Halloween życia codziennego, czyli najstraszniejsze wynalazki dorosłego życia

Wracam sobie ze sklepu z trzema kilogramami czekoladowych batoników i niektórzy nazwą to Halloween, a ja nazwę to PMS. No w każdym razie tak sobie szłam z tymi zakupami, a dookoła mnie biegały dzieci przebrane za rzeczy straszne, były tam duchy, zombie i wiedźmy, i niby spoko, ale za najbardziej przerażającą rzecz na tym świecie, to jest za brak mleka do porannej kawy, to żadne z nich się nie przebrało, amatorzy. I ja patrzyłam na te wszystkie całkiem niewielkie wiedźmy biegające po ulicy i tak sobie myślałam, że jaki to jest śmieszny zwyczaj, że puka ci do drzwi banda dzieci przebranych za coś strasznego, a dorośli dają im cukierki, mimo iż w ogóle na to nie zasłużyły, czyli jak w dorosłym życiu, z tym że wtedy rolę dziecka przejmuje urząd skarbowy.

Nie no, serio. Bo ja co prawda dopełniłam wszystkich obowiązków związanych z moją rolą w tym święcie, niemniej wciąż mam w sobie jakieś takie dominujące przekonanie, że to Halloween to jest jedna wielka spirala oszustwa, albowiem te dzieci to jeszcze zupełnie nie wiedzą, że najstraszniejsze, co je w przyszłości może spotkać, to dorosłe życie. Więc tak to sobie wymyśliłam, że może zamiast wieszać sztuczne nietoperze na drzwiach, to stworzymy tym miłym dzieciom taki przerażający poligon pełen zasieków rzeczywistości i na przykład zanim ja jakiemukolwiek dziecku wręczę batonik, to najpierw odgryzę mu 23%, a jak spytają mnie, co robię, to powiem że pobieram podatek VAT. Albo że każę Wojtkowi się schować w krzakach i te dzieci tak irytująco stukać ogromnymi grabiami w głowę, a jak jakiś rodzic się wkurzy i spyta, za co on tak właściwie jest przebrany, to wyjaśni, że za dedlajn. O, albo każemy tym wszystkim dzieciom wejść do takiej ciasnej beczki, a potem wrzucimy do niej trzy stare skarpetki i jednego zgniłego korniszona, i będziemy nimi w sposób niekontrolowany kręcić, i to właśnie będzie, drogie dzieci, wasza poranna droga do roboty w komunikacji miejskiej.

I teraz Wy myślicie, że ja przesadzam, ale ja nic a nic nie przesadzam, na przykład przed chwilą to mnie odwiedziła cała zgraja wiedźm i frankensteinów, zresztą łudząco do siebie podobnych, i niektórzy pomyślą, że to przypadek, a ja pomyślę, że promocja w Lidlu. I wiecie co? Nic a nic mnie nie przestraszyli, nawet mi jeden włos na rękach nie drgnął, nawet nie zakwiliłam z tego przerażenia, zupełnie odwrotnie niż wtedy, gdy wróciłam do mieszkania i boże mój, natychmiast zalały mnie wodospady adrenaliny, życie to mi całe przeleciało przed oczami, a serce to mogę przysiąc, że mi na chwilę w klatce piersiowej stanęło, no bo ja wróciłam do mieszkania, spojrzałam na stół, a tam już na mnie czekało…

połączenie nieodebrane z nieznanego numeru.

***

Oczywiście to wszystko żarty, wszyscy doskonale wiemy, co jest totalnie najstraszniejsze na świecie:

6 komentarzy

  1. Zuzia

    2 listopada 2018 o 21:52

    O! Jak to fajnie, masz na ścianie Pablo z paluchami z paluchów!

    Odpowiedz
    • Janina

      5 listopada 2018 o 13:25

      To jest najlepsza fota!

      Odpowiedz
  2. Krewetka

    5 listopada 2018 o 13:24

    Jeśli chcesz dziecku odgryźć VAT z batonika, to musiałabyś raczej dziabnąć jakieś 18,7% tegoż batonika, a nie 23% 😀

    Odpowiedz
    • Janina

      5 listopada 2018 o 13:24

      Tak, wiem 🙂

      Odpowiedz
  3. Milena Krecisz

    7 listopada 2018 o 13:19

    Życie bez zwierząt to byłby koszmar na bank!

    Odpowiedz
  4. MR

    8 listopada 2018 o 18:12

    Komentuję po raz pierwszy chociaż czytam pd dawna. Przebranie za dedlajn jest… straszne i prawdziwe zarazem.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *