Najlepiej to było, jak kiedyś wyjaśniłam swojemu mężowi zawiłą etymologię słowa “nazwisko”, bardzo szczegółowo i bardzo poważnie tłumaczyłam mu, że kiedyś, za czasów średniowiecznych, ludzie wieszali na drzwiach swoich chat takie ozdobne drewniane tabliczki, i te tabliczki to miały taką ładną, staropolską nazwę – “zwisko”. A potem tych ludzi zaczęło przybywać i zaczęły się kłopoty, na przykład raz Siemowita poniósł melanż na zimowym staniusłońca, w drodze powrotnej chałupy pomylił i obudził się nad ranem w stodole Borzymira spod piątki, co żona sąsiada nawet całkiem zrozumiała, ale jego krowa to do dziś ma żal.
No i wtedy ci mili ludzie wymyślili – tłumaczyłam Wojtkowi z pełną powagą – że zaczną na tych zwiskach zapisywać swoje imiona, by łatwo było odróżniać chałupy i żeby żaden kurier już nigdy nie dostarczył żadnej kozy do sąsiada, zamiast pod wskazany adres. I tak zaczęli zapisywać, a że oni te imiona zapisywali NA tabliczkach zwanych ZWISKAMI, no to tak powstało NAZWISKO, logiczne – coś napisanego na zwisku.
Mój boże, ale Wojtka ta historia podjarała, wszystkim ją opowiadał, wszystkim się chwalił swoją świeżo zdobytą wiedzą z dziedziny językoznawstwa, a z ziemniaków przy obiedzie rzeźbił podobiznę Bralczyka. I ten czas, który upłynął od momentu, w którym mój mąż dowiedział się o średniowiecznych zwiskach, do tego, kiedy to powiedziałam mu, że wszystko to wymyśliłam, to był totalnie najlepszy tydzień mojego życia.
A wiecie kiedy mój mąż miał najlepszy czas swojego życia? Wtedy, gdy wróciłam kiedyś z basenu z pełnym przekonaniem, że oto nalała mi się woda do mózgu i przez to bardzo słabo słyszę, kilka dni chodziłam po tym łez padole jakby w niedosłuchu, świat mi się jawił jak wygłuszony setką materacy, a słodki głos mojego męża docierał do mnie ciągle w niepełnym wymiarze decybeli, co miało sens, biorąc pod uwagę, że przez cały tydzień Wojtek mówił do mnie szeptem, żeby wmówić mi, że niedosłyszę.
I wiecie co? Czasem to sobie myślę, że jednak wolałabym go nie słyszeć, to by mi oszczędziło bardzo dużo czasu. Na przykład tę godzinę dzisiejszego dnia, którą spędziłam na googlowaniu w jaki sposób należy skopiować internet na komputer, bo mąż mi wmówił, że jak ściągnę internet na dysk, to mi filmy na jutjubie będą szybciej chodzić.
Joanna
28 listopada 2018 o 23:08Janina, sprawiasz, że każdy moj dzień zaczynam z uśmiechem ? dziękuję!!!
drwal78
28 listopada 2018 o 23:31Ja kończę z uśmiechem. Również dziękuję!
kolorowy blog
29 listopada 2018 o 11:29Cudnie! Musze tez moj internet na dysk skopiowac, bo mi sie ciagle YT zawiesza…. :)))))))))))
Milena Krecisz
29 listopada 2018 o 13:21A ja Ci juz zaczynalam wierzyc….
Ewelad
29 listopada 2018 o 18:11Czytam od dawna, uwielbiam, a historię o nazwisku łyknęłam bez przepitki?
Magdalena
8 lipca 2019 o 20:32Właśnie wpadłam z Wyborczej na Twojego bloga, czytam po kolei wpisy na głos i oboje z mężem płaczemy że śmiechu. Jesteś boska!
Miśka
29 listopada 2018 o 23:51padłam;D
Niedługo zmieniam ‘ zwisko” więc przeczytałam narzeczonemu ten wpis;D:D
BOGUSIA
29 lipca 2022 o 05:57O ludzki losie.
Uwierzyłam od pierwszego słowa. W zasadzie to wierzę nadal i nie wydaje mi się, żebym mogła przestać, nawet po wyjaśnieniu, że fakty 😁 są zmyślone. Przyjmuję historię za żywą, przekonałaś mnie, że prawdziwą.