Ta definicja, której uczono nas w szkole, że rodzina to podstawowa komórka społeczna, to jest najdoskonalej skonstruowana wydmuszka wszechświata. Wiecie, taki zlepek mądrych słów, które tak naprawdę nie przewodzą żadnego znaczenia, nie powodują żadnego łaskotania w emocjach, które ja odczuwam za każdym razem, gdy myślę o swojej rodzinie – czyli o dwóch osobach i trzech kilo puchatego kota, bo już od dawna nie mam potrzeby, by się komukolwiek tłumaczyć z braku niemowlaka.
Zdecydowanie zbyt wiele osób musi się obecnie tłumaczyć, że kocha nie tak jak trzeba – bo ta sama płeć, bo zbyt różny wiek, bo odmienne pochodzenie i inny odcień skóry, bo brak pieczątki urzędnika stanu cywilnego, bo brak dziecięcych klocków na podłodze albo wręcz przeciwnie – zdecydowanie ich za dużo. I nie chcę słyszeć argumentów o biologii, naturalności i tradycji, bo to jest zupełnie tak, jakby ktoś próbował mi wmówić, że nie mogę kochać swojego puchatego kręgla, albowiem ma złe umaszczenie sierści, wszyscy wiemy, że naturalnym jest kochanie burych kotów o prążkowanych brzuszkach.
Mój pies umarł już tak dawno temu, że zapomniałam, jak bardzo można kochać zwykłe zwierzę. A gdy te pluszowe łapki tłuczą kolejną, niezliczoną już szklankę, gdy wchodzą tam, gdzie nie trzeba i koniecznie muszą zawiesić się na tym obrazie i bezwzględnie o trzeciej nad ranem, to ja zawsze powtarzam, że on nie jest niegrzeczny, on po prostu jest kotem. I chodzi na tych swoich wiecznie podekscytowanych łapach, i ciągle daje prowokować tym przedmiotom cynicznie stawianym na szafkach, co tak wspaniale spadają popychane łapą, a wieczorami zwija się w puchatego precla i burczy jak traktor. Kocham te moje dwie osoby i dwa koty tak bardzo, że czasem się boję, że już więcej uczucia się we mnie nie zmieści. To jest mój prezent na szóstą rocznicę ślubu – takie oszałamiające poczucie, że nic mi nie wyszło w życiu tak bardzo, jak ta moja rodzina.
Bo ostatnio zachorowałam, skutkiem czego częściej niż zwykle się bałam. A wiecie, dla rzeczywistości to nie ma żadnego znaczenia – nawet ludzie pokruszeni jak paczka herbatników muszą tak samo kasować bilety, płacić podatki, być uprzejmi w sklepach, podpisywać umowy, śmiać się na spotkaniach. I wtedy odkryłam, że jest w tych dwóch osobach i dwóch kotach coś znacznie ważniejszego, coś co jest punktem wspólnym wszystkich pięknych rodzin, bez względu na ich formę – tych wyłożonych dziecięcymi zabawkami i tych obtoczonych w psiej lub kociej sierści, tych uznawanym prawnie i tych wciąż niestety nie. Rodzina to nie jest podstawowa komórka społeczna. Rodzina to jest taka przestrzeń, gdzie już nie musisz być dzielny.
To znaczy: taką powinna być. Ale gdy zawodzi, to jest trochę obowiązkiem nas wszystkich, by spróbować ją zastąpić, wyłożyć folią bąbelkową rzeczywistość tych, którzy są chwilowo trochę bardziej krusi. Dziś Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Pomyślmy o tych, dla których ta walka nie skończy się równo o północy. Nigdy nie mówmy im: „weź się w garść”, „wymyślasz”, „inni mają gorzej”. Powiedzmy: „hej, jeśli potrzebujesz – jestem”.
Nie zawsze w takich sytuacjach musimy wiedzieć, co powiedzieć. Ale zawsze musimy pamiętać, czego nie.
meveris
23 lutego 2021 o 09:39Jeszcze pół roku temu było nas dwa ludzia plus dwa koty. Od wrześnie jest nas o jedną głupiutką, słodką puchatość mniej a Jaśniekotość, który z nami pozostał ewidentnie osuwa się w starość i chorość. I trudno być dzielnym, trudno znaleźć wystarczającą ilość folii bąbelkowej i waty cukrowej, żeby ponakrywać te wszystkie puste miejsca i te wszystkie strachy, które jak cień wiszą nad naszym kocim staruszkiem. Życie bywa złe i złośliwe jak rzepy wczepione w ukradkiem wykradziony angorowy sweter mamy (ależ mi się wtedy dostało). Miewa jednak momenty a właściwie MOMENTY. I dla tych rozbłysków dobra, radości i puchatości warto przynajmniej próbować wyciągnąć głowę spod poduszki. W każdym razie póki co wystarcza i pomaga. A Tobie Janino i wszystkim tym, którym czasem futerkości/słońca/dotyku/dobrego słowa czasem brak – ściskam was wszystkich i przytulam.
Z.
17 marca 2021 o 22:58Dziecko w rozwoju prenatalnym, w czwartym miesiącu ciąży, waży ok.100g. To tyle, co świeżo narodzony kociak. 😊
Nebthtet
23 lutego 2021 o 17:17Chyba piękniej nie można było tego napisać. Nie wiem czemu ostatnio (albo tak było zawsze, a tylko przez ostatnie lata to zaczęłam widzieć bardziej?) w naszym kraju wielu ludzi tak bardzo usiłuje na siłę układać życie innym. Co gorsza totalnie ignorując, czy potencjalne cele układania sobie tego życzą.
I ogromne dzięki za działanie na rzecz ludzi z depresją, wielu z nich nie ma sił ani wiedzy jak o siebie zawalczyć, wiecznie widzi się te bzdety typu “no to może nie bądź smutny/a”, albo “uśmiechaj się więcej”. Za mało jest “dzięki, że jesteś”.
Moja kocica też już jest nastolatką i niestety widać, że to już nie jest ta kulka skacząca jak pingpong po całym domu. Ale póki co jest i cieszę się, że możemy się wzajemnie obdarzać naszym towarzystwem. Ale znam ten strach, jak łazi i dziwnie sapie, czy kaszle. Czy na coś nie jest chora, czy coś się nie dzieje…
Dużo zdrowia i samych puchatych dni.
Marysia
18 marca 2021 o 13:23Przepiękny wpis, bardzo mnie boli to, że jest tak mało ludzkiej empatii i miłości w otaczającym na świecie. Czekam na kolejne wpisy!
Barbara
19 marca 2021 o 18:44Bardzo wartościowy wpis 🙂