Nie mogę obecnie nic dla Was napisać, albowiem cierpię na zakwasy i przykurcze palców, najpewniej od codziennego wygrywania cudownej melodii na uwerturze mojego życia. Nie, żart, wszak wciąż jestem nauczycielem, więc me życie rzępoli jak przygłuchy kontrabasista. Tak naprawdę mam zakwasy palców, bo weekend spędziliśmy z Wojtkiem w schronisku dla fok, gdzie paraliśmy się PRACĄ FIZYCZNĄ, ale to była taka przyjemna praca, bo człowiek pracował, a równocześnie foki pełzały mu po butach, zupełnie nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby tak wyglądał mój dzień jak co dzień w biurze.
Więc na przykład czyściliśmy fokom baseny, ale okazało się, że takie foki wcale nie są miłe (!!!) i w ogóle nie chciały się ruszać z miejsca, więc trzeba było je przesuwać z miejsca na miejsce miotłami, co akurat było stosunkowo proste zważywszy na ogólną obłość foczego ciała, i tak właśnie wymyśliłam nowy sport w postaci curlingu foką. Żeby taka foka nadawała się do bycia krążkiem w curlingu, to musi być ładnie okrągła, więc później wszystkie foki musieliśmy nakarmić, a musicie wiedzieć, że karmienie takich fok jest szalenie skomplikowane, bo trzeba rzucać rybą w dal zza krzaka, żeby taka foka nie przyzwyczajała się do tego, że to człowiek daje ryby, choć jak się nad tym zastanawiam, to może być tak, że te foki wychodzą (wypełzają) z tego schroniska dla fok przekonane, że ryby spadają z nieba. Ta to musi być rozczarowana po wyjściu na wolność, pewnie zupełnie jak ja, gdy wyjechałam z domu na studia i w mojej lodówce przestało pojawiać się jedzenie.
Jak już foki wyczyściliśmy i nakarmiliśmy, to dwie wypuściliśmy na wolność i tu ukryty jest sekret moich zakwasów w palcach, bo przeniesienie takiej foki z miejsca na miejsce to ogromny wysiłek, ogromny w sensie zupełnie dosłownym, albowiem straszne z nich spaślaki, o jezu, jakie z nich spaślaki!!! Korona by im z foczej głowy nie spadła, jakby raz na jakiś czas poćwiczyły z Chodakowską, a nie że tak całe życie tylko sobie leżą.
A potem wypuściliśmy foki na wolność i staliśmy z Wojtkiem na plaży, i patrzyliśmy jak odpływają, i ja się szalenie wzruszyłam, ale Wojtek się nie wzruszył, Wojtek powiedział, że on nie wie, czy to było mądre, tak je wypuszczać samopas, to trochę tak – powiedział – jakby wypuścić niemowlaka do lasu, a ja na wszelki wypadek nie dopytywałam, bo chyba jednak nie chcę wiedzieć, ile wypuszczonych przez Wojtka niemowlaków biega po irlandzkich lasach.
– To był dobry dzień – powiedział Wojtek, gdy już wracaliśmy sobie do domu w miłych oparach martwych ryb – choć na początku nie byłem przekonany do tego pomysłu…
– Czemu nie byłeś? – pytam, choć ze strachem – czy chodzi o to, że… (O JEZU) nie lubisz fok?
– Nie, że nie lubię – mówi na to mój mąż, cudowna ryba z nieba mojego życia – ja się ich po prostu okropnie boję.
No raczej. Spójrzcie tylko na tę bestię, szykującą się do ataku na wasze tętnice.
***
Część z miliona powyższych foczych zdjęć (bo ze zdjęciami fok, jak z węglowodanami – tych nigdy za wiele) zrobiliśmy my, część inni ludzie z wspaniałego irlandzkiego schroniska dla fok, bo zdjęcia robił ten, kto akurat w danym momencie nie był zajęty trzymaniem foki
ja
18 marca 2016 o 08:55Ciekawostek nt. fok ciąg dalszy: https://www.youtube.com/watch?v=MCxDJnHiLqs
A ja myślałem że “What does the fox say?” było dziwne.
Janina
18 marca 2016 o 14:37Ja widziałam to dziś rano i nie do końca wiem, o co chodzi, a to dziwne, bo – jak powszechnie wiadomo – ja z reguły wiem wszystko na każdy temat. Może jednak być tak, że nie rozumiem, bo na tym filmie to nie występuje FOKA, tylko UCHATKA, a uchatki wcale nie są tak miłe jak foki, bo po pierwsze to uchatki atakują ludzi, a po drugie to są mniej obłe od fok, a takiego braku obłości to ja jednak w życiu nie toleruję.
Agata
19 marca 2016 o 10:18Ja tam się nie dziwię Twojemu mężowi. Jak byłam mała, to pojechałam z rodzicami do zoo (tego najlepszego – chorzowskiego). No i tam zaraz przy wejściu prawie, pierwsze na co się człowiek mógł natknąć, to były te foki. No i mój ojciec – geniusz się do rzeczonej foki nachylił, na pewno, żeby pokazać dziecku jaki z niego kozak i że umie pogłaskać fokę.
To była krótka wycieczka do zoo, bo zaraz po tym występie wróciliśmy do domu opatrywać rany po pogryzieniu przez fokę.
Janina
21 marca 2016 o 20:55Ach, ZOO w Chorzowie! Niegdyś disnejland wszystkich śląskich rodzin. Ale ja nie pamiętam żeby tam były foki!! Chyba, że były, ale potem je usunęli, bo ludzie narzekali, że pogryzione twarze źle się komponują z watą cukrową 🙁
Agata
26 marca 2016 o 17:00ZOO to chyba jedyna jasna strona Chorzowa. Kto tam nie był, ten właściwie nie miał dzieciństwa 😉
Były, były jakieś takie fokowate stwory kiedyś, co prawda byłam wtedy ultraniewielka, ale aż spytałam się mamy, czy taka historia miała miejsce (potwierdziła). Chociaż to mógł być ten etap, kiedy ja zaczynałam chadzać po zoo, a dla Ciebie to było już nudne.
Albo Twoi rodzice byli bardziej odpowiedzialni i nie zabierali Cię w rejony fok w obawie, że może się to zakończyć krwawo:)
Janina
26 marca 2016 o 18:44A może to były uchatki??? Uchatki to takie brzydsze foki, bo po pierwsze, to są mniej obłe od fok, a ja jednak szalenie cenię w życiu obłość, a po drugie, to są okropnie niemiłe dla innych uchatek i ludzi. Widziałam też kiedyś w telewizji jak uchatka zaatakowała człowieka, ale to nie było w Chorzowie tylko w Australii. Chorzów nową Australią Europy centralnej!!!
Agata
28 marca 2016 o 10:35Niestety na mojej zootechnice nie miałam przedmiotu, na którym powiedzieliby mi cokolwiek o fokach ,lub uchatkach 🙁 więc przy tym, czy to foki nie będę się upierać. To mogły być uchatki!
No Chorzów to jest taki trochę odosobniony. Jak Australia 😉
Co do filmików, to ja z kolei widziałam kiedyś filmik jak żółw upolował gołębia (to tak w temacie zwierząt, które powinny być milusie, a okazuje się, że są zabójczo groźne).
Janina
31 marca 2016 o 13:50Mój brat ma żółwia, który upolował kiedyś moją siostrę, więc to by się zgadzało! Dał radę ją upolować, bo ona mała i chuda, bo ona nie lubi siedzieć na kanapie, za to lubi biegać maratony. Pokarało ją, a przecież mówiłam – przestań już w końcu biegać, siedź na kanapie i jedz baleron!