Paradoksy współczesnego świata: ciasto z fasoli i dżender

Po długich jedenastu tygodniach pierwszego semestru dla naszych studentów nadeszła w końcu w pełni zasłużona sześciotygodniowa przerwa. Wiadomo, ileż można – jak już się człowiek wszystkiego nauczył, to potrzebuje odpowiednio wiele czasu na to, żeby wszystko zapomnieć, taki już odwieczny cykl natury. Gdy nasze intelektualne owieczki odpoczywają, my zajmujemy się sprawdzaniem wszystkiego, co zdołali dla nas napisać w formie przeróżnych egzaminów i zaliczeń, czyli to jest ten czas w roku, kiedy to okazuje się, że nasza praca jest zupełnie bez sensu.

anigif_enhanced-22548-1447603607-5

Oczywiście to nie jest tak, że człowiek zna prawidłowe odpowiedzi i przyznaje za nie punkty, bo takie sprawdzanie egzaminów to znacznie bardziej skomplikowany proces, co oznacza mniej więcej tyle, że najpierw przyszła do nas taka miła pani, która uczyła nas jak mówić studentom, że zrobili coś źle, w taki sposób, żeby nie zrujnować im życia. Był to swoisty program redukcji szkód – wszak wiadomo, że złe słowo na temat czyjegoś błędu w równaniu zawsze boli, ale my mieliśmy się nauczyć zadawania ran powierzchownych na tyle, by w ich leczeniu wystarczył jedynie miękki opatrunek dobrego słowa, a nie inwazyjne szwy psychoterapii. Pani powiedziała, że musimy informować studentów o błędach w sposób kreatywny, a jak spytałam dlaczego właściwie mamy być kreatywni, to pani powiedziała, że dlatego, że kreatywność jest lepsza od braku kreatywności, co jasno wskazuje na to, że nigdy nie dane jej było poznać polskiej szkoły tłumaczenia tytułów filmów.

film2

film22

No więc ja na to mówię, że kreatywnie to moglibyśmy na przykład rzucać w studentów zgniłym ziemniakiem za każdym razem, gdy powiedzą coś źle, a wtedy mój szef mówi: JANINA!, a ja na to mówię, że już bez przesady, to był przecież oczywisty żart, a wtedy mój kolega obok mówi, że raczej, że żart, no bo skąd my byśmy wzięli tyle zgniłych ziemniaków? To zaś strasznie rozbawiło moją koleżankę, ale ona to akurat w ogóle była tego dnia szalenie zadowolona, bo w zeszłym semestrze uczyła przedmiotu o nazwie dżender i chwilę wcześniej okazało się, że to jej poszło całkiem dobrze, jak na mój gust to aż za dobrze, co wiem od czasu jak kazałam moim studentom stworzyć ankietę:

Capture

Nie patrzcie na mnie, ja sama nie wiem co powinnam zaznaczyć.

Tak czy siak, to nie do końca uważam, że mój pomysł z ziemniakiem był zupełnie bez sensu, przecież nie mówię, że musielibyśmy za każdym razem trafiać. Poza tym jak kiedyś stosowałam podobną technikę z cukierkami za dobre odpowiedzi, to ona działała całkiem spoko, to znaczy okazało się, że rozdawanie studentom cukierków w zamian za poprawne odpowiedzi z jednego strony wpłynęło korzystnie na ogólny poziom motywacji, z drugiej obniżyło niebezpiecznie poziom koncentracji grupy, która całą resztę zajęć spędziła na próbie wymówienia słowa: “Michaszki”.

A potem mój szef i tak zabronił mi rzucać cukierkami z powodu health and safety reasons, wiadomo, zadumajmy się na chwilę nad losem wszystkich tych, którzy doznali śmiertelnych obrażeń w wyniku spotkania z mieszanką krakowską. Nie, to ironia. Nie wiem o co mu chodziło. Wszak wszyscy wiemy, że węglowodan to najlepszy przyjaciel człowieka.

Wspominam dziś o tym celowo. Wszystko, co napisałam wyżej – mimo iż ważne i wstrząsające – jest tylko przyczynkiem do znacznie poważniejszej dyskusji o paradoskach współczesnego świata. Wiecie, jak na przykład to, że wysyłamy ludzi na księżyc, ale już wysłać kogoś w trakcie imprezy żeby skoczył po browara jest niemożliwością. Albo to, że jednym z największych osiągnięć ludzkości jest dostępność dwudziestu rodzajów czekolady w każdym sklepie, a ludzie pieką w domu ciasto z fasoli.

where does it end with you people

Niewiele osób myśli o skutkach takich decyzji. Z jednej strony bohatersko walczymy z najróżniejszymi chorobami i klęskami żywiołowymi za pomocą leczniczej mocy lajków na fejsie, rozwiązujemy najważniejsze kryzysy dyplomatyczne przy użyciu zdjęć profilowych, a przy tym zapominamy o szkodach, które wyrządzamy wybierając ciasto z fasoli nad zwykłą, ludzką, pełnotłuszczową wuzetkę. Widziałam to ostatnio na własne oczy, gdy byliśmy z Wojtkiem w polskim sklepie po świeżą dostawę polskości, którą zapewniamy sobie poprzez pompowanie kabanosów i majonezu kieleckiego bezpośrednio do krwi.

Była w tym sklepie taka miła para, którą mijałam pomiędzy półkami wielokrotnie i która przez cały ten czas nie mogła porozumieć się w jednej szalenie istotnej dla każdego związku kwestii: dziewczyna mówiła, że tak, powinni to zrobić. Chłopak, że on wolałby jeszcze poczekać. Ona, że dużo o tym czytała i jest pewna, że dadzą radę. On, że on nie potrzebuje takich udziwnień, jest dobrze tak, jak jest. Ona, że rozmawiała o tym z koleżankami, wszystkie bardzo polecały. A on, że do kurwy nędzy, on nie chce żadnej kaszy jęczmiennej na mleku kokosowym, w dupie ma gluten i tłuszcze trans, KOBIETO – ryknął – CHCĘ UMRZEĆ MŁODO, ALE NAJEDZONY!

Zapamiętajcie to sobie – ciasto z kaszy jaglanej najpewniej wspaniale komponuje się z kremem z fasoli, ale za to w ogóle nie komponuje się z mężczyzną. Wiem to jako żona człowieka, który bardziej ode mnie kocha tylko masło, a bardziej od masła tylko smalec.

5 komentarzy

  1. Marta Korpak

    11 stycznia 2016 o 20:11

    Akurat jęczmień zawiera gluten ale I get your point 😀

    Odpowiedz
  2. takuwazamja

    18 stycznia 2016 o 22:12

    Mięso zawsze spoko! <3 Janina powiem Ci, że czytam każdy Twój tekst i za każdym razem nie mogę wyjść z podziwu! Kiedy wracasz do Polski?

    Odpowiedz
    • Janina

      20 stycznia 2016 o 13:33

      Na Wielkanoc, bo jajka się same nie pomalują!
      PINGWIN

      Odpowiedz
  3. Grazyna Talebe

    12 czerwca 2016 o 14:11

    Kupilam se raz batonik vege, smierdzial jak guano, wygladal jak guano, wywalilam do kosza i zaplakalam nad prawie 1€…

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *