Swego czasu, gdy pisałam bloga na zupełnie innej platformie, to tamże pojawił się komentarz od jakiegoś nieznanego mi typa, który pisał, że „ho ho ho, Janina, ale to jest śmieszne, ten blog to najśmieszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek czytałem w życiu”, no i dajcie spokój, oczywiście, że po takim komentarzu to nie pozostało mi nic innego, niż się z typem chajtnąć, i 10 lat później tak właśnie się stało.
I ten mój mąż, najwspanialszy model z katalogu mężów, najpiękniej wypieczona drożdżówka w moim piekarniku życia, jest tylko jednym z wielu, wielu, wielu powodów (nie wiem ilu dokładnie, nie umiem liczyć), dla których warto było swego czasu zacząć spisywać moje chłosty od życia.
I właśnie z tej okazji dzisiaj zapraszam Was na wielki, urodzinowy wpis o charakterze nostalgicznym, ale również KONKURSOWYM – oto przygotowałam dla Was dwa konkursy, w których łącznie wygrywa 270 osób, coooooo?
By wygrać nagrodę będziecie musieli wejść w polemikę ze swoją tożsamością ludzi o pamięci masła i przypomnieć sobie: jak nazywała się najlepsza koleżanka mojego męża, którą przez przypadek zjadłam? W jakim polskim mieście moi studenci szukali bezdomnych lam? No i przede wszystkim: co takiego Wojtek chciał sobie wytatuować na klacie? Czyli sami widzicie: same ważne rzeczy.
A to wszystko z okazji takiej, że 8 sierpnia 2014 roku na nowopowstałej stronie JaninaDaily.com pojawił się pierwszy wpis, który stanowić miał ważny element późniejszych badań historyków nad życiem na irlandzkich uniwersytetach.
A właściwie to życiem i śmiercią, no bo ja uczyłam statystyki, więc studentom na moich wykładach to było bliżej zdecydowanie do tego drugiego.
No i cyk, ledwie cztery miesiące po tej rocznicy i oto mam dla Was trzy gratki:
- Podróż pontonem nostalgii po rwącej rzece janinowych przygód o charakterze upokarzającym, czyli przegląd najbardziej kochanych przez Was wpisów, jak również cudnych fraz wpisywanych w Google, które zaprowadziły Was na moją stronę
- Teleturniej urodzinowy „Janinerzy”, w którym sprawdzicie swoją wiedzę o blogu, Janinie i wspólnych nam siedmiu latach, które upłynęły nam na pleceniu koszyków z kabanosów, ciosaniu reniferów z warzyw gruntowych i tłumaczeniu wszystkim dookoła, że nie, wychodząc ze swoim psem na spacer, statystycznie wcale nie mamy po trzy nogi. Na pierwsze 250 osób, które uzyskają 80% poprawnych odpowiedzi w tymże quizie czeka splendor, uwielbienie tłumów i dostęp do prenumeraty cyfrowej Gazety Wyborczej na 30 dni.
- Konkurs „77+ nagród na 7 urodziny”, w którym do wygrania jest 100 (a tak to sobie zaokrągliłam, mówiłam, że nie umiem liczyć) różnorakich nagród, które rozdysponujemy między 20 zwycięskich osób. Teleturniej i opis konkursu znajdziecie na końcu tego wpisu.
No to cyk, zaczynamy!
Zapraszam na rejs pontonem nostalgii
Na początku było… upokorzenie. Tak jest, pierwszy wpis, który pojawił się w tej witrynie dotyczył rozkoszy sprawdzania obecności i leciał tak:
Nowy semestr postanawiam rozpocząć od zapoznania się z moimi nowymi studentami. Proszę bardzo, niech każdy się przedstawi, a ja potem powtórzę i zapamiętam wszystkie imiona, i potem będziemy już mogli wyruszyć we wspaniałą, intelektualną podróż po oceanie nauk społecznych. Może zaczniemy od koleżanki z prawej, koleżanka z prawej uśmiecha się do mnie szeroko i mówi: My name is Sadhoh. Sadhoh, cóż za piękne irlandzkie imię – myślę sobie – takie imię w sam raz, jeśli chcesz żeby pewien nauczyciel-Polak już nigdy nie zadał ci żadnego pytania. Proszę bardzo, zapraszam koleżankę obok koleżanki Sadhoh, a koleżanka obok mówi: My name is Ailbhe, a ja myślę sobie, że of course it is. Koło koleżanki Ailbhe siedzi student płci męskiej, włosy blond, oczy niebieskie, wcielenie niewinności, to musi być człowiek o imieniu z doskonale wyważoną liczbą samo- i spółgłosek, więc pytam blond chłopca jak się nazywa, a on mi na to mówi: my name is Kyoosti. Kyoosti, tak powiedział, i tego już było za wiele. Więc tłumaczę moim nowym studentom, że ha ha ha, się pośmialiśmy, ale dość tego, nie wolno im wymyślać szalonych imion tylko po to, żeby zbić z tropu mnie, człowieka-Polaka, na co blond chłopiec podnosi niepewnie rękę i mówi: But that’s my real name, I am from Finland.
Z niecierpliwością oczekuję na zaproszenie od mojego szefa na diversity training.
Jak widać po długości tego wpisu, już wtedy nie byłam jakoś wybitnie przywiązana do idei wytężonej pracy, co w sumie nijak nie pomaga w rozwiązaniu zagadki, dlaczego tak właściwie postanowiłam nazwą swoją stronę DAILY, w sensie, że CODZIENNIE, choć przecież jeśli chodzi o pisanie to bardziej trafny byłby dopisek WHO KNOWS, pamięci mojej książki pisanej przez trzy lata i doktoratu pisanego siedem [‘]. Tak czy siak, dzień publikacji strony uczciliśmy wraz z moim mężem w sposób godny, to jest produktem szampanopodobnym marki Tesco, no co Wam powiem – jaka okazja, taka celebracja.
Patrzcie, co to w ogóle był za dizajn!
A potem to już poszło – pisałam, pisałam, pisałam i… kompletnie nikt mnie nie czytał, co było efektem wybitnego braku sprzężenia pomiędzy naszymi prokrastynacjami, bo ja prokrastynowałam poprzez pisanie, ale niewiele osób chciało prokrastynować poprzez czytanie i tak zleciał rok, i drugi, i trzeci, i wtem, po trzech latach (serio – trzech latach!), kiedy to podzieliłam się ze światem poruszającą historią o zmaganiach mojego męża z wytatuowanym kodem w Pythonie na klacie, to wpis ten trafił przypadkiem na klawiaturę Pawła Tkaczyka, Władcy Lajków i Zarządcy Szerów, on przedstawił go światu, niczym Mufasa Simbę iiiii poszło, tego samego dnia przybyło Was tu kilka tysięcy. A potem z każdym wpisem przychodziliście i odchodziliście (co jest zupełnie OK), choć wciąż najbardziej wzrusza mnie to, że ja przecież często piszę tutaj o sprawach światopoglądowych, niewygodnych i kontrowersyjnych, typu: że wszyscy ludzie są tak samo ważni i tak samo potrzebni, i zasługują na ochronę, miłość i szacunek (co!?!??!? Kto to widział, strach pomyśleć, co będzie następne – żądanie równych prawa dla wszystkich?!?!?!?!?), i po każdym takim wpisie żegnam sporą grupę czytelników, ale
absolutnie najwięcej osób w historii mojego bloga odlajkowało mój profil wtedy, gdy napisałam, że łabędzie to sukinsyny.
Nie wiem, to musieli chyba być członkowie jakiegoś Stowarzyszenia Miłośników Łabędzi I Innych Eleganckich Ptaków, czy co.
I teraz, z okazji urodzin bloga (no bo były w sierpniu, a jest ledwie grudzień i ja nie twierdzę, że należą mi się fanfary i bukiet z balonów za tak prężne działanie, ale jednak uważam, że należą mi się fanfary i bukiet z balonów za tak prężne działanie) przedstawiam
Zestawienie najchętniej czytanych przez Was wpisów na przestrzeni tych 7 lat
Jeśli zaś chodzi o wpisy, które cieszą się największą popularnością w historii tego bloga, to słuchajcie, STATYSTYCZNIE RZECZ BIORĄC, najchętniej czytacie… te poważne.
Miejsce 1: „Miłuj bliźniego swego, tego właściwego” – jeden z pierwszych wpisów o tym, że potrzebujemy otoczyć społeczność LGBTQ+ miłością i opieką, bo nierówności których doświadczają trwają… nawet po śmierci.
Miejsce 2: “Rankingi ulubionych dinozaurów, a nie innych ludzi” – o porażkach naszego dorosłego świata, jakimi są samobójstwa dzieci
Miejsce 3: wpis „W socjologii migracji nazywają nas ludźmi na huśtawce”, o naszych trudnych powrotach do kraju po wielu latach emigracji.
Właściwie to to podium mnie cieszy… To znaczy –
z niczego nie jestem tak dumna, jak z tej naszej #DrużynaJanina. Stworzyliśmy wspólnie najmilszą stronę internetu
uwielbiam się z Wami śmiać, i trzaskać te renifery z pasternaku, i spotkać się na plaży na warsztatach z wstawania z leżaka z godnością, ale jest mi też bardzo dobrze z poczuciem, że równie ważne jest dla Was to, by wyrażać sprzeciw przeciwko temu, co poszło nie tak w obecnej rzeczywistości.
Niemniej, gdy już jesteście zmęczeni taplaniem się w roztworze nasyconym z Polski, to okazuje się, że wtedy lubicie zwrócić się ku największym życiowym radościom, jakimi są świadkami moich życiowych upokorzeń. Oto trzy najbardziej kochane przez Was wpisy, w kategorii „śmieszki, heheszki, #CzłowiekPokrojuJanin”:
Miejsce 1: „Pyton na klacie i krótki kurs zarządzania małżeństwem”, czyli niezwykle ważny tekst o atakach misiów koala, Wojtkowym marzeniu związanym z tatuażem i pracach domowych wykonywanych przez niemowlaki. To jest dokładnie ten wpis, po publikacji którego tak licznie tu przybyliście, co mnie w ogóle nie dziwi, każdy chciałby się dowiedzieć, ile linijek kodu zmieści mu się na klacie i czy to OK prosić o wykonanie tego tatuażu jakiegoś niemowlaka.
Miejsce 2: „Człowiek-Irlandczyk w obliczu polskich jajek i tramwajów”, czyli historia o tym, jak moi studenci pojechali łatać dziury cywilizacyjne w kraju trzeciego świata, w sensie że w Polsce. A wrócili umiłowani w polskich yaykos i tramvayach, niemniej wciąż wybitnie nieumiłowani w jakiejkolwiek tematyce zajęć. Zresztą fraza „Janina Daily yaykos” od lat jest bardzo popularna wśród Waszych wyszukiwań w Google, nie wiem, może to tak jest, że myślicie z nostalgią o tych yaykos od szczęśliwych kurys za każdym razem, gdy smażycie omleta.
Miejsce 3: „Moja szkoła jazdy, małżeńska szkoła życia” – ach, wpis-pomnik mojego absolutnego geniuszu w prowadzeniu pojazdów mechanicznych, dzielę się w nim tymi traumatycznymi momentami, kiedy to śmierć zaglądała mi w oczy, a podobny stan unicestwienia zagrażał mojemu małżeństwu.
Jeśli zaś chodzi o najpopularniejsze wpisy o charakterze statystycznym, to wiadomo, zwycięzca tego „Tańca z Liczbami” mógł być tylko jeden…
Oczywiście, że wygrywa tekst o tym, „czy kiedy wychodzisz z psem na spacer, to średnio macie po trzy nogi?”, który to wpis wiele osób zainspirował do oddania sprawiedliwości wszystkim okolicznym wyżłom, sprawił że już nie musicie udawać się na przechadzki z liczydłem w kieszeni, a przede wszystkim – miał przepiękną kontynuację w życiu codziennym, w postaci idealnie statystycznego kota o trzech łapach, który w pewnym momencie się do nas wprowadził.
W tym miejscu chciałam zaznaczyć, że wszelkie wpisy statystyczne z czułością dedykuję mojemu największemu antyfanowi, który od ponad roku zjawia się pod każdym moim wpisem, pisząc że jestem oszustką, nic nie potrafię, nic sobą nie reprezentuję, i który co prawda nigdy nie miał odwagi się podpisać, ale to naprawdę nie było aż tak skomplikowane, by jego tożsamość poznać – panie Adamie, szacuneczek za wytrwałość w nienawiści do mojej osoby. Piszę „Pan”, bo nie będę używać Pańskich tytułów naukowych, bo nie do końca jestem pewna, czy pomiędzy trzaskaniem tych wszystkich komentarzy i prowadzeniem nienawistnego, fejkowego konta na Twitterze, zostaje Panu jeszcze jakakolwiek chwila na robienie tego, za co płaci Panu pański pracodawca, czyli jedna z czołowych, publicznych polskich uczelni.
Niemniej trochę już to się robi nudne, więc zachęcam do odwagi – podpisania się, a najlepiej w ogóle do spotkania – w Warszawie bywam często. Chętnie posłucham, twarzą w twarz, o co Panu chodzi, z czym ma Pan problem i jak Panu pomóc, bo to w gruncie musi być szalenie wyczerpujące, prowadzić te wszystkie anonimowe konta i nie znosić tak wielu osób i grup.
No, to dość o Adamie, przejdźmy do innych, ważniejszych rzeczy, czyli do tego momentu…
Kiedy #DrużynaJanina napotka pasternak
Statystyki statystykami, bla bla bla, zajmijmy się przez chwilę czymś ważnym. To znaczy: kontemplacją nad tym momentem, kiedy to przychodziliście w poniedziałek do roboty i ktoś Was pytał, co tam porabialiście wczoraj wieczorem, a Wy musieliście powiedzieć: “a wiesz, robiłem z jakąś typiarą kapibarę z makaronu”. Pamiętacie od czego się zaczęło? Zaczęło się od robienie chłopaka z kartonu po mleku. Tutaj relacja-skrót z tego historycznego wydarzenia:
Czy wiecie, że w sumie odbyliśmy aż 9 warsztatów DIY na FB lajwie, podczas których ciosaliśmy renifery z warzyw gruntowych piękne tak, że wyglądały jakby je sam Michał Anioł ciosał?
Ach, czegoż tam nie było! Robiliśmy:
- Absztyfikanta z kartonu po mleku
- Morskiego ssaka z biszkoptu
- Przyjaciół z pojedynczych skarpetek
- Koszyk z kabanosów
- Zoo z jajek na twardo
- Renifera z warzyw gruntowych
- Alpaki z piernika
- Wiatraki z mortadeli
Jak również odbyły się dwa warsztaty specjalne:
- Warsztat DIY: zdezorganizuj sobie życie
- I warsztat na żywo na wrocławskiej plaży: jak wstawać z leżaka z godnością
Tym samym teraz czas na galerię naszych prac, która jest w stanie zawstydzić każde szanujące się muzeum, a te nieszanujące się, to tym bardziej. Przy okazji dodam, że owe zdjęcia przeglądałam podczas podróży pociągiem, pozdrawiam wszystkich pasażerów pociągu Warszawa Centralna – Zielona góry, którzy przecież jak opowiedzą dziś w chałupie, co im się przydarzyło w pociągu, to przecież nikt im nie uwierzy.
(jak kliknięcie w galerię, to zdjęcia się powiększą)
A teraz czas na radosne statystyki wyszukiwań w Google!
Najczęściej wyszukiwane przez Was frazy dotyczące mojej osoby to:
- “Janina Bąk romans” (Wojtek, czy to Ty!?!??!!?)
2. “Janina Bąk schudła” (no nie da się ukryć)
3. “Janina Bąk na co jest chora” (a na to pytanie odpowiedziałam całkiem niedawno w wywiadzie dla „Wysokich obcasów”, jednocześnie odpowiadając też na inne nurtujące wiele osób pytanie, to jest: „Janina, co Ty bierzesz?”, he he he)
A po wpisywaniu jakich fraz w Google trafiliście na mój blog? Och, no tutaj radość, kreatywność i dobra zabawa, nie ukrywam, że moim absolutnie ulubionym człowiekiem jest ten, który trafił na moją stronę, albowiem wyszukiwał frazy
JAK ZAPROJEKTOWAĆ WŁASNY POMNIK JAKO WIELKI CZŁOWIEK
No kocham to, w pełni to rozumiem i oferuję pomoc w spełnieniu tego marzenia, poprzez wyplecenia autorowi tej frazy pomnika z kabanosów.
Ponadto dręczyły Was takie zagadnienia:
- „Koszyk z kabanosów” (ach, ta silna marka osobista, pędzę to sobie wpisać na Linkedinie!)
- „Gołąb co nosi na sobie kromkę chleba jak korale” (wiadomo)
- „Diabeł w buraczkach” (ale na ciepło, czy na zimno?)
- „Małżeńskie patatataj” (to chyba jakiś koń wybierał się na randkę)
- „Najgorsze zupy świata” (to proste – wszelkie zupy owocowe)
- „Trudna współpraca z żoną” (to chyba znów Wojtek)
- „Panie boże podpowiedz mi co ja mam zrobić na tej uczelni” (to chyba moi studenci)
- „Nieprzydatny człowiek” (Google, szanuję to, że tę osobę skierowałeś do mnie, doskonałe wypozycjonowanie)
- „Niech zapłoną lędźwia” (wszystkim nam się to marzy)
- „Indianin krzywa ręka” (to chyba kot Kartofel)
Wszystkim wyszukującym powiem tak – mam ogromną nadzieję, że na tej stronie znaleźliście odpowiedź na te targające Waszą duszą zagadnienia. A jak nie, to nic, może to dobra okazja, by popełnić wpis o projektowaniu pomnika nieprzydatnego diabła w buraczkach z płonącymi lędźwiami, jedzącym przy okazji najgorszą zupę świata.
A teraz czas na konkursiwo!
Ach, tyle wspomnień, tyle radości, tyle wspólnych wydarzeń, spotkań, internetowych dyskusji. Bardzo jestem szczęśliwa, że Was mam, niech żyje #DrużynaJanina, hop! Hop! Hop! (hasło to należało przeczytać na melodię „Rzeki marzeń”, wiadomo). I bardzo się cieszę, że za sprawą naszych licznych sponsorów mogę zaoferować Wam udział w konkursie, w którym wygrywa aż 20 osób, a do rozdania mamy aż 77+ (w zaokrągleniu 100, taka to moja matematyka) nagród, a w ramach którego będziecie musieli połaskotać własną kreatywność i szturchnąć trochę umiejętności WYTWARZANIA SZTUKI.
Zadanie konkursowe leci tak: wybieracie sobie swój ulubiony wpis z wszystkich dostępnych na stronie JaninaDaily.com lub na moich profilach FB i Instagram, a następnie tworzycie wariację na jego temat.
Technika dowolna: możecie napisać kilka zdań o tym, dlaczego ten wpis zrewolucjonizował Wasze życie (nie oszukujmy się – trudno będzie znaleźć kogoś, komu po przeczytaniu moich przemyśleń na temat lwa, który robi Rho! Rho! nie odmieniło się życie), mile widziane są również poematy pisane trzynastozgłoskowcem. To może być wyklejanka z kulek z bibuły ilustrująca scenę lub bohaterów tego wpisu, wyklejanka z plasteliny przedstawiająca coś, co kojarzy Wam się z moją osobą lub blogiem, rzeźba 3D zrobiona z masła, no i filmem pełnometrażowym też nie pogardzę. Generalnie ogranicza Was tylko Wasza wyobraźnia, no i polskie prawo. To może być luźne nawiązanie albo bardzo konkretne, to może być recenzja, ilustracja do wpisu, zdjęcie podczas jego czytania, no cokolwiek, co stworzy piękną galerię Waszych interakcji z moimi tekstami lub blogiem, którą to galerię – nie mam co do tego żadnych wątpliwości – potem odkupi od nas Luwr albo chociaż Muzeum Ziemi Wałbrzyskiej.
Swoje prace, wraz z linkiem do wpisu, którego dotyczą, przesyłacie na adres: urodzinyjaniny@gmail.com
Konkurs trwa do 19.12, godz. 23:59, nie mogą w nim brać udział członkowie mojej rodziny, moi przyjaciele (ale tych nie mam, więc nie ma problemu), no i uchatki, no bo szanujmy się.
A jeśli akurat nie macie ochoty brać udziału w tej olimpiadzie, bo wciąż macie sklejone palce po tym, jak robiliście witraże z bibuły w pierwszej klasie podstawówki, to oto mam dla Was
WIELKI URODZINOWY TELETURNIEJ „JANINERZY”
w którym pierwsze 250 osób, które udzieli minimum 80% poprawnych odpowiedzi otrzyma miesięczny darmowy dostęp do prenumeraty Gazety Wyborczej. A nawet jeśli to Was nie interesuje, bo z prasy to najbardziej lubicie czytać „Najpiękniejsze mlecze polski – dwutygodnik”, to zmierzcie się z tym quizem, ciekawa jestem, ile pamiętacie z naszej wspólnej, siedmioletniej przygody!
Oczywiście można wziąć udział w obu konkursach, bo generalnie to bycie ambitnym nie jest karalne, tak mi przynajmniej zawsze powtarzał mój szef, acz nigdy nie było mi dane to sprawdzić.
To wszystko dzięki Wam
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za te 7 lat, #DrużynaJanina – sprawiacie mi dużo radości i dajecie mi dużo nadziei, że gdzieś tam jest 100000 osób, które lubują się w pluszu, wzajemnym szacunku i dziecięcej radości trzaskania jednorożca w butelki po winie.
To brzmi jak frazes, ale jest prawdziwy – nie byłoby mnie bez Was. Dzięki temu, że w pewnym momencie postanowiliście dołączyć do mojej społeczności mogła zrobić fantastyczne rzeczy: zabrać głos na proteście osób i sojuszników LGBTQ+ (to wciąż najważniejsze wystąpienie w moim życiu), brać wraz z Wami udział w Strajkach Kobiet, wygrać nagrodę Korona Równości za swoje działania aktywistyczne, zabrać głos w Senacie w sprawie osób chorujących na otyłość, spotkać się z profesorem Miodkiem, adoptować wraz z Wami już niemal 80 fok (pamiętacie, że od lat % z każdej współpracy przeznaczam na adopcję foki?), czterokrotnie być na okładkach czasopism, zagrać w reklamie TV, dwukrotnie wygłosić wykład na konferencji TEDx, wydać książkę, którą kupiliście w liczbie ponad 100 000 egzemplarzy, zagrać w moim pełnometrażowym filmie autobiograficznym pod tytułem “Od regresji do dygresji”, A NIE, TO JESZCZE NIE. To było wspaniałe siedem lat przygody, która zabrała mnie w miejsca, zdarzenia i relacje (z Wami!), których nigdy się nie spodziewałam, ale za które jestem niezwykle wdzięczna.
Bardzo mnie ciekawi, napiszcie w komentarzu – jak długo ze mną jesteście? Po jakim wpisie trafiliście do mnie pierwszy raz?
Karolina KL
9 grudnia 2021 o 16:05Wspaniały quiz ^^
Super blog
10 grudnia 2021 o 14:26Długo już czytam Twojego bloga, zaczęło się od jakiegoś lekkiego wpisu 🙂
Ola
9 grudnia 2021 o 16:38ja trafiłam przez wpis o zebraniu w sprawie ozdób choinkowych, nie pamiętam absolutnie jakież to hasło wpisałam, ani którędy do Ciebie trafiłam, ale to było absolutnie najlepsze, najśmieszniejsze co w życiu przeczytałam i nadal jest 😁 a do tego najprawdziwsze!
Bo kto pracuje na uczelni, ten się w cyrku nie śmieje 😉
Asia
9 grudnia 2021 o 16:43Uff, Janina po prostu najlepszego:)
Kasia
9 grudnia 2021 o 17:02Trafiłam tu dawno, pokochałam od pierwszego zdania i będę tu na dobre, i na złe. Bo kiedy działo sie moje złe, to te ulepione ze zdań kształtnych i otulajacych niczym najbardziej miękki puch świata historie mnie ratowały i utrzymywały na powierzchni. Ale przede wszystkim dlatego, że Twoja wrażliwość, zwrócenie sie ku wykluczanym i potrzebującym, niesłyszanym w przestrzeni publicznej, tak bardzo mi imponuje.
Kasia B.
9 grudnia 2021 o 18:01Mogłabym się pod tym podpisać wszystkimi kończynami swoimi i moich kotów!
Maciej
9 grudnia 2021 o 17:15Gnaj dalej Janino niczym rączy jeleń!
Ania
9 grudnia 2021 o 17:19Uwielbiam Cię, Księżniczko
Cirzpisz
9 grudnia 2021 o 17:37Lubię takie podsumowania <3
Ola Z.
9 grudnia 2021 o 17:49Jej!! To niesamowite, że jak mój fantastyczny kumpel pokazał mi Twojego bloga gdy byłam w klasie maturalnej (2015 rok) to blog był jeszcze tak mało znany. A ja się dziwiłam, że gdy komuś o Tobie mówiłam to ludzie odpowiadali “yy… Nie znam”. Cieszę się z Twojego sukcesu!!! ;* dziękuję za te siedem lat i czekam na kolejne tysiąc pięćset ;*
Agnieszka
9 grudnia 2021 o 18:24Ja tu trafiłam po wpisie o sierocincu dla fok w Irlandii. Potem był konkurs na imię dla foki, który wygrałam bo nazwałam fokę Kaloria! A potem był live z plaży we Wrocku, gdzie gustownie i z wdziękiem spadaliśmy z leżaków głową w piach. I zostałam, bo nie lubię opuszczać miłych i bardzo interesujących osób w moim otoczeniu. Pamiętam warsztaty z robienia przyjaciela z kartonu, koszyki z kabanosów i całą resztę. Śledzę uważnie Twoje poczynania, mam książkę i wspieram Cię wirtualnie, choć nie zawsze daje znaki wsparcia. Uważam że jesteś bardzo ciekawą osobą, masz dużo mądrych rzeczy do powiedzenia i masz dar, że Cie inni słuchają. Trwaj dalej, dziel się mądrością i nie milknij.
Plum
9 grudnia 2021 o 19:09Czytam mniej więcej od 1-2 stycznia 2017. Wtedy właśnie Twoje teksty ratowały mnie od rozpaczy, gdy moja córka (kilkaset kilometrów ode mnie) doświadczała ciężkiego kryzysu psychicznego i otrzymała diagnozę chad. Przez te wszystkie lata darowałaś mi jeszcze wiele uśmiechów 🙂 i dużo nauczyłaś. Dziękuję ❤️
Gosia
9 grudnia 2021 o 20:02Ja jestem od sierpnia 2016. Znalazłam nawet cytat z bloga, który wysłałam koleżance na zachętę do czytania Ciebie.
“Okazuje się, że wśród wielu zalet mojego męża nie ma umiejętności robienia gofrów. Na zewnątrz muśnięte delikatnym językiem węgla, wewnątrz surowe jak matka, gdy wracasz naprany z imprezy”
No jak nie kochać??? Pokochałam i już tak zostałam.
Kasia
9 grudnia 2021 o 21:10Najdroższa Janino!
Ja trafiłam na Twojego bloga, kiedy szukałam artykułów o mieszkaniu za granicą. Wszyscy tak mi zazdrościli, bo za granicą lepiej, więcej pieniędzy, lepsza opieka zdrowotna i ludzie jacyś milsi. A dla mnie to był koszmar, huśtawki nastroju, tęsknota i samotność.
Przeczytałam Twój tekst i już zostałam. I zostanę, bo popieram to, o czym mówisz <3
MartaK
9 grudnia 2021 o 21:55Ja, jak przystało na człowieka pokroju Janiny, za cholerę nie pamiętam kiedy tu trafiłam, ale uśmiałam się, spłakałam i westchnęłam setki razy, za co jestem niezmiernie wdzięczna. Do nadrobienia trochę mam, bo w Quizie mam 67%, więc teraz, jak przystało na mnie, wrócę do pytań, gdzie strzelałam, otworzę pierwszy tekst podlinkowany przy takowym, a później zapomnę, że miałam czytać też kolejne. Przypomni mi się zapewne w okolicach marca w samochodzie w drodze po dziecko. Albo coś takiego. Cała ja. Dziękuję!
Agnieszka
10 grudnia 2021 o 08:19Ja nie pamiętam, który pis czytałam jako pierwszy, bo przeczytałam wszystkie. Naj, naj najbardziej lubię wpis o równości małżeńskiej: bawi, wzrusza i daje nadzieję. I nic dziwnego, że jest ulubiony, bo ja sama czytałam go chyba z 5 razy.
Jesteś wspaniała.
A panu Adamowi może nie wychodzą jakieś badania w laboratoruim, i on jest wtedy bardzo zły i nieszczęśliwy…
Beata
11 grudnia 2021 o 13:14Ja pamiętam – za czasów “irlandzkich” zobaczyłam u kolegi post o fokach, drużyna Janina, no same smaczki. Od tamtej pory zostałam 🙂 . W międzyczasie sama zostałam emigrantką, mieszkałam w De i Janinka napisała, że przenosi się do mojego miasta – Wro!!! No a że sama codziennie płakałam z tęsknoty to sama w końcu wróciłam. Zawsze jak mi mignie gdzieś Janina “na mieście” to nie podejdę, bo mi trochę głupio mimo wszystko ale wysyłam wewnętrzenie milion uścisków za każdy stworzony korzyk z kabanosa i temu podobne radości. A nawet ostatnio Warszafka opowiadała o Janinie, i mówią “Cz Ty nie pamiętasz, że to Ty nam ją sprzedałaś??”. Ja nie pamietam, bo Alzheimer, ale jaka noblitacja! W stolicy mnie kojarzą z pangi biznesu, jupi a i towarzystwo tęczowe mocno. Także żyj nam 100 lat w zdrowiu 🙂 🙂 !!!
Katarzyna
11 grudnia 2021 o 15:34Quiz boski, wpisy boskie, ale dlaczegoja dopiero teraz slucham i oglądam o mątwie?! :)))
Agata
11 grudnia 2021 o 16:08Janino, ja chciałabym tylko Ci powiedzieć, że ten lajf z robienia chłopaka z kartonu po mleku uratował moje życie. W tamte walentynki mój niedoszły mąż poszedł na randkę nie ze mną, lecz (jak się później okazało) ze swoją drugą partnerką. Pamiętam, że leżałam w łóżku, przeczuwając, że dzieje się coś bardzo bardzo niedobrego, płakałam i oglądałam jak kleisz tego kartonowego chłopaka. I żyłam nadzieją, że jeszcze będzie dobrze, że jeszcze ogarnę sobie to życie, że dam radę. Kilka dni później rozstaliśmy się z narzeczonym, odkryłam jego zdrady i kłamstwa – dużo czasu zajęło zanim zebrałam te okruszki szkła, posprzątałam bałagan w głowie i życiu, poskładałam się z powrotem w całość. Wiele w tym zawdzięczam Tobie – Twój blog czy Fb zawsze powodowały uśmiech, ułatwiały choć trochę przeturlanie się do kolejnego dnia, i jeszcze następnego. Dziękuję Ci za to. I bardzo bardzo mocno wspieram w tych dołkach i górkach.
Adam z czołowej uczelni z fejkowym kontem na Twitterze
12 grudnia 2021 o 13:00Ten najbardziej popularny wpis o spacerze z psem jest bardzo znamienny, bo w “dowodzie” roi się od błędów, co nie przeszkodziło skompletować długiej listy komplementów. Co nie jest specjalnie szkodliwe, bo nie sądzę, żeby wiele osób z uczelni (mam na myśli również studentów) zaglądało na tego bloga w celu zdobycia wiedzy. A jeżeli chodzi o moje “nienawistne” komentarze, to może czasami rzeczywiście nie były zbyt uprzejme (choć merytorycznie z niczego się nie wycofuje) ale niespecjalnie czuję się winny, bo ich ton był spowodowany cenzurą, którą Pani stosuje jako “argument erystyczny”. Spotykać się nie mam ochoty, chyba że w prawdziwej i otwartej dyskusji. Żadnego cenzora, tylko argumenty merytoryczne. Nie będzie tak łatwo jak teraz, gdy może Pani “referować” moje wpisy tym, którzy nie widzieli ich na oczy. Ciekawe czy starczy Pani uczciwości, żeby tym razem nie sięgnąć po cenzorskie uprawnienia.
PS Za „czołową uczelnię” nie musi Pani przepraszać, w końcu to żadna ujma mieć taką pracę. Za „nienawistne, fejkowe konto na Twitterze” już wypadałoby, chyba że „dochowała Pani należytej staranności” (to formuła prawna) i tylko ktoś wprowadził Panią w błąd. Bo na razie mimo dotychczasowych doświadczeń zakładam, może naiwnie, że to nie jest zwyczajne kłamstwo.
Janina
12 grudnia 2021 o 15:12Będąc zalogowanym na to konto na TT wyszerowałeś swój desktop podczas wykładu dla kilkuset studentów – mam zdjęcia. To naprawdę nie trzeba być geniuszem logiki, by połączyć te kropki. Choć geniuszem zbrodni już wypadałoby być, gdy robi się takie rzeczy. Skoro już nie stać Cię na podstawową odwagę, by podpisywać się przy wyrażaniu swoich opinii i musiałam sięgnąć po inne środki, by odkryć, kim jesteś. Część moich tekstów i TEDxów jest używana podczas wykładów na różnych polskich uczelniach i znajdują się w syllabusach, więc o ile rozumiem, że z niektórymi argumentami tekstu o psie można się nie zgadzać*, to może nie do końca wszystko, co wiem nadaje się do kosza. A nawet jeśli, to może czas najwyższy podać jakieś konkrety. Bo póki co w żadnym z Twoich komentarzy – odnośnie żadnego tekstu – szczegółów nie było, oprócz festiwalu argumentów personalnych o tym, że – tu cytaty – jestem niedouczoną oszustką uzależnioną od kłamstwa.
* Np. rodzaju skali pomiarowej, jaką jest liczba nóg. Fajne to były wnioski, ale wiesz, tam ludzie dyskutują dojrzale, bez argumentów ad personam i umiejąc się podpisać. Takie dyskusje są doskonałe, można się wiele nauczyć i z szacunkiem się ze sobą nie zgadzać. Polecam, spróbuj kiedyś.
P.S. Wiesz, że gdybyś używał prawdziwego, a nie zmyślonego maila, to wszystkie Twoje komentarze dodawałyby się automatycznie? To było takie proste – wystarczyło mieć prawdziwe konto.
Adam z fejkowej uczelni z czołowym kontem na Twitterze
13 grudnia 2021 o 10:511. Nie przechodziliśmy na “ty” ale to najmniej ważne.
2. Łączyć można różne rzeczy ale jeżeli zaczyna się od chorych fantazji (pierwsze zdanie), to kończy się na chorych fantazjach. W najlepszym razie.
3. Nie napisałem, że wszystko nadaje się do kosza ale parę punktów, na których opierają się całe wywody już tak. Przykład ze skalą pomiarową jest całkiem niezły. Liczba nóg psa jest zmienną ilościową, a każda taka zmienna jest również porządkująca. Ale nie każda zmienna porządkująca jest wyłącznie porządkująca. To tak przy okazji logiki.
4. Użyłem raz prawdziwego adresu, los wpisu był taki sam jak innych.
5. Widzę, że albo humor dopisuje, albo nie rozumie Pani znaczenia słowa zwrotu “ad personam”. Opinia, że “jest Pani niedouczoną oszustką uzależnioną od kłamstwa” była uzasadniona merytorycznie i sformułowana po kilku miesiącach naszej, he he, znajomości. Mogę powtórzyć argumenty bo zawsze je przedstawiałem. Za to Pani próbuje mi przypisać jakieś brzydkie rzeczy nie mające nic wspólnego z prawdą (w zasadzie kryminalne, więc jest okazja żeby mnie puścić z torbami, zwłaszcza że ma Pani zdjęcie – dowód. Śmiało, do boju).
6. Mogę temat np. psa i jego nóg rozwinąć merytorycznie jeżeli da mi Pani gwarancję, że tekst się ukaże – po próżnicy nie mam ochoty pisać.
7. Parę nowych kłamstewek, nie licząc tego grubego z moim kontem na TT, zdążyła Pani dodać do swojego dorobku. Aha, czy mógłbym prosić o nazwę tego konta? Kto jak kto ale ja powinienem je poznać. W rewanżu polecam wierszyk Andrzeja Waligórskiego „Trucie Gucia” (z sugestią żeby jednak nie sięgać po środki opisane w dwóch ostatnich linijkach). Linku nie podaję, bo zdaje się że automat wycina.
Janina
13 grudnia 2021 o 17:00Nie, nie ukaże się. Od teraz każdy Twój komentarz, choćby i tam był fragment “Pana Tadeusza” czy najpiękniejszy wiersz Sylvii Plath, będzie automatycznie usuwany przez zastosowany filtr. Ja go nie zobaczę, nikt go nie zobaczy, szkoda Twojego zachodu. Na napisanie w komentarzach merytorycznych konkretów miałeś mnóstwo okazji, biorąc pod uwagę, że pojawiałeś się pod niemal każdym wpisem. Nie miałeś odwagi się podpisać przez ponad 1,5 roku (i wciąż tego nie zrobiłeś, ja znam Twoją tożsamość, ci którzy czytają te komentarze – nie), nie masz odwagi się spotkać, nie gram w takie gry. Dyskutuję z ludźmi, którzy robią to z szacunkiem i mają odwagę robić to pod własnym imieniem i nazwiskiem.
A teraz już załączam filtr i żegnam się.
Nieogar Kalifornijski
14 grudnia 2021 o 05:37Janino,
Bardzo ladnie szlo mi wypelnianie klizu (nie wiem gdzie sie przelaczyc na polskie literki w sluzbowym kompie) i juz odpowiedzialam na wszystkie pytania, i jak nie zaczne szukac guzika ‘submit’…. i co? i nie znalazlam. I wiesz, nawet sie specjalnie nie zdziwilam, bo przeciez to takie szalenie zabawne zapomniec dodac guzika ‘submit’ na wlasnej stronie, i do wlasnego klizu. Wiadomix! I pomyslalam sobie, ze pojade popatrzec na te foki, co to kolo mnie mieszkaja i zawsze mowie sobie: juz jade! A potem jednak zostaje bo rozkojarzyly mnie koliberki za oknem… I nie wiem skad, ale prawdopodobnie zdarzylo sie to poprzez uzycie tej slicznej partukuly (a moze i przyslowka) “juz” i jak zawsze w sytuacji kiedy odczuwam presje czasu (takie “juz” to nie raz nie dwa mnie wybilo z nierytmu) poczulam, ze gdzies tam moze sie spoznilam, ze moze cos inaczej pobieglo w czasie, czy przestrzeni, czy tez tu i tam. Ale nie, wyrobilam sie, skonczylam kliz przed 23:59. Czasu kalifornijskiego.
Acha, i dostep do wyborczej tez mam.
Dziekuje Janino, to byl piekny wieczor.
zdrowie
20 stycznia 2022 o 09:21To jest niesamowite jak bardzo się rozrósł twój blog. Ile w tym czasie osiągnęłaś. Jest to naprawdę mocno inspirujące.