To przychodzi znienacka – człowiek po prostu pewnego dnia wstaje, teoretycznie nic się nie zmieniło w jego otoczeniu, żadnych gwałtownych wahań w zdrowiu psychofizycznym ani poziomach kolagenu w skórze, a potem nagle wzrok jego pada na stół w salonie, patrzy, głowę przekrzywia, myśli:
„Nie no, te serwetki to nie mogą być tak porozrzucane, PRZYDAŁBY IM SIĘ JAKIŚ STOJAK”.
No, tak sobie niedawno pomyślałam. A chwilę potem po raz kolejny, dokładniej rzecz biorąc – po raz trzydziesty siódmy, potrącił mnie pędzący rydwan czasu, w sensie urodziny miałam, a ja uwielbiam mieć urodziny, zwłaszcza od czasu tego stojaka na serwetki, bo teraz to aż cała jestem podekscytowana, co czeka mnie dalej, na przykład na którym poziomie planszy odblokowuje się miłość do firanek i zbyt częste mówienie: „no i tak to”. Bo na mówienie JAK ŻYĆ, to wiadomo, ja totalnie już jestem gotowa:
1. Życie jest za krótkie, by jeść kaszę, gdy masz ochotę na kluski, bo „przecież tak jest zdrowiej”
2. Nie trzeba kończyć książek, które już w połowie cię rozczarowują
3. Jeśli masz ochotę nosić kolor, który według analizy kolorystycznej do ciebie nie pasuje, to za to bardzo rzadko wrzucają do więzienia, a jeśli – to na krótko
4. Czasem po prostu nie warto brać udziału w dyskusji
5. Ważne okazje nie sprawdzają papierów, ani więzów krwi – spędzaj święta z ludźmi, których kochasz, nawet jeśli poznaliście się trzy lata wcześniej przy skrzynce pocztowej, a nie w USC
6. Za to czas spędzaj z tymi, przy których śmiejesz się tak głośno, że w pociągu to na pewno by na was fukali
7. Uśmiechanie się do piesków mijanych na ulicy to absolutny fundament społeczeństwa obywatelskiego
8-36. [tu powinno być 29 kolejnych złotych myśli, ale okazało się, że aż tak wielu genialnych przemyśleń nie posiadam, więc proszę dopisać własne]
37. „Dorosłość to jest wtedy, gdy można jeść tort na śniadanie” – tak powiedziało dziecko w telewizji wiele lat temu i ja do dziś nie słyszałam lepszej definicji.
Dorosłość to jest w ogóle wtedy, kiedy wiele rzeczy można, a wielu już się nie musi. I to jest w niej zupełnie najlepsze.
(Do 38 urodzin moim marzeniem jest nauczyć się robić orangutana z ręcznika, więc wpadnijcie tu za równo rok, zobaczyć czy mi się udało!!!)

Ania Pe. (alias @in.visible.photo)
17 czerwca 2025 o 14:23Wszystkiego najlepszego – dużo pingwinich batoników, jeszcze więcej MOMENTÓW PINGWINA, no i przede wszystkim – mnóstwa najpiękniejszych na świecie, własnoręcznie wykonanych ręcznikowych małp! 😀
Co do firanek, nie odpowiem – wciąż nie mam. Ale! W jakimś marcowo-bólowo-mięśnio-gruszkowo-i-przez-to-trochę-nerwowo-kulszowo momencie zaczęłam zamawiać na aliexpress (nieetyczne w chu.., ja wiem, biję się po głowię, czy jak to się mówi) najpierw na spokojnie: golareczka do ubrać (z 3 zapasowymi ostrzami), miniodkurzaczyk, bo nikt w domu kurzy wycierać nie lubi, a z takim miniodkurzaczykiem to same się wciągną, szczotka taka, co to sama kręci się w kółko i ma końcówki na każdą okazję – cyk!, maszyna do czyszczenia ultradźwiękami, bo przecież mam w domu tyle półfabrykantów do biżu, a ona to wyczyści na stopro (spoiler alert: nie wyczyściła 😉 ), wyklikałam sobie jeszcze w pace szczoteczkę soniczną (zaledwie 3 miesiące klikania za sprzęt warty ze 30 zeta), myjka, co to sama myje okna, bo okien tyle, a ja w tym łóżku z tym mięśniem przecież. A na sam koniec cały na biało wjechał odkurzacz samojezdny. Bo ten, który leżał pod kanapą nieużywany od dwóch lat – czyli kiedy pożyczyliśmy go od znajomych, żeby spróbować, czy będziemy używać, jakoś nagle przestał wydawać się miarodajny. 😀 Na koniec – gdy wszystko było kupione i wciąż mogłam, ale bardzo nie chciałam tego oddać, wpadłam w czarną rozpacz, że dałam się zrobić (sama sobie i grupom z fejsa), jak emerytka na pokazie kołder!
A dwa dni później – cóż za niespodzianka – odbieram telefon: Pani Anna? Chcielibyśmy Panią zaprosić na pokaz wspaniałego urządzenia do masażu. Musimy tylko potwierdzić – czy ma Pani ukończone 40 lat?
Miałam. Na pokaz nie poszłam. Wczoraj znów dzwonili. Jestem już ich targetem – Ania, lat 42 😉