Czasem wojna mieści się w dłoni

Miniczłowiek tłumaczy mi, że tak jest skonstruowany świat: gdy się siedzi na murku, to trzeba machać nogami. Szczęśliwie to potrafię robić, zupełnie odwrotnie niż to, gdy postanowiłam mu udowodnić, że czerwona rura na placu zabaw wcale nie jest straszna i w tym celu cała do niej weszłam, a teraz nie umiem wyjść, więc leżę utknięta w tej rurze, a za mną stoi miniczłowiek i pyta, czy jest strasznie, a ja mówię, że nie, wcale nie jest źle, choć w myślach to już sobie wyobrażam ten napis na nagrobku: „Pamięci Janiny, co dziś mieszka na chmurze, albowiem zmarła w plastikowej rurze”.

A teraz siedzimy na murku i machamy nogami, a za każdym razem, gdy przestaję, to miniczłowiek mnie upomina, to nie może tak być, że próbuję nagiąć najbardziej elementarne zasady (dziecięcego) wszechświata. A ja po prostu czuję, że od trzech tygodni żadnych zasad już nie ma. Nie patrzy na mnie, bo jest zajęty liczeniem gwiazd i nie ma żadnego znaczenia, że akurat ich nie widać, a tak w ogóle to miniczłowiek i tak nie umie liczyć. Bo gdyby na mnie spojrzał, to by zobaczył, że płaczę i nie umiałabym tego wyjaśnić, bo choć wiem, że słucha teraz wielu książeczek o emocjach, to wśród nich nie ma tej, jaką jest bezradność. Za wszystkie dzieci, które nie mogą machać nogami na murku ani brudzić sobie rączek kolorową kredą, malując na chodniku wszechświat – bo ich świat nie jest tak szeroki, kończy się na betonowych ścianach schronu przeciwbombowego.

Okazało się, że moja granica, po przekroczeniu której nie potrafię wrócić do siebie ani za dnia, ani w nocy – ona ma kilka centymetrów długości, tyle ile dziecięce buciki, które przyszło mi kupować dla dzieci śpiących na dworcu. Czasem wojna mieści się w dłoni.

Tymczasem w moich mediach wyświetla mi się kolejny wpis domorosłego psychologa, który tłumaczy mi, że ta wojna nie jest o mnie, że źle samopoczucie to obecnie egoizm, ale niespodzianka – potrafię robić kilka rzeczy jednocześnie; płakać i wkładać do koszyka dziecięce buciki, rozpadać się i szukać kluczy do przekazania rodzinie, która nie ma gdzie spać, pamiętać o tych, którzy są w centrum dramatu i sobie nie radzić. Umiem nawet, zupełnie paradoksalnie – bardzo nie chcieć zasnąć i jednocześnie długo nie chcieć się obudzić.

Bo po wszystkim, co zobaczyłam, czego doświadczyłam, co mnie zabolało wczoraj na dworcu, bardzo potrzebowałam umyć dziś zęby pluszowemu króliczkowi, czytać o plutonie, który posmutniał, gdy przestał być planetą i życzyć miniczłowiekowi słonych słów, bo ostatnio powiedział mi, że na słodkie nie ma ochoty.

Słonych snów. To prostu efekt dziecięcej plastyczności w pojmowania świata. Ale jakże obecnie trafny.

Jeden komentarz

  1. T

    25 marca 2022 o 12:54

    Dziękuję. Dziękuję Ci Janinko za te (i inne, dotykające moje skute lodem cynizmu i sarkazmu serduszko) słowa. Dziękuję, że pomagasz (i przy okazji dziękuję wszystkim tym, którzy tę pomoc organizują, gdy ja, zabiegana w swoich emocjach i obowiązkach mogę poświęcić 5 min na to, żeby wyliczyć to absolutne minimum, które muszę sobie zostawić w portfelu, żeby przeżyć do następnej wypłaty, a ile mogę oddać tym, którzy potrzebują bardziej tych kilku złociszy niż ja pączka).
    Dziękuję, bo Twoje słowa bardzo pomogły (i dalej pomagają) w najtrudniejszych chwilach mojego życia.
    ;

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *