Kowboj lotniskowej rzeczywistości, czyli krótka rzecz o sawła wiwrze

Jeśli chodzi o cele w zakresie mojego własnego rozwoju osobistego, to jestem człowiekiem niewielkich potrzeb – wystarczy, że przejdę przez ochronę lotniskową bez pikania na bramkach i już czuję się jak absolutny mistrz świata. Ja przechodzę i jeśli tylko towarzyszy temu przejściu zwycięska cisza, to krok mi się natychmiast zmienia na dumny i sprężysty, wzrok mam triumfalny, i czasem jeszcze w nawyku głowę lekko schylam i pierś do przodu wypinam, na wypadek gdyby ktoś chciał mi założyć wieniec kwiatów na szyję w dowód uznania, a do piersi przypiąć złoty order z krótką wzmianką: BOHATER.

giphy-17

No i na przykład dzisiaj ja tak to właśnie zrobiłam, że myk myk przez kontrolę bezpieczeństwa, przy triumfalnie milczących bramkach, a musicie wiedzieć, że dziś to było jeszcze bardziej niebezpieczne niż zwykle, bo miałam przy sobie kosmetyki zapakowane w plastikową torebkę o nieprzepisowych rozmiarach (!!!), jak to nie jest YOLO i życie na krawędzi, to nie wiem co nim jest. No więc ja myk myk przez kontrolę i dalej myk myk przez lotnisko, już widzę odpowiednią bramkę, pomykam w jej stronę radośnie i nagle wzrok mój się zatrzymuje, widzę go z daleka. Oto jest. Człowiek, który żyje po to, by innym odechciało się żyć. We wszelkich formularzach wpisuje zawód: szeryf porządku bagażowego i zawsze kaligrafuje te litery własną krwią. Co noc w pamiętniczku szczegółowo notuje liczbę wywołanych przez siebie pasażerskich łez i błagań o litość. W robocie na bank ma ksywę: bestia rajanera. Człowiek, który waży, mierzy, zaświadcza, który pasażer bagaż ma przepisowy, a kto wstąpił na wyboistą ścieżkę mroku i przestępstwa, halo, policja? proszę natychmiast przyjechać na lotnisko, mamy tutaj pasażera ze zbyt dużą walizką. I ja już tego człowieka widzę z daleka, mierzymy się wzrokiem i wtedy ja go tak, słuchajcie, myk myk wymijam, skaczę między cudzymi walizkami jak gazela między baobabami, udało się, myk myk, jestem w samolocie. Ja, istny kowboj lotniskowej rzeczywistości.

Na początku to w ogóle myślałam, że to jest ten dzień, kiedy wygrałam życie, bo trafiłam na miejsce pośrodku takich miłych ludzi, którzy w ogóle nie chcieli ze mną rozmawiać i to w sam raz, bo musicie wiedzieć, że jeśli chodzi o kontakty towarzyskie, to ja jestem taką zimną rybą interakcji społecznych, czyli że niby spoko i nikomu nie przeszkadza, no ale na studniówkę nie zaprosisz. Niemniej moja radość okazała się odrobinę przedwczesna, bo wiecie co jest gorsze od ludzi, którzy chcą z tobą rozmawiać w samolocie? Otóż już odpowiadam: ludzie, którzy w tym samolocie gwiżdżą.

tumblr_m02wpila5u1qjd1y3o6_r1_250

Więc pan obok mnie sobie gwizdał, bo dlaczego nie. Oczywiście wielu ludzi zdenerwowałoby się tą sytuacją, ale to nie ja, ja pomyślałam sobie, że to się w sumie doskonale się składa, bo oto w końcu nadszedł ten moment, kiedy zwróci mi się moje szkolenie z asertywności. Zaczęłam w głowie układać precyzyjny komunikat typu “ja”, zgodny z wszystkimi zasadami sztuki wyrażania własnych emocji, który to komunikat barwnie malował pejzaż moich potrzeb i odczuć związanych z zachowaniem pana, a przy tym czule pielęgnował dobre samopoczucie mojego rozmówcy i pieścił naszą relację opartą na wzajemnym zrozumieniu i szacunku. Choć generalnie to szło mi raczej słabo, bo co prawda ułożyłam sobie w głowie kilka wspaniale asertywnych wersji tego zdania, co to je chciałam wypowiedzieć, niemniej absolutnie wszystkie zaczynały się od: nożeż kurwa mać, człowieku.

Zanim zdążyłam coś wymyślić, pan zasnął. Wiadomo, każdy by się zmęczył gdyby spędził połowę lotu na wkurwianiu innych ludzi poprzez udawanie szpaka. Zachęcona sukcesami na polu wyrażania własnego zdania, postanowiłam pójść w ślady sąsiada, co nie było znów aż tak trudne, bo była szósta rano. No więc zasypiam. Zasypiam i myślę o tych wszystkich ludziach-baranach w samolotach. Mój boże, dorośli ludzie, a podstawowych rzeczy nie potrafią zrozumieć – a to, że jedna sztuka bagażu to jedna sztuka bagażu, proszę pani, a nie że dwie walizki, kufer, komputer stacjonarny i jeszcze stado oswojonych surykatek. Że jak wchodzisz do samolotu obwiązany pętami kiełbasy, to jest to co prawda wyraz luksusu i życiowego sukcesu, ale niekoniecznie spoko dla współpasażerów. Że jak jest napisane, że w bagażu podręcznym nie wolno mieć ostrych przedmiotów to proszę wyjąć z walizki ten sekator, szlifierkę kątową i kawałki tłuczonego szkła. No i tak dalej, i tym podobne.

No i ja tak sobie zasypiam, myśląc o tych ludziach-baranach, aż tu nagle przebudziłam się przestraszona, bo przypomniałam sobie o czymś szalenie ważnym, i teraz obczajcie to; ta szósta rano, cztery godziny snu, budzę się cała w strachu i widocznie znajdowałam się gdzieś daleko na spektrum zmęczenia lub ewentualnie na spektrum bycia kompletnym człowiekiem-idiotą, albowiem ja taka nagle przebudzona szturcham pana obok mnie i zupełnie poważnie, i bardzo uprzejmie, mówię mu:

– Proszę mnie obudzić, gdy będziemy w Lizbonie. Nie chcę przegapić swojego przystanku.

No, to tyle dziś u mnie. Janina. Człowiek, który bał się, że zapomni wysiąść z samolotu.

14 komentarzy

  1. maneruki

    13 września 2016 o 16:56

    Uśmiałam się szczerze 🙂 mąż mój osobisty kiedyś po przebudzeniu z drzemki zapytał mnie uprzejmie: “masz wszystkie swoje części księżniczko?” Także ten, rozumiem mniej więcej. A sąsiad co na to?

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      13 września 2016 o 17:26

      Ha ha, to doskonałe! I co, miałaś wszystkie części? Sąsiad mnie obudził, wysiadłam na właściwym przystanku!!!

      Odpowiedz
      • Anna Tess Gołębiowska

        13 września 2016 o 19:02

        Janina wysiadła na właściwym przystanku, ja w Warszawie wsiadłam do odpowiedniego metra – narodowe IQ ma się dobrze!

        Odpowiedz
  2. Aga D

    13 września 2016 o 20:13

    Znam, z gazet przypadek chlopca ktory do sej narzeczonej pedzil z Niemiec, do Sydney, w Australi, a dolecial… do Sidney w Stanie Montana, US of A, tak, ze ten… obawy co do wlasciwego przystanku nie sa takie calkiem z czapy…

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      14 września 2016 o 10:43

      Ciekawe czy skminił, że popełnił błąd już na lotnisku, czy dopiero jak wyszedł na miasto i nigdzie nie dojrzał kangura.

      Odpowiedz
      • Aga D

        14 września 2016 o 11:00

        dopiero jak sie przesiadal w maly samolocik juz w Imperium (w samej Montanie) zaczal miec podejrzenia, bo przeciez do Oz mozna i przez USA leciec… http://www.nbcnews.com/id/16389973/ns/us_news-weird_news/t/australia-bound-tourist-ends-montana#.V9kfezUYEq8

        Odpowiedz
        • Anna Tess Gołębiowska

          15 września 2016 o 18:26

          Przypomniał mi się kurier, który do Lubiany (w Polsce, taka cudowna fabryka ceramiki tam jest) przyjechał z paczką i nie mógł znaleźć adresu. A nie mógł… Bo paczka była do Lublany (pisanej czasami Ljubljana, stolicy Słowenii). I nigdy nie wiem, czy bardziej mi żal biednego kuriera, który zapierdzielał przez pół Europy, czy zastanawiam się, jakim cudem nikt po drodze nie zainteresował się paszportem…

          Odpowiedz
          • Aga D

            15 września 2016 o 19:37

            zalezy skad wysylane, bo jak na przyklad ze Szczecina to nie tak najgorzej 😀
            tylko sie nadawca mogl cokolwiek zdziwic, ze mu tak tanio ta przesylka kurierska wyszla do tej Slowenii 😉

          • Anna Tess Gołębiowska

            15 września 2016 o 23:25

            Z Ukrainy chyba.

          • Aga D

            16 września 2016 o 08:24

            No to wszystko jasne 🙂 gdzie ktos sie rabnal przy wklepywaniu w system i poszlo d ozlego kraju 🙂 Nie wiem jak kiedys, ale teraz intensywnie sledze kurierskie trasy i blad na wstepie korygowany juz nie jest, bo wszystko z tych kotów w paski zczytuja 🙂
            Kolega przez chwile pracowal w takiej firmie, co sie im wysylalo swoje spluniecie, a oni badali DNA i generowali program cwiczen czyli jak zrobic miesniaka z kurczaka. No i raz zamiast spodziewanej probowki ze splunieciem, dostali film zglaszany na konkurs w Cannes. Do dzis nie wiemy czy probowka ze splunieciem cos wygrala 😉

  3. Obserwator

    14 września 2016 o 14:03

    Następnym razem weź kompa i po starcie uruchom go z odliczaniem na ekranie, np takim: http://praktykatrenera.pl/minutnik-w-powerpoint-odliczanie-czasu-na-szkoleniu/zegarek3_plain-2/. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że się współpasażer ze*ra ze strachu:)))

    Odpowiedz
  4. Natalia Jaranowska

    5 października 2016 o 20:17

    “a nie że dwie walizki, kufer, komputer stacjonarny i jeszcze stado oswojonych surykatek.”, “Że jak wchodzisz do samolotu obwiązany pętami kiełbasy, to jest to co prawda wyraz luksusu i życiowego sukcesu, ale…”. Jak zawsze do porannej kawy, jak zawsze dzięki!

    Odpowiedz
    • JaninaDaily

      7 października 2016 o 20:18

      Dzięki, Natalia, cieszę się, że Cię nie tylko rozbawiłam, ale i nauczyłam czegoś o życiu – mam nadzieję, że od dziś dumnie chodzisz po ulicy z pętami krakowskiej suchej na szyi!!!

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *