Ta definicja, której uczono nas w szkole, że rodzina to podstawowa komórka społeczna, to jest najdoskonalej skonstruowana wydmuszka wszechświata. Wiecie, taki zlepek mądrych słów, które tak naprawdę nie przewodzą żadnego znaczenia, nie powodują żadnego łaskotania w emocjach, które ja odczuwam za każdym razem, gdy myślę o swojej rodzinie – czyli o dwóch osobach i trzech kilo puchatego kota, bo już od dawna nie mam potrzeby, by się komukolwiek tłumaczyć z braku niemowlaka.
Zdecydowanie zbyt wiele osób musi się obecnie tłumaczyć, że kocha nie tak jak trzeba – bo ta sama płeć, bo zbyt różny wiek, bo odmienne pochodzenie i inny odcień skóry, bo brak pieczątki urzędnika stanu cywilnego, bo brak dziecięcych klocków na podłodze albo wręcz przeciwnie – zdecydowanie ich za dużo. I nie chcę słyszeć argumentów o biologii, naturalności i tradycji, bo to jest zupełnie tak, jakby ktoś próbował mi wmówić, że nie mogę kochać swojego puchatego kręgla, albowiem ma złe umaszczenie sierści, wszyscy wiemy, że naturalnym jest kochanie burych kotów o prążkowanych brzuszkach.
Mój pies umarł już tak dawno temu, że zapomniałam, jak bardzo można kochać zwykłe zwierzę. A gdy te pluszowe łapki tłuczą kolejną, niezliczoną już szklankę, gdy wchodzą tam, gdzie nie trzeba i koniecznie muszą zawiesić się na tym obrazie i bezwzględnie o trzeciej nad ranem, to ja zawsze powtarzam, że on nie jest niegrzeczny, on po prostu jest kotem. I chodzi na tych swoich wiecznie podekscytowanych łapach, i ciągle daje prowokować tym przedmiotom cynicznie stawianym na szafkach, co tak wspaniale spadają popychane łapą, a wieczorami zwija się w puchatego precla i burczy jak traktor. Kocham te moje dwie osoby i trzy kilo kota tak bardzo, że czasem się boję, że już więcej uczucia się we mnie nie zmieści. To jest mój prezent na trzecią rocznicę ślubu – takie oszałamiające poczucie, że nic mi nie wyszło w życiu tak bardzo, jak ta moja rodzina.
Bo ostatnio zachorowałam, skutkiem czego częściej niż zwykle się bałam. A wiecie, dla rzeczywistości to nie ma żadnego znaczenia – nawet ludzie pokruszeni jak paczka herbatników muszą tak samo kasować bilety, płacić podatki, być uprzejmi w sklepach, podpisywać umowy, śmiać się na spotkaniach. I wtedy odkryłam, że jest w tych dwóch osobach i trzech kilo kota coś znacznie ważniejszego, coś co jest punktem wspólnym wszystkich pięknych rodzin, bez względu na ich formę – tych wyłożonych dziecięcymi zabawkami i tych obtoczonych w psiej lub kociej sierści, tych uznawanym prawnie i tych wciąż niestety nie. Rodzina to nie jest podstawowa komórka społeczna. Rodzina to jest taka przestrzeń, gdzie już nie musisz być dzielny.
Inne, podobne wpisy: Nie tylko Polska pękła na pół Nie jestem rasistką, ale… może po prostu o tym nie wiem? Miłuj bliźniego swego, tego właściwego Człowiek-Irlandczyk popiera [małżeństwa jednopłciowe], człowiek-Polak wybiera Rankingi dinozaurów, a nie innych ludzi Nie o taką Polskę walczyłam na Fejsbuku "Niech zdychają!” Człowiek-Polak wyraża opinię Czy popierasz pozostawienie sześciolatków w lasach państwowych, a uchodźców samych sobie? Paweł kopnął psa, a Gaweł dostał za to po pysku
***
Hej, czy wiesz, że napisałam książkę? Jest o tym, jak piękniej myśleć i jak wyciągać wnioski na temat otaczającego nas świata oparte na wiedzy, faktach i badaniach naukowych, a nie na stereotypach, własnych uprzedzeniach i wzajemnej pogardzie.
TO NIE JEST PODRĘCZNIK DO STATYSTYKI, to jest książka popularnonaukowa o tym, że statystyka jest wspaniała. I – w moim zamyśle – takie książkowe narzędzie, dzięki któremu można się nauczyć, jak weryfikować informacje, gazetowe nagłówki, doniesienia amerykańskich naukowców. Słowem – jak nie dać się oszukać mediom, wykresom i danym. Tutaj możecie ją kupić, tylko dziś w promocji za 19,99zł: KUP JA!!!
Magdalena
7 września 2018 o 20:18„Ej a kto Ci na starość poda szklankę wody?! No kto?! „A tak na poważnie, to trafione w punkt! Miłego piąteczka węglowodaneczka <3
Ewelina
9 sierpnia 2020 o 11:06Szczęśliwie wymyślono już samobieżne lodówki! Serio! Wystarczy nie mieć progów w domu/mieszkaniu 😀 PS. Wino też podają 😉
Iwona
7 września 2018 o 21:34„Rodzina to jest taka przestrzeń, gdzie już nie musisz być dzielny.” Dokładnie.tak.
