakieś grosze. Po prostu chciałabym, żeby traktować nas, kasjerów, tak, jak sami chcieliby być traktowani w podobnej sytuacji.

Nie możemy zamknąć sklepu i odciąć się od kontaktu z klientami, by chronić siebie i naszych bliskich, przed beztroską ignorancją i brakiem odpowiedzialności klientów, ale możemy przecież wzajemnie się szanować i wszelkie zagrożenia maksymalnie ograniczać. Zachowując się po prostu rozsądnie.

I jeszcze jedna bardzo ważna kwestia – proszę by klienci naprawdę nie zabierali na zakupy dzieci, a obecnie przychodzą nawet z niemowlakami. Dzieci wszystkiego dotykają, kaszlą, kichają, płaczą, to i z nosa im leci, a przecież po to zamknięte są szkoły przedszkola i żłobki, by miały w domu kwarantannę, a nie by ciągać je po Biedronkach”.

Przeczytałam. Najpierw pomyślałam sobie: mój boże, jakie to proste. Jakie to są małe rzeczy, które mogą sprawić, że ludzie, którzy kasują nasze zakupy będą… bezpieczni. Potem pomyślałam, o czymś innym – zaczęłam zastanawiać się, czy i ja w poprzednich dniach nie postawiłam kogoś w sklepie w takiej sytuacji. Nie wiem tego na pewno. Mam nadzieję, że nie. Na pewno teraz mogę być bardziej uważna. Wiem za to, że w ostatnich dniach na pewno nie byłam w aptece, bo nie miałam takiej potrzeby. A to niestety też jest obecnie problem – Ewelina, farmaceutka, napisała mi tak:

“Bardzo proszę, jeśli to możliwe, wspomnij w nim nie tylko o kulturze zakupów i o tym, jak kupować, aby było bezpiecznie, ale też o zakupach specyficznych, czyli aptecznych. Wiadomo, że teraz chcemy czuć się bezpiecznie, mieć leki w razie czego, ale pójście do apteki nie powinno być rozrywką. Jeśli ktoś jest zdrowy, to niech sobie odpuści wizytę. To bardzo trudny czas, w aptekach są tłumy. Przychodzą ludzie chorzy, bo muszą, ale też seniorzy, dla których to jest niebezpieczna wizyta, matki z dziećmi, małżeństwa. Poproś proszę o rozsądek.

Przekaż, żeby do apteki chodzić teraz tylko i wyłącznie po leki. Bez suplementu na włosy możemy się obejść, odżywkę do paznokci też można kupić później. Jeśli musimy wykupić leki, to do apteki wchodźmy pojedynczo. Jedna osoba sobie poradzi, nie trzeba jej wspierać stojąc obok.

Nie bierzmy też dzieci! To naprawdę jest niebezpieczne. Wiem, jak ciężka jest teraz praca w aptece, pracujemy na najwyższych obrotach, staramy się jak możemy i bardzo proszę o apel, niech te wizyty będą przemyślane”.

Wiem, że takich osób, zawodów, miejsc, o których musimy teraz myśleć z jeszcze większą uwagą niż zwykle, jest znacznie więcej. Ważne to są listy, a szalenie mnie w nich urzekł – szacunek. Ani Asia, ani Ewelina nie piszą, że hej, przestań mi kaszleć w twarz, Parówo!!!. Piszą tylko o tym, co możemy zrobić, by trochę zwiększyć bezpieczeństwo swoje, swoich bliskich i ludzi, którzy muszą pracować. Trudne to czasy, dziwne czasy. Bądźmy dla siebie milsi i bardziej wyrozumiali. Bądźmy zdrowi i bądźmy bezpieczni.

15 komentarzy

  1. Tosia

    17 marca 2020 o 17:22

    Zgadzam sie w każdym calu. Absolutnie. To ta są teraz bardzo ciężkie zawody i nie można się z tym nie zgodzić.
    Ja pracuje w urzędzie, mam ten komfort że urzad jest zamknięty dla petentów, siedzimy sami w biurach i jest to naprawdę wspaniały czas bo dużo obowiązków mozns nadrobić kiedy nie ma ludzi.
    Aczkolwiek dostałam dziś ze 4 bury, że, uhuhu, leniu Ty śmierdzący, powinniście mieć otwarte, powinniście pracować, w czym wy jesteście lepsi od innych.. ano w niczym ale czy to źle, że skoro jest taka możliwość to możemy byc bezpieczni? Żal mi ekspedientek w sklepie aptece itd. Ake czy w tej sytuacji to ja jesyem gorsza?

    Odpowiedz
    • Huma

      18 marca 2020 o 08:41

      Podpisuję się pod tą uwagą. Nie rozumiem dlaczego akurat urzędnicy są wyciągani na pierwszy plan i piętnowani, bo zamknęli drzwi dla petentów. Setki firm, małych i dużych, zamknęło swoje drzwi, wysłało pracowników na home office i w każdy możliwy sposób stara się ograniczyć kontakty z ludźmi. A że w Biedronce jest to trudne, co tu urzędnik winny.

      Odpowiedz
  2. Zoja

    17 marca 2020 o 17:23

    A mi ta sytuacja uświadomiła jeszcze bardziej, że muszę zmienić pracę… Pracuję w szpitalu, w pionie administracyjnym. Spokojnie mogłabym pracować z domu, ale po pierwsze moja szefowa nawet nie wpadła na ten pomysł, a po drugie informatyka nie jest w stanie ogarnąć dostępów. Przykro mi się zrobiło, gdy dowiedziałam się, że niektórzy kierownicy zadbali o swoich podwładnych i wywalczyli im pracę z domu i ewentualne dyżury na miejscu. Moja szefowa nawet na to nie wpadła…

    Odpowiedz
    • Ela

      18 marca 2020 o 00:51

      A ja pracuję w mundurówce. Jesteśmy na pierwszej linii ryzyka. Jest ciężko, zwłaszcza że chronimy ludzi którzy mają gdzieś zalecenia by spokojnie odpoczywać, dbać o swoje zdrowie, dotleniać się z dala od tłumu, bo dotlenione komórki organizmu to lepszy układ odpornościowy. Wydaje się że cała robota na nic. U nas w domu zakupy robi jedna osoba na całą rodzinę i to tylko szybkie i sprecyzowane. Dla bezpieczeństwa własnego i innych. Ale przez tą całą paranoję znikają siły do stania na froncie, chronienia ludzi, motywacja spada.
      Chciałabym żeby chociaż raz społeczeństwo się poczuło do odpowiedzialności, przestało panikować i bez patrzenia na sympatie polityczne zastosowało się do zaleceń.
      Niestety my, mundurowi pierwsza linia, musimy pracować, czuwać, ryzyko i napięcie jest ciągle, nie mamy czasu na kwarantannę jak inni, zarywamy noce na służbie, czasem długo bez przerwy na kawę i kanapkę. A jeszcze często są wezwania kompletnie niepotrzebne. Ktoś zaraz powie – przecież wybrałeś sobie taki zawód. A i owszem. Ale to nie znaczy że nie należy szanować czyjejś ciężkiej roboty. Zarówno naszej jak i pań kasjerek, panów kurierów itp.
      Ciągle brak szacunku… To sprawia że praca dla bezpieczeństwa ludzi jest wykańczająca, zwłaszca psychicznie.

      Odpowiedz
    • Xxx

      18 marca 2020 o 09:41

      Pracuje na infolini przychodni. Niestey z przyczyn oczywistych nie mogę zostać w domu. I choć styczności z pacjentami nie mam, to widuje sie z wieloma innymi pracownikami, którzy jeżdżą autobusami i chodzą w różne miejsca. Połowa pracowników została w domu, ze względu na dzieci, w związku z czym pracy mamy trzy razy więcej. Pacjenci dzwonią 2x więcej niz zwykle, ze względu na brak obsady czekają długo w kolejce, a po dodzwonieniu się wylewają na nas wiadro pomyj. Bo kolejka za długa, bo nie ma miejsc, bo wizyty odwołane. Każdego dnia ryzykuje zdrowie moich starszych rodziców wychodząc z domu, robię wszystko co w mojej mocy, żeby jak najszybciej pomóc się dostać ludziom do lekarza, pracuje w cholernie stresujących warunkach. Ilość decyzji, które codziennie muszę podjąć sprawia, że od tygodnia lece na lekach uspokajających. Po ludzku przykro mi, że ludzie zamiast docenić obsługę okolomeczyną wylewają na nią stres i frustracje.

      Odpowiedz
      • kolorowooka

        18 marca 2020 o 12:54

        Ja siedzę bezpiecznie w domu bo jestem na chorobowym, nie z powodu infekcji wszelakiej, ale moja Mama, moja Siostra pracują w szpitalu. Mama ma lżej, bo większość pacjentów odwołano, zostały jej “tylko” bieżące konsultacje i teleinformacje.. moja siostra natomiast pracuje na oddziale onkohematologii, te oddziały i przychodnie w większości miejsc, na pewno w jej miejscu pracy, działają normalnie .przyjmują normalnie, podstawowe zabiegi (punkcja kręgosłupowa, pobranie materiału do badań z kości) są wykonywane normalnie, pacjenci na chemię przychodzą normalnie. Wiadomo ciężka choriba, wyższa konieczność. ALE szpital nie zabezpieczył odpowiednio personelu, brakuje maseczek, przyłbic,.okularów, rękawiczek, fartuchów ochronnych. Brakuje podstawowego wyposażenia. Szpital nie jest jednym z wybranych na szpitale zakaźne, nie ma specjalnego dofinansowania i zabezpieczenia środków ochronnych przez rząd. A pacjenci są ciężko chorzy, lekarze nie mogą odejść od łóżek, ale też często nie powinni orzy nich stać, skoro nie są odpowiednio zabezpieczeni.

        Odpowiedz
      • M.

        18 marca 2020 o 18:37

        No hej, pozdrawiam jako rejestratorka medyczna w szpitalu 😉 mam te same problemy – czy moi współpracownicy też dbają o siebie tak jak ja? Czy kiedy otwieram drzwi do pracy mogę mieć chociaż cień nadziei, że przede mną ktoś nie szarpał tej klamki, bo napis “zamknięte, prosimy o kontakt telefoniczny” to na pewno kłamstwo i pijemy kawusię na złość ludziom? Tu też kto mógł, wziął wolne na dziecko. Administracja pracuje z domu. Lekarze przychodzą udzielać telefonicznych konsultacji – często ci sami ludzie chwilę wcześniej byli face to face z pacjentami. Ludzie mają pretensje, pytają czy mają umrzeć, wyzywają i krzyczą. Od kilku dni wracam do domu i zastanawiam się, czy w ogóle powinnam przekraczać drzwi – może już jestem chora i zarażę matkę, która z chorobą sobie nie poradzi?

        Wspieram mocno wszystkich, którzy w tych czasach są na pierwszej linii frontu.

        Odpowiedz
    • Mruczek

      18 marca 2020 o 12:27

      Mam zamknięte, prowadzimy mała poligrafię, mamy też xero, wiesz że na 10 os 9 liże palce żeby rozdzielić kartki…

      Odpowiedz
    • Anon

      18 marca 2020 o 14:16

      Osoba z mojej rodziny pracuje w szpitalu na magazynie. W sobotę musiała przyjść dodatkowo do pracy, bo sytuacja nadzwyczajna, przenoszą pacjentów ze szpitala przekształconego pod koronę. Cała procedura trwała może z 4 h, ale kjerowniczka kazała odbębnić pełne 8h. Bo tak. Bo cóż z tego, że maseczek i środków do dezynfekcji brak, bo koleżaneczka z magazynu dostała wolne na dziecko, dzieciaka zostawiła z dziadkami i pojechała w cholerę z połową MAGAZYNOWYCH zapasów…

      Odpowiedz
  3. Urzędniczka

    17 marca 2020 o 19:12

    Pracuję w urzędzie i nadal chodzę do pracy, nadal przyjmowani są interesanci. Również nie czuję się bezpiecznie chodząc do pracy.

    Odpowiedz
  4. OluniaO

    18 marca 2020 o 12:53

    Nasze społeczeństwo wybije głupota pojedynczych jednostek. Najbardziej przeraża mnie to, że ludzie kłamią lekarzom jak już trafiają w ich ręce, nie koniecznie z powodu wirusa, z czymś innym, że zatajają niedawne podróże zagraniczne i to, że zaczynają mieć objawy np w postaci podwyższonej temperatury. W ten sposób kolega lekarz i 8 osób personelu medycznego trafiło na kwarantannę, ci ludzie, którzy mogliby teraz pomagać muszą siedzieć i czekać na wyniki testów, bo ktoś nie chciał zostać w szpitalu i myślał, że pewne rzeczy się nie wydadzą. Sami eliminujemy i tak zbyt małą grupę personelu, który chce nam pomagać z narażeniem swojego zdrowia i życia.
    Tak samo ludzie, którzy mają obniżoną odporność nie mają najmniejszych szans w zetknięciu z tym wirusem, a cała reszta nie myśli. Przeraża mnie niewyobrażalna głupota tych, którzy po powrocie z zagranicy nie dość, że nie zgłosili faktu do sanepidu, to jeszcze łażą sobie beztrosko po ulicach. Przeraża mnie to, że ci, którzy powinni dla swojego i cudzego bezpieczeństwa siedzieć na dupskach w domu w dobrowolnej, lub już wyznaczonej kwarantannie z tej kwarantanny uciekają. Uważam, że tak nieodpowiedzialne zachowania powinno się karać dotkliwymi mandatami finansowymi płatnymi w ciągu 24 h, a pieniądze od razu przelewać na konto placówek medycznych danego regionu.

    Odpowiedz
  5. Małgorzata Mika

    18 marca 2020 o 22:41

    Ja pracuję w ZAZie. Zakład skupia się na prowadzeniu restauracji z domowymi obiadami, oprócz tego wszelkie imprezy od styp po wesela. Większość personelu to ludzie z pierwszą i drugą grupą inwalidzką, mamy też psychologa i rehabilitanta. Część personelu jest na L4, część na urlopach. Jednak nie zamknięto nas tak, jak większości knajp, bo ZAZy wymykają się spod rozporządzeń. Część z nas przychodzi do pracy i prowadzimy gruntowne sprzątanie, mycie okien, prasowanie obrusów. Pijemy hektolitry herbaty, gadamy, jemy. Mniej boję się zakażenia w tej wąskiej grupie, bardziej czuję bezsens tego działania i stratę czasu. Tylko raz korzystałam z transportu pracowniczego, poza tym narażam się jeżdżąc autobusami. Na szczęście prawie pustymi.

    Odpowiedz
  6. Recenzjonistka

    19 marca 2020 o 16:18

    Klasa średnia dostrzega “niewidzialnych” prekariuszy…. cieszy mnie to. Cieszy już zupełnie bez zgryźliwości. Każdy człowiek jest ważny: I kasjer, i menadżerka w agencji PR, i farmaceutka, i polityczka i naukowczyni…. Dbajmy o siebie. Wiele osób normalnie chodzi do pracy (to dlatego ubawiły mnie pochwały pod zdjęciami wyludnionego miasta zrobionymi… w niedzielę). Wiele osób musi polegać na mocno ograniczonych środkach ochronnych lub nie ma ich wcale, jak w obozach dla uchodźców czy domach opieki. Dbajmy więc o siebie, proszę. Nie każdy może przejść na Home Office.

    Odpowiedz
  7. Kaja

    19 marca 2020 o 23:05

    Ja pracuje w hotelu.. Niby wynajem krotkoterminowy jest teraz zakazany a mimo to nadal przyjezdzaja pary z innych miast na noc, czy obcokrajowcy bo akurat zamknieto granice i tu utkneli.. Wszystkie portale do rezerwacji nadal dzialaja, a my jestesmy zmuszani do pracy bo inaczej obetna nam pensje i bonusy. Nie mamy rekawiczek ani plynow do dezynfekcji. Goście czesto klada sie nam na lade, dotykaja po ramieniu, nie wspomne o polizaniu palcy przed przeliczeniem gotowki ktora ja musze zabrac.. Codziennie jestem zestresowana bo nie moge nic zrobic, narazam swoje zdrowie bo albo zdrowi albo placenie czynszu..

    Odpowiedz
  8. Anula

    9 września 2020 o 06:42

    be kind. be calm. be safe.
    to slowa wypowiedzine przez Dr. Bonnie Henry w Kolumbii Brytyjskiej, Kanada. w takiej wlasnie kolejnosci.
    badzmy dla siebie uprzejmi, wyrozumiali. to nam pomoze zachowac spokoj I bezpieczenstwo.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *