Klub Seniora i chłosta od kierunków świata

Nie mając większego wyboru, postanowiłam wbić do pobliskiego Klubu Seniora niczym labrador w liście.

Podjęłam tę decyzję jako człowiek, którego dokumentacja medyczna zaczęła się mieścić jedynie w segregatorze, który to segregator wielkości słusznej stał się w pewnym momencie kolejnym wytworem człowieka widocznym z kosmosu. I jeszcze przez chwilę wydawało mi się, że w tym Klubie Seniora, to mnie będzie się należała korona prymusa zrobiona z papieru do bingo, ale to było zanim mój mąż mi wyznał, że ma obecnie w życiu dwie pasje: pielęgnacja drzewka bonsai i kupowanie kurczaka.

No więc dobrze, skoro już i tak nie miałam co robić, albowiem mój mąż akurat oglądał witrynę w mięsnym z namaszczeniem godnym obcowania z Rembrandtem, to spakowałam swoje wyniki badań na taczkę, a następnie udałam się do lekarza. Ale byłam z siebie zadowolona, ale się czułam niczym bawół afrykański przemierzający z godnością afrykańską dżunglę, a w tej metaforze konieczność organizacji dokumentów jest dżunglą, a dostojny bawół symbolem niezłomnością mojego charakteru. No, a jak już dotarłam gdzie trzeba, to wyjęłam te wyniki, a ten miły lekarz spojrzał na wydruk, spojrzał na mnie, jeszcze raz na wydruk, jeszcze raz na mnie, w końcu całkiem trafnie postawił diagnozę:

– Ale przecież pani ma wszystkie kończyny.

Dobra tam, kto nigdy nie przyniósł lekarzowi wyników badań swojego kota zamiast swoich, niech pierwszy rzuci kocimiętką.

I sumie spoko, że zdziwienie w tym lekarzu to wzbudziła niepasująca do opisu liczba kończyn, a wcale nie to, że tam było napisane jak byk: „Imię pacjenta – KARTOFEL”. W każdym razie ja mówię, że proszę pana, faktycznie kończyny to akurat wszystkie mam (a wiecie czego w tamtym momencie nie miałam? GODNOŚCI), a on mówi, że no właśnie, bo tu jest napisane, że pacjentowi brakuje kończyny lewej przedniej, a ja przecież trzymam w niej długopis, a ja mówię, że to akurat jest prawa ręka, acz nie powiedziałam tego z jakąś wybitną pewnością, jako człowiek, który zna się na różnych stronach i kierunkach na tyle, że jak mi GPS mówi, że mam kierować się na południowy wschód, to ja natychmiast na środku tego chodnika muszę wyciągać kompas, busolę i jeszcze taki gigantyczny cyrkiel do kreślenia mapy.

No więc on mówi, że to lewa ręka, ja mówię, że prawa. Mierzymy się wzrokiem. Ale nie tak, jak gepard się mierzy z antylopą, a raczej jak dwa koty liżące szybę i próbujące zrozumieć rzeczywistość, w której się znalazły. Dobra, myśli. Patrzy. Analizuje. W końcu podjął decyzję: „faktycznie to jest prawa!” – ucieszył się niezmiernie. A potem ucieszył się jeszcze bardziej, gdy dotarło do niego coś jeszcze:

– Widzi pani, mogło być gorzej – wyjaśnił –

…mogłem być chirurgiem.

3 komentarze

  1. drwal78

    16 lipca 2021 o 14:54

    A o co chodzi z tym klubem seniora, bo nie zajarzyłem. Może też byłbym zainteresowany, bo dokumentację medyczną również przechowuję w segregatorze aktualnie. Kota nie mam, więc byłoby może łatwiej?

    Odpowiedz
  2. Olga M.

    22 lipca 2021 o 16:28

    Dzień dobry Janino!

    Czyżbyś starała sie o rentę?

    Pozdrawiam słonecznie.

    Odpowiedz
  3. bila

    22 kwietnia 2024 o 14:07

    Ja ja Cię rozumiem! Otóż dzisiaj postanowiliśmy z mężem ćwiczyć pilnie rano. Sięgnęłam na YT, wybrałam. Ćwiczenia dla seniorów. Zmachaliśmy się… Mąż prosił, żeby nikomu nie mówić, że to ćwiczenia dla seniorów były. Ale jak tu wpisuję, to się chyba nie liczy, co?
    Pozdrawiam ciepło

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *