To było tak, że Karol szedł ulicą, szedł i nagle potknął się o coś leżącego na chodniku, do końca nie wiadomo o co, ale najpewniej o zdrowy rozsądek, który już dawno w naszym społeczeństwie sięgnął bruku. No i co Wam powiem, Karol się wywalił. Runął jak płaszczka na kostkę brukową, jęknął dwa razy, leży. Oglądał wystarczająco wiele razy „Szpital” na Tewałenie, by wiedzieć, że ma krwotok wewnętrzny i trochę też wiedział to dlatego, że ojezuchryste, jak bardzo go bolało. Na szczęście Karol miał… nie, nie lekarza. Przyjaciół Karol miał. I wiecie, Karol tak leży i przychodzi jego sąsiad Mirosław, i mówi: „cześć, Karol, co słychać?”, a Karol mówi: „a wiesz, Mirek, dość słabo, krwotok wewnętrzny mam, wstać nie mogę”, a Mirek na to mówi, że „wiesz, Karol, ja miałem kiedyś taką koleżankę…”. Bo wiecie, wszystkie rzetelne dyskusje merytoryczne tak się właśnie zaczynają w naszym kraju – od tego, że ktoś miał kiedyś taką koleżankę. No i Mirek miał kiedyś taką koleżankę i ona miała koleżankę, i ta koleżanka czytała w gazecie, że na krwotok wewnętrzny to najlepsze jest jedzenie orzechów, bo one mają dużo takiego czegoś, aminokwasu czy tam innej witaminy, co to nikt z nas nie wie, co to jest, bo ma bardzo długą nazwę, więc na pewno działa. I wiecie co? I Karol zjadł orzecha. I umarł.
Głupi ten Mirek, nie? Człowiek ma krwotok wewnętrzny, a ten mu sugeruje zjedzenie orzecha. Niemniej to jest historia prawdziwa i takich historii codziennie wydarza się mnóstwo. To jest historia o ludziach ciężko chorych, którzy otrzymują dobre rady, by jeść orzechy, wziąć się w garść, nadać sobie indiańskie imię (to Beata Pawlikowska) albo „mówić do siebie fajnymi głosami” (to Mateusz Grzesiak).
O człowieku z epizodami maniakalnymi, któremu poradzono kupić sobie psa i chodzić z nim na spacery, to wyzdrowieje.
I tym, któremu po dwóch latach bezsenności wyjaśniono, że musi po prostu jeść więcej orzechów, bo koleżanka to ma koleżankę, co po orzechach lepiej śpi.
No i oczywiście – klasyk gatunku – tych wszystkich, którzy leżą w łóżku z depresją, zamiast po prostu wziąć się w garść.
Przecież w gruncie rzeczy, jak się nad tym pomyśli, to zaburzenia psychiczne to taki trochę krwotok wewnętrzny dla emocji i rozumienia. Niewidoczny dla innych, bardzo bolesnych, czasem śmiertelny. Nie zawsze musimy wiedzieć, co powiedzieć, ale warto zawsze pamiętać, czego nie.
Dziś Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Pamiętajmy o tych, dla których to nie jest tylko notatka w kalendarzu. I dla których ta walka nie skończy się dziś równo o północy.
mrsemh
23 lutego 2020 o 16:10Ja cie kocham Janina , jestes cudownie pluszowym czlowiekiem. Dziekuje za ten tekst
Człowiek
23 lutego 2020 o 16:19We wtorek zaczynam terapię, jestem matką dwójki, żołnierzem, może stracę pracę, może zyskam zdrowie. Nie wiem.
anrudakita
23 lutego 2020 o 17:54Najbardziej idiotyczne co ja kiedyś usłyszałam to tekst koleżanki kiedy to opowiedziała znajomemu jak to jej w życiu ciężko i źle a on jej na to, że ojej, że Ty nie wpadłaś w depresję to aż dziw, na co ona podsumowała: no dałam radę i udało mi się nie wpaść. Wtf?! Kuźwa od kiedy to chorzy na depresję, stojący na skraju zdrowia i choroby decydują, że ok, dam radę, trochę się wysilę i nie skończy się to depresją? No ja pierdolę.
Wisienką na torcie jest to, że takie coś usłyszała też osoba z depresją. Tadam! :/
Justyna
23 lutego 2020 o 20:24No totalnie. 😀 Ja to kiedyś sobie tak usiadłam, pomyślałam i sobie postanowiłam, że od dzisiaj mam depresję, bo to tak super z tą depresją jest.
zapchlona.delphi
23 lutego 2020 o 20:39Najgorzej, kiedy zjeść orzecha radzą osoby, które powinny pomóc. Wręcz osoby, bez których żadnej pomocy się nie otrzyma. Przez dobre 6 lat słuchałam, że mam się wziąć w garść, że ona (mama) przecież miała gorzej, że to przez te moją koleżankę, co to ubiera się jak szatan w czarny kolor, że powinnam zaprzyjaźnić się z kimś innym, lepszym, wesołym, że ten internet odłączy, że mam pójść na imprezę, ale oczywiście tylko do kogoś fajnego, że co ludzie powiedzą, że mam nie chodzić w długim rękawie, a może jednak nie, może jednak powinnam TO zakryć, TO moje ciało, które BYŁO takie ładne, bo przecież już nie jest. A w kontrze był tata, który siedział cicho i próbował pomóc, zabrał do lekarza. A ten lekarz znowu był na złość JEJ, bo co ludzie powiedzą, bo ja się wyprowadzę, a ona zostanie z językami. I w ten sposób, po 11 latach, nadal walczę, z cudowną partnerką u boku, wśród zwierząt, którym już nie dzieje się krzywda, w pracy, która ma sens. I dopiero od kilku lat przypominam sobie powoli jak się żyje i po co, i jak to właściwie jest mieć siłę, żeby rano umyć zęby.
Ewa
24 lutego 2020 o 08:07Janina prawdę Ci powie ❤️