Ponad sto lajczków pod ostatnim wpisem? BRAWO JA! Jak chcecie, możecie go sobie poczytać jeszcze raz, bo może tak być, że dzisiaj nic nowego nie napiszę, a to dlatego, że jestem dziś szalenie zajęta tym, że… postanowiłam coś w życiu przebiec!!!!!!!!!! Może być tak, że nie ma wystarczającej liczby wykrzykników na tym świecie by wyrazić powagę tej chwili. Do biegania przygotowywałam się długo i rzetelnie, bo biegałam z takim miłym panem z Internetu, który to pan za każdym razem, jak coś przebiegłam, to pisał: “dobra robota!” i to było bardzo miłe, choć najpewniej gdyby ten miły pan z Internetu naprawdę zobaczył jak biegam, to wcale nie mówiłby: “dobra robota!”, a może być i tak, że nic by nie mówił, bo by mu zabrakło słów.
Oczywiście nic w życiu nie przychodzi łatwo. Na pierwszą przeszkodę w tym bieganiu swoim napotkałam dość szybko i ona polegała na tym, że zupełnie ironicznym zrządzeniem losu jest to, że człowiek to się musi nieźle napracować, by wyglądać godnie w spodniach do biegania. Druga przeszkoda polegała na tym, że do punktu odbioru numerów startowych miałam piechotą 3 kilometry. To dość daleko, więc bardzo mi się nie chciało iść, dwa dni się zbierałam. Koniec końców kilometr zrobiłam na miejskim rowerze, kilometr przebiegłam, a resztę doszłam krokiem spacerowym. Czyli w sumie triathlon. Jak już pakiet startowy odebrałam (zdjęcie poniżej), to okazało się, że bieg wybrałam dobrze, w sam raz dla mnie, bo jego przekaz jest dla mnie jasny: zostań w domu, czytaj gazetę, jedz węglowodany. OK.
No ale dobra, ale teraz już na poważnie, pytanie do ekspertów – bo ten numerek startowy to mi wygląda na taki dość lichy. Jak ja już przebiegnę pierwsze 200 metrów i on się zaleje moim potem, krwią i łzami, i podrze, to skąd organizatorzy będą wiedzieli, że to ja wygrałam?
Ten post pierwotnie pojawił się na janinowej stronie na fejsbuniu, jak i wiele innych dodatkowych rzeczy, takich jak: przezabawne obrazki, przezabawne wpisy, przezabawne linki i tym podobne, też przezabawne. Nie zapomnij dołączyć do tej karuzeli śmiechu: klik!
marek z ulicy generała
1 czerwca 2015 o 21:17Ha! Trzy kilometry! Właśnie wróciłem ze spaceru, który miał trzy kilometry. Wcześniej zrobiłem trzy kilometry na rowerze. Pomiędzy trzema kilometrami roweru a trzema kilometrami spaceru dokonałem krótkiego przeglądu słownictwa podwórkowego i wyciągnąłem pięciocentymetrowy wkręt z tylnej opony.
Janina
4 czerwca 2015 o 07:29Marku, proponuję jeszcze żebyś przez trzy godziny posiedział w wannie i wtedy będziesz miał zaliczony triathlon!!! Zazdroszczę aktywnego uczestnictwa w przemianach żywej struktury języka, które działy się na Twoich oczach; mnie takie śledzenie ewolucji słownictwa podwórkowego omija z przyczyn szalenie praktycznych – nie mamy podwórek 🙁
marek z ulicy generała
7 czerwca 2015 o 17:22Myślę, że dużo łatwiej zrobić przegląd słownictwa podwórkowego nie mając podwórka niż posiedzieć trzy godzinny w wannie nie mając wanny…
Janina
9 czerwca 2015 o 19:45THE HORROR. Ja też nie mam wanny i uważam to za ostateczny dowód na to, że życie mnie chłoszcze.
Cthulhu
8 czerwca 2015 o 12:47Janino, pięknie opowiadasz 🙂
Życzę sukcesów w bieganiu. Tylko nie zapomnij wrócić i coś napisać od czasu do czasu.
Janina
9 czerwca 2015 o 19:46Bardzo dziękuję! Na szczęście porzuciłam już karierę sportową, teraz biegam już tylko do lodówki!!!
Zemsta zegara (również biologicznego) | Janina Daily
9 czerwca 2015 o 19:35[…] zeszłym tygodniu, jak wszyscy pamiętamy, coś w życiu przebiegłam. Niestety – szok i niedowierzanie – śpieszę donieść, że… nie wygrałam. […]