Iza
7 września 2018 o 22:09Tak! ???
#tulęAżTroszkęWyjdąCiOczka
Brena
7 września 2018 o 22:27a co jak ktoś nie ma? i nie potrafi już być dzielny?
Wit Witek
25 stycznia 2019 o 11:49Czyta bloga Janiny i trochę jakby miał. Hej, #DrużynaJanina, hej!
Brehia
7 września 2018 o 23:15Elo, trzymamy kciuki za Twój powrót do zdrowia, tzn.ja trzymam kciuki, a moje cztery koty zaciskają pazurzyska :). Ściskamy cieplutko!
Aneta
7 września 2018 o 23:27Dziękuję, że to napisałaś. To wciąż nie jest takie oczywiste. Sama mam 24 lata, faceta i 7,5 kg psa. Za chwile stuknie nam rok od kiedy zwiększyliśmy rodzinę o schroniskowe nieszczęście na 4 łapach. Pies wymaga naszej uwagi, czułości, uczy nas cierpliwości i planowania życia pod niego. Gdy jedno zachoruje, drugie się troszczy lub po prostu kładzie na kolanach (bo nie ma chwytnych łapek by zrobić herbatę). Wszyscy wyczuwamy swoje nastroje i potrafimy odpuścić udowadnianie komukolwiek czwgokolwiek przekraczając próg naszego wynajmowanego mieszkania. Każde zdanie „jak dorośniesz to ci się zmieni i będziesz chciała dziecka”, „oszalałaś z tym psem, to nie dziecko by kupować takie drogie zabawki!”, ” po ślubie wam się zmieni”, „chcesz być jak ciotka XYZ?! Nie miała dzieci i sama zobacz jak zdziwaczała”, ” jak to nie chcesz ślubu?”, popycha mnie ku utwierdzeniu się, że wszystko jest ze mną w porządku i wybieram słusznie. Nie każdy tak ma – żal patrzeć na moje nieszczęśliwe koleżanki, które pod ciężarem parcia rodziny wzięły wbrew sobie kościelne śluby i choć same nie wierzą w nic, grzecznie ochrzciły swoje dzieci, które powstały w wyniku ciągłych pytań „to kiedy dziecko?”. Żal patrzeć na te wszystkie sflustrowane matki pokrzykujące na mnie gdy mój pies przechodzi obok wózków, i na tych wszystkich ojców z głowami w smatfonach, na przymusowych sobotnich spacerach z dzieckiem.
LifeWife.blog
7 września 2018 o 23:33Janino zdrówka ❤️
Olik
8 września 2018 o 09:28O bosze Janino, poplakalam sie lzami prawdziwego wzruszenia… Dziękuję. To trafiło w moment, w miejsce, w czas w moim życiu. W prawdę. Bo pierwszy raz od wielu wielu lat właśnie tak czuje… Ze nie muszę być dzielna.
Zo
9 września 2018 o 16:05Tia… Mam dwójkę małych dzieci i poważnie chorego męża, i rodzina to jest akurat to miejsce, gdzie muszę być dzielna bardziej niż gdziekolwiek. Bywa i tak.
Ale dzięki Ci, Janino, za pozytywne miejsce w internecie. Zdrowia!
Wit Witek
25 stycznia 2019 o 11:55Wszyscy jesteśmy tu z tego samego powodu: „życie chłoszcze” niewiarygodnie.
Abstrahując od powyższego, możecie się przytulać i to jest fajne!
Magda
1 października 2018 o 12:49Naprawdę ktoś pytał o te dzieci? Bo o ile kojarzę z tego bloga, to chciałaś mieć dzieci, ale mąż nie za bardzo i skończyło się na kocie. I się zastanawiam komu trzeba się tłumaczyć z braku niemowlaka – czy nie sobie samej?
matylda
9 sierpnia 2020 o 11:31Co za okropny, wstrętny i złośliwy komentarz.
Janina
9 sierpnia 2020 o 16:26Matylda, i to kobieta kobiecie. To mnie zawsze najbardziej rozpieprza.
Paweł
10 sierpnia 2020 o 00:17Janino. Nie, nie kobieta kobiecie. Człowiek człowiekowi. Jedna istota drugiej.
Pozdrawiam czule z mojego herbatnikowego serca.
Janina
9 sierpnia 2020 o 11:46Źle pamiętasz. Nigdy nie rozprawiałam publicznie nad tym dlaczego nie mamy dzieci i czy planujemy mieć, bo to nie jest niczyja sprawa. Co w sumie odpowiada na Twoje ostatnie pytanie – nie, nie muszę się z tego tłumaczyć sobie samej, ani nikomu innemu.
Subiektywnie o Fotografii
25 października 2018 o 21:05Przeczytałam Twój tekst rano i cały dzień siedzi mi w głowie 😛 Pięknie napisane. Takie to prawdziwe!
Janina
5 listopada 2018 o 13:26Bardzo dziękuję, bardzo mi pluszowo i cieszę się, że tekst Ci się spodobał! <3
Wit Witek
25 stycznia 2019 o 11:57Ten post zajmuje drugą lokatę na mojej liście najlepszych/ulubionych/najważniejszych.