Mój pies był najlepszym mi trenerem od szczęścia. Tyle było radości w takim jednym psie, tyle logiki ile łat na futrze; jeżeli coś swędzi – trzeba się podrapać, ze spaceru się wraca, lecz będzie następny, gdy coś denerwuje trzeba to obszczekać i nie da się ukryć machania ogonem. Czasem siadywałam na tarasie, pies przychodził. Pies przychodził i ja od razu widziałam, że ma w tej psiej głowie jakiś dobry Plan, wszystkie łaty mu się trząsły aż z tej ekscytacji, następnie zaczynał: kładł się na trawie, przewracał na bok, na drugi bok, jeszcze raz na ten pierwszy, turlał zawzięcie, podrapał pysk trawą, dwa razy szczeknął na wróbla, niech wie kto tu rządzi, wstawał, otrzepywał się, bardzo był zadowolony. A ja bardzo lubiłam go wtedy obserwować, bo to właśnie nazywałam krótkim seansem szczęścia.
No chyba, że znacie kogoś, kto byłby w stanie podrobić taką radość.
Dziś mam więcej trenerów od szczęścia, cały sztab szkoleniowy. Mają po kilka lat i kurtki z muchomorkiem, mają kolorowe wzory na kaloszkach wielkości mojej dłoni. Brakuje im tchu z radości, gdy trzeba kolorować tygrysa, a każdy spacer budzi tysiące dziecięcych instynktów – można śledzić wiewiórkę, ułożyć z liści obrazek, schować w niewielkiej rączce kilka śmiesznych szyszek. Kasztan wrzucony w kałużę to najśmieszniejszy dowcip świata, a z pudełek po jajkach zrobimy robota. Mam najlepszych trenerów codziennych, małych szczęść i biorę udział w intensywnych lekcjach. Mijam przedszkole codziennie w drodze do pracy i zawsze daję sobie dodatkowe pięć minut na to, by ich popodglądać, czegoś się nauczyć.
Ja dziś chciałam właśnie o tym – jak mnie nauczono.
Jakiś czas temu przeczytałam u siebie na stronie komentarz Justyny, która napisała mi, że ma czteroletnią córkę, która kocha foki. Rysuje foki, czyta o fokach, śpi z pluszowymi fokami, a w przedszkolu wszystkie dzieci mówią do niej “Foka”, bo tak im kazała ❤️. Napisałam do Mamy Leny i okazało się, że jej córka jest przecudowna, jest taką miłośniczką fok, ale to taka miłośniczką, że ja przy niej to jestem taki byle jaki fanatyk. Poznawałam Lenę i trochę oszalałam z radości, dostawałam zdjęcie kilkuletniej dziewczynki śpiącej wśród całego stada pluszowych fok, a nad nią wisiało ogromne zdjęcie foki i zegar z foką, a na półce leżała książka “Sekretne życie fok”, mój boże, ile miłości do tych obłych stworzeń, to było takie rozkoszne, że tylko przez chwilę byłam zazdrosna, że Lena ma piękniejsze pluszowe foki ode mnie.
Lena była szalenie zajętą sześcioletnią dziewczynką. Pisała książkę o fokach.
Projektowała im telefony komórkowe.
Starała się edukować świat co do ich środowiska naturalnego.
I ja oglądałam te wszystkie obrazki, i tak strasznie się śmiałam, więc siłą rzeczy w pewnym momencie nie miałam żadnych wątpliwości, że moja czapka z foką, nowiutka, nieśmigana, użyta tylko raz do filmu, ma gdzieś tam w świecie godnego właściciela.
I zapakowałam Lenie czapkę, list od Królowej Fok dołączyłam, a musicie wiedzieć, że napisanie tego listu było bardzo skomplikowane (bo foki nie mają palców, więc im się ciężko długopis w płetwach trzyma), i wysłałam, to było proste, nie wymagało ode mnie żadnego wysiłku. A w zamian dostałam, no cóż, w zamian Lena mnie zawstydziła.
Bo to był bardzo niedobry tydzień, jakoś tak nic mi nie pasowało, dużo rzeczy drażniło, mało cieszyło, żadnych seansów szczęścia. Taka byłam jak ten nieszczęśliwy hipopotam z bajki, któremu za skórę weszła ziarenko piasku i cały czas go uwierało. Tak sobie krzyczałam na męża, złościłam na siebie, wszystko było nie tak. A potem dostałam wiadomość, że Lena dostała paczkę.
Że dostała paczkę, ale bardzo długo wcale jej nie otwierała, bo była zbyt zajęta umieraniem z radości nad takim zwykłym obrazkiem, który naszkicowałam na szybko i byle jak, mazakiem na kopercie. I oszalała ze szczęścia nad tym obrazkiem tak bardzo, że natychmiast wycięła go z koperty na pamiątkę i dorysowała foce przyjaciółkę. Oszalała z radości nad obrazkiem, wycięła go z koperty. Dopiero potem otworzyła prezent.
Jak tam, okropnie dorośli ludzie – kiedy Wy ostatnim razem umarliście z radości nad zwykłym rysunkiem naszkicowanym na brunatnej kopercie?
Lena MadHatter
15 stycznia 2017 o 16:11My umarliśmy nad rysunkiem na kopercie jakoś tak w 1994 lub 1995 😉
teraz już mało kto wysyła pocztą…
Lena, no! ♥
JaninaDaily
15 stycznia 2017 o 21:49Ja mam takiego kolegę, w moim wieku, który rok rocznie wysyła nam kartkę na święta. UWIELBIAM TO. Samej mi to nigdy nie wychodzi i wcale nie jestem z tego dumna, bo dostawanie listów jest takie czadowe!!!
ushii
19 stycznia 2017 o 13:08No co wy, jakie mało kto. Ja robię sama kartki i wysyłam do wielu osób, i tak jak ja jest całe mnóstwo! Ehm… Janina masz sporo wielbicieli w tych kręgach kartkujących, więc myślę, że mogłabyś zostać zasypana kartkami jakbyś chciała 😀
JaninaDaily
24 stycznia 2017 o 12:22To jest świetne jak ludzie robią i wysyłają kartki! Ostatnio dostałam prawdziwy list. PAPIEROWY. Prawie umarłam z radości!!!
Aga/@agnesonthecloud
15 stycznia 2017 o 16:25Usmarkałam się.
JaninaDaily
15 stycznia 2017 o 21:48Potraktuję to jako komplement! 🙂
Aga/@agnesonthecloud
16 stycznia 2017 o 07:32Tak właśnie:))
Grazyna Talebe
15 stycznia 2017 o 16:39Codzienne cuda 🙂
JaninaDaily
15 stycznia 2017 o 21:48Takich trzeba wypatrywać!
Ruda Blondynka
15 stycznia 2017 o 21:29Wyżło-radość jest niepodrabialna. NEVA. A to przewracanie na bokach w trawce zwykliśmy nazywać ‘robieniem konika’. Agencik, czyli Prezes, którego zdjęcia widziałaś, też tak robił. Wyżły są najwspanialsze…
Uwielbiam małe rzeczy. Rysunek czy śmieszny dopisek na kopercie (mój listonosz musi mieć ze mnie niepojętą bekę, przysięgam), sprawiają mi przeogromną radochę. Przy kluczach od samochodu mam zawieszkę-sowę zrobioną ręcznie przez jedną z moich przyjaciółek. Lata ją mam. I za każdym razem serducho mi rośnie. I moja psia trenerka radości, która po 5x dziennie podtyka mi zabawki…
Małe rzeczy są najpiękniejsze (choć przyznam, nie pogardziłabym wygraną w totka ;)).
Ściskam Janino! :*
JaninaDaily
15 stycznia 2017 o 21:47Potwierdzam, Wyżły są najdoskonalsze! Trochę się uśmiechałam, czytając Twój komentarz, bo… ja też tak mam! Kolekcjonuję drobiazgi, co nie ma absolutnie żadnego sensu, bo tylko się kurzą, ale taką mam słabość. Zawsze rysuję komuś coś na kopercie. Przy kluczach mam pluszową fokę z dublińskiego ZOO, którą kupił mi Wojtek 8 lat temu, kiedy jeszcze nawet nie byliśmy razem.
Naxster
16 stycznia 2017 o 17:19Ja to nieśmiało chciałem powiedzieć, że małe rzeczy są może i piękne, ale są tez tacy co wolą trochę wieksze…
Ale małe drobinki szczęścia w istocie są najpiękniejsze, bo są czyste. Nie zmienią się już, nie zabrudzą. Jak iskry świecą jaśniej niż lampy z powodu kontrastu.
Ruda Blondynka
16 stycznia 2017 o 19:40Duże rzeczy też są potrzebne każdemu. Do do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Myślę, że bardzo smutne jest to, że wiele osób zapomina w tym poszukiwaniu wielkich rzeczy, o tych malutkich. I tak naprawdę chyba to jest to, czego w mojej pogoni za marzeniami chciałabym uniknąć 🙂
Karolina
15 stycznia 2017 o 21:43Ja tam nie wiem, ale ostatnio się wszystkim znajomym pochwaliłam i 3 dni cieszyłam, że dostałam paczkę z sową obok znaczka. Może i nie foka, ale też istota żywa…
JaninaDaily
16 stycznia 2017 o 21:04Zwierzątka na kopertach są najlepsze! Zawsze rysuję!
Karolina
16 stycznia 2017 o 21:30To po otrzymaniu listu od Ciebie pewnie bym i tydzień w rezonans wpadała:D
Barbara
19 stycznia 2017 o 16:50Janina, zapłacę każde pieniądze za podręcznik do statystyki z fokami. I z innymi zwierzątkami. Uczyć się matmy przestałam w gimnazjum, ale wierzę, że jest dla mnie nadzieja, a ta nadzieja nazywa się Janina, człowiek-hybryda pół David Attenborough, pół rozkład z próby (nie pytaj jakiej, próby życiowej najpewniej).
JaninaDaily
24 stycznia 2017 o 12:19Ja też marzę o takiej książce! Statystyka na zwierzątkach! Regresje na mrówkojadach, ANOVA na fokach, rozkład t-studenta na wymiarach wielorybów!
Barbara
26 stycznia 2017 o 15:24to co, moze jakis crowdfunding? na pewno nie jestem sama z takim pragnieniem:).
Nebthtet
28 stycznia 2017 o 01:35Znalazłam w internetach biedactwo, które jest nieszczęśliwe bo nigdy nie będzie foką. 🙁
https://i.imgur.com/u8G5qdr.jpg
JaninaDaily
28 stycznia 2017 o 14:04Wojtek mi to wczoraj wysłał jak byłam w robocie, pół dnia się śmiałam!!!!
Nebthtet
28 stycznia 2017 o 15:14Cieszę się, że się spodobał 😀
Anna Sarra Virssi
28 stycznia 2017 o 18:07Chyba właśnie zrozumiałam dlaczego mimo różnych nieszczęść nadal jestem bardzo szczęśliwą osobą. Ja umieram nad wszystkim. No może prawie wszystkim. Nad sms-em od psiapsiółki, nad ładnymi widoczkami a jak mam dobry dzień to nad ponurymi widoczkami też umiem się pozachwycać. Rysunkami na kopertach i na pocztówkach zachwycam się absolutnie zawsze! I co mnie unieszczęśliwia… ? Próba bycia dorosłym… Zdecydowanie dorosłość nie jest nieszczęśliwszą stroną mnie xD
Ekwipartycja
7 maja 2017 o 23:57Tak czytam i czytam, i tak się uśmiecham do siebie, bo ja to mam jednak szczęśliwe życie. I to całkiem trwałe życie, biorąc pod uwagę to jak często umieram z radości. Taką mam koleżankę, co śpiewa, ale to tak ładnie śpiewa, że aż śpiewa tak zawodowo, na scenie. I ja umieram za każdym jak ta koleżanka śpiewa. I ta koleżanka mi dała taki piękny świecznik w tęczowe motyle, i jak na niego patrzę, to też umieram. I do tego jest taka ohoho zabawna, że jak tylko coś mówi, to umieram ze śmiechu, nawet jeżeli to jest „Cześć”. I wysyła mi dużo śmiesznych filmików o zwierzątkach, a wtedy obydwie umieramy z radości. I generalnie mam w swoim otoczeniu tyle takich ładnych i śmiesznych, i mądrych, i miłych ludzi, że jakby ich wszystkich zebrać w jednym miejscu, to moglibyśmy śmiało sąsiadować z krajem #DrużynyJaniny. Ale wtedy wymagałoby to ode mnie biegania przez granicę z jednego kraju do drugiego, bo chciałabym być w obydwu krajach na raz, a to duże poświęcenie by było (chociaż przy mojej obecnej tendencji do puchnięcia na widok jedzenia zaraz biegania wymagać nie będzie)…