Supermarket z równością

Albo gdyby istniał taki supermarket z równością. Każdy mógłby sobie dodać do koszyka to, co mu się podoba i zostawić na półce rzeczy mu niemiłe – równość ze względu na kolor skóry, to a owszem, poproszę, ale ta dla osób transpłciowych, to niekoniecznie, dziękuję.

Kto wie, może udałoby się też trzasnąć promocję, że dwa prawa człowieka w cenie jednego albo 50% rabatu na każdą kolejną inkluzywność dla mniejszości, na które łaskawie zgodzimy się jako panująca większość. Czy nie, czy to tak nie działa, czy może jednak rzeczywistość to nie sklep monopolowy, z którego możemy wybrać sobie tylko to, na co mamy ochotę. Czy może, gdy słyszę zdanie „popieram społeczność osób LGBT, oprócz literki T”, to mam ochotę krzyczeć, że gdzieś coś bardzo poszło nie tak w naszym rozwoju jako ludzkość, skoro uzurpujemy sobie prawo do decydowania, kto zasługuje na szacunek, a kto jednak nie. Wybieramy sobie kolory tęczy i literki jak cukierki w paczce, jak gdybyśmy decydowali o smaku na języku, a nie o ludzkim życiu. Komu przynależne jest bezpieczne, pełne miejsce w świecie, a kto musi poczekać na swoją kolej i przychylność tych, którzy mieli szczęście urodzić się po – według niektórych – właściwszej stronie świata.

Nie zgadzam się na to. Nie zgadzam, bo znam się na wzorach matematycznych, ten na pełną równość jest w sumie bardzo prosty – dodawać prawa, mnożyć bezpieczeństwo, nikt poza nawiasem. Bez jednej literki nie sposób napisać żadnej opowieści.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